Kultura

Czy w Kościele jest jeszcze miejsce dla artystów?

Dziesięć obrazów Jezusa Miłosiernego długo będzie niepokoić, poruszać, wyrywać z zasiedzenia – wiernych w kościołach (siedem płócien zostało już kupionych przez parafie), krytyków i szyderców.

Od poniedziałku, 23 lutego 2023 roku, od godz. 19.00 wystawę nowych obrazów Jezusa Miłosiernego według wizji siostry Faustyny można oglądać w Warszawie, w podziemiach katedry warszawsko-praskiej pw. św. Floriana Męczennika i św. Michała Archanioła, ul. Floriańska 3. Wystawa będzie czynna do 2 kwietnia, codziennie od 12.00 do 20.00.

Oczywiście, każdy wernisaż ma swoje prawa, nawet taki, który zaszczycają swą obecnością biskupi, rektorzy, generałowie zakonów i arcybiskup metropolita: zawsze jest sporo tłoku, za dużo small-talku, krytycy w przydługich szalikach zerkają na olśniewające absolwentki Wydziału Grafiki, błyszczą lampy, brzęczą spodeczki, a jakiś malkontent gdera, że wino nie dość, że cienkusz, to jeszcze go za mało.

Balet habitów

Ale z drugiej strony – na ilu wernisażach gwar odbija się nie od podwieszanego sufitu z kartongipsu, lecz od XIV-wiecznego sklepienia? Gdzie tłum krążyć może po krużganku, odcyfrowując epitafia („Patrz stanąwszy ktoszkolwiek obaczysz prawego / konterfet katolika iakoby żywego / Andrzey Gawronek w tem tu odpoczywa grobie / przybrał miłą małżonkę w kompaniją sobie..”) z 3 lutego Roku Pańskiego 1633? I gdzie, stanąwszy trochę z boku, można popatrzeć nie tylko na purpury biskupów i absolwentek, ale przede wszystkim na krążenie po siwo-czarnym marmurze posadzki dominikańskich habitów, jakby to był balet ze scenografią ułożoną przez Eschera? „Szkło kostki, czerń sukni, biel sukni i rąk”.

Jeden był pewnie taki wernisaż w Polsce tego i nie tylko tego roku: ale kiedy dawno już zatrze się pamięć o wieczorze w krakowskim konwencie ojców dominikanów przy ulicy Stolarskiej, dziesięć obrazów Jezusa Miłosiernego stworzonych przez polskich malarzy na podstawie wizji zawartych w „Dzienniczku” św. s. Faustyny Kowalskiej nadal będzie niepokoić, poruszać, wyrywać z zasiedzenia – wiernych w kościołach (siedem płócien zostało już kupionych przez parafie diecezji warszawsko-praskiej), krytyków i szyderców.

Namalowany został na nowo motyw niezwykle „opatrzony” – pewnie najbardziej obok Matki Boskiej Częstochowskiej, ewentualnie „Ostatniej wieczerzy” Leonarda, przez lata służącej jako obiegowy prezent pierwszokomunijny. Najczęściej znane są wersje nawiązujące do płótna Eugeniusza Kazimirowskiego, powstałego w Wilnie na podstawie wskazówek siostry Faustyny w roku 1934 (chociaż, jak dowodzi historyczka sztuki i doktor teologii Dorota Lekka, istnieją co najmniej trzy szeroko znane wersje – obok Kazimirowskiego są to płótna Adolfa Hyły z roku 1944 i Ludomira Śleńdzińskiego z 1954 oraz bezlik innych autorskich prób, wariantów i przemalowań).

Dziesięć Twarzy

Ten „wileński” Jezus Miłosierny jest opatrzony i często lekceważony, otoczony despektem głębszym jeszcze niż ten, z jakim spora część wielkomiejskich elit traktuje wszystko, co z katolicyzmem związane: jakiś „Dzienniczek”, kto to czyta?, parskają w redakcjach i instytutach (odpowiedź: pół świata). Ale też reprodukowany czasem mechanicznie, zamawiany przez proboszczów nowych parafii niemal jak „element wystroju wnętrza”: damy Jezusa Miłosiernego z lewej od ołtarza. Różowo i niebiesko będzie, jakby ktoś śpioszki dla bliźniąt kupował.
A tu – dziesięć twarzy. Dziesięć spojrzeń. Namalowanych zgodnie z wszystkimi wymogami kanonu, ujętego przez św. siostrę Faustynę i przeanalizowanego przez Izabelę Rutkowską, autorkę książki „Przez zasłonę ciała. Symbolika ciała Jezusa w obrazie Bożego Miłosierdzia i w »Dzienniczku« św. Faustyny Kowalskiej”. „Postać ma być realnym ciałem, a nie astralnym zjawiskiem. Jezus powinien zatem realnie stąpać po ziemi (a nie po czymś w rodzaju obłoczka czy zawieszony nad ziemią). Jest to bowiem obraz Jezusa zmartwychwstałego, który spotykając się z uczniami, chodził, jadł, pił, pozwalał się dotykać. Warto w tym kontekście zrezygnować także z aureoli” – pisze dr Rutkowska, szczególnie wiele uwagi poświęcając wyzwaniu, jakim jest przedstawienie na obrazie spojrzenia Jezusa.

„Spojrzenie Moje z tego obrazu jest takie jako spojrzenie z krzyża” – czytamy w „Dzienniczku”. Co to jednak oznacza – kierunek patrzenia (z góry na dół) czy też sposób? Ksiądz Michał Sopoćko sądził, że chodzi o wzrok skierowany w dół, św. Faustyna podkreślała, że spojrzenie Jezusa Miłosiernego ma być skierowane wprost na człowieka.

Jak malarz ma się z tym uporać – z tym, ze wszystkim innym? Dariusz Karłowicz podczas otwarcia wspomniał na łzy św. Faustyny, która spojrzała na obraz Kazimierowskiego. Nie były to łzy zawodu czy krytyki, lecz „płacz nad nieuchwytnością epifanii, nad nieprzydatnością słów i obrazów”. Wspomniał też o sprawie bardzo prywatnej (wspomniał jednak publicznie, więc można te słowa przywołać), bardzo współczesnej: o esemesie jednego z dziesięciu artystów: „Stale myślę o płaczu siostry Faustyny”. Ten żal, ten płacz, najlepiej oddał Ignacy Czwartos na znanym obrazie „Święta Faustyna” z 2001 roku, gdzie święta – mała, blada, speszona, bezradna – stoi w trójkącie trzech pustych, zagruntowanych tylko płócien.

Świetliste źrenice, wąski promień

Głód, czyli podążanie za wędrującą gwiazdą

Wszyscy jednocześnie poczuli ten imperatyw. Ale za jaką gwiazdą dziś podążamy?

zobacz więcej
A jednak tak bardzo liczy się podjęcie tego wysiłku, przezwyciężenie nirwanicznej pokusy, przekonania, że „najpiękniejszy jest przedmiot / którego nie ma”! Dzieje malarstwa sakralnego (przynajmniej w wersji rzymskiej, zachodniej – inaczej mają się sprawy z ikonami) były przecież przez zapominane dziś milenia dziejami zmagań: z konwencją, lenistwem, bezradnością. To agon: nie maczugą odprawiany, lecz pędzlem. O tym znów świetnie Karłowicz: „Blask i nędza wielkiej tradycji zachodniego malarstwa sakralnego (…) polega na odwadze wspinaczki za pomocą tego, co dane – rozumu, wiary, talentu, wyobraźni, nagromadzonych doświadczeń oraz łaski, Objawienia i Tradycji oczywiście – zawsze jednak na własne ryzyko. (…) Nie ma gotowych stopni, łańcuchów, poręczy, nie ma szkółek uczących zasad”.

Jarosław Modzelewski, Ignacy Czwartos, Beata Stankiewicz, Bogna Podbielska, Jacek Dłużewski, Wojciech Głogowski, Krzysztof Klimek, Jacek Hajnos OP, Wincenty Czwartos i Artur Wąsowski – spróbowali tej wspinaczki. Dziesięć obrazów Jezusa Miłosiernego stanęło w krużganku konwentu w dwóch rzędach naprzeciw siebie: duże – dwu, czasem niemal trzymetrowej wysokości płótna, w niszach jak stalle. U ich stóp – scenografia Michała Strachowskiego, grafika związanego ze środowiskiem „Teologii…”, zasługiwałaby na osobne wyróżnienie! – został po odsłonięciu kłąb czarnego materiału; rzekłbyś, całun w negatywie.

Potężna, bardzo uproszczona, niemal jak w malunkach katakumbowych sylwetka u Jarosława Modzelewskiego jest niczym wielka woskowa świeca. Niezwykłe (choć w pełni zgodne z kanonem – „czerwony jak krew od strony ręki błogosławiącej, blady jak woda od strony ręki na sercu”!) jest rozwiązanie kwestii promieni na obrazie Beaty Stankiewicz. Czy dobrze odczytuję, że do promieni wybiegających z dłoni Boga Ojca na „Stworzeniu Świata” Williama Blake’a? (Ale ten wąski granat, jak z Edwarda Krasińskiego?).

„Jezus Miłosierny” Jacka Dłużewskiego – największy rozmiarami, z najmniej ortodoksyjnie rozwiązaną kwestią promieni i z poruszającym każdego, kto je dostrzeże, odwołaniem do Chusty z Manopello. Jezus Ignacego Czwartosa – bardzo „czwartosowy”, hieratyczny, trochę steatralizowany barokowo, z niezwykłym konturem rany na dłoni (rany na tych dziesięciu obrazach zasługują na osobną uwagę, osobną książkę, kiedyś) i promieniami niemal jak kiść sopli, nieznane narzędzia Męki, szklane strugi. Jezus Wojciecha Głogowskiego – cichy, pokornego serca, tajemniczy, skromny, migdałowooki. Jezus Krzysztofa Klimka - w moich oczach zbyt wypiękniały, tej gry malarskiej nie umiem zrozumieć (ale i na tym płótnie rana, drobna jak skapnięcie krwi, natychmiast przykuwa uwagę, odciąga na szczęście od zbyt utrefionych włosów).

Rama w pruskim błękicie

Jezus ojca Jacka Hajnosa – jedyny akryl, efektowny (czy nie zbyt efektowny?), w ramie z pruskiego błękitu, z niezwykłą intuicją artysty w kwestii źródła jasności, światła. Światła, z którym zmagała się też Bogna Podbielska, jej Jezus opalizuje, jest niemal prześwietlony, widać plamki światła nawet w źrenicach – chciałbym zapamiętać tę wizję, jak i obraz Wincentego Czwartosa: odrealniony, w kwietnej ramie jak z siedemnastowiecznych niderlandzkich martwych natur; siwe lilie i pudrowy róż peonii osypują się wokół płótna jak na procesji. I mandorla, rezonująca mandorla niczym drgania dzwonu na płótnie Wąsowskiego.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Te projekt jest jak światło skupione w soczewce. Obrazy zrodziły się z inicjatywy środowiska Teologii Politycznej, z odwagi artystów. Przywołują, odnawiają ideę Miłosierdzia Bożego – może najważniejszą prawdę wiary, jaką podzielili się ze światem mistyczka z Wilna i papież z Krakowa. Ale można mówić również o odwadze środowiska, które podejmuje – z dysproporcją sił podobną do tej, jaką widać u towarzyszy Dawida, u garstki rybaków, u kilku uczniów Franciszka czy Alberta w wystrzępionym habicie – wielką inicjatywę: renesansu katolickiego malarstwa sakralnego.

Renesans? Renesans malarstwa? Renesans malarstwa sakralnego? Dzisiaj??

Trudno o przedsięwzięcie bardziej idące pod prąd czasu. Mniejsza już o wszelkie malarstwo figuratywne, które, dawno ustąpiwszy pola poststrukturalnym instalacjom perfomatywnym, dożywa swoich dni w antykwariatach, w najmniej uczęszczanych pracowniach ASP, u garstki wariatów, co lubią być anachroniczni na siłę, u barbakanowych pacykarzy. Znacznie istotniejsza jest defensywa, w której wydaje się być sama sakralność i wszelkie instytucje, które chciałyby jej strzec, budować ją i krzewić: wyśmiewane, atakowane, marginalizowane.
Renesans malarstwa? Malarstwa religijnego? Czy doczekamy się w Polsce dzieł na miarę „Stworzenia Świata” Williama Blake’a? Fot. Wikimedia
A malarstwo sakralne, sztuka sakralna? Dla wielu przyczyn nie jest z nią dobrze.

Wbrew pozorom, nie są jej największymi wrogami ci, którzy tak się deklarują. Są ich zresztą różne kręgi: są śmieszki (tych najwięcej), pełni naiwnej wiary, że od narysowanego przez nich grubego zakonnika albo namiętnego pocałunku zakonnicy i księdza na reklamowym posterze runie nielubiany przez nich świat. Lubią sięgnąć po erotykę jako narzędzie dywersji (bo w ich głębokim przekonaniu, któremu brakuje chyba nieco finezji, „kler jest przeciwko seksowi”) – stąd niezliczone warianty zagrywek w rodzaju głośnych kilka sezonów temu „cipkomaryjek” Dominiki Kulczyńskiej.

Nienawiść twarda i czarna

Tradycyjnych motywów sztuki sakralnej jest dużo, organów, mieszczących się w ludzkiej miednicy, jeszcze więcej, można się więc w najbliższych latach spodziewać wysypu podobnych do Kulczyńskiej dyplomantek, zobaczymy pewnie i anioły z trąbkami Fallopiusza miast trąb Sądu, i świętych Pańskich ustylizowanych na gwiazdy porno z prostolinijnością, która rozczarowałaby Caravaggia: i co z tego? Są graficy demonstrujący nienawiść do Kościoła twardą i czarną jak Max Skorwider, wykładowca z Poznania i wzięty ilustrator „Polityki”, i są artyści pokazujący rozpacz i skażenie świata, od Aleksandry Waliszewskiej po niedościgłego w tym Francisa Bacona.

Wszyscy oni, choć może sami chcieliby postrzegać się jako oskarżyciele, są zaledwie świadkami w procesie, który zapewne umyka ich postrzeganiu. Oczywiście, te postawy, przełożone na strategie mówiących jednym głosem mediów, kuratorów i akademii, mają swoją wagę. Nie one są jednak przyczyną kryzysu.

Męczennicy z banderolą „16+”

Czerwień zrywanej płatami skóry może porazić oczy niedoświadczonego widza.

zobacz więcej
Nie ułatwia sytuacji postawa samego Kościoła, a ściślej – jego obojętności lub lekceważenia dla teologii sztuki, uważności wobec piękna, zdolności do rozpoznania brzydoty. Czy to słabość formacji, czy, podświadome często, przejście do defensywy? Nie mnie o tym sądzić – choć kto nie kiwał ze smutkiem głową nad świętymi figurami z pomalowanego na złoto gipsu, nad kilkuletnimi tancerkami, „uatrakcyjniającymi” msze dla dzieci boysbandową choreografią (chciałoby się spytać, czy reżyserujące to siostry częściej chodzą do Teatru Wielkiego, czy oglądają discopolowe poranki?), nad karminowo-grynszpanowymi witrażami, ciętymi z metra?

„Pytanie, czy w dzisiejszym Kościele katolickim w Polsce istnieje miejsce dla twórców kultury chrześcijańskiej jest niestety nieomal czysto retoryczne. (…) Gdyby Rafael, Bernini czy Bach szukali pracy, to która diecezja dałaby im zatrudnienie? (…) Problem nie polega na braku pieniędzy. Która diecezja nie mogłaby pozwolić sobie na zatrudnienie etatowego kompozytora? Której katedry nie byłoby stać na drogę krzyżową pędzla wielkiego artysty?” – to znów Karłowicz, tym razem bardziej gorzko.

Ale defensywa, której doświadczamy, nie jest dziełem ani hejterów na katedrach akademickich, ani proboszczów o filisterskich gustach, dla których jeszcze w seminarium zabrakło prowadzonego z pasją kursu historii sztuki. Jej praprzyczyna – załamanie się wyobraźni religijnej człowieka nowożytnego – najpełniej opisana została na kartkach „Ziemi Ulro”. Do jej odbudowania potrzeba więcej niż dziesięciu najświetniejszych choćby płócien. Potrzeba teologii i logistyki. „Potrzeba wiedzy, która znacznie wykracza poza warsztat współczesnego absolwenta ASP. Po drugie, środowiska, będącego miejscem duchowej i artystycznej formacji. Po trzecie rynku – a więc mecenatu, zamówień, wystaw, nagród, stypendiów” – mówi prezes Fundacji Świętego Mikołaja.

Rozpocząć renesans? Cóż, obok „Dzienniczka” Polacy wnieśli do, by tak rzec, dorobku ludzkości również sporo przykładów odwagi.

– Wojciech Stanisławski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy



Od 23 lutego 2023 roku, od godz. 19.00 wystawę można oglądać w Warszawie, w podziemiach katedry warszawsko-praskiej pw. św. Floriana Męczennika i św. Michała Archanioła, ul. Floriańska 3. Wystawa będzie czynna do 2 kwietnia, codziennie od 12.00 do 20.00.
Do 6 stycznia 2023 roku obrazy Jezusa Miłosiernego według wizji siostry Faustyny wystawione były w klasztorze oo. dominikanów w Krakowie, ul. Stolarska 12.
Zdjęcie główne: Wernisaż obrazów Jezusa Miłosiernego w Konwencie Świętej Trójcy oo. dominikanów w Krakowie. Fot. Wojciech Latawiec/Fundacja Świętego Mikołaja
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.