Rozmowy

Ekstra-aresztant, którego bezpieka nie wpisała w oficjalne kartoteki więzienne

20 lipca 1943 r. polski oficer łącznikowy na Gibraltarze wystawił mu upoważnienie do transportu do Wielkiej Brytanii oficjalnego polskiego bagażu. Bagaż ten stanowił zalakowany worek z papierami znalezionymi w Liberatorze, w którym zginął generał Sikorski – mówi Mariusz Solecki, autor książki „Kapitan Jan Bukowski 1915-1947(?) Biografia żołnierska z burzliwą historią XX wieku w tle”.

TYGODNIK TVP: Co sprawiło, że pan, elektronik zajmujący się projektowaniem układów scalonych, napisał pracę historyczną?

MARIUSZ SOLECKI:
Jeszcze kilka lat temu zupełnie bym nie uwierzył, gdyby ktoś mi oznajmił, że napiszę książkę o tematyce historycznej i w dodatku, że ukaże się ona w cenionym wydawnictwie naukowym. Gdy budowałem drzewo genealogiczne mojej żony Agnieszki, trafiłem na postać wujka mojej teściowej, zaginionego w 1947 roku kapitana Jana Bukowskiego. Nie wiadomo było, kiedy dokładnie zmarł. Brak daty jego zgonu nie dawał mi spokoju. Zadałem sobie pytanie, czy dzisiaj byłoby możliwe ustalenie, co stało się z nim po zakończeniu wojny. Szybko okazało się, że losy kpt. Bukowskiego to nie jest tylko historia rodzinna, gdyż informacje o tym oficerze przechowywane są w niejednym krajowym czy zagranicznym archiwum. Pewne fakty z jego życia pozwalają uznać go za osobę publiczną. Zdobywanie kolejnych informacji o nim oraz rozmowy na ten temat w kręgu rodziny i znajomych zaowocowały pomysłem na napisanie książki.

Trudno było przełamać wątpliwości czy zabrać się za pisanie?

Trochę to trwało. Do realizacji pomysłu przekonał mnie ostatecznie bratanek kpt. Bukowskiego, Leszek. Miałem ogromne wątpliwości, czy projektant układów scalonych jest w stanie podołać tak ambitnemu zadaniu, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że poznane fakty trzeba ocalić od zapomnienia. Można to uznać za imperatyw moralny.

Od czego rozpoczął pan poszukiwania dotyczące kapitana Jana Bukowskiego?

Zaczęło się od odnalezienia w 2015 r. fragmentu kroniki rodzinnej, w której natrafiłem na kilkanaście zdań o kapitanie Janie Bukowskim. Więcej tam jednak było niejasności niż konkretnych informacji. W rodzinnych wspomnieniach mowa była o tym, że kpt. Bukowski pozostał po wojnie w Wielkiej Brytanii. W 1947 r. zajmował się nielegalnym przerzutem osób z Polski na Zachód. Miał zostać prawdopodobnie zastrzelony podczas przerzutu ludzi w Berlinie lub też przy próbach wykorzystania posiadanych przez niego informacji o zbrojnym podziemiu w kraju. Inna wersja mówiła o wywiezieniu go na Syberię. Była też mowa o świeżo poślubionej w Krakowie żonie, która została zatrzymana podczas przekraczania granicy. Niestety, we wspomnieniach nie podawano nawet jej imienia.
Ppor Jan Bukowski (trzeci od lewej w pierwszym rzędzie, na tle haubicy), Kraków, Defilada na Błoniach, prawdopodobnie 3 maja 1938. Fot. IPN Kraków
Co sprawiło największą trudność w poszukiwaniach?

O trudnościach związanych ze zbieraniem informacji o Janie Bukowskim mógłbym napisać oddzielną książkę. Zdecydowanie najtrudniejszym zadaniem okazało się zdobycie teczki personalnej kpt. Bukowskiego, przechowywanej w brytyjskim Ministerstwie Obrony. Wymagało to ponad czteroletniego procesowania się z ministerstwem, na szczęście proces miał charakter korespondencyjny, oraz uzyskania przed polskim sądem uznania Jana Bukowskiego za zmarłego, co również nie było ani łatwe, ani szybkie. Ostatecznie jednak nie tylko otrzymałem kopię teczki, ale latem 2021 r. bratanica kpt. Bukowskiego otrzymała w ambasadzie brytyjskiej w Warszawie należący do niego brytyjski Medal Wojny – po zakończeniu walk nie zdążył go odebrać i ministerstwo przekazało odznaczenie z własnej inicjatywy do Polski.

Podczas II wojny światowej we francuskim ruchu oporu uczestniczyło około 40 tys. Polaków, w tym 5 tys. wojskowych. Czym była organizacja „Nurmi”?

„Nurmi” była dosyć wyjątkową siatką sabotażowo-dywersyjną we francuskim ruchu oporu. Przewinęło się przez nią przynajmniej 127 osób, w większości Polaków, kilku Francuzów stanowiło w niej wyjątek. Siatka była kierowana i finansowana przez brytyjskie Kierownictwo Operacji Specjalnych (SOE). Nazwa była zarazem pseudonimem jej pierwszego dowódcy por. Teodora Dzierzgowskiego. Przydomek „Nurmi” otrzymał on podczas szkolenia przez Brytyjczyków na cześć fińskiego lekkoatlety, dziewięciokrotnego mistrza olimpijskiego w bieganiu Paavo Nurmiego. W pierwszym okresie działalności zadaniem organizacji było przygotowanie ludzi do akcji, organizacja punktów zrzutu materiałów i broni z Anglii oraz ich transport. Penetrowano też zajęte przez Niemców tereny, zbierając informacje o obiektach gospodarczych i wojskowych, które planowano unieruchomić bądź zniszczyć. Organizowano również środki umożliwiające ewakuację z Francji osób potrzebnych w Anglii. Właściwe akcje partyzanckie podjęto, gdy Dzierzgowskiego zastąpił na stanowisku dowódcy kpt. Mieczysław Jaculewicz. Przykłady tych akcji to: niszczenie stacji transformatorowych, podkładanie ładunków wybuchowych w ciężarówkach z węglem jadących do koksowni i hut w Niemczech oraz ataki na transporty kolejowe.

Jaką rolę pełnił w organizacji „Nurmi” pański bohater?

Według pierwotnych założeń „Nurmi” miała składać się z 14 sekcji po siedem osób każda. W praktyce zwiększono liczbę sekcji, w niektórych przypadkach obniżając liczbę ich członków. Podporucznik Jan Bukowski pełnił od września 1941 r. do września 1942 r. funkcję Komendanta Sekcji w okręgu Limoges. Za swoją działalność otrzymywał od SOE wynagrodzenie w wysokości 2000 franków francuskich miesięcznie. Szefem sekcji siatki w Creuse był natomiast jego brat Alojzy. Rozkazem Ministra Obrony Narodowej rządu londyńskiego z 27 października 1943 r. „Nurmi” została uznana za formację wojskową, a jej członkowie za żołnierzy służby czynnej.

4 lipca 1943 r. na Gibraltarze doszło do katastrofy lotniczej, w której zginął Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysław Sikorski. Jaką związaną z tym wydarzeniem misję powierzono ppor. Bukowskiemu?

Gdy jesienią 1942 r. doszło do aresztowań członków „Nurmi”, ppor. Bukowski ukrywał się przez kilka tygodni. Po ucieczce z Francji, przekroczył granicę z Hiszpanią i trafił na pięć miesięcy do więzienia, najpierw w Huesca, a następnie w Saragossie. Wiosną i latem 1943 r. przebywał z kolei w obozie dla internowanych w Jaraba de Aragon. 17 lipca 1943 r. był już na wolności w Madrycie, skąd przybył na Gibraltar. 20 lipca por. Ludwik Łubieński, polski oficer łącznikowy na Gibraltarze, wystawił ppor. Janowi Bukowskiemu upoważnienie do transportu do Wielkiej Brytanii oficjalnego polskiego bagażu. Bagaż ten stanowił zalakowany worek z papierami znalezionymi w Liberatorze, w którym zginął generał Sikorski. Papiery te zostały wydobyte i zebrane przez mieszaną polsko-angielską komisję po przyholowaniu samolotu po katastrofie. 21 lipca ppor. Bukowski odpłynął z bagażem na statku „Almanzora”, a 1 sierpnia dotarł w okolice Glasgow. Odbiór przesyłki w Londynie potwierdził telegraficznie płk Zygmunt Borkowski z Ministerstwa Obrony rządu emigracyjnego. Niestety, nie są znane dalsze szczegóły tych wydarzeń. Można domniemywać, że ppor. Bukowski musiał być zaufanym oficerem, skoro powierzono mu wykonanie tego zadania.

Co zawierały dokumenty z Liberatora?

Między innymi memorandum operacyjne na temat możliwości inwazji aliantów przez Bałkany, list biskupa Józefa Gawliny do gen. Sikorskiego i ostatnią depeszę gen. Władysława Andersa do gen. Sikorskiego. Możliwe, że ppor. Bukowski miał też dostarczyć kopie ostatnich wskazówek gen. Sikorskiego dla Polskiej Misji na Gibraltarze. Mam nadzieję, że niebawem uda mi się poszerzyć wiedzę na temat tych dokumentów.

Intrygi wywiadowcze konspiracyjnej siatki szpiegów

Tajemniczy założyciel, ginące agentki, Abwehra, biali Rosjanie i afera u gen. Andersa.

zobacz więcej
Czym kapitan Bukowski zajmował się po zakończeniu II wojny światowej?

Na początku 1945 r. otrzymał awans na kapitana oraz został adiutantem 14 Pułku Artylerii Lekkiej w 4 Dywizji Piechoty 1 Korpusu Polskiego. Na tym stanowisku przeżył zakończenie wojny, jak i uznanie przez rząd brytyjski Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej z jednoczesnym cofnięciem poparcia dla rządu emigracyjnego. Wierny swoim zwierzchnikom oraz oficerskiej przysiędze, przechodził dalsze szkolenie wojskowe, choćby Kurs Oficerów Sztabów Artylerii, stacjonując w różnych miejscowościach w Szkocji, jak Dallachy, Selkirk czy Banff. W 1946 r. został odznaczony dwukrotnie Medalem Wojska oraz brytyjskim Medalem Wojny. Pod koniec 1946 r. złożył wniosek o przyjęcie do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia w Wielkiej Brytanii, który był brytyjskim pomysłem na rozwiązanie problemu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Przede wszystkim przygotowywał się do nielegalnej wyprawy do Polski, by zabrać na Wyspy mieszkającą w Krakowie narzeczoną Helenę Hubert (wspomniana uprzednio informacja o tym, że była ona jego żoną, okazała się nieprawdziwa), dziewięcioletniego bratanka Leszka (syna brata Alojzego, który już znajdował się w Wielkiej Brytanii) oraz Janinę Prager – mieszkającą również w Krakowie żonę majora Alfreda Pragera, swojego przełożonego sprzed wybuchu wojny i w Wielkiej Brytanii.

Jakim rezultatem zakończyła się misja?

W nocy z 15 na 16 maja 1947 r., podczas przekraczania granicy niedaleko Szczecina, większość uciekinierów, w tym narzeczona kpt. Bukowskiego i jego bratanek Leszek, w dramatycznych okolicznościach została zatrzymana przez Wojska Ochrony Pogranicza. Granicę udało się przekroczyć jedynie kpt. Bukowskiemu, kpt. Mieczysławowi Sieroniowi „Mietkowi” oraz Janinie Prager. Do Wielkiej Brytanii z tej trójki dotarła ostatecznie tylko pani Prager. Kapitan Bukowski i kapitan „Mietek” zostali bowiem tydzień później, 23 maja 1947 r., aresztowani w Berlinie.

Kapitan został aresztowany czy porwany?

Słusznie pan zauważył, że waham się w książce między jednym a drugim określeniem. W notatkach sporządzonych w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego w październiku 1947 i grudniu 1952 roku również raz mowa o „zaaresztowaniu” lub „zatrzymaniu i zdjęciu”, a innym razem o „poszukiwaniu porwanych ze strony władz brytyjskich”. Być może właściwym określeniem byłoby tutaj „uprowadzenie”. Nie udało się odnaleźć dokumentu, na mocy którego kpt. Jan Bukowski został aresztowany. Nie jest pewne, czy nakaz aresztowania wystawiono jeszcze w Berlinie, czy też – post factum – dopiero w Warszawie. W świetle dokumentów nie ma natomiast wątpliwości, że 23 maja 1947 r. w kamienicy przy ulicy Detmolder Straße 3 w dzielnicy Wilmersdorf, w brytyjskiej strefie okupacyjnej Berlina, kapitan Bukowski został pozbawiony wolności. Zatrzymali go: Gerhard Bielke „Andersen”, niemiecki komunista, agent współpracujący najpierw z polskim komunistycznym wywiadem wojskowym a następnie z wywiadem cywilnym, por. Zygmunt Szwining z wywiadu wojskowego oraz Oskar Redlich z wywiadu cywilnego. Celowo rozróżniam tu oba wywiady: wojskowy i cywilny (tzn. wywiad MBP), gdyż w tym okresie nie tylko działały one oddzielnie, ale często stanowiły dla siebie konkurencję. Zatrzymanie kpt. Bukowskiego można więc uznać za akcję połączonych wywiadów.

Co jeszcze pewnego jest w tej historii?

Pewne jest również to, że kpt. Bukowski został przez porywaczy dostarczony do budynku Polskiej Misji Wojskowej przy Schlüterstraße 42 w Berlinie, a tam przesłuchany przez mjr. Józefa Wargin-Słomińskiego. W Misji major urzędował pod przybranym nazwiskiem – jako płk Józef Wysocki. Oficjalnie był zastępcą Attaché Wojskowego Misji, a praktycznie rezydentem wywiadu cywilnego.

Stawia pan znak zapytania przy 1947 r., czyli przy prawdopodobnej dacie śmierci Jana Bukowskiego. Dlaczego?

Pobyt kpt. Bukowskiego w Polskiej Misji Wojskowej to ostatni bardzo dobrze udokumentowany ślad jego życia. I choć z kilku dokumentów wynika, że z Berlina trafił do aresztu MBP w Warszawie, tu ślad się urywa.

Co to znaczy?

Nie ma kpt. Bukowskiego na listach więźniów Mokotowa ani Pragi. Poszlaki wskazują, że mógł być kimś w rodzaju ekstra-aresztanta, którego nie uwzględniono w oficjalnych kartotekach więziennych. Najistotniejsze w tej sprawie jest to, że kpt. Bukowski nigdy nie dał znaku życia rodzinie ani narzeczonej.
Możliwe, by tego nie zrobił?

W świetle panujących w rodzinie relacji wydaje się niemożliwe, by przeżył on aresztowanie i nigdy nie dał znaku życia komuś ze swoich najbliższych krewnych. Nie wiem, czy rok 1947 to data śmierci kpt. Jana Bukowskiego. Widniejący w tytule książki znak zapytania po roku 1947 to właściwie znak najważniejszy, symboliczny. Raczej jednak jako symbol urwania się całej historii w owym 1947 r. niż jako domniemana data śmierci Jana Bukowskiego. To znak zapytania dla mnie samego jako autora biografii – bym nigdy nie zapomniał, że nie ma ona jeszcze „ostatniego rozdziału”. Ale to znak zapytania także dla czytelnika, by spróbował samemu odpowiedzieć na pytanie o losy kpt. Bukowskiego lub – w miarę możliwości – włączył się w ciągle trwający proces poszukiwawczy. Nie spotkałem się z inną biografią, w której data śmierci bohatera pozostaje nieznana. Zatem można ów znak zapytania w tytule potraktować jako wyzwanie.

Co mogło więc stać się z kapitanem?

Nie udzieliłem odpowiedzi na to pytanie w książce. Ale nie tracę nadziei, że kiedyś znajdę na nie odpowiedź, w zależności od uzyskanych nowych informacji, rozmów czy korespondencji z różnymi osobami, w tym z wybitnymi historykami. W 1960 r. Niemiecki Czerwony Krzyż przekazał informację, że Jan Bukowski zmarł w Seligenstadt zachodnich Niemczech w 1959 r. Dopiero w 2016 r. wykazałem, że ta informacja była fałszywa. W 2016 r. brytyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało mnie, że kpt. Jan Bukowski zakończył służbę w Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia w sierpniu 1948 r. i że z tego wynika, że wówczas na pewno jeszcze żył. Informacja ta przekierowała sprawę poszukiwań na fałszywe tory i dopiero po pewnym czasie okazało się, że była to nieuzasadniona nadinterpretacja. Kapitana skreślono z ewidencji, ponieważ nie wrócił w 1947 r. do Wielkiej Brytanii, a zbliżał się czas rozwiązania ostatnich polskich jednostek na Wyspach. W próbie udzielenia odpowiedzi na pytanie o los, jaki mógł spotkać kapitana, pozwolę sobie jeszcze na wspomnienie kilku dokumentów rzucających pewne światło na tę sprawę. Jan Bukowski znany był ówczesnej władzy, czy też przynajmniej MBP jako „oficer wywiadu”.

Oficer obcego wywiadu, według władzy komunistycznej.

Tak. W aktach rotmistrza Witolda Pileckiego przechowywanych w IPN, przy jego nazwisku widnieje adnotacja: „Warszawa areszt MBP”. W piśmie MSW z 1957 r., czyli 10 lat po jego zaginięciu, gdy nie było już MBP, do brata kpt. Bukowskiego, Wacława, napisano, że MBP prowadziło przeciwko Janowi Bukowskiemu dochodzenie w sprawie nielegalnego przekroczenia granicy polsko-niemieckiej. W związku z umorzeniem sprawy, obywatel Bukowski został jednak w sierpniu 1947 r. zwolniony z aresztu tymczasowego. Treść pisma jest bardzo zaskakująca. Informacja o zwolnieniu kpt. Bukowskiego znajduje się jednak jeszcze w innym źródle. W sporządzonej w 1950 r. notatce dotyczącej Oskara Redlicha (jednego z porywaczy) można przeczytać, że był on „wplątany w sprawę ściągnięcia do kraju Bukowskiego, w następstwie zwolnionego przez Departament I (MBP)”. Natomiast w sporządzonej w 1969 r. karcie ewidencyjnej Bukowskiego zawarto zarzuty o nielegalne przekroczenie granicy PRL i podejrzenie o organizowanie i przerzut osób zainteresowanych za granicę.

Z powyższych dokumentów i znajomości realiów powojennej Polski, w tym działalności MBP, nie wynika, by kapitana Bukowskiego spotkało coś dobrego.

Być może, choć to tylko hipoteza, „zwolnienie” z aresztu MBP mogło oznaczać przekazanie go do obozu pracy, np. w Związku Sowieckim. Takie przypuszczenia snuł też jego brat Alojzy. Oczywiście, nie można wykluczyć zamordowania kpt. Bukowskiego.

A jakie jeszcze teorie pojawiają się w tej sprawie?

Że być może kapitan dogadał się ze swoimi przeciwnikami, być może trafił na przedwojennych znajomych i po wypuszczeniu z aresztu żył gdzieś, może na innym kontynencie pod nową tożsamością. Te teorie wydają się najmniej prawdopodobne. Jednak w tak tajemniczej sprawie nie można wykluczyć żadnej możliwości. Chciałbym jednak podkreślić, że nigdy nie szukałem na siłę bohatera w postaci kpt. Bukowskiego, a napisana przeze mnie książka jest jego biografią a nie hagiografią. Prawdę o jego ostatecznych losach, jeśli uda się ją odkryć, przyjmę z pokorą, niezależnie od tego, jaka ona będzie.

Polacy interesują się historią. Ona jest przecież kluczem do rozumienia rzeczywistości dzisiaj

Robert Kostro: Wydawało się, że Polska po wejściu do UE i NATO zapewni sobie bezpieczne funkcjonowanie na dziesięciolecia. To się zmieniło.

zobacz więcej
Kim był Tadeusz Bejt?

Wybierając się w 1947 r. nielegalnie do Polski po swoich bliskich, kpt. Bukowski przyłączył się do siatki przerzutowej rotmistrza Antoniego Landowskiego. Specjalizowała się ona w przerzutach rodzin oficerów 2 Korpusu Andersa z komunistycznej Polski na Zachód. Kilka miesięcy po aresztowaniu kpt. Bukowskiego bliskim współpracownikiem rtm. Landowskiego został 24-letni Tadeusz Bejt. W czasie wojny był on kurierem Komendy Głównej AK, a także uczestnikiem powstania warszawskiego. Po zakończeniu wojny blisko współpracował z Bolesławem Niewiarowskim „Lekiem”, który był z kolei bliskim współpracownikiem rtm. Witolda Pileckiego. Po wyjeździe Niewiarowskiego do Wielkiej Brytanii, Bejt mieszkał w Berlinie, i jak wspomniałem, współdziałał z rtm. Landowskim. Marzył o wyjeździe na naukę i do pracy w Anglii. Tak, jak kpt. Bukowski, padł ofiarą Gerharda Bielke, który dla ulokowanego w Polskiej Misji Wojskowej polskiego wywiadu komunistycznego wyłapywał w Berlinie polskich oficerów, podejrzanych o szkodliwą działalność wobec komunistycznego rządu w Warszawie. W przypadku Bejta bez cienia wątpliwości można powiedzieć o porwaniu, gdyż podczas zatrzymania został on oszołomiony chloroformem, skuty kajdankami i grożono mu bronią. Porwanie miało miejsce 25 września 1947 r., a agentowi „Andersenowi” towarzyszyli tym razem dwaj rodacy: Willi Osterode i Karl Rudolf. Z Berlina przewieziono Tadeusza Bejta przez Szczecin do Warszawy.

Co się z nim później stało?

Po ponad roku więzienia,18 listopada 1948 r. został skazany na karę śmierci, którą wykonano 11 lutego 1949 r. Dosłownie kilka miesięcy temu zidentyfikowano jego doczesne szczątki, odnalezione w 2013 r. przez zespół IPN na „Łączce”. Najprawdopodobniej w maju 2023 r. odbędzie się państwowy pogrzeb Tadeusza Bejta. Warto dodać, że podczas przesłuchań w mokotowskim więzieniu śledczy pytał Bejta także o to, co wie o Bukowskim.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Dlaczego pasjonuje się pan historią?

W moim przypadku pasje historyczne można uznać za dziedziczne. W dzieciństwie słuchałem opowieści dziadka, który był ułanem w kampanii wrześniowej. Historią mocno interesowali się moi rodzice, a także starsze rodzeństwo. Miałem wyjątkowe szczęście do nauczycieli historii w szkole, zarówno podstawowej w Pionkach, jak i w Technikum Elektronicznym w Radomiu. A czego nie można było wówczas – w latach 80. ubiegłego wieku – usłyszeć na lekcjach historii w szkole, można było dowiedzieć się w kościele podczas kazań na Mszach świętych za Ojczyznę.

Co według pana sprawia, że ludzie chcą odkrywać karty dziejów?

Dobrze rozumiana ludzka ciekawość. To, jak wyglądał świat starożytny, jak żyli ludzie w średniowieczu, czy też jaki był przebieg działań na frontach wojen światowych, po prostu jest ciekawe. Niezwykle ciekawe są też historie lokalne czy rodzinne. Należy też wskazać na wrodzone ludziom dążenie do poznania prawdy: fascynacja historią to przede wszystkim poszukiwanie prawdy o wydarzeniach i ich bohaterach. Poszukiwanie jest tym bardziej wciągające, im bardziej wydarzenia i osoby okryte są mgłą tajemnicy. Często te same wydarzenia są diametralnie odmiennie przedstawiane przez różnych historyków. Nie będę odosobniony, gdy powiem, że czasem bardzo bym chciał za pomocą jakiejś nieodkrytej jeszcze techniki stać się „naocznym świadkiem” różnych ważnych wydarzeń z historii Polski czy świata – by zaspokoić swą ciekawość oraz poznać prawdę. Znajomość historii indywidualnej czy narodowej pozwala unikać błędów w teraźniejszości, zgodnie z popularnymi powiedzeniami, że „historia lubi się powtarzać”, czy też, że jest „nauczycielką życia”. Choćby z tych kilku powodów fascynacja tą dziedziną wiedzy powinna być całkowicie zrozumiała.

– rozmawiał Tomasz Plaskota

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Grafika na podstawie okładki biografii kapitana Jana Bukowskiego
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.