Cywilizacja

Czy Putin jest naprawdę konserwatystą?

Gdyby w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych Europa Zachodnia i Ameryka były zdominowane przez jakiś rodzaj kulturowej prawicy, to kierunek ewolucji władzy rosyjskiej byłby odwrotny. I dziś Kreml stanowiłby ostoję ideologii gender oraz jądro parad LGBT.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Teologia Polityczna publikujemy fragmenty książki Piotra Skwiecińskiego „Koniec ruskiego miru? O ideowych źródłach rosyjskiej agresji”.

Przez bardzo długi czas, i niebezzasadnie, obserwatorzy z Rosji oraz spoza jej granic uznawali zarówno samego Putina, jak i całą jego szeroko pojętą ekipę za – po prostu i wyłącznie – złodziei. Rosyjski system określano wręcz jako kleptokratyczny. Miało to dobre uzasadnienie, bo rzeczywiście przejmowanie państwowego majątku na niewiarygodną skalę było fundamentem tego systemu (przy czym nie było to rosyjską specyfiką – podobnie było w większości państw poradzieckich). Nakładało się to na jeszcze staroruską tradycję „kormlenia” – systemu, w którym naznaczany na jakieś stanowisko dostojnik ma z tego stanowiska żyć. Co w zachodniej perspektywie jawi się oburzającą korupcją, a w perspektywie rosyjskiej jest bardziej wieloznaczne.

Na początku ery Putinowskiej renesans (w istocie nigdy niewykorzenionego) „kormlenia” wiązał się z powszechnym wśród rosyjskich rządzących, zwłaszcza tych z kagiebowskim rodowodem, przekonaniem, że pierwsze pokolenie rosyjskich oligarchów to nie tylko złodzieje, ale też zaprzedani Zachodowi zdrajcy. Do rangi symbolu urósł pod tym względem fakt, iż jako główny powód i pierwszy akord konfliktu państwa z Michaiłem Chodorkowskim władzy udało się wylansować ogłoszenie przezeń planu połączenia Jukosu i Sibnieftu Romana Abramowicza z amerykańskim ExxonMobil, co oznaczałoby zyskanie przez Amerykanów kontroli nad zasadniczą częścią rosyjskich zasobów surowcowych. Oczywiście, podstawową społeczno-polityczną funkcją aresztowania, wtrącenia na długie lata do łagru i ograbienia Chodorkowskiego było symboliczne i realne zarazem wskrzeszenie zasady, że prawo decydowania o wolności obywatela należy do władcy, i ostateczne udowodnienie Rosjanom – w sposób dla nich zrozumiały, odwołujący się do ich świadomości i podświadomości – że ta władza jest na serio i ma wszystkie podstawowe atrybuty władzy rosyjskiej. Zarazem jednak posłużyło to do wytworzenia wśród Putinowskich kadr specyficznej ideologii uzasadniającej działania wiodące do własnego wzbogacenia się – ideologii głoszącej, że odebranie nieposłusznym oligarchom ich (ukradzionej Rosji) własności, by po odebraniu podzielić ją między siebie, to nie żadna kradzież, tylko czyn prawdziwie patriotyczny.
Piotr Skwieciński „Koniec ruskiego miru? O ideowych źródłach rosyjskiej agresji”, Teologia Polityczna, Warszawa 2022. Obraz na okładce – „Krymski motyw” Jarosława Modzelewskiego (2014)
W tej sytuacji nie dziwi to, iż na Zachodzie powszechnie uważano, iż dążenie do zgromadzenia jak największego osobistego bogactwa jest jedyną prawdziwą motywacją rządzących w Moskwie „czekistów”. Znów – to przekonanie nie wzięło się znikąd. Cynizm był istotnie znakiem firmowym tych środowisk, podobnie jak bezczelność i szalona brutalność w walce o przejmowanie źródeł dochodów. A same te środowiska budziły wśród rosyjskiej liberalnej inteligencji – niemal bez reszty kształtującej wizję Rosji wśród cudzoziemców z Zachodu – nienawiść i pogardę. Emocje w danym wypadku jak najbardziej zrozumiałe, ale też po przejściu pewnego punktu w jakimś zakresie nieułatwiające zrozumienia rzeczywistości.

W efekcie tego błędu poznawczego, kiedy już zaczęła następować ewolucja putinizmu w stronę najpierw specyficznego konserwatyzmu, a potem czegoś w rodzaju rosyjskiego faszyzmu, zewnętrzni i wewnętrzni obserwatorzy bardzo długo gremialnie odrzucali pomysł, jakoby był to prawdziwy zwrot i prawdziwy proces. Traktowali to jako czysty chwyt PR-owski. Rzeczywistość Rosji z pierwszych lat XXI wieku, kiedy to powiązany z władzą think tank potrafił w jednym czasie produkować dla tejże władzy (i na jej zamówienie) kompletnie przeciwstawne warianty „idei narodowej”, wydawała się potwierdzać tę interpretację. ODWIEDŹ I POLUB NAS Interpretację, która jednak okazała się w dużym stopniu błędna. Świadczy o tym konsekwencja działań władz rosyjskich, a przede wszystkim to, iż w ciągu ostatnich kilkunastu lat można było wręcz odnieść wrażenie, iż celem rządzących Rosją jest maksymalne zantagonizowanie Zachodu na wszystkich polach, na których jest to możliwe – od kampanii przeciw temu, co na Zachodzie określa się mianem praw ludzi LGBT (sanctissimum nowej świeckiej religii Zachodu) poprzez ograniczanie praw obywatelskich w zwykłym, tradycyjnym sensie aż po niesprowokowaną napaść na Ukrainę. Pamiętajmy, że przyjęcie Ukrainy do NATO bardzo długo nie było wizją popularną wśród elit państw Sojuszu, a postawa ta zmieniała się między innymi pod wpływem uświadamiania sobie, że – jak to ujął niegdyś były prezydent tego kraju Leonid Kuczma, żaden przecież antyrosyjski radykał – sprawa członkostwa Kijowa w tej organizacji nie jest dla Moskwy przyczyną agresywności wobec Ukrainy, tylko pretekstem do niej. Ten szczególny przypadek można uogólnić następująco: Rosja chce dominować nad sąsiadami nie ze względu na własne bezpieczeństwo czy dla zysków ekonomicznych (choć oba te aspekty odgrywają oczywiście pewną rolę w myśleniu ludzi Kremla), tylko po prostu po to, żeby dominować. Dominacja jest bowiem celem samym w sobie, po prostu, czego ludzie Zachodu nie potrafią zrozumieć. Tymczasem Rosja uważa, iż jest to jej naturalne prawo, a odmawianie jej tego oznacza wyrządzanie Rosji strasznej krzywdy. Warto tu wspomnieć, że w Moskwie przed siedzibą rosyjskiego rządu znajduje się pomnik carskiego premiera, wybitnego działacza państwowego Piotra Stołypina, na którego cokole umieszczono nieprzypadkowy cytat z któregoś z jego wystąpień: „Rosja nie ma żadnych specjalnych praw, poza jednym jedynym – prawa, by być wielką”.

Putin i polscy liberałowie lansują to samo kłamstwo

Czy mamy do czynienia ze starciem konserwatywnej Rosji z progresywnym Zachodem?

zobacz więcej
Dziś, w dobie wojny i zdecydowanego wsparcia Kijowa przez wspólnotę atlantycką, łatwo o tym zapomnieć, ale przecież Zachód (z USA na czele) przez całe dekady bynajmniej nie był czempionem antyrosyjskości. Można cofnąć się w czasie jeszcze dalej i przypomnieć choćby to, że administracja George’a Busha seniora bardzo konsekwentnie starała się utrzymać jedność ZSRR, popierała Gorbaczowa i próbowała zniechęcać liderów republik związkowych do porzucania Związku Radzieckiego. Potem do czynienia kolejnych kroków przeciwko polityce Moskwy Zachód bywał nieledwie zmuszany przez samą Federację Rosyjską kolejnymi działaniami jej władz. Potencjał poszukiwania kompromisu był w Unii Europejskiej ogromny, w USA mniejszy, ale zawsze znaczący, a obawa przed „doprowadzeniem Rosji do desperacji” oraz „zastąpieniem dzisiejszych kremlowskich kleptokratów przez prawdziwych rosyjskich faszystów” była tam duża. I prowadząc w wymienionych obszarach politykę bardziej umiarkowaną, choćby tylko pozornie, rządzący Rosją osiągnęliby wiele. Bo też na wiele Zachód był gotów, by uniknąć tych horrorów, którymi straszyli go kremlowscy lobbyści. A wtedy „kremlowscy kleptokraci” mogliby sobie kraść spokojnie. I spokojnie sprawować niezagrożoną przez nikogo władzę.

Zdecydowali jednak inaczej, w pewnym sensie wbrew własnym interesom, tym rozumianym najbardziej przyziemnie. A skoro tak, to znaczy, że wizja, iż obchodzi ich wyłącznie własna kasa, a cała reszta to pozór i sztafaż – wizja niegdyś wyznawana powszechnie, a i dziś często spotykana – nie była prawdziwa.

„Kleptokraci z Kremla są kleptokratami, ale poza tym głęboko i prawdziwie wierzą w wielkość Rosji. Gdy słyszą jakieś przemówienie czy balladę na ten temat, oczy im łzawią. Są naprawdę sentymentalni. Odrzucają fakt, że Zachód jest znacznie potężniejszy niż Rosja. To są złudzenia, ale one są faktami dla tych ludzi” – mówił Stephen Kotkin, chyba najlepszy amerykański badacz Rosji XX-wiecznej i współczesnej (a na pewno najlepszy specjalista w dziedzinie Stalina i stalinizmu).
Przez całe dekady Zachód (z USA na czele) nie był czempionem antyrosyjskości. Administracja George’a Busha seniora bardzo konsekwentnie starała się utrzymać jedność ZSRR, popierała Michaiła Gorbaczowa i próbowała zniechęcać liderów republik związkowych do porzucania Związku Radzieckiego. Na zdjęciu: Bush i Gorbaczow przed Białym Domem, 31 maja 1990. Fot. Ron Sachs/CNP/Getty Images
Zjawisko przyjęcia przez rosyjską władzę nowej ideologii, którą Władimir Putin lepił od dawna, ma kilka warstw. Jedną z nich – można się zastanawiać, czy nie pierwotną – była decyzja o strategicznym, integralnym wręcz przeciwstawieniu się Zachodowi, co wymagało uzasadnienia nie tylko na poziomie geopolitycznym, ale filozoficznym. W tym sensie można powiedzieć, że Rosja weszła w konflikt z Zachodem nie dlatego, że była czy stała się konserwatywna, tylko odwrotnie – stała się konserwatywna, by wejść w konflikt z Zachodem. Bo rządzący Rosją, myślący zgodnie z paradygmatem geopolitycznej rywalizacji, uznali, że ich kraj może odzyskać pozycję światowego supermocarstwa jedynie – to wariant skromniejszy – stając się alternatywną wobec Zachodu cywilizacją zamkniętą, cywilizacją „w sobie”, lub też – w wariancie maksimum – oferując ideologiczno-kulturową alternatywę reszcie świata. Tylko trochę przesadzając, można zatem zaryzykować obrazowe twierdzenie, że gdyby w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych Europa Zachodnia i Ameryka były zdominowane przez jakiś rodzaj kulturowej prawicy, to kierunek ewolucji władzy rosyjskiej byłby odwrotny i dziś Kreml byłby ostoją ideologii gender i jądrem parad LGBT.

Zastrzeżenie, że to stwierdzenie zawiera pewną dozę przesady, wynika między innymi z tego, że obecnie rządzący Rosją są jednak – właśnie – Rosjanami i przeważnie w jakimś stopniu podzielają intuicje wywodzące się z rosyjskiego genu kulturowego. A te intuicje wobec męskiego homoseksualizmu, a zwłaszcza jego publicznych manifestacji, są w Rosji znacznie bardziej negatywne, niż były na Zachodzie nawet w czasach obowiązywania tam antygejowskich ustaw. Przy czym nie wyłącznie w Rosji, ale w ogóle w krajach wschodniego prawosławia – Gruzini reagują jeszcze bardziej nerwowo niż Rosjanie, wręcz agresywnie, na próby wprowadzenia u nich lansowanego przez Zachód społecznego systemu dotyczącego tej sfery życia.
Rosja weszła w konflikt z Zachodem nie dlatego, że była czy stała się konserwatywna, tylko odwrotnie – stała się konserwatywna, by wejść w konflikt z Zachodem. Na zdjęciu: Władimir Putin w soborze świętego Włodzimierza w Sewastopolu podczas pobytu na okupowanym przez Rosję Krymie, 9 maja 2014. Fot. Sasha Mordovets/Getty Images
Przede wszystkim chodzi jednak o to, że jak wszystko wskazuje, rządzący Rosją, choć nową ideologię przyjęli początkowo przede wszystkim na zimno, z przyczyn politycznych i geopolitycznych, to potem naprawdę w nią uwierzyli. Wierzą więc i w immanentne zagrożenie z Zachodu, i w „rosyjski konserwatyzm”. Z czego oczywiście nie wynika, aby prowadzili życie osobiste zgodne z jego założeniami; konsekwencja w tej dziedzinie w ogóle nie jest cechą homo sapiens, a rosyjska wersja prawosławia ze swoim prymatem głębokiego, jednorazowego przeżycia religijnego nad rzeczywistym realizowaniem religijnych zasad („najważniejsza jest mistyka i zanurzenie się w świętowanie” – tłumaczył Rudigerowi von Fritschowi, ambasadorowi Niemiec w Moskwie w latach 2016–2019, niewymieniony z imienia rosyjski arcybiskup, zarazem wypowiadając się sceptycznie co do roli refleksji w życiu religijnym) sprzyja zresztą jednoczesnemu kultowi i łamaniu rygorystycznych założeń. Fakt, iż między wyznawaniem religii a postępowaniem wyznającej ją jednostki związek w Rosji jest jeszcze słabszy niż w innych krajach, a w związku z tym wątlejsze jest też poczucie odpowiedzialności jednostki za to, co robi, jest zresztą dostrzegany nie od wczoraj i w samej Rosji, i wśród obserwatorów zachodnich; ma to związek nie tylko z dziedzictwem kultury prawosławia, ale też prowadzącym do podobnych skutków dziedzictwem radzieckim – „pierwiastek radziecki to świat, życie (…) całkowicie pozbawione pojęcia grzechu własnego” (Jurij Piwowarow).

Rządzący Rosją uwierzyli również w to, że już nawet nie tylko wolność polityczna w stylu zachodnim, ale nawet ograniczone swobody w życiu publicznym są śmiertelnym zagrożeniem nie tylko dla ich władzy, ale i dla Rosji jako takiej. I to jest kolejna warstwa fenomenu przyjęcia przez putinowską władzę nowej ideologii – warstwa korzyści w polityce wewnętrznej, uzasadniania samej siebie. Oczywiście – pokusa utożsamienia siebie samego z rządzonym krajem i uznania, iż własne odejście od władzy oznaczałoby koniec tego kraju czy narodu, nie jest rosyjską specyfiką. Ale tu zjawisko to osiągnęło apogeum, wraz ze sformułowaniem przez pierwszego zastępcę szefa administracji prezydenta Wiaczesława Wołodina (dziś spikera Dumy) maksymy „jest Putin – jest Rosja, nie ma Putina – nie ma Rosji”. Sformułowanie to jest skądinąd intelektualnie pokrewne opinii wygłoszonej przez wieloletniego szefa rosyjskiej centralnej komisji wyborczej (zwanego „czarodziejem” z racji konsekwentnego zapewniania obozowi władzy wymaganej skali zwycięstwa) Władimira Czurowa, który kiedyś po prostu zapytał, retorycznie i prostodusznie zarazem: „czyż Putin może nie mieć racji?”. Dlatego pod osłoną „operacji specjalnej” likwidowani są nie tylko bezpośredni przeciwnicy polityczni, ale też ci, którzy mają wprawdzie jasne i antyrządowe poglądy, ale polityką sensu stricto się nie zajmują – jak stowarzyszenie Memoriał, specjalizujące się w dokumentowaniu stalinowskich represji.

W pustki na półkach rosyjskich sklepów proszę nie wierzyć. Nic takiego nie ma miejsca – mówi polski dyplomata

Skwieciński: Poparcie Rosjan dla Władimira Putina jest tyle szerokie, co płytkie. Nie jest trwałe i może się widowiskowo posypać.

zobacz więcej
A rosyjska władza była i dotąd ogólnie nieufna wobec wszelkich przejawów samoorganizacji społecznej. Przypomnijmy choćby, że Marsz Nieśmiertelnego Pułku – doroczne odbywające się w całym kraju pochody, których uczestnicy niosą zdjęcia poległych w czasie drugiej wojny krewnych, będące dziś emblematyczną imprezą putinowskiej Rosji – w momencie gdy pewien dziennikarz z prowincjonalnego Tomska zaczął sam z siebie organizować pierwszą taką imprezę, bo po prostu wpadł na taki pomysł, wzbudził zauważalne zaniepokojenie i nieufność władz, bo było to wówczas działanie oddolne i spontaniczne… Można więc oczekiwać, iż ogólna akcja „podmrażania Rosji” („Rosję trzeba podmrozić, żeby nie gniła” – autor tej maksymy, XIX-wieczny konserwatywny filozof Konstantin Leontjew, proponował, by w celu obronienia imperium przed zachodnim nihilizmem doraźnie zamrozić w nim życie społeczne; wydaje się, że Putin, od kilku lat interesujący się tradycjonalistyczną rosyjską myślą przedrewolucyjną i emigracyjną, świadomie realizuje ten plan) nie ograniczy się do „mrożenia” tego, co jest zbliżone do opozycyjnych kręgów politycznych. Proces pójdzie dalej, zatrzyma się dopiero wtedy, kiedy nie będzie już miał dokąd pójść.

Trochę dlatego, że – jeśli mamy rację, uznając, iż wskazówki Leontjewa są przez Putina przyjmowane dosłownie – niepodobna, by zlekceważył on na przykład tę: „bez ostrych i ustrojowych ograniczeń rosyjskie społeczeństwo pomknie szybciej niż jakiekolwiek inne śmiertelną drogą obalenia wszystkiego”. Ale trochę też na zasadzie inercji oraz realizowania przez cały aparat rosyjskiej władzy własnych, szczerych i głębokich, intuicji. Cytowany już Łukianow, który proponuje rządzącym, by w warunkach wojny, sankcji i krachu gospodarczego pozwolili ludziom samodzielnie się ratować poprzez, jak można się domyślać, umożliwienie im swobodnej działalności ekonomicznej i społecznej, wyraża jednocześnie obawę co do realności swojego pomysłu, gdyż jak stwierdza: „wolność dla obywateli wymaga zaufania. Państwa do nich i ich do państwa. Z tym u nas w obie strony zawsze były problemy”. Przywołuje w tym kontekście istniejącą „nieufność władz do zdolności społeczeństwa, by zrobić coś samemu, łączącą się z zawodowymi nawykami wielu ważnych przywódców państwowych” (czytaj: byłych funkcjonariuszy służb specjalnych). Wydaje się, że w swoim pesymizmie ma rację. W epoce, w której doktryną państwową staje się myśl Leontjewa (a hasło „podmrożenia”, które nas w naturalny sposób odrzuca, bynajmniej nie zawsze działa tak na Rosjan; na przykład nostalgicznie proradziecki socjolog Siergiej Kara- -Murza pisał, że w czasie pierwszej dekady rządów Putin niestety nie zdołał cofnąć destrukcyjnych, zapoczątkowanych w latach dziewięćdziesiątych okcydentalizujących Rosję procesów ekonomicznych, ale zdołał je „podmrozić”; zwróćmy uwagę że Kara-Murza używa tego zwrotu Leontjewa w pozytywnym kontekście), nie będzie miejsca na to, aby społeczeństwu pozwolić na cokolwiek. Nawet na ratowanie się i nawet gdyby skuteczność tego ratowania leżała w oczywistym, politycznym interesie rządzących.

– Piotr Skwieciński

Autor jest dyplomatą. Z wykształcenia – historyk, do roku 2019 – dziennikarz, publicysta między innymi „Życia”, „Rzeczpospolitej”, „Sieci”. W latach 2006-2009 – prezes Polskiej Agencji Prasowej. Był w Moskwie korespondentem, a ostatnio dyrektorem Instytutu Polskiego


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Fot. autora – PAP/Marcin Obara

Tytuł fragmentów pochodzi od redakcji
Zdjęcie główne: Demonstracja przeciw rosyjskiej agresji na Ukrainę, Berlin 6 kwietnia 2022. Większość uczestników stanowili Ukraińcy. W rękach protestującej zdjęcie, na którym widać zwłoki cywilnych mieszkańców Buczy – ofiar „ruskiego miru”. Fot. Sean Gallup/Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.