Gdy Czesław Miłosz – nie tylko poeta, ale i dyplomata PRL – w 1951 roku poprosił o azyl polityczny na Zachodzie, Antoni Słonimski zaatakował go w „Trybunie Ludu”:
Godzisz w budowę fabryk, uniwersytetów i szpitali, wrogiem jesteś robotników, inteligentów i chłopów. (...) Cieszy cię każde zło, bo to twój żer, bo płatny jesteś, aby je odszukiwać i rozgłaszać. Wrogiem jesteś naszej teraźniejszości, ale co cię przeraża najbardziej, to nasza przyszłość. Wiesz, że wykonanie planu sześcioletniego uczyni z Polski wielki i silny kraj socjalistyczny. Chcesz wojny. Na trupach nowych milionów dzieci, kobiet i mężczyzn opierasz swoje nadzieje. (...) Sprzymierzeńcami twoimi są przywrócone do życia upiory hitlerowskie.
Chociaż nie wierszem, brzmi tak samo jak cytaty z Wisławy Szymborskiej przywołane na wstępie. To się chyba nazywa duch czasu.
Oprócz kompleksów wobec ludu – czegoś, co zapowiadało dzisiejszy wokeizm na Zachodzie, ukąszenia heglowskiego, czyli przeświadczenia o historycznej konieczności i czerwonego fideizmu były mieszkania, domy pracy twórczej, talony na samochody, paszporty, stypendia. Był jeszcze – a może przede wszystkim – strach. W najczarniejszych czasach o to, że pod byle pretekstem można podzielić los „zdrajców i wyrzutków”. Później, ale także i wtedy, że nie będzie nakładów, mieszkań, stypendiów itd.
Luksusy, w jakich władza trzymała krakowskich literatów, były z dzisiejszego punktu widzenia co najmniej wątpliwe. Literatura była skoszarowana w jednej kamienicy przy ulicy Krupniczej, w mieszkaniach dzielonych po koleżeńsku ze wspólnymi łazienkami, ale czasy były mniej wymagające i można było stracić, co dali.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Rezolucję potępiającą podsądnych z procesu kurii krakowskiej i drukowaną w „Życiu Literackim” podpisały 53 osoby. W tym gronie partyjni i bezpartyjni, z debiutem przed wojną i po, a co najważniejsze, także ci, którzy przeżyli wojnę w ZSRR – ci musieli wiedzieć wszystko. Ostatnia kategoria to nie naiwni, ale może najbardziej przestraszeni.
Gdy się czyta tę listę dzisiaj, niektóre nazwiska nie dziwią, choćby Władysław Machejek, ale przedwojennego komunisty Tadeusza Hołuja na liście nie ma, czyli Armia Ludowa to żaden klucz. Jest Ludwik Flaszen, późniejszy zastępca samego proroka nowego teatru Jerzego Grotowskiego. Jest także Anna Świrszczyńska, Jalu Kurek, Tadeusz Śliwiak, Tadeusz Nowak i Julian Przyboś – poeci. Adam Włodek, Kornel Filipowicz i noblistka wśród poetów Wisława Szymborska.
Oprócz poetów – poloniści: Włodzimierz Maciąg, Henryk Markiewicz i Jan Błoński. Leszek Herdegen zanim został aktorem, zdążył być literatem i zdążył na tę listę. Stefana Otfinowskiego nie uodporniły na marksizm posiady z Witoldem Gombrowiczem przy kawiarnianym stoliku w przedwojennej Warszawie. Jest tłumacz Szekspira i Joyce’a Maciej Słomczyński i – kto by pomyślał – Sławomir Mrożek.
Nie ma Stanisława Lema, którego nie posłano na Montelupich, czyli można było się wstrzymać od zbyt gorliwej aktywności. Złośliwością byłoby zgadywanie, kto jeszcze by się znalazł na liście podpisów, gdyby los i własne starania nie uchroniły go od Krakowa przed 1953 rokiem… Przychodzi do głowy co najmniej drugie tyle nazwisk.
Złośliwości na bok, zrozumieć ten czas i ludzi trudno, a może i nie trzeba. Kto z szanujących się czytelników chciałby zajmować się pornografią?
– Krzysztof Zwoliński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy