Urodził się i mieszkał tam, gdzie Kazimierz Wielki. Cień Wielkiego Szu
piątek,
9 grudnia 2022
Śmierć nie znosi komentarzy – powiadał Jan Nowicki, zmarły 7 grudnia wielki aktor. Ale także publicysta, pisarz, pedagog, erudyta, filozof, kibic… Nawet górnik.
Opowiadał, że do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi dostał się nieco przypadkiem, ponieważ „nie lubił ani rachować, ani kreślić, ani w ogóle ślęczeć nad podręcznikami”. – Czytać, owszem, ubóstwiałem, lecz wyłącznie, kiedy samemu sobie dobierałem lektury. Bywało, że wagary spędzałem w bibliotekach! W takich okolicznościach zaznajomiłem się zresztą ze znaczną częścią światowej klasyki literackiej – dodawał.
Dlaczego zdecydował się na aktorstwo? – Głównie dlatego, że od kandydatów wymagano jedynie dobrej pamięci i wyobraźni, co stanowiło moje mocne strony. Szczególnie wychodziło mi bujanie w obłokach – żartował. Przyjęto go w poczet studentów, ale ponieważ nie poddał się dyscyplinie akademickiej, po monitach, napomnieniach i naganach w końcu mu podziękowano. – Właściwie już po semestrze miałem dość. Kadra pedagogiczna okazała się tak łaskawa, iż mogłem powtarzać pierwszy rok, co się ponoć ani wcześniej, ani później nie zdarzało. Mało tego, profesura zrzucała się na wikt dla mnie, a ja przepuszczałem gotówkę rżnąc namiętnie nocami w pokera – wspominał. Czy pomogło mu to potem na planie „Wielkiego Szu”?
Górnik, który zszedł do Piwnicy pod Baranami
Nad nigdzie niezatrudnionym młodzieńcem zawisła groźba służby wojskowej. Zatem by uniknąć zesłania do koszar, zdecydował się na pracę… podziemną. Fedrowanie węgla kamiennego w bytomskiej kopalni gwarantowało bowiem odroczenie poboru do armii.
Zakwaterowano go na Śląsku w hotelu robotniczym: „Czteroosobowy pokój ze śladami poprzednich lokatorów na ścianach, podłodze i suficie. Dwa wysłużone łóżka piętrowe, skrzypiąca szafa, koślawy stół, zdezelowane krzesła, umywalka z przeciekającym kranem, toaleta, do której nierzadko ustawiały się kolejki… Świetlica z rozregulowanym telewizorem, wyposażonym w kolorową nakładkę na ekran, dzięki czemu oferował złudzenie barwnej telewizji. Nawiasem mówiąc, to w takich okolicznościach – podczas migawki z jakiegoś mitingu lekkoatletycznego – po raz pierwszy zobaczyłem chyba Barbarę (de domo Lerczak, primo voto Janiszewska, secundo Sobotta, czołowa polska sprinterka – przyp. TZZ), matkę mego syna Łukasza. No i zaskakująca garkuchnia. Smak klusek śląskich z modrą kapustą oraz krupnioka popijanego halbą tyskiego do dziś czuję na języku”.
Był przewodnikiem prowadzącym nas słowem po narodowym piekle.
zobacz więcej
Szychtę z reguły rozpoczynał o brzasku. Po robocie, skonany, zapadał w sen, przerywany hałasem kołchoźnika, czyli głośnika umieszczonego nad drzwiami pokoju. Urządzenie nadawało komunikaty kopalniane oraz transmitowało program katowickiej rozgłośni Polskiego Radia: „Obficie wtedy inkrustowany przebojami Marii Koterbskiej, Nataszy Zylskiej czy Janusza Gniatkowskiego, częstokroć otwierającymi memu pokoleniu okno na świat. Te wszystkie »Indonezje«, »Mexicany«, »Kuba«, »Paryż śni«, »Arrivederci Roma«”…
Po roku doszedł do przekonania, że to zbyt ciężki dla niego kawałek chleba i ponownie aplikował na studia aktorskie. Tyle, że tym razem już do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Ukończył ją celująco i terminowo, a potem w niej wykładał. Osiadł pod Wawelem na niemal pół wieku. Na niewiele krócej związał się ze Starym Teatrem. Podobnie jak z Piwnicą pod Baranami. Z jej założycielem Piotrem Skrzyneckim i kolejnym z filarów tego niezwykłego kabaretu Wiesławem Dymnym, połączyła go dozgonna przyjaźń. Gród królów Polski aktor opuścił w roku 2006.
Ważnym dla niego miejscem na mapie Polski był też Tarnów. Regularnie bywał tam na Tarnowskiej Nagrodzie Filmowej – festiwalu polskich produkcji kinowych, odbywającym się rokrocznie od schyłku lat osiemdziesiątych. Chociaż niewątpliwie najważniejsze dla artysty były rodzinne Kujawy. Miasteczko gminne Kowal, gdzie przyszedł na świat 5 listopada 1939 roku (nota bene tu, w ówczesnym mieście królewskim Korony Królestwa Polski, 600 lat wcześniej urodził się wybitny władca Kazimierz Wielki, i stąd też wyjechał na Wawel) oraz pobliska, malowniczo położona wieś Krzewent, otoczona lasem i wodami trzech jezior, sąsiadująca z rezerwatem przyrody. W tej osadzie miał dom, tam znalazł doskonałe warunki do pracy literackiej, bowiem – jak podkreślał – po siedemdziesiątym roku życia aktorem jedynie bywał. Zmarł 7 grudnia w Krzewencie, w Kowalu 14 grudnia zostanie pochowany, w rodzinnym grobowcu, który zbudował i gdzie zgodnie z jego wolą ma się znaleźć napis: „Żyć możesz wszędzie, umieraj, gdzie dom”.
Myśli spisane czarnym atramentem
Droga Nowickiego do literatury wiodła przez… gatunek dziennikarski – publicystykę. Felietony zamieszczał na łamach „Przekroju”, „Gazety Krakowskiej”, „Dziennika Polskiego”, „Zwierciadła”. Aż nadeszła pora na prozę. Debiutował nowelą pt. „Grażyna”, zilustrowaną przez Andrzeja Mleczkę. Potem opublikował „Piosenki”, tomik poezji odzianej w nuty przez kompozytorów tej miary, co: Zbigniew Preisner, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Piotr Rubik, Zygmunt Konieczny. „Dwaj Panowie” zawiera wybór jego korespondencji z Piotrem Skrzyneckim. I wreszcie moim zdaniem pozycja najdojrzalsza: „Droga do domu”, przenikliwe miniatury o przemijaniu, starości i śmierci napisane na cztery ręce z Rafałem Wojasińskim. Ostatnie książki wydał w 2020 roku – „Spotkania w Raju”, i w 2021 – „Szczęśliwy bałagan. Część I”…
Bibliografia:
Dariusz Domański „Jan Nowicki opisany”
Rafał Wojasiński „Jan Nowicki. Droga do domu
”
Beata Guczalska „Trela”
Stanisław Zawiśliński „Hoffman. Chuligana żywot własny” , „Filmy, wojny i rozróby”
Jadwiga Has „Życie na drugim planie”