Chryniewiecki przekonywał przesłuchujących go milicjantów, że w czasie jednego z pobytów w Wiedniu, próbował wycofać się z interesu. Bendarczyk miał mu wtedy wyraźnie dać do zrozumienia, że on i jego rodzina nie będą odtąd mogli czuć się bezpiecznie. „Znając charakter Bednarczyka i jego bezwzględność w postępowaniu z konkurencją, po prostu przestraszyłem się” – miał zeznać Chryniewiecki.
Z akt dochodzeniowo-śledczych wynika, że Młynarczyk
również twierdził, że był szantażowany przez polskich odbiorców złota i bał się, iż zakończenie działalności i ujawnienie prawdy mogłoby się dla niego skończyć „tak jak dla syna Bolesława Piaseckiego” – miał powiedzieć w czasie przesłuchania, choć nie poparł tego żadnymi dowodami.
Sprawa morderstwa 15-letniego Bohdana Piaseckiego była w tamtym czasie głośna. 15 stycznia 1957 roku chłopak został uprowadzony przez dwóch mężczyzn sprzed swojej szkoły. Potem okazało się, że porywacze przewieźli go taksówką do schronu przeciwlotniczego w budynku przy alei Świerczewskiego 82a (obecnie aleja „Solidarności”) w Warszawie. Tam, prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia, Bohdan został zamordowany. Jego ciało odnaleziono dopiero 8 grudnia 1958. O co chodziło porywaczom? Nie wiadomo, sprawa do dziś nie została wyjaśniona, ale jedna z wielu hipotez mówi, że mogło chodzić o okup, inna, że o zemstę.
Ojciec chłopaka Bolesław Piasecki był jak na warunki PRL majętnym i wpływowym człowiekiem: przed wojną związany z narodowcami stał na czele Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga”; po wojnie założył i przez wiele lat stał na czele Stowarzyszenia „PAX”, do którego należała m.in. sieć sklepów „Veritas” oraz przedsiębiorstwo INCO. W tamtym czasie był też posłem na Sejm PRL, a w latach 1971–1979 członkiem Rady Państwa.
Sam Czesław Bednarczyk w artykule opublikowanym w „Sunday Times” przedstawiał się jako przyjaciel Bolesława Piaseckiego. I oczywiście wszystkim oskarżeniom zaprzeczał.
Prowadzący śledztwo milicjanci prześwietlili jednak kontakty handlowe obu „przyjaciół”. Zastanawiali się też, co mogło skłonić wpływowego polityka do zatrudnienia Bednarczyka w „Veritasie”. Oprócz tego podejrzewali, że Bednarczyk mógł mieć wiedzę nawet o 300 przemytnikach.
Czy SB mogła nie wiedzieć?
Antykwariusz tymczasem na różnych łamach zachodnich gazet stanowczo dementował, jakoby miał jakikolwiek związek z handlem złotem czy dewizami.
W artykule opublikowanym w niemieckim tygodniku „Spiegel” twierdził, że odwiedzili go w Wiedniu „panowie z Warszawy z listami od czterech oskarżonych. Sądzę, że zostały one podyktowane. Miałem przesłać pieniądze ze Szwajcarii i zwrócić część dzieł sztuki”. W zamian oferowano mu ponoć wycięcie jego nazwiska z procesu. Bednarczyk miał odmówić. Proces „złotogłowych” nazywał polityczną propagandą i zapewniał, że w jego wielkim i renomowanym sklepie „obiekty z Polski nie stanowią procenta” towaru.
Zresztą niemiecki dziennikarz też uznał za dziwne, iż Służba Bezpieczeństwa – zamieszana w 1972 r. w szeroko rozgałęziony skandal dewizowy – nic nie wiedziała o ciągnącej się ponad 20 lat (od 1953 do 1973 r. ) aferze.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Na dodatek wiele wskazuje na to, iż gang naszpikowany był osobami w różnym stopniu współpracującymi z SB. Witold Mętlewicz był informatorem, donosił m.in. na Bednarczyka, licząc na paszport dla siebie i dla żony. Paszportu nie dostał, ale donosił dalej. Esbecy nadali mu pseudonim Witold.
Młynarczyk twierdził, że przekazywał pieniądze dwóm oficerom służb. W IPN można znaleźć dowody na potwierdzenie jego słów. Ale był też nałogowym alkoholikiem i uznawano go za osobę mało wiarygodną.
W kręgu „złotogłowych” obracał się też Tadeusz Wierzejski, kustosz i filantrop. To była wielka szycha w świecie muzealników. Sam był kolekcjonerem i miał wielkie zbiory. Pod koniec życia przekazał je kilku polskim muzeom. Bednarczyk kupował od niego antyki. Wierzejski współpracował z bezpieką w latach 1950-57. Lojalkę podpisał po przesłuchaniu u płk Julii Brystygier. W procesie „złotogłowych” nie został skazany, a jego nazwisko zostało ze sprawy usunięte. Wiadomo też, że SB próbowała zwerbować samego Bednarczyka.
Proces gangu toczył się w latach 1975-76. Akt oskarżenia mówił o wywiezieniu z Polski za granicę setek dzieł sztuki i przeszmuglowanie do kraju 16 ton złota. 18 grudnia 1976 r. zapadł wyrok: Witold Mętlewicz i Mieczysław Młynarczyk zostali skazani na karę 25 lat więzienia, po milionie złotych grzywny i na konfiskatę majątku. Osiem pozostałych osób usłyszało niższe wyroki. Bednarczyk nigdy nie stanął przed sądem. Dyplomaci brazylijscy też nie.
Nie tylko „złotogłowi”
Afera „złotogłowych”, choć największa, nie była odosobniona. „Polityka” już w czerwcu 1969 r. przypomniała sprawy udaremnionego przemytu kolekcji z Łodzi, innego kolekcjonera, który wyjechał do Paryża i otworzył tam antykwariat oraz historię amerykańskiego grafika, w którego bagażu zakwestionowano 180 obiektów, a także dzieje zabytkowej broszy, która została przechwycona na granicy, zwrócona „DESIE”, a wkrótce potem … znalazła się na biuście pewnej hrabianki bawiącej na przyjęciu dyplomatycznym w Paryżu.