W tej sytuacji nie dziwi to, iż na Zachodzie powszechnie uważano,
iż dążenie do zgromadzenia jak największego osobistego bogactwa
jest jedyną prawdziwą motywacją rządzących w Moskwie „czekistów”.
Znów – to przekonanie nie wzięło się znikąd. Cynizm był istotnie znakiem
firmowym tych środowisk, podobnie jak bezczelność i szalona brutalność
w walce o przejmowanie źródeł dochodów. A same te środowiska
budziły wśród rosyjskiej liberalnej inteligencji – niemal bez reszty
kształtującej wizję Rosji wśród cudzoziemców z Zachodu – nienawiść
i pogardę. Emocje w danym wypadku jak najbardziej zrozumiałe, ale
też po przejściu pewnego punktu w jakimś zakresie nieułatwiające zrozumienia
rzeczywistości.
W efekcie tego błędu poznawczego, kiedy już zaczęła następować
ewolucja putinizmu w stronę najpierw specyficznego konserwatyzmu,
a potem czegoś w rodzaju rosyjskiego faszyzmu, zewnętrzni i wewnętrzni
obserwatorzy bardzo długo gremialnie odrzucali pomysł, jakoby był to
prawdziwy zwrot i prawdziwy proces. Traktowali to jako czysty chwyt
PR-owski. Rzeczywistość Rosji z pierwszych lat XXI wieku, kiedy to
powiązany z władzą
think tank potrafił w jednym czasie produkować dla
tejże władzy (i na jej zamówienie) kompletnie przeciwstawne warianty
„idei narodowej”, wydawała się potwierdzać tę interpretację.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Interpretację, która jednak okazała się w dużym stopniu błędna. Świadczy
o tym konsekwencja działań władz rosyjskich, a przede wszystkim to,
iż w ciągu ostatnich kilkunastu lat można było wręcz odnieść wrażenie,
iż celem rządzących Rosją jest maksymalne zantagonizowanie Zachodu
na wszystkich polach, na których jest to możliwe – od kampanii przeciw
temu, co na Zachodzie określa się mianem praw ludzi LGBT (
sanctissimum
nowej świeckiej religii Zachodu) poprzez ograniczanie praw obywatelskich
w zwykłym, tradycyjnym sensie aż po niesprowokowaną napaść
na Ukrainę. Pamiętajmy, że przyjęcie Ukrainy do NATO bardzo długo nie
było wizją popularną wśród elit państw Sojuszu, a postawa ta zmieniała
się między innymi pod wpływem uświadamiania sobie, że – jak to ujął
niegdyś były prezydent tego kraju Leonid Kuczma, żaden przecież antyrosyjski
radykał – sprawa członkostwa Kijowa w tej organizacji nie jest dla
Moskwy przyczyną agresywności wobec Ukrainy, tylko pretekstem do
niej. Ten szczególny przypadek można uogólnić następująco: Rosja chce
dominować nad sąsiadami nie ze względu na własne bezpieczeństwo czy
dla zysków ekonomicznych (choć oba te aspekty odgrywają oczywiście
pewną rolę w myśleniu ludzi Kremla), tylko po prostu po to, żeby dominować.
Dominacja jest bowiem celem samym w sobie, po prostu, czego
ludzie Zachodu nie potrafią zrozumieć. Tymczasem Rosja uważa, iż jest
to jej naturalne prawo, a odmawianie jej tego oznacza wyrządzanie Rosji
strasznej krzywdy. Warto tu wspomnieć, że w Moskwie przed siedzibą
rosyjskiego rządu znajduje się pomnik carskiego premiera, wybitnego
działacza państwowego Piotra Stołypina, na którego cokole umieszczono
nieprzypadkowy cytat z któregoś z jego wystąpień: „Rosja nie ma żadnych
specjalnych praw, poza jednym jedynym – prawa, by być wielką”.