Cywilizacja

Kto zaczyna od medali i raptem wpada w dołek, musi być twardy jak Władimir Zografski

Zaczął skakać, gdy miał 11 lat. Kiedy miał piętnaście, wystąpił po raz pierwszy w Pucharze Świata. Wyniki przychodziły szybko. W 2009 zdobył srebro na festiwalu młodzieży Europy. W 2011 – złoto na mistrzostwach świata juniorów. W 2015 wygrał Uniwersjadę. Zestaw sukcesów potwierdzał duży talent. Ale nagle wyrosły przed nim schody.

W tegorocznym Turnieju Czterech Skoczni Władimir Zografski zajął 36. miejsce w klasyfikacji generalnej. Sportowo szału nie było, jednak Bułgar to ciekawa osobowość z paru powodów i warto ją przybliżyć.

Kojarzy się z Polską nie tylko z nazwiska. Nieźle mówi po polsku. W Polsce mieszka na stałe. Ma polską żonę i dwuletnią córeczkę. Jego trenerami są dwaj Polacy: Grzegorz Sobczyk i Andrzej Zapotoczny. Reprezentuje Bułgarię, znaną z wielu dyscyplin z wyjątkiem skoków.

Narciarscy kibice interesują się Zografskim z uwagi na jego związki z Polską. Lecz jego skoki w konkursach raczej ich studzą niż kręcą. W internecie pojawiają się takie określenia, jak „nielot”. Tymczasem Bułgar potrafi zaimponować. Jeśli nie wynikami, to determinacją i sportowym charakterem.

Zografski to żywa dokumentacja słusznej teorii, że sam talent to za mało. Wrodzone zdolności załatwiają sprawę najwyżej w 10 procentach. Reszta to ciężka praca, dyscyplina i wiara w siebie. To się potwierdza zwłaszcza w momentach krytycznych, gdy trzeba przełamać kryzys.

Niby wszyscy sportowcy to wiedzą, ale nie wszystkim starcza charakteru, aby się o tym przekonać. Zwłaszcza w skokach narciarskich problem dyscypliny i samodyscypliny stwarza kłopoty. Imprezy towarzyskie i alkohol zniszczyły niejednego idola.

Lecz Bułgar musi mieć w sobie to coś. Bo przez lata mozolnie nad sobą pracuje. Cierpliwie i konsekwentnie pnie się wyżej. Jego kariera to bieg z przeszkodami. Gdy się potyka i upada, wstaje na nogi i walczy dalej. Krótko mówiąc – never give up.

Czas ucieka, a Bułgar goni

Władimir Zografski zaczął skakać, gdy miał 11 lat. Kiedy miał piętnaście, wystąpił po raz pierwszy w Pucharze Świata w Pragelato. Chociaż dopiero debiutował, to nie był ostatni. Zajął 43. miejsce. I zaraz wziął się do roboty, by następnym razem było lepiej.

Wyniki przychodziły szybko. W 2009 zdobył srebro na festiwalu młodzieży Europy. W 2011 – złoto na mistrzostwach świata juniorów. W 2015 wygrał Uniwersjadę. Zestaw sukcesów potwierdzał duży talent. Ale dalej nie poszło już tak łatwo. Nagle wyrosły przed nim schody.
Najlepsi w konkursie indywidualnym skoków narciarskich, rozegranym w ramach IX Zimowego Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy w Szczyrku, , 17 lutego 2009. Od lewej: Szwajcar Adrian Schuler – drugie miejsce, Słoweniec Peter Prevc – pierwsze oraz Bułgar Władimir Zografski – trzecie. Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Kto zaczyna od medali i raptem wpada w dołek, musi być twardy jak granit, albo wylatuje na aut. Tak się dzieje z wieloma młodymi, jeśli cieszą się talentem, lecz nie potrafią się pozbierać, gdy pojawi się ściana, na którą trzeba się wspinać od nowa.

Tzw. wczesnorozwojowcy, a Bułgar chyba do takich należy, brylują w kategoriach młodzieżowych i znikają w sporcie dorosłym. Jednak Zografski umiał się zrestartować. Uspokoić głowę, wyznaczyć kolejne cele rozłożone w czasie. No i zasuwać jak mała Mi...

Przetrwał parę sezonów sportowej zapaści, na którą nie znalazł recepty znany trener Aleksander Pointner. W końcu zmienił trenera i kraj. Przeprowadził się do Słowenii, pod szkoleniową opiekę Słoweńca Matjaza Zupana. Wtedy dopiero ruszyło.

Władimir robił widoczne postępy, ale nie takie, które by go najbardziej cieszyły. Nie zrezygnował z planów. Nie wymazał z horyzontu celu, który go napędza. Bo chce być jednym z najlepszych na skoczniach, nie tylko statystą czy tłem dla gwiazd.

Ambicji mu nie brakuje. Uporu mu nie brakuje. Talent wykazał jako pacholę oraz potwierdził będąc nastolatkiem. Jednakże sprawy na skoczni nie układają się po jego myśli. Parę razy zapunktował w Pucharze Świata, ale to nie to, co mu się marzy.

Jednym z powodów są zapewne wyjątkowo częste dyskwalifikacje, które nie pozwalają mu się wykazać. Może nie lubią go sędziowie? Może dlatego, że nie należy do rodziny? Bułgaria ma obecnie tylko tego jedynaka, więc wnosi do biznesu tyle, co nic. Promocyjnie, a zatem i finansowo.

Chociaż bardziej prawdopodobne mogą być błędy szkoleniowe we wczesnym okresie rozwoju. Ponoć ojciec Emił, który sam był skoczkiem i trenował go na początku, przesadził z pracą siłową. Nadmiar „siłki” potrafi rozmontować koordynację, stworzyć złe nawyki ruchowe, które trudno zmienić nawet po latach.

Odkąd Władimir zajął się własną karierą osobiście, szuka nowych rozwiązań i stale próbuje. Szuka i próbuje we właściwym otoczeniu. Była Słowenia, gdzie mają skoczków i tradycje. Teraz jest Polska, kraj liderów dyscypliny. Czas ucieka, a Bułgar goni, chociaż dobiega już trzydziestki.

Nikt nie płaci za obecność

Władimir Zografski nie jest pierwszym Bułgarem na międzynarodowej scenie. W latach dziewięćdziesiątych Władimir Brejczew i Zachari Sotirow startowali i punktowali w Pucharach Świata. W tych konkursach brał też udział Emił Dimitrow Zografski, ojciec Władimira.

Bułgarscy sportowcy znani są z innych dyscyplin, chyba najbardziej sztangiści i zapaśnicy. Oprócz Bułgarów ten kraj zamieszkują różne grupy etniczne, jak choćby Turcy, Romowie czy Rumuni. Skoki narciarskie uprawiane są tam śladowo.

Pandemia niemożności na skoczni. Dlaczego Kamil Stoch i jego koledzy lądują tak blisko?

Pojawiają się teorie spiskowe, trenerzy i działacze milczą. A za progiem igrzyska olimpijskie.

zobacz więcej
W Samokowie, skąd pochodzi Zografski, oraz w Borowecu są małe skocznie, na których dzieciaki uczą się podstaw tej dyscypliny. Nie ma jednak żadnego dużego obiektu, na który można by zaprosić cyrk Pucharu Świata, pobudzić zainteresowanie tym sportem, rozkręcić koniunkturę na skoki.

Taka skocznia dopiero ma powstać, lecz póki co cała ta konkurencja opiera się na jednym nazwisku. Wbrew pozorom dla Zografskiego sytuacja nie jest zła. Przeciwnie, jest nawet komfortowa. Nikt nie oczekuje cudów. A każdy jego sukces ma wymiar historycznego przełomu.

Fakt, że nikt go specjalnie nie naciska, nie oznacza, że Władimir cokolwiek odpuszcza. Gdyby tak było, dawno dał by sobie spokój. Jednak nie ustaje w staraniach, by skakać dalej i lepiej. Po to zamieszkał w Polsce i podjął współpracę z Grzegorzem Sobczykiem.

Sobczyk przeszedł dobrą szkołę wtajemniczenia i doświadczeń. Był wyczynowym zawodnikiem, choć nie zrobił wielkiej kariery na skoczniach. Jego największe, międzynarodowe dokonanie to srebro w drużynie na Uniwersjadzie.

Życie nie raz dowiodło, że przeciętne osiągnięcia sportowe nie są obciążeniem dla przyszłego trenera, lecz jego atutem. Żeby nie szukać daleko, Kazimierz Górski i Feliks Stamm także nie zawojowali świata jako zawodnicy. Bezapelacyjnie zrobili to jako trenerzy. Kto nie wie, kim byli, niech sobie wyklika.

Doświadczenie wyniesione ze sportu jest w tym fachu bezcenne. Daje wiedzę, jakiej nie daje żadna uczelnia. Na niej można budować trenerską karierę. Przede wszystkim skuteczną komunikację z zawodnikami, bo zna się ich psychikę i wie jak ona działa.

Trener Sobczyk zaczął od pracy serwismena kadry A w reprezentacji narodowej, a jednocześnie asystenta Łukasza Kruczka. Potem kolejno był asystentem Stefana Horngachera i Michala Dleżala. Wyleciał razem z tym drugim, gdy naszym orłom opadły skrzydełka. Trzeba było znaleźć winnych, a ci dwaj się nadawali.

Może nie ma tego złego... itd. Zografski jest pod wrażeniem profesjonalizmu i wiedzy Szymczaka. Powiedział o tym w paru wywiadach. Wcześniej nie znał go osobiście. I pewnie tak by zostało, gdyby los pod firmą PZN zdecydował inaczej.

Andrzej Zapotoczny też był czynnym zawodnikiem i dobrze się zapowiadał jako młody-zdolny. Także nabywał praktyki w pracy z polską kadrą narodową, tyle że juniorów. Był serwisantem, fizjoterapeutą oraz trenerem technicznym. I właśnie jako trener techniczny podjął się współpracy z Bułgarem.

Nie wiem, czy ktokolwiek jest w stanie przewidzieć jak potoczy się dalej kariera Zografskiego. Podejrzewam, że obaj trenerzy też nie byliby skłonni ryzykować precyzyjnego, a nawet przybliżonego rokowania. W sporcie nic nie jest pewne oprócz tego, co się wydarzyło.
Skok Władimira Zografskiego podczas pierwszego etapu 69. Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie, Niemcy, 29 grudnia 2020 r. Fot. PAP/EPA, Lukas Barth-Tuttas
Skoczek ma własną filozofię, której się trzyma. Jest przekonany, że da radę i wiek mu w tym nie przeszkodzi. Uważa, że po trzydziestce także możliwy jest rozwój. Poniekąd są na to dowody. Noriaki Kasai czy Janne Ahonen latali długo i daleko.

Ale jest subtelna różnica. Japończyk i Fin osiągali wybitne wyniki zanim zaczęli zabawę w skakanie na późnej emeryturze. Bazowali na mistrzowskich umiejętnościach, utrwalonych nawykach ruchowych i ogromnym doświadczeniu. Zografski jest z innej półki.

Chce nadrabiać zaległości, osiągnąć perfekcję z opóźnieniem. Coś jakby wierzył w inżynierię odwróconą, ponoć stosowaną przez NASA na przykładzie technologii kosmitów. Nawet mu się nie dziwię, bo Kasai i Ahonen to trochę kosmici. Zwłaszcza, że ten drugi był alkoholikiem.

Niemniej człowiek ma szansę, by czynić pewne postępy. Szansą są nowe bodźce nowych trenerów. One zwykle działają korzystnie. Pobudzają organizm sportowca, odżywiają psychikę. Czasem na krótko, czasem na dłużej. W każdym razie Władimir na to liczy.

Zresztą nie tylko on. Również narciarska federacja Bułgarii. Obecny skład kadry narodowej skoczków tego kraju to jeden Bułgar jako zawodnik i dwóch Polaków jako trenerzy. To załatwia podstawowe sprawy finansowe. Możliwe bonusy pod postacią wysokich pozycji w zawodach zależą od głowy trenera i nóg zawodnika, który narzeka na brak sponsorów.

Skoki narciarskie to nie futbol. Nikt tam nikomu nie płaci za obecność w konkursach. Trzeba punktować, żeby zarabiać. Im wyżej, tym weselej, lecz bez brawury. Kasę dostaje pierwsza trzydziestka, z tym, że końcówka łańcucha wypłat jest cieniutka. Ostatni odbiera jakieś 100 franków szwajcarskich.

Nie mam bladego pojęcia czy Zografskiego kiedykolwiek będzie stać na wygranie Turnieju Czterech Skoczni. Taka rekompensata za brak sponsorów byłaby miła, choć bez powtórek i wielu dobrych miejsc w Pucharze Świata raczej nie ustawia na cywilne życie po karierze.

Po licznych awanturach i reformach tegoroczny zwycięzca TCS otrzymał 100 000 franków, mniej więcej tyle, ile Szymon Marciniak w Katarze za sędziowanie finału mundialu. Przez grzeczność pominę zarobki piłkarzy. No cóż, Władimir nie został piłkarzem, wybrał skoki, gdyż ma do tego nieodpartą pasję.

Każdy musi skoczyć na główkę...

Współpraca Zografskiego z polskimi trenerami pobudziła, a właściwie odświeżyła zainteresowanie tym sportowcem. Skoro mieszka w Polsce, porozumiewa się w naszym języku, ożenił się z Polką i dostał wparcie polskiej myśli szkoleniowej, to być może płynie w nim polska krew. Tak sobie niektórzy kombinują.

Uwaga skupiona na „latających z deskami”. Dlaczego Polacy nie odnoszą sukcesów w narciarstwie?

W tle kariery Adama Małysza budowano młode zaplecze. W przypadku Justyny Kowalczyk PZN nie stworzył projektu rozwoju biegów i odeszła bez następczyń.

zobacz więcej
Raczej nic na to nie wskazuje, choć związki Bułgara z krajem nad Wisłą wydają się silne i trwałe. A ich źródłem jest historia romansowa sprzed siedmiu lat. Pani redaktor Agnieszka Skowron umówiła się na wywiad ze sportowcem, nie mając pojęcia, że umówi się na życie.

Ale jakoś tak wyszło. Polska dziennikarka zakochała się w bułgarskim skoczku od pierwszego wejrzenia i vice versa, on zakochał się w niej. Był rok 2016, a w 2017 Władimir już mieszał w Krakowie. W 2019 pobrali się w Częstochowie.

Połączyła ich miłość i więzy rodzinne. Żona pomaga mężowi w nauce polskiego. On zdążył się przekonać, że nasz język łatwy nie jest. Jednak szlifuje go rzetelnie, gdyż jest ambitny i uparty nie tylko w sporcie.

Jego pasja do skakania na nartach nie wygasła. Karierę poniekąd zaczyna na nowo po raz kolejny w swoim życiu. I ciągle nie traci nadziei, że nadejdą lepsze dni. A jego nazwisko pojawi się w rankingach na którymś z czołowych miejsc.

Media najchętniej zajmują się gwiazdami. Do bólu szczegółowo opisują ich występy i życie prywatne. Ale rzadko sięgają głębiej. Prawie wcale nie interesują ich postacie drugoplanowe. A one są solą sportu. Bo wszyscy sportowcy zaczynają od marzeń. Tylko nieliczni je spełniają.

Wielki sport rodzi się w ciszy i bez kamer. Kluczowe decyzje zapadają na zapleczu, w salach czy na boiskach treningowych. Nikt nie ma gwarancji sukcesu. Ale każdy musi skoczyć na główkę, nie mając pojęcia, gdzie wypłynie, ani na jaką przeszkodę trafi. Sportu nie da się uprawiać na pół gwizdka i asekuracja nie wchodzi w grę. Albo się uda, albo nie. Kto chce być mistrzem, nie ma wyboru

I aby być mistrzem, trzeba w siebie uwierzyć, bo gwiazdy nie spadają z nieba. Trzeba nie tracić nadziei i stale próbować bez względu na wszystko. To podstawowa zasada sportu. Kariera Zografskiego ilustruje ją dobitnie. Już choćby dlatego warto było tę postać przybliżyć.

– Marek Jóźwik

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Władimir Zografski podczas konkursu indywidualnego mężczyzn na dużej skoczni w Pucharze Świata FIS w skokach narciarskich w Ruka, Finlandia, 26 listopada 2022 r. Fot. PAP/EPA, Kimmo Brandt
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.