To była ostatnia sobota czerwca 2015 roku. Tłum zbroczonych sztuczną krwią „żywych trupów”, łypiących groźnie na przechodniów wybałuszonymi oczami, „ozdobionych” strupami i szramami, które miały podkreślać atmosferę grozy, przeszedł ulicami Warszawy. Ruszył spod Pałacu Kultury, dalej: Chmielną, Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem. Na Placu Zamkowym na kilkuset rozjuszonych zombie czekała drużyna uzbrojonych w karabiny komandosów, która rozprawiła się z monstrami, ratując przed apokalipsą naszą stolicę, a najpewniej też cały świat.
To nie scena z horroru, lecz z happeningu „Marsz Żywych Trupów”, organizowanego w Warszawie w latach 2007-2018. Każdego roku zrzeszał on setki miłośników zombie, choć w ostatnich edycjach frekwencja znacząco spadła. Niemniej tradycja marszy zombie, która na początku tysiąclecia zrodziła się w Stanach Zjednoczonych, wciąż jest na świecie kontynuowana. Nie zakończyła jej pandemia, co chyba w przypadku zombie – w filmach, literaturze: często będącymi nosicielami wirusów – jest zrozumiałe. Od jesieni 2021 roku, tego rodzaju marsze odbyły się m.in. w Paryżu, Sztokholmie; w San Antonio, Orlando czy Sacramento, w którym w 2001 roku odbyła się pierwsza parada zombie; w Mexico City...
Także w Meksyku, w roku 2011, odbył się najliczniejszy jak dotąd „Marsz Żywych Trupów” – szacuje się, że wzięło w nim udział blisko 10 tys. ludzi.
Uczestnicy tych happeningów paradują w cudacznych kreacjach. W październiku, na marszu w amerykańskim Asbury Park (New Jersey), furorę zrobił mężczyzna, przebrany za… nieboszczkę królową Elżbietę II. Z kolei publicyści stawiają pytanie, czy parady zombie stanowią krytykę kultury konsumpcyjnej, czy są tylko formą rozrywki?
Na pewno są przejawem popularności motywu zombie w kulturze. Przebił się on do masowej świadomości za pośrednictwem filmów, na czele z „Word War Z” z Bradem Pittem w roli głównej, literatury czy gier wideo. Na rynku dostępne są rozmaite gadżety z „żywymi trupami” – koszulki, kubki, breloczki. Istnieją tematyczne strony internetowe i fan kluby. A w 2013 roku, apokalipsa zombie była przedmiotem (oczywiście żartobliwej, choć mówcy zachowywali pozory powagi) dyskusji w kanadyjskim parlamencie. John Baird, ówczesny minister spraw zagranicznych, zapewniał obywateli, że w razie wybuchu na świecie epidemii zombie, rząd nie dopuści, by rozprzestrzeniła się ona na obszar Kanady.
Wampir wyszedł z mody
Motyw zombie wywodzi się z Karaibów, głównie z Haiti i jest związany z tamtejszym mistycyzmem. Z wierzeniami voodoo, rozpowszechnionymi przez sprowadzonych z Afryki niewolników. Odprawiając rytuał, szamani voodoo – za pomocą środków odurzających, trucizny – wprowadzali ludzi w zbliżony do śmierci stan halucynacji, otępienia i zniewolenia. Osoby poddane tym zabiegom przypominały „żywe trupy”. Z czasem wiedza o kulcie voodoo i „zombifikowaniu” ludzi rozprzestrzeniła się z Haiti do Stanów Zjednoczonych.
– Figura zombie miała posmak pewnej egzotyki. Wzbudzała strach przed nieznanym. Ale jednocześnie stała się bardzo pojemnym symbolem, który można interpretować na wiele sposobów – mówi w rozmowie z Tygodnikiem TVP dr Tomasz Duda, psycholog społeczny z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Motyw „żywych trupów” spopularyzował William Seabrook, amerykański pisarz i dziennikarz. W 1929 roku ukazała się jego książka „Magiczna wyspa” („Magic Island”), relacjonująca pobyt autora na Haiti, gdzie był świadkiem rytuałów voodoo. Książka odniosła sukces wydawniczy, zarazem popularyzując „żywe trupy”.
Figura zombie została podchwycona przez Hollywood. W 1932 roku miała miejsce premiera filmu „Białe Zombie”. Akcja rozgrywa się na Haiti, gdzie przybywa młoda para, która zamierza się pobrać. Trafiają na plantację trzciny cukrowej. Ludzie są na niej zamieniani w zombie, którzy stają się posłusznymi pracownikami. Szaman, w którego rolę wcielił się Béla Lugosi (słynny odtwórca roli Hrabiego Draculi) zamienia w zombie również pannę młodą (Madge Bellamy).
Dr hab. Ksenia Olkusz, historyk, krytyk i teoretyk literatury, prezes fundacji Ośrodek Badawczy Facta Ficta, która opracowała monografię „Zombie w kulturze”, w rozmowie z Tygodnikiem TVP zaznacza, że obraz haitańskich zombie, który fascynował ówczesnych filmowców, pisarzy, diametralnie różni się od dzisiejszego wizerunku „żywych trupów”.
– Początkowo przedstawiano zombie jako niewolników, pozostających pod wpływem osoby, która je kontrolowała. Zombie, które znamy współcześnie, przynajmniej w najbardziej popularnym nurcie, nie są istotami myślącymi, nie da się ich kontrolować. Kierują się dwoma imperatywami: pożeraniem i zarażaniem – opowiada profesor. I dodaje, że ewolucję w postrzeganiu zombie w kinie zapoczątkował – filmem „Noc żywych trupów” (1968) – George Romero.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Zawraca też uwagę, że w kulturze popularnej w ostatnich latach „żywe trupy” wyparły wampiry. – Wampir wyszedł z mody. We współczesnych fabułach przeobrażono tę figurę w pięknego kochanka. Wizerunek wampira bardzo złagodziły narracje romansowe czy seria „Zmierzch” – podkreśla dr hab. Ksenia Olkusz.
Są też w Polsce
Autorzy książki „Zombie w kulturze zachodniej: kryzys XXI wieku” – psycholog prof. John Vervaeke (Uniwersytet w Toronto), filozof Christopher Mastropietro, kognitywista Filip Miscevica – zauważyli, że upowszechnienie się motywu zombie jest zjawiskiem XX wieku, lecz to w XXI wieku nastąpiła prawdziwa eksplozja jego popularności. „Od lat 20. ubiegłego stulecia nakręcono przeszło 600 filmów zombie, z czego ponad połowę w ciągu ostatnich 10 lat (liczonych od 2017 roku, w którym ukazała się książka – red.)” – napisali. I dodali, że amerykańską kinematografię zalały dwie fale filmów o „żywych trupach”: pierwsza – na początku pierwszej dekady nowego tysiąclecia, druga – w 2008 roku.
Filmy o zombie zaczęły przynosić dochody rzędu setek milionów dolarów. Chociażby „Zombieland” (2009), „Wiecznie żywy” (2013) czy „World War Z” (2013), w którym Brad Pitt wciela się w byłego agenta i emerytowanego pracownika ONZ, poszukującego antidotum, które zatrzyma epidemię zombie. – Spodziewano się, że „World War Z” będzie klęską finansową, tymczasem film nieoczekiwanie odniósł sukces – mówi Michał Zacharzewski, krytyk filmowy i znawca rynku gier wideo. – Ciekawą propozycją jest koreański „Zombie express” (2016) – kontynuuje krytyk – do tego „Jestem legendą” (2007) z Willem Smithem czy „28 dni później” (2002), kultowy horror Danny’ego Boyle’a. Poza tym jest wiele popularnych horrorów niskobudżetowych.
Sukces odniosły też seriale, choćby „The Walking Dead” Franka Darabonta, reżysera „Skazanych na Shawshank” i „Zielonej mili”, czy nawiązujący do motywu zombie „The Last of Us”, w którym epidemia grzyba atakuje ludzkie mózgi.
Figura „żywego trupa” jest wykorzystywana również przez polskich twórców. – W kinach była „Apokawixa” (2022). Ponadto wielu zwolenników miał serial animowany „Włatcy Móch”, którego bohater, Czesio, jest zombiakiem – mówi Michał Zacharzewski.
Metafora kondycji ludzkiej
– Odkąd zmienił się wizerunek zombie i zaczęto je postrzegać jako chodzące zwłoki, atakujące czy pożerające ludzi, łączy się tę figurę z niepokojami społecznymi. Chociażby z lękiem przed zimną wojną czy wątpliwościami dotyczącymi społecznego status quo – mówi dr hab. Ksenia Olkusz.
Prezes fundacji Ośrodek Badawczy Facta Ficta, zajmującej się badaniem współczesnej kultury, wskazuje, że figura „żywego trupa” ucieleśnia również strach przed śmiercią, który „w kulturze jest obecny od zawsze i ujawnia się na wielu jej poziomach”, czy przed epidemicznością; odzwierciedla lęki społeczne, polityczne i ekonomiczne. Zwraca uwagę, że wytwory kultury służą m.in. przepracowaniu naszych lęków.
– Tak naprawdę w najlepszych narracjach o zombie – kontynuuje profesor Olkusz – to nie one są bohaterami, tylko ludzie. Ten motyw ukazuje relacje międzyludzkie. Przypomina, że rozpadł się świat, jaki bohaterowie [np. filmów czy książek o zombie] znali.