Chcesz znać prawdę? Dobrze. Dziwię się tylko, że jeszcze do tej pory nie domyślasz się jej. To, cośmy zrobili, było wielkim nieporozumieniem, ale ja mam na tyle uczciwości, że nie mogłem zostawić Cię samej z dzieckiem. Gdy dowiedziałem się później, jaka jest sytuacja, to oczywiście nie chciałem brać ślubu, ale Ty zajęłaś taką postawę, że nie mogłem po prostu uciec i stało się. Początkowo myślałem, że może będę mógł żyć z Tobą, ale niestety, to byłaby męczarnia dla Ciebie i dla mnie. Twoja miłość jest chwiejna jak chorągiewka. Przecież było już tak, że nienawidziłaś mnie. Uważasz, że jesteś nieszczęśliwa, że tylko Ty przeżywasz wszystko, że z mojej winy są Twoje nieszczęścia, a czy myślisz, że ja nic sobie z tego nie robię? Chcesz, żebyśmy razem żyli, Ty będziesz w miarę szczęśliwa, a ja? Czy ja nie mam prawa być przynajmniej zadowolony z małżeństwa? Był ślub. Stało się. Nie będę Ci robił wymówek, bo to nie leży w moim charakterze, tak jak Ty to potrafisz. Gdybyś mnie posłuchała i przełożylibyśmy wszystko na później, tak jak Ci proponowałem, wiele rzeczy wyjaśniłoby się, ale Ty nie chciałaś nawet o tym słyszeć.
Jeśli chodzi o mój dom, to nie musisz mieć do nikogo żalu, ponieważ na Twój temat unikam rozmowy i tyle. Powiedziałem, że chciałem uciec, ale w formie żartobliwej, nie przypuszczałem, że weźmiesz to na poważnie. Jak już wiesz, do Opola nie pojechałem, bo nie mam po co. To, co chcesz mi powiedzieć, możesz napisać. Listów do mnie nikt nie czyta.
Piszesz, że leżysz w szpitalu, że jesteś chora z mego powodu. Nie mam pojęcia, co Ci jest, nie wiedziałem w ogóle o tym, że jesteś w szpitalu. Dowiedziałem się dopiero z listu, który wysłałaś do mamy. Na pewno posądzisz mnie o celowe działanie, ale otworzyłem kopertę zupełnie nieświadomie, dopiero, kiedy zacząłem czytać, zorientowałem się, że to nie do mnie. Nie wiem, co między wami zaszło. Mama mi nie mówiła. Obecnie nie ma jej w Warszawie i nie wiem, czy list trzymać aż przyjedzie, czy wysłać. Jeśli masz jakieś pretensje do mnie, napisz, będę starał się uregulować wszystko. W każdym bądź razie nie widzę żadnych szans, abyśmy mogli żyć razem.
***
Przepraszam Cię bardzo, że tak długo nie pisałem, ale robiłem to celowo, aby dać Ci czas na przeanalizowanie sytuacji po moim przyznaniu się. Muszę stwierdzić, że spadł mi ogromny ciężar z serca z chwilą, gdy dowiedziałaś się o moim małżeństwie. Zarzucasz mi, że nie powiedziałem wcześniej, ale mówiłem Ci już, dlaczego. Nie przypuszczałem, że się kiedyś spotkamy, myślałem, że po wyjeździe ze Zgonu już nigdy się nie zobaczymy, jednak moje uczucia do Ciebie są większe niż przypuszczałem. Sądziłem również, że Ty o mnie zapomnisz. Jakiekolwiek było moje zachowanie w stosunku do Ciebie, może rzeczywiście nieraz niewłaściwe, ale są takie sytuacje, w których trudno się opanować. Ty jednak zawsze wychodziłaś z nich obronną ręką. I bardzo dobrze się stało, jak się stało.
Agnieszko, gdybym miał na uwadze własną satysfakcję, nigdy nie przyznałbym się. Sam fakt dowodzi, że myślę o Tobie bardzo poważnie. Oczywiście, Ty będziesz miała różne wątpliwości co do mojej osoby, ale nie okłamywałem Cię nigdy. Formalnie wziąłem ślub, który był wielkim nieporozumieniem, a czuję się jak najbardziej kawalerem.
Kochana Agnieszko, gdybym był wolny, to wierz mi, zaproponowałbym Ci małżeństwo. Co prawda znamy się stosunkowo krótko, ale to wystarcza mi, aby docenić Twoje walory jako kobiety i żony. Poza tym przypadłaś mi bardzo do serca. Twoje mieszkanie jak w pudełeczku, sposób umeblowania i urządzenia, jakbym sam to robił. Po tym wszystkim mam taką propozycję – znasz moją sytuację, wiesz, że w tej chwili jestem związany, ale myślę, że w przeciągu roku wszystko się rozstrzygnie. Przez ten czas chciałbym, abyśmy się w miarę możliwości spotykali ze sobą, a gdy ta przymusowa próba czasu minie, zaproponowałbym Ci małżeństwo. Co Ty na to? Obawiam się tylko, żebyś się do mnie nie uprzedziła.