Kultura

Urodził się i mieszkał tam, gdzie Kazimierz Wielki. Cień Wielkiego Szu

Śmierć nie znosi komentarzy – powiadał Jan Nowicki, zmarły 7 grudnia wielki aktor. Ale także publicysta, pisarz, pedagog, erudyta, filozof, kibic… Nawet górnik.

Wczesna wiosna 1990 roku. Westybul hotelu MDM. Wizytując stolicę, zawsze wybierał ten adres – szacował, iż spędził tam w sumie kilkanaście miesięcy. Tym razem przybył do Warszawy, by zagrać w filmie Roberta Glińskiego pt. „Superwizja”. A niżej podpisanemu redakcja „Expressu Wieczornego”, gdzie terminowałem zawodowo, będąc jeszcze studentem dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, zleciła przeprowadzenie rozmowy z aktorem, niedawno obchodzącym jubileusz pięćdziesiątych urodzin.

Onieśmielony oczekiwałem przy kontuarze recepcyjnym. Interlokutor się spóźnił. Na głowie zamiast kapelusza, swojej wizytówki, miał opaskę przytrzymującą fryzurę. Pomimo – mówiąc eufemistycznie – nader stereotypowych pytań, udzielił mi wywiadu. I nie życzył sobie nawet autoryzacji, co w przypadku artystów zdecydowanie nie jest normą. Taki był początek mej znajomości z Janem Nowickim.

Wagary spędzał w bibliotekach. Relegowano go ze szkoły

Kolejne jej epizody nastąpiły w Krakowie. Na przełomie XX i XXI stulecia zdarzyło mi się bywać tam na meczach Wisły, najmocniejszego wówczas w Polsce klubu piłki nożnej. Towarzyszyłem onegdaj koledze z licealnej klasy Olafowi Lubaszence (kibic Legii) oraz jego ojcu Edwardowi (kibic Wisły). Na trybunie spotkaliśmy Nowickiego, także sympatyzującego z „Białą Gwiazdą” – od czasu swych studiów, jak ujawnił.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Studiów w krakowskiej szkole teatralnej, bo wcześniej kształcił się też w łódzkiej „filmówce”, skąd go… relegowano. A jeszcze wcześniej musiał przewinąć się aż przez sześć szkół, by zyskać upragnione świadectwo dojrzałości. Były pomiędzy nimi tak oryginalne placówki, jak Technikum Przemysłowo-Pedagogiczne Centralnego Urzędu Szkolenia Zawodowego w Radziejowie, Liceum Kulturalno-Oświatowe w Bydgoszczy, Studium Ekonomiczne we Włocławku oraz Szkoła Rolnicza w Aleksandrowie Kujawskim. Nie zagrzewał w nich miejsca długo, bo wciąż poszukiwał swojej życiowej ścieżki.
Opowiadał, że do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi dostał się nieco przypadkiem, ponieważ „nie lubił ani rachować, ani kreślić, ani w ogóle ślęczeć nad podręcznikami”. – Czytać, owszem, ubóstwiałem, lecz wyłącznie, kiedy samemu sobie dobierałem lektury. Bywało, że wagary spędzałem w bibliotekach! W takich okolicznościach zaznajomiłem się zresztą ze znaczną częścią światowej klasyki literackiej – dodawał.

Dlaczego zdecydował się na aktorstwo? – Głównie dlatego, że od kandydatów wymagano jedynie dobrej pamięci i wyobraźni, co stanowiło moje mocne strony. Szczególnie wychodziło mi bujanie w obłokach – żartował. Przyjęto go w poczet studentów, ale ponieważ nie poddał się dyscyplinie akademickiej, po monitach, napomnieniach i naganach w końcu mu podziękowano. – Właściwie już po semestrze miałem dość. Kadra pedagogiczna okazała się tak łaskawa, iż mogłem powtarzać pierwszy rok, co się ponoć ani wcześniej, ani później nie zdarzało. Mało tego, profesura zrzucała się na wikt dla mnie, a ja przepuszczałem gotówkę rżnąc namiętnie nocami w pokera – wspominał. Czy pomogło mu to potem na planie „Wielkiego Szu”?

Górnik, który zszedł do Piwnicy pod Baranami

Nad nigdzie niezatrudnionym młodzieńcem zawisła groźba służby wojskowej. Zatem by uniknąć zesłania do koszar, zdecydował się na pracę… podziemną. Fedrowanie węgla kamiennego w bytomskiej kopalni gwarantowało bowiem odroczenie poboru do armii.

Zakwaterowano go na Śląsku w hotelu robotniczym: „Czteroosobowy pokój ze śladami poprzednich lokatorów na ścianach, podłodze i suficie. Dwa wysłużone łóżka piętrowe, skrzypiąca szafa, koślawy stół, zdezelowane krzesła, umywalka z przeciekającym kranem, toaleta, do której nierzadko ustawiały się kolejki… Świetlica z rozregulowanym telewizorem, wyposażonym w kolorową nakładkę na ekran, dzięki czemu oferował złudzenie barwnej telewizji. Nawiasem mówiąc, to w takich okolicznościach – podczas migawki z jakiegoś mitingu lekkoatletycznego – po raz pierwszy zobaczyłem chyba Barbarę (de domo Lerczak, primo voto Janiszewska, secundo Sobotta, czołowa polska sprinterka – przyp. TZZ), matkę mego syna Łukasza. No i zaskakująca garkuchnia. Smak klusek śląskich z modrą kapustą oraz krupnioka popijanego halbą tyskiego do dziś czuję na języku”.

Jego twarz miała w sobie ból, smutek, melancholię… Pożegnanie Jerzego Treli

Był przewodnikiem prowadzącym nas słowem po narodowym piekle.

zobacz więcej
Szychtę z reguły rozpoczynał o brzasku. Po robocie, skonany, zapadał w sen, przerywany hałasem kołchoźnika, czyli głośnika umieszczonego nad drzwiami pokoju. Urządzenie nadawało komunikaty kopalniane oraz transmitowało program katowickiej rozgłośni Polskiego Radia: „Obficie wtedy inkrustowany przebojami Marii Koterbskiej, Nataszy Zylskiej czy Janusza Gniatkowskiego, częstokroć otwierającymi memu pokoleniu okno na świat. Te wszystkie »Indonezje«, »Mexicany«, »Kuba«, »Paryż śni«, »Arrivederci Roma«”…

Po roku doszedł do przekonania, że to zbyt ciężki dla niego kawałek chleba i ponownie aplikował na studia aktorskie. Tyle, że tym razem już do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Ukończył ją celująco i terminowo, a potem w niej wykładał. Osiadł pod Wawelem na niemal pół wieku. Na niewiele krócej związał się ze Starym Teatrem. Podobnie jak z Piwnicą pod Baranami. Z jej założycielem Piotrem Skrzyneckim i kolejnym z filarów tego niezwykłego kabaretu Wiesławem Dymnym, połączyła go dozgonna przyjaźń. Gród królów Polski aktor opuścił w roku 2006.

Ważnym dla niego miejscem na mapie Polski był też Tarnów. Regularnie bywał tam na Tarnowskiej Nagrodzie Filmowej – festiwalu polskich produkcji kinowych, odbywającym się rokrocznie od schyłku lat osiemdziesiątych. Chociaż niewątpliwie najważniejsze dla artysty były rodzinne Kujawy. Miasteczko gminne Kowal, gdzie przyszedł na świat 5 listopada 1939 roku (nota bene tu, w ówczesnym mieście królewskim Korony Królestwa Polski, 600 lat wcześniej urodził się wybitny władca Kazimierz Wielki, i stąd też wyjechał na Wawel) oraz pobliska, malowniczo położona wieś Krzewent, otoczona lasem i wodami trzech jezior, sąsiadująca z rezerwatem przyrody. W tej osadzie miał dom, tam znalazł doskonałe warunki do pracy literackiej, bowiem – jak podkreślał – po siedemdziesiątym roku życia aktorem jedynie bywał. Zmarł 7 grudnia w Krzewencie, w Kowalu 14 grudnia zostanie pochowany, w rodzinnym grobowcu, który zbudował i gdzie zgodnie z jego wolą ma się znaleźć napis: „Żyć możesz wszędzie, umieraj, gdzie dom”.

Myśli spisane czarnym atramentem

Droga Nowickiego do literatury wiodła przez… gatunek dziennikarski – publicystykę. Felietony zamieszczał na łamach „Przekroju”, „Gazety Krakowskiej”, „Dziennika Polskiego”, „Zwierciadła”. Aż nadeszła pora na prozę. Debiutował nowelą pt. „Grażyna”, zilustrowaną przez Andrzeja Mleczkę. Potem opublikował „Piosenki”, tomik poezji odzianej w nuty przez kompozytorów tej miary, co: Zbigniew Preisner, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Piotr Rubik, Zygmunt Konieczny. „Dwaj Panowie” zawiera wybór jego korespondencji z Piotrem Skrzyneckim. I wreszcie moim zdaniem pozycja najdojrzalsza: „Droga do domu”, przenikliwe miniatury o przemijaniu, starości i śmierci napisane na cztery ręce z Rafałem Wojasińskim. Ostatnie książki wydał w 2020 roku – „Spotkania w Raju”, i w 2021 – „Szczęśliwy bałagan. Część I”…
Jan Nowicki chętnie uczestniczył w wieczorach autorskich i festiwalach literackich. Jedno z takich plenerowych spotkań pisarskich, w Szczecinie, miałem zaszczyt moderować. Notowałem długopisem z czarnym atramentem, co pochwalił, bo też takiego koloru wyłącznie używał – tyle, że pisał piórem. Sięgam dziś do swych ówczesnych notatek.

– Jeżeli egzystuje się po sąsiedzku ze śmiercią, to inaczej smakuje piwko, winko, czy wódeczka. Inaczej odbiera się przedostatnie emocje. Namiętności w kontekście perspektywy kresu swych dni stanowią wyjątkowe doświadczenie. Bo przecież wszystko co ma siłę, smak, co owocuje upojeniem, rozkoszą, sukcesem, opiera się o koniec – mówił.

Publiczność indagowała go również o współczesny film polski. – O telenowelach i sitcomach wypowiadać się nie będę, bo dostrzegam na widowni dzieci, a co do kinematografii to ostatnio znam ją bardziej ze słyszenia niż widzenia – odparł.

A swe ekranowe dokonania skwitował tak: „Nie lubię patrzeć na swoje role, ponieważ zauważam w nich głównie niedostatki”. Tę jedną z najsłynniejszych, Wielkiego Szu, komentował następująco: „Od premiery towarzyszy mi on na każdym kroku. W III RP uwłaszczył się, przekształcając w Modnego Szu, lecz splajtował (to nawiązanie do konfekcyjnej marki istniejącej w Krakowie w latach 90. zeszłego wieku – przyp. TZZ). Kolejne wcielenie tej postaci miało wymiar muzyczny. Niemniej »Powrotu Wielkiego Szu« (musical wystawiony w Teatrze Sabat – przyp. TZZ) nie wspominam śpiewająco. Niewykluczone jednak, że ciąg dalszy Szu nastąpi. Bo wydaje się on być niezniszczalny. W każdym razie na pewno mnie przeżyje”.

– Tomasz Zbigniew Zapert

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Bibliografia:
Dariusz Domański „Jan Nowicki opisany”
Rafał Wojasiński „Jan Nowicki. Droga do domu
” Beata Guczalska „Trela”
Stanisław Zawiśliński „Hoffman. Chuligana żywot własny” , „Filmy, wojny i rozróby”
Jadwiga Has „Życie na drugim planie”
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.