To w ich początkowych rytualnych rozważaniach religijnych, jeszcze nie w Polsce (Frank przybył z Azji), można upatrywać źródeł Frankowego ruchu, który zresztą prowadzi do zamordyzmu wewnątrz sekty. Z kolei brak jakiejkolwiek wolności sumienia, poczucie, że religia to sprawa publiczna, gwarantująca ład społeczny, więc trzeba ją narzucać, także łączy chrześcijan i Żydów.
Zarazem, czy końcowe ponure rozważania stronników Franka przy muzyce Beethovena o ich porażce są realnością czy odzwierciedleniem chorej duszy ich lidera, skoro nie spełnił swoich ambicji? Powtórzę: jego ludzie wtopią się w świat chrześcijański, w tym także polski. Antysemityzm polskiej szlachty był poczuciem wyższości, ale nie miał natury rasistowskiej. Tokarczuk tropi wręcz ślady różnych więzów, które pomimo ścisłego odgraniczenia łączyły obie społeczności. U Zadary prawie tego nie ma. Nie pomieściło się?
Ale chyba też nie pasowało do „antysienkiewiczowskiej” tezy wyjściowej. Zadara opowiada nam o szamotaninie człowieka próbującego się oswobodzić ze swego więżącego go statusu. U Tokarczuk jest dużo więcej o wspólnym, uniwersalnym lęku wyznawców wszystkich religii. W kilku momentach pojawia się on i na scenie Narodowego, choćby pod postacią złowróżbnej komety mającej zwiastować koniec świata. Ale te wszystkie przeczucia giną z zamęcie, w zgiełku, w teatralnych sztuczkach.
Odpowiedź wszystkim religiom?
W ostateczności czekamy na odpowiedź pisarki, po co nas w tę podróż po religiach zabrała. Czy tylko dla historycznych smaczków, dla społecznych obserwacji? Próba takiej odpowiedzi pod koniec pada. Wypowiada ją w powieści i na scenie Nachman, potem Jakubowski, jeden z najgorliwszych wyznawców Franka.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
„Wszystkie religie, prawa, księgi i stare zwyczaje już minęły i zwietrzały. Ten, kto czyta te stare księgi, przestrzega tych praw i zwyczajów, to jakby ciągle głowę do tyłu trzymał, a musiał iść do przodu. Dlatego będzie się potykał i upadnie. Ponieważ wszystko co było, przychodziło ze strony śmierci. Człowiek mądry będzie zaś patrzył do przodu, przed siebie, poprzez śmierć, która była muślinową zasłoną, i stanie po stronie życia”.
Jako miara wątpliwości i rozmaitych religijnych kryzysów, to słowa ciekawe. Ale czy to jest credo samej autorki? Gdyby tak było, z gąszczu celnych obserwacji wyłaniałby się postmodernistyczny banał.
Zarazem ciężko tego manifestu nieprzydatności wszelkich religii nie zapamiętać. Tylko czy w takim przypadku ta podróż to nie jest czas po trosze zmarnowany? A może te zdania zachęcają nas do samodzielnego określenia się względem metafizyki? Co jednak, kiedy dysponujemy ułomnymi, zawodnymi narzędziami?
Wysocka i Zadara ponieśli efektowną porażkę. Z mojej perspektywy mają jednak zasługę: zachęcili mnie do zajrzenia tam, gdzie sam bym może nie zawędrował. To jednak teatr opowieści, a nie ciąg banalnych dekonstrukcji, jakich pełno na współczesnych scenach.
Autorzy pewnie nie oddali w pełni intencji pisarki. A możliwe też, że zwrócili uwagę na ograniczenia samej powieści. W każdym razie zachęcam do lektury „Ksiąg Jakubowych”. Warto, choćby na samym końcu odpowiedzią miało być poczucie niedosytu.
– Piotr Zaremba
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy