Cywilizacja

Chciwi deputowani, bogaci szejkowie i worki pełne pieniędzy

Korupcyjny biznes miał, jak się wydaje, charakter wybitnie rodzinny. Szczególnie badane są greckie interesy Evy Kaili. Firma specjalizująca się w obrocie nieruchomościami, jaką wraz ze swym partnerem założyła niedawno w Atenach, może być pralnią brudnych pieniędzy.

„To atak na Parlament Europejski” – trudno o bardziej niemądry czy też bardziej cyniczny komentarz do afery, jaka ogarnęła jeden z trzech filarów Unii Europejskiej. Na domiar złego słowa te wygłosiła Roberta Metsola, przewodnicząca europarlamentu, która zapewne czuła się w obowiązku za wszelką cenę bronić instytucji, na której czele stoi. Choć przecież sytuacja wygląda więcej niż źle, a rozwagę i wstrzemięźliwość w słowach nakazywałby pani Metsoli zwykły rozsądek. Bo zaledwie parę miesięcy temu ona sama (o czym dalej) uwikłana była w forsowanie na bardzo wysokie stanowisko człowieka, który – zdaniem wielu – w ogóle nie powinien się na nim znaleźć.

To, co dzieje się obecnie w Brukseli i Strasburgu, nie jest żadnym „atakiem na parlament”. To sam europarlament ciężko pracował na aferę. Na zarzuty i podejrzenia, na kompromitację paru prominentnych eurodeputowanych i ludzi z parlamentarnego personelu. Ma to z pewnością wiele przyczyn, wśród których – choć jest to czynnik pośredni – można umieścić grę pozorów, jaką uprawiają eurodeputowani i parlament jako taki. Europarlament udaje, że jest prawdziwym parlamentem, takim samym jak parlamenty narodowe, eurodeputowani zaś udają, że mogą wiele, a może nawet wszystko. Jedno i drugie nie jest prawdą.

Katargate

Tak oto zrodził się Katargate: afera, która w tle ma z jednej strony mundial i ambicje władz Kataru, z drugiej – zadufanie, chciwość i brak zasad wśród eurokratów. Splatają się tu wątki, które z powodzeniem złożyłyby się na dobry kryminał (bardzo możliwe, że taki powstanie, bo prowadzący dochodzenie sędzia Michel Claise pisze książki osnute wokół spraw, którymi się zajmuje). Cztery – dotąd – osoby w areszcie, w tym najważniejsza: Eva Kaili, do 13 grudnia wiceprzewodnicząca PE, młoda, ładna, efektowna. Półtora miliona euro upchnięte po kątach w mieszkaniach podejrzanych, w workach i paczkach. Dociekliwa belgijska policja. Plus pytanie: kto jeszcze?

Uwaga skierowana jest ku człowiekowi z jeszcze wyższego szczebla. To Margaritis Schinas, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, Grek, a zatem rodak pani Kaili. Ona zaprzecza, on też, ale jego niedawne pochwały dla władz Kataru i zmian, jakie wprowadzały na rynku pracy, budzą podejrzenia. Podobnie jak intrygujące milczenie Ursuli von den Leyen, gdy dziennikarze zapytali ją o Schinasa.
Belgijska policja znalazła w przeszukanych mieszkaniach i biurach 1,5 mln euro w gotówce. Fot. EPA/PAP
Kolejne zaś pytanie brzmi: skąd jeszcze? Które państwo kupowało sobie przychylność w Brukseli? Może Maroko? Jego nazwa już się przewija w doniesieniach.

Dlaczego Katargate, skoro belgijscy śledczy nie ujawnili nazwy kraju korumpującego eurodeputowanych? Na razie mowa jest o „jednym z państw Bliskiego Wschodu”. Ale obserwatorzy od pierwszej chwili nie mieli większych trudności z rozszyfrowaniem, o które państwo chodzi. Tak się bowiem składa, że, po pierwsze, właśnie Katar był w ostatnim czasie bardzo aktywny w kontaktach z Brukselą, po drugie zaś, miał powód. A nawet dwa.

Mistrzostwa świata w piłce nożnej sprawiły, że Katar stał się przedmiotem wyjątkowego zainteresowania – poczynając od kwestii, dlaczego ten kraj został wybrany przez FIFA. Bogaty naftowy emirat był oczywiście w stanie wynagrodzić przychylność tych, którzy decydowali. Później niepokojono się warunkami pracy zagranicznych robotników, którzy budowali stadiony i inne obiekty, bo na placach budowy zbyt często dochodziło do wypadków. Wreszcie świat demokratyczny uświadomił sobie, że Katar to autokratyczna monarchia, w której prawa człowieka nie są należycie respektowane (ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji na polu LGBT).

Zainteresowanie z jednej strony wiązało się z formułowaniem ocen, z drugiej zaś z koniecznością zbadania sytuacji na miejscu, a zatem wizytami europosłów. Z biegiem czasu oceny stawały się coraz lepsze. Goście z Brukseli doceniali wysiłki katarskich władz, by poprawić sytuację na rynku pracy.

Niedawno, podczas listopadowej sesji parlamentu Eva Kaili wychwalała „historyczną transformację”, jaką Katar przeszedł dzięki temu, że organizuje mistrzostwa. Wymusiły one nowe standardy i tak oto, mówiła, „na polu praw pracowniczych Katar jest w czołówce”.

Bezideowi kombinatorzy niszczą Europę

Filip Memches: Łapówki, kłamstwa i ciemne interesy. Afera tytoniowa wiele nam mówi o unijnych politykach.

zobacz więcej
Bez widocznej poprawy nie byłoby mowy o zawarciu unijno-katarskiego porozumienia o ruchu bezwizowym. Taka umowa jest trochę jak certyfikat moralności, nawet jeśli nie ma wielkiego znaczenia praktycznego. Katar ma przecież niespełna 3 mln mieszkańców, a dla milionów Europejczyków nie stanowi, przynajmniej na razie, silnego magnesu turystycznego.

Co innego powód drugi. Władzom Kataru niesłychanie zależy na zawarciu z Unią Europejską umowy o współpracy w ruchu lotniczym, która da liniom lotniczym nieskrępowany dostęp do przestrzeni powietrznej drugiej strony. Taka umowa otworzyłaby przed Qatar Airways, dużym, renomowanym przewoźnikiem (pięć gwiazdek w klasyfikacji Skytrax, tylu nie mają żadne linie europejskie) wielkie możliwości. A że musi ona mieć akceptację Parlamentu Europejskiego, jest o co zabiegać.

Przyjaźń z człowiekiem Putina

Prawdziwym medialnym hitem są dziś zdjęcia opieczętowanych drzwi do biur już nie tylko w ogromnym gmachu europarlamentu w Brukseli, ale także w jego rzadziej wykorzystywanej siedzibie w Strasburgu. Policja przeszukała też kilkanaście domów i mieszkań prywatnych, zabezpieczając przede wszystkim komputery i inne nośniki elektroniczne; trwają też pierwsze przesłuchania. Na tym się pewnie nie skończy, bo śledztwo dopiero nabiera rozpędu.

Eva Kaili, reprezentująca greckich socjalistów, jest w areszcie. Została już usunięta z kierownictwa europarlamentu, gdzie znalazła się jako reprezentantka frakcji S&D, czyli Socjalistów i Demokratów, a także ze swej własnej partii PASOK. Postawione jej zarzuty mówią o przyjmowaniu łapówek, praniu brudnych pieniędzy i udziale w zorganizowanej grupie przestępczej. Inni uczestnicy grupy – również zatrzymani – to trzej Włosi, m. in. Francesco Giorgi, asystent jednego z włoskich eurodeputowanych i zarazem partner Evy Kaili, i Pier Antonio Panzeri, niegdyś europoseł, później twórca organizacji pozarządowej Fight Impunity (Zwalczać bezkarność – nazwa, daj Boże, prorocza).
Pier Antonio Panzeri, niegdyś europoseł, później twórca organizacji pozarządowej Fight Impunity też trafił do aresztu. Fot. Calzari Emmevi/IPA/ABACAPRESS.COM/PAP
Korupcyjny biznes miał przy tym, jak się wydaje, charakter wybitnie rodzinny. W Brukseli został zatrzymany ojciec Evy Kaili, zwolniono go jednak po przesłuchaniu. Władze greckie zamroziły wszystkie aktywa rodziny. Szczególnie badane są greckie interesy Evy Kaili. Firma specjalizująca się w obrocie nieruchomościami, jaką wraz ze swym partnerem założyła niedawno w Atenach, może być bowiem pralnią brudnych pieniędzy. We Włoszech aresztowano żonę i córkę Antonio Panzeriego.

W taki oto spektakularny sposób dobiega końca tyleż krótka, co efektowna (nie z powodu osiągnięć, a tempa, w jakim się dokonała) kariera polityczna 44-letniej europosłanki, która zdążyła być radną w Salonikach, skąd pochodzi, deputowaną do parlamentu greckiego (od 2007 roku, zdobyła mandat, mając 29 lat), a także prezenterką telewizyjną. W Brukseli znalazła się po eurowyborach z 2014 roku. Nie dała się poznać z żadnej szczególnej strony, poza jedną: jak pisze „Politico”, z Francesco Giorgim stanowili tzw. „power couple”, czyli wpływową parę – taką, w której partnerzy pracują na wspólny sukces, wzajemnie się wspierając w działalności publicznej.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Jest jednak parę spraw godnych odnotowania, bo wiele mówiących o Evie Kaili. Opowiadała na przykład w swoim czasie, że jej dziadka zamordowali greccy komuniści, co okazało się nieprawdą. Z punktu widzenia aktualnych wydarzeń o wiele ważniejsze jest jednak to, że w Salonikach często widywano ją z grecko-rosyjskim miliarderem Iwanem Sawidisem. Greckim – bo Sawidis, urodzony w Gruzji, pochodzi z zamieszkałej tam od wieków dużej społeczności tzw. Greków pontyjskich. Do tego, co naprawdę istotne, jest blisko związany z Władimirem Putinem.

Wreszcie, własna partia pani Kaili wątpi w jej lojalność, zarzucając jej m. in. podejrzanie bliskie kontakty z rządzącą obecnie w Grecji Nową Demokracją, umiarkowanie prawicową.

Wstydliwe powiązania

Katargate rzuca cień nie tylko na europarlament – również na NGO, organizacje pozarządowe. Część z nich i tak jest od pewnego czasu pod pręgierzem w związku z rolą, jaką odgrywają w transportowaniu nielegalnych imigrantów przez Morze Śródziemne. NGO tłumaczą się względami humanitarnymi, wiadomo jednak, i nie jest to powód do chwały, że tego rodzaju transporty dochodzą do skutku nie bez współpracy z przemytnikami ludzi działającymi na północy Afryki.

Dlatego z rady organizacji Fight Impunity (jej twórca, przypomnijmy, to Pier Antonio Panzeri) – która ściśle współpracowała z parlamentarną podkomisją ds. praw człowieka, choć, jak teraz wyszło na jaw, nie miała do tego prawa, bo nie była wpisana do rejestru dopuszczonych organizacji – nie zwlekając, wycofali się znani eurokraci, wśród których jest Federica Mogherini, odpowiedzialna niegdyś za stosunki zagraniczne Unii, i Dimitris Awramopulos, ekskomisarz ds. imigracji. Nie ciążą na nich żadne podejrzenia, zresztą nie mieli w Fight Impunity żadnych innych zadań poza tym, żeby po prostu być. Każdy z nich swym nazwiskiem miał tylko przydawać splendoru tej organizacji.

Mają korupcyjny system zbudowany za unijne pieniądze. Ich protestów nikt nie zauważa

Prezydent i premier oskarżają się wzajemnie o mafijne powiązania. Z okien pokazują sobie obraźliwe gesty.

zobacz więcej
„Wstydźcie się!” – powiedziała podczas debaty w Strasburgu komisarz Ylva Johansson i trzeba stwierdzić, że jako jedyna eurokratka przemówiła ludzkim głosem. Inne wypowiedzi, jakie padały z ust brukselskich ważnych osób, były przykładem klasycznej unijnej nowomowy: banalne słowa, żadnej treści. Powtarzano, że należy pilnować demokracji, działać zgodnie z jej zasadami, szczególnie zaś mieć na uwadze stworzenie procedur, które zapobiegłyby sytuacjom takim jak obecna. Chodzi o zasady regulujące lobbing, gdy w roli lobbysty występuje państwo. Przewodnicząca Metsola zaś gorąco dowodziła, że „dla wrogów demokracji samo istnienie tego parlamentu jest solą w oku”.

„Obrzucano nas błotem, kiedy w pełni legalnie, w sposób całkowicie przejrzysty zaciągnęliśmy pożyczkę w czesko-rosyjskim banku. W tym samym czasie Katar przekazywał skorumpowanym ludziom z obozu przedstawianego jako »obóz dobra« walizki pełne banknotów. Co za wstyd!” – tymi słowy Katargate skomentowała na Twitterze Marine Le Pen, eksszefowa francuskiego Zgromadzenia Narodowego. A Viktor Orban, również na Twitterze, przekazał europarlamentowi pozdrowienia, opatrując je zdjęciem światowych przywódców z podpisem: „I mówili, że Parlament Europejski jest poważnie zaniepokojony korupcją na Węgrzech”.

Europejska prawica przyjęła Katargate nie bez nuty satysfakcji, całkowicie zresztą zrozumiałej. Europarlament pełen jest ludzi gotowych do odsądzania od czci i wiary wszystkich, którzy trzymają się z dala od obowiązkowego postępowego nurtu – czy chodzi o partie, czy też o kraje.

Afera Katargate pokazała zresztą, jak złudne bywa przeświadczenie, że wysokie wynagrodzenie urzędników czy innych osób pełniących funkcje publiczne skutecznie chroni przed korupcją. Nawet jeśli generalnie jest w tym sporo racji, tu mechanizm ten zupełnie nie zadziałał. Eurodeputowani wynagradzani są doskonale, powiedzmy wprost: grubo ponad wartość tego, co wnoszą swą pracą do życia publicznego.

A nierzadko życie publiczne psują. Parę miesięcy temu europarlament miał wybrać nowego sekretarza generalnego, czyli szefa parlamentarnej administracji, na miejsce odchodzącego Klausa Welle. Roberta Metsola, z poparciem Europejskiej Partii Ludowej, na to bardzo ważne stanowisko zaproponowała swego asystenta Alessandro Ciocchettiego. Budził on wątpliwości z uwagi na swe dawne kontakty, m. in. z politykiem skazanym we Włoszech za powiązania z mafią, i wobec sprzeciwu innych frakcji jego wybór był nie do przeprowadzenia.

Wysoka instancja parlamentarna, pod nazwą „tajnego biura”, zastosowała więc sprytny wybieg, tworząc nowy parlamentarny dyrektoriat i nowe stanowiska, które zaoferowano oponentom z Lewicy i Renew Europe. Nie jest to zabronione, ale z przyzwoitością w polityce ma mało wspólnego.

We frakcji socjalistów, również przeciwnych Ciocchettiemu, wyłamały się dwie deputowane. Jedną z nich była Eva Kaili. W świetle obecnych wydarzeń może to rodzić zasadne pytania. I z pewnością powinno.

– Teresa Stylińska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Eva Kaili jeszcze w roli wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego odwiedza emira Kataru Tamima ibn Hamad Al Saniego. Fot. IOS / Zuma Press / Forum
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.