Teraz, po zakończeniu ekshumacji, ten sosnowy las jest bardzo cichy i pusty. Nie tylko dlatego, że nie ma tu ludzi, ale także z powodu równych rzędów pustych grobów, z których wynoszono ciała zmarłych – wszystkie zostały przewiezione do Charkowa na przeprowadzenie ekspertyz i badania DNA, i dopiero potem zostaną ponownie pochowane. W sumie znaleziono tu 447 ciał cywilów i żołnierzy. Wielu z tych ludzi zostało zabitych przez rosyjski ostrzał, ale niektórzy z nich zostali zamęczeni przez Rosjan na śmierć.
Nieopodal, na skraju lasu, znajdowały się rosyjskie okopy wojskowe, doły na sprzęt, a tu i ówdzie leżały resztki wojskowej racji żywnościowej zwanej „Przyjaźnią Narodów” (produkowane są przez znajdujący się na Krymie Kombinat Mięsny „Drużba Narodow”, czyli właśnie „Przyjaźń Narodów” – przyp. red.).
Przy pustych grobach stoją drewniane krzyże: niektóre z imionami i nazwiskami zmarłych, niektóre z samymi numerami, niektóre z przybliżonym opisem osoby, np. „Prospekt Lenina 35/5. Dziadek”. W osobnych grobach chowano ludzi w trumnach – tak było np. w przypadku 20-letniego Daniła, który według opisu na tabliczce na krzyżu zmarł 4 maja. Tego samego dnia co mój przyjaciel i kolega, dziennikarz Ołeksandr Machow, który wraz ze swoim oddziałem bronił Ukrainy właśnie na kierunku Izjumu.
Pani Tamara, pracownica miejscowego biura pogrzebowego, które w czasie okupacji chowało ludzi w tym lesie, opowiada, że jeśli bliscy zmarłego mieli pieniądze, to zamawiali trumnę i tabliczkę z danymi zmarłego na krzyż. Ale w większości przypadków zmarłych znajdowano na ulicach lub przekazywali ich Rosjanie i kazali pochować. W takich przypadkach biuro chowało ciała za darmo: robotnicy wykopali grób i stawiali drewniany krzyż z numerem. Pani Tamara odręcznie zapisywała numery i dane osobowe zmarłych w zeszycie – dzięki temu można teraz identyfikować pochowanych. Ten konkretny las sosnowy został wybrany ze względu na piaszczystą glebę. Zmarłych było wielu i gdyby nie ta ziemia, w której można szybko kopać groby, po prostu nie mieliby czasu ich pochować.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Pod numerem 319 w tym notatniku znajduje się Wołodomyr Wakulenko, pisarz, autor trzynastu książek, który mieszkał we wsi Kapitoliwka koło Izjumu. Obecnie nikt nie wie na pewno, czy rzeczywiście został zabity i pochowany w lesie, czy może jest w niewoli, a pod jego nazwiskiem została przypadkowo pochowana inna osoba. Rosjanie porwali Wołodymyra na początku okupacji, pod koniec marca. Był zdecydowanie proukraiński i uznawano go za osobę znaczącą w całym regionie. Krewni twierdzą, że nie wyjechał, bo myślał, że Rosjanie nic złego mu nie zrobią – mieszkał z synem cierpiącym na autyzm, który nie mówi i potrzebuje stałej opieki. Ale Wołodymyr został zabrany. Syna przygarnęła matka Wakulenki i jej mąż. Od tego czasu rodzina nie słyszała żadnych wieści o Wołodymyrze, ale nie traci nadziei, że jednak żyje. Ciało pochowane pod krzyżem numer 319 znajduje się obecnie w kostnicy w Charkowie, trzeba je zidentyfikować. Pamiętnik, który Wołodymyr prowadził w czasie okupacji, udało mu się zakopać we własnym sadzie. Po wyzwoleniu obwodu charkowskiego jego notatki zostały odzyskane i przeniesione do Charkowskiego Muzeum Literackiego.
Bezruki. Ałła zmywała krew córki i wnuczki