To bardzo ciekawe, gdyż Katar, Bahrajn czy Arabia Saudyjska działają w tym zakresie na przekór religii. Przede wszystkim chcą mieć światowe igrzyska, i mają. Zapraszają sportowe gwiazdy, które mają miliardy fanów. Niektóre z nich kupują za miliony.
Z drugiej strony próbują zachować chociaż minimum pozorów zgodności z islamem. Choćby w sprawach kobiecych ubiorów, co napotyka na opór federacji kierujących takim dyscyplinami jak siatkówka plażowa czy pływanie.
Ponieważ muzułmanki nie mogą publicznie odsłaniać ciała, a zwłaszcza pośladków, wymyślono pływackie burkini (nazwa pochodna od burki i bikini), które zasłania, co trzeba, ale nie pomaga pływać, zwłaszcza z pelerynką, która uzupełnia niektóre modele.
Na zawodach siatkarskich bywa różnie. Poza regionem Europejki, Brazylijki czy dziewczyny z USA grają w bikini. Reprezentantki z Kataru odziane są kompletnie od stóp do głów, bo nawet z chustami na włosach. Na plażowych turniejach w Katarze jest inaczej.
To sportsmenki z Zachodu muszą się dostosować. Założyć odpowiednie koszulki oraz szorty. W temperaturach 40 plus nie da się przeżyć meczu bez polewania się wodą. Jednak do mokrej koszulki piasek przylega jak skorupa, więc łatwo nie jest.
Rygory religijne nie hamują ambicji szejków, by mieć własne kadry sportowe, które kiedyś dorównają tym z Zachodu. Oprócz trenerów zagranicznych, którzy szkolą ich młodzież, wdrażają standardowe procedury, znane i sprawdzone w sporcie międzynarodowym.
Powadzą nabór talentów, organizują ośrodki szkoleniowe, także w Europie, by oswoić zawodników w obcowaniu z inną kulturą, przygotować do rywalizacji międzypaństwowych według norm i reguł, które w niej obowiązują.
Mundial ma być sprawdzianem przyjętej koncepcji. W małym belgijskim klubie KAS Eupen trenują i grają Katarczycy, którzy wystąpią na mistrzostwach. Temu została podporządkowana organizacja klubu, co było łatwe, gdyż właścicielem jest emir Kataru.
Póki co jedyną, prawie rodzimą megagwiazdą katarskiego sportu jest Mutazz Isa Barszim. Prawie rodzimą, bo rodzice pochodzą z Sudanu, choć on urodził się w Katarze. Mistrz olimpijski z Tokio, trzykrotny mistrz świata w skoku wzwyż. Trenowany przez Polaka, Stanisława Szczyrbę.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Mutazz grał w koszykówkę, doskakiwał do obręczy z lekkością motyla. Tak go namierzył Szczyrba. Kariery sportowe często są dziełem przypadku i tak też było tym razem. Ludzie z talentem nie zawsze wiedzą, że go mają, póki ktoś im tego nie uświadomi.
Gdyby Katarczycy nie zaprosili Polaka na konsultacje, aby obejrzał grupę młodych zdolnych, gdyby on nie zobaczył tego chłopaka „z windą w nodze”, gdyby nie przekonał go do treningu i gdyby to nie był Staszek, ale ktoś inny, pewnie Katar nie miałby Barszima.
Jednak okoliczności ułożyły się korzystnie. Dzieciak wyrósł na mistrza, który traktuje trenera jak drugiego ojca, dokładnie wie, ile mu zawdzięcza, a sukcesy zawodnika zostały docenione, wyniosły Stanisława Szczyrbę na trenera roku w Katarze.
A kto bogatemu zabroni?
Na arabskich pustyniach trawa nie rośnie, za to pod piachem rosną fortuny, które otwierają szejkom każde drzwi działające na kartę płatniczą. A niewiele jest drzwi na świecie, które na te karty nie działają.
Wynajmowanie obcokrajowców, włącznie z naturalizacją i zmianą nazwisk, a tym bardziej produkcja sportu narodowego, także ze wsparciem trenerów zagranicznych, to za mało, aby spełnić cel, jakim jest podwyższenie międzynarodowego prestiżu muzułmańskich monarchii.
To tylko część marketingu politycznego, medialnie zauważalna, chociaż nie zasadnicza. Głównym instrumentem wpływu na globalną opinię, a tym samym na większe znaczenie Kataru, Bahrajnu czy Arabii Saudyjskiej są prestiżowe imprezy sportowe.
Takie wydarzenia skupiają uwagę w sposób naturalny na całej planecie, na konkretnym miejscu akcji przez długie miesiące wcześniej i później oraz w czasie, kiedy trwają. Warto inwestować w ten rodzaj promocji, bo ona się po prostu najbardziej opłaca.