Cywilizacja

Kolor roku 2023! Od buraczkowej czerwieni do różowawej fuksji

Amerykańska firma Pantone, zajmująca się produkcją i systematyzacją wzorników kolorystycznych, już po raz 12, na tajnym spotkaniu fachowców z różnych dziedzin, wybrała barwę, która ma odzwierciedlać „ducha czasu”.

Połowa XIX wieku to czas odkryć. Tych wielkich, spektakularnych w dziedzinie wynalazczości, elektryczności czy inżynierii, ale i nauk biologiczno-chemicznych. Życie stawiało wciąż nowe wyzwania przed naukowcami, i tak August Wilhelm von Hofmann, dotychczasowy specjalista od amin, pochodnych amoniaku i elektrolizy wody, jako swoją idee fixe obrał wynalezienie odpowiednika syntetycznej chininy, co – uprzedzając fakty – frapować będzie chemików jeszcze przez kolejnych sto lat.

Wracając jednak do dziewiętnastego stulecia: malaria była ówcześnie jedną z najbardziej niebezpiecznych chorób, nie tylko w Afryce, ale i Europie czy Azji, gdzie w czasach kolonializmu wciąż dochodziło do nowych ognisk zapalnych. Tym pilniejszą sprawą było wynalezienie zamiennika chininy, który można by uzyskać w laboratorium, a nie poprzez skomplikowane wypreparowywanie z drzewa chininowego, rosnącego tylko w Andach.

Gin z tonikiem

Kwestia zapobiegania i leczenia malarii była ówcześnie tak paląca, że dochodziło na tym polu do wielu nieoczywistych odkryć. Jednym z takich było utworzenie jednego z najpopularniejszych drinków wszechczasów, czyli… ginu z tonikiem, choć wtedy mówiono z „woda chininową”. Jak można się domyślić nawet taki koktajl nie mógł zastąpić odpowiedniego leku, o standaryzowanej dawce substancji leczniczej. Szukano więc dalej i w 1856 r. takie też zadanie dał swojemu uczniowi profesor Hofman.

Dzień po dniu osiemnastoletni student chemii, Wiliam Henry Perkin zamykał się w laboratorium Imperial College London i mieszał przeróżne odczynniki, licząc na spodziewany efekt. Praca ta była jednak żmudna i nie przynosiła spodziewanych efektów. Próbował różnych sposobów i np. starał się wyabstrahować odpowiednik chininum, czyli C20H24N2O2 ze smoły wydobytej z lampy gazowej; sądził, że anilina pozyskiwana z węgla drzewnego, może mieć formułę zbliżoną do leczniczej substancji. Zamiast spodziewanego efektu otrzymał jednak czarną, smolistą maż, która na dodatek mocno przywarła do ścianek menzurek. Aby się jej pozbyć, młody chemik zalał zlewki alkoholem, a wtedy jego oczom ukazała się przepiękna, różowo-fioletowa barwa.

Kto wie, jaki byłby finał tej nieoczywistej przygody, gdyby nie to, że Perkin wyróżniał się zmysłem plastycznym. Na szczęście jednak dla sporej części ludzkości chłopak szybko dostrzegł potencjał niezaplanowanego odkrycia i wraz z kolegami, Arthurem i Tomaszem Churchami, rozpoczęli dalsze prace nad praktycznym wykorzystaniem barwnika. Robili to ponoć w tajemnicy przed profesorem Hoffmanem, ale długo nie dało się tego ukrywać, bowiem już kilka miesięcy później podpisali umowę z dużą firmą produkcyjną. Tak oto w 1856 r. został powołany do życia kolor nazwany „mauveine” albo znacznie mniej romantycznie purpura anilinowa.

Color of the year

W 2022 r., a więc 166 lat od tamtych wydarzeń, amerykańska firma Pantone, zajmująca się m.in. produkcją i systematyzacją wzorników kolorystycznych, już po raz 12, na tajnym spotkaniu fachowców z różnych dziedzin, wybrała barwę, która ma odzwierciedlać „ducha czasu”. Jakkolwiek pretensjonalnie czy patetycznie to nie brzmi, na ogłoszenie wyników czekają rzesze różnej maści projektantów, florystów, marketingowców, ale i zwyczajnych odbiorców, co przekłada się na wielocyfrowe zyski dla twórców tego jakże banalnego konceptu.

Dla przykładu rokiem 2011 rządził wiciokrzew o numerze katalogowym 18-2120, rzekomo „podnoszący adrenalinę i odpierający smutek”, a odchodzącym 2022 – Veri peri o numerze katalogowym 17-3938, kolor-kameleon, w zależności od punktu widzenia i natężenia czasem bardziej niebieski, czasem zimno-fioletowy, „pobudzający do kreatywności i twórczości”.

I właśnie przed miesiącem Pantone ogłosił, że kolorem na 2023 rok będzie Viva magenta (18-1750), a zatem „niekończący się nowy ekosystem” czy też, jak ujął to dziennikarz z „New York Timesa” Jason Farago, „zdecydowanie nie organiczny, ale nie całkiem elektryczny”.
Magenta była jednym z ulubionych kolorów królowej Elżbiety II. Fot. Max Mumby/Indigo/Getty Images
Pomni historii Wiliama H. Perkina moglibyśmy zaoponować co do tej „nieorganiczności”, ale wcześniej należałoby jednak wyjaśnić związek pomiędzy tymi, zdawałoby się odległymi historiami. Szybkie zanurzenie w dzieje poucza też, że sezonowe mody na kolory nie są wcale takim nowym pomysłem. Audaces fortuna iuvat – odważnym szczęście sprzyja – jak głosi rzymska sentencja i Perkin niewątpliwie należał do takich ulubieńców fortuny.

Bo choć trudno nam to sobie dzisiaj wyobrazić, do połowy dziewiętnastego stulecia kolor był towarem tyleż pożądanym, co deficytowym. W powszechnym użyciu było zaledwie kilka naturalnie pozyskiwanych barwników, których trwałość i nasycenie pozostawiały wiele do życzenia.

Tym większym odkryciem mógł się poszczycić młody chemik. Z jednej strony podłożył kolejny kamień w podwaliny chemii organicznej (ale o tym nie mógł jeszcze wiedzieć), z drugiej zaś zrewolucjonizował przemysł, nie tylko tekstylny, a przy tym sobie i swoim potomkom zapewnił dostatnie życie.

Zanim to jednak nastąpiło, czekały go kolejne żmudne godziny w laboratoryjnych wnętrzach. Musiał bowiem opracować taką proporcję anilinowych składników, która zapewni zawsze ten sam, oczekiwany przez producenta, efekt. Udało mu się przy tym stworzyć procedurę szybką, łatwą i stosunkowo niedrogą w realizacji.

W obliczu takich wyzwań Perkin nie powrócił już do akademickiej chemii. Pochłonęły go zagadnienia z pogranicza chemii przemysłowej i… malarstwa. Dość powiedzieć, że za swego życia zdolny wynalazca opatentował jeszcze inne autorskie kolory: Perkin’s green (turkusowozielony), Britannia violet, współtworzył też barwę karmazynową, a konkretniej czerwień alizarynową (C14H8O4).

Fiołkowa gorączka

Niemal do końca XX w. nie były jeszcze znane zjawiska fast fashion (szybkiej mody) albo see now, buy now (oglądaj i kupuj). Trendy i technologie potrzebne do ich wytwarzania musiały swoje odczekać i tak też było z purpurą anilinową. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że do rewolucji przemysłowej nie znano radości koloru.

Od czasów antycznych co jakiś czas pojawiała się moda na taki czy inny kolor, a w średniowieczu mówiło się wręcz o „grze w kolory”. Wszystko to jednak było ściśle skodyfikowane, a i tak dostęp do pewnych odcieni, jak choćby chromatycznej antenatki magenty, czyli purpury tyryjskiej, był ściśle reglamentowany podłóg zasług czy majętności.

Jest taki urzekający obraz Franza Xavera Winterhaltera, przedstawiający cesarzową Eugenię, żonę Napoleona III, w otoczeniu przyjaciółek – baroness. Wszystkie mają wprost bajeczne suknie, ozdobione wstążkami, koronkami i kwiatami, a każda jest w innym kolorze: od bladoróżowego, pistacjowego, aż po białą z fiołkowymi ozdobami, w którą przyodziana jest imperatorowa.

Eugenia de Montijo była, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, prawdziwą trendsetterką. Wyznaczała europejskie mody i m.in. przywróciła do łask zapomnianą, po ścięciu Marii Antoniny, krynolinę. Ona też stoi niejako za sukcesem nowej barwy. Od tej pory Europą zawładnęła „fioletowa odra”. W styczniu 1860 r. wydawany przez samego Charlesa Dickensa tygodnik „All the Year Round” donosił, że kolor ten:

Jest bogaty i czysty, i pasuje do wszystkiego; czy to wachlarz, pantofelek, suknia, wstążka, chustka, krawat lub rękawiczki. Nadaje połysk miękkiemu, niezmiennemu zmierzchowi damskich oczu – przybierze każdy kształt, by znaleźć pretekst, by trzepotać wokół jej policzka, przylgnąć (gdy wiatr go zawieje) do jej ust, pocałować jej stopę, szepnąć do ucha. O purpurze Perkina, ty jesteś szczęśliwym i ulubionym kolorem.

Wkrótce potem na światowej wystawie w Londynie brytyjska królowa Victoria, której zawdzięczamy spektakularną karierę bieli, jako koloru ślubnych sukni, olśniła magentową kreacją. Od tego czasu mieszanka fioletu i czerwieni na stałe wpisała się w kanon angielskich barw narodowych.

Wszyscy jesteśmy czarni. O pochodzeniu kolorów skóry

Człowiek współczesny, gdy emigrował z Afryki, był ciemnoskóry, co w jego dawnej siedzibie zabezpieczało przed nowotworami skóry i w ogóle wymarciem. W Eurazji, gdzie musieli sobie radzić z niedostatkiem UVB, ten „filtr słoneczny” stał się szkodliwym dla zdrowia balastem.

zobacz więcej
Francuski wielki malarz impresjonista Claude Monet zapisał w swoim dzienniku: Chcę uchwycić to, co niematerialne. To straszne, jak światło się kończy, zabierając ze sobą kolor. Kolor, dowolny kolor, trwa sekundę, czasem trzy, najwyżej cztery minuty.

I tak też było z opisywaną tu magentą. Przez dziesięciolecia zmieniał się jej odcień. Ponieważ kolor anilinowy na klasycznych kołach barw leży dokładnie pośrodku, pomiędzy czerwienią a błękitem, czasem przedstawiany był jako bardziej fioletowy, czasem bliższy buraczkowej czerwieni lub, jak współcześnie – różowawej fuksji.

Wiele tych zmian miało związek z rozwojem poligrafii, a później także elektrotechniki (telewizory, monitory), dla której, choć brzmi to abstrakcyjnie, magenta jest podstawowym pigmentem, obok żółtego i cyjanu (niebiesko-zielony), z którego otrzymuje się dalsze kombinacje kolorystyczne.

Kolor purpury

O ile wariacje tonacyjne mają swoje głębokie uzasadnienie w zjawiskach fizycznych, a dokładniej optycznych, o tyle cała około kolorystyczna nomenklatura pozostaje już sprawą uznaniową. Pisarz Jan Sztaudynger przekonywał w jednej ze swoich fraszek „Któż o kolorach może mówić lepiej / Niżeli właśnie my, poeci – ślepi”.

Może i literaci odpowiadali też za nazwę wynalezionego przez Perkina barwnika, bo wielokrotnie ulegała ona zmianie. Od wspominanej już nazwy chemicznej, poprzez „mauveine”, aż do najpopularniejszej magenty właśnie. Skąd wzięła się ostania z nich? Mówiąc współczesnym językiem, wymyślili ją tak zwani spin doctorzy, czyli specjaliści zajmujący się marketingiem politycznym. To za ich sprawą popularny kolor został przemianowany na cześć zwycięskiej bitwy pod Magentą właśnie.

Z dzisiejszej perspektywy nie jest to szczególnie znana czy pamiętana potyczka. Przypomnijmy zatem, że była to jedna z bitew tak zwanej „drugiej wojny o niepodległość” Włoch. Rozegrała się 4 czerwca 1859 r. i wojska francuskie oraz sardyńskie pod wodzą Napoleona III odbiły okolice Mediolanu spod okupacji wojsk austriackich Ferenca Gyulay’a.

Szczególną rolę odegrały wówczas siły żołnierzy afrykańskich, zwłaszcza tak zwanych Żuawi. Wyróżniali się oni nie tylko bitnością, ale i oryginalnymi strojami. Spójrzmy na obraz „De zouaaf” (Żuaw). Jego autor, Vincent van Gogh przedstawił tam żołnierza ubranego w czarny, zdobiony haftami kaftan, w charakterystycznej wschodniej, przypominającej fez czapce. Z tła wybija się najbardziej purpurowy kolor nakrycia głowy; niemniej inna zachowana ikonografia wskazuje raczej, że Żauawi mieli takiej barwy tylko spodnie.

A wracając do samej nazwy, dziś nie ma jednomyślności, co zadecydowało o takiej a nie innej nomenklaturze. Czy połączono tu barwę mundurów z miejscowością, gdzie afrykańscy żołnierze dali dowód swej dzielności, czy też asocjowano barwę Żuawów z sukniami przywołanej już Eugenii i imię miejscowości pojawiło się niejako przypadkowo.
ODWIEDŹ I POLUB NAS Przy czym onomastyka samej Magenty również nie jest jasna. To niewielkie miasto, położone zaledwie 30 km od Mediolanu według legendy wywodzi się od rzymskiego cesarza Maksencjusza (280-312), jednak żadne źródła nie potwierdzają tej patrymonii. Najprawdopodobniej nazwa miasta, a pośrednio i koloru, wywodzi się od celtyckiego rdzenia ‘mag’, oznaczającego „bagienne pustkowie” albo, jak chciał językoznawca z przełomu XIX i XX w., Dante Olivieri, od toskańskiego maggente / maggentus, oznaczającego dom czy też „miejsce odpoczynku”.

Dobra wróżba

Czy faktycznie Viva magenta (18-1750) przyniesie miastu i światu upragniony spokój w 2023 roku? Gdybyśmy zamiast z fusów mieli wróżyć z kolorów, to przepowiednia nie zwiastowałaby raczej wyciszenia. Zamiast tego sugerowałaby wzmocnienie i dodatkową energię do działania. Jak podpowiada Leatrice Eiseman, dyrektorka wykonawcza Instytutu Kolorów Pantone, „magenta ponownie łączy nas z pierwotną materią [...], przywołując siły natury, pobudza naszego ducha, pomagając nam budować naszą wewnętrzną siłę”. Dla wielu taka eksplikacja może wydać się pretensjonalna czy wręcz zbyteczna.

Przypomnijmy sobie wtedy słowa Henryka Sienkiewicza, który zapisał: „Nie rzeczywistość sama, ale serce, z jakim ku niej przystępujemy, daje rzeczom kształty i kolory”.

– Marta Panas-Goworska, Andrzej Goworski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.