Cywilizacja

Jak długo jeszcze Ukraina będzie walczyć?

Na pewnym popularnym filmiku dzieci przebrane w mundury policyjne wyśpiewują o ponownym przyłączeniu Alaski do ojczyzny, a refren kończy się słowami: „Na ziemi niech będzie pokój. Lecz jeśli głównodowodzący wezwie nas na ostateczny bój, to, wujku Wowo, jesteśmy z tobą!” – przy czym ten wers dodatkowo podkreślają zaciśnięte pięści. Piosenki tej uczy się w przedszkolach w całej Rosji.

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego prezentujemy fragment książki „Pogranicze. Podróż przez historię Ukrainy 988-2022” w przekładzie Wojciecha Tyszki.

Choć wojna zeszła już z czołówek codziennej prasy, to zachodnia opinia publiczna wciąż stoi murem za Ukrainą. Nawet moja siedemdziesięciosiedmioletnia matka, która mieszka w wiejskim regionie Dorset i nigdy nie rozumiała mojego uporczywego zainteresowania jakimś odległym zakątkiem świata, teraz nauczyła się, wraz z lokalnym chórem, ukraińskiego hymnu narodowego i śpiewa go w oryginale. Słów uczyła ją pewna Ukrainka, która wraz z córkami uciekła przed wojną – wszystkie dosłownie zalewały się łzami podczas próby generalnej.

Zełenski nieustannie promuje sprawę ukraińską na wszelkich możliwych forach, nagrywając kolejne przemówienia transmitowane dzięki technologii video-link. Na rozdaniu nagród Grammy zadał uczestnikom zagadkę: „Co jest przeciwieństwem muzyki? Cisza w zrujnowanych miastach”. Podczas festiwalu w Cannes odwołał się do słów Charlie Chaplina z „Dyktatora”. A na jednej z międzynarodowych konferencji technologicznych pojawił się jako hologram i przemówił cytatem z „Gwiezdnych wojen”: „Razem pokonamy imperium!”.

Rzecz jasna, wciąż przyjmuje też gości z zagranicy, nie wyłączając celebrytów. Pierwszy był Bono, który wystąpił nawet w kijowskim metrze, a jego śladem podążyli Angelina Jolie, Ben Stiller, Sean Penn i Richard Branson.

Płonne nadzieje

W zwieńczonej pięknymi żyrandolami hali biletowej kijowskiego dworca kolejowego rozwieszono plakaty ukazujące ulubione memy Ukraińców. Jeden z nich przedstawia mapę Europy, na której w miejscu Rosji rozciąga się „Ocean Marzeń”. Ale wbrew marzeniom Ukraińców kraj ten nie zniknie magicznie któregoś pięknego dnia. Wyrażane na samym początku inwazji nadzieje na to, że Rosjanie już wkrótce przystąpią do masowych protestów przeciwko wojnie, szybko okazały się płonne.

Przez kilka tygodni w dziesiątkach rosyjskich miast faktycznie dochodziło do demonstracji. Tyle że były one niewielkie – liczba uczestników nigdy nie przekraczała kilku tysięcy – wobec czego łatwo je było rozpędzić, a chętnych do kolejnych protestów zastraszyć masowymi aresztowaniami. (Nawet uwzględniając nowo uchwalone prawo, uznające za przestępstwo jakąkolwiek krytykę armii, wyglądały one coraz bardziej absurdalnie. Ludzi wpychano na przykład siłą do policyjnych radiowozów tylko za to, że trzymali w rękach czyste kartki papieru albo stali na ulicy i czytali książkę). Pewna primabalerina odeszła z Teatru Bolszoj, ale okazała się jedyną tancerką zdolną do takiego heroizmu, a kiedy w telewizji jedna z pracownic pokazała w programie na żywo kartkę z napisem „Oni was okłamują”, reszta personelu w studiu jak gdyby nigdy nic kontynuowała codzienną rutynę.
Na początku wojny protestowali nieliczni Rosjanie i tylko w największych miastach, np.w Petersburgu. Fot. ANATOLY MALTSEV/EPA/PAP
Reakcją dziesiątków tysięcy zwykłych Rosjan okazała się nie próba zmiany biegu spraw w swoim kraju, ale jego jak najszybsze opuszczenie i dołączenie do nowo tworzącej się rosyjskiej diaspory czy to w Tbilisi, czy w Stambule.

Sami Ukraińcy, co może jest nie do końca uczciwe, choć w pełni zrozumiałe, z dużym cynizmem podchodzą do rosyjskich liberałów – zwykle biorą zresztą to słowo w cudzysłów. Twierdzą, nie bez racji, że wielu z tych Rosjan otwarcie świętowało zajęcie przez Rosję Krymu w 2014 roku, a dziś wyrażają oni swoje zaniepokojenie głównie dlatego, że mają coraz większe trudności z zakupem butów Nike czy wyjazdem na zagraniczne wakacje. A już nic nie jest w stanie bardziej rozeźlić Ukraińców niż podpinanie się przez liberalnych Rosjan pod ich męczeństwo – „Oczywiście wiemy, jak to jest żyć pod bombami, ale…” – albo epatowanie przez nich pustymi sloganami w stylu „Nie dla wojny”, zupełnie jakby to obie strony konfliktu były za niego w równej mierze odpowiedzialne.

My tam nic nie wiemy

Ale to nie prześladowanymi rosyjskimi liberałami, nielicznymi zresztą, Ukraina powinna się przejmować. Prawdziwym problemem jest szeroka rosyjska opinia publiczna, która jak dotąd w pełni popiera promowaną przez Putina wschodnią wersję hasła „Uczyńmy Rosję na powrót wielką”.

Z badań ostatniej wiarygodnej sondażowni w tym kraju, czyli Centrum Lewady, wynika że poparcie dla Putina wzrosło tuż po inwazji o całe dwanaście punktów procentowych (z siedemdziesięciu jeden do osiemdziesięciu trzech procent) i wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie. Przy tym, wbrew powszechnym przekonaniom, wojna jest najmniej popularna wśród najuboższych, prawdopodobnie dlatego, że najbardziej cierpią z powodu recesji i mają najmniejsze szanse na uniknięcie poboru dzięki łapówkom.

Zełenski nie budzi tu entuzjazmu. Żytomierz ukraiński, ale niedaleki od Rosji

Mieszkańcy niechętnie przyznają, że prezydent dobrze się spisuje.

zobacz więcej
Z kolei badania fokusowe na reprezentatywnych grupach ludności pokazują, że zwykli Rosjanie albo powielają bezrefleksyjnie formułki zasłyszane w państwowej telewizji, albo demonstrują silne wyparcie. „Jednym z często powtarzanych haseł jest zwłaszcza «My tam nic nie wiemy». Kobiety dodają przy tym zwykle, że modlą się za kogoś konkretnego, ale już w odniesieniu do ogólnej sytuacji starają się unikać jakichkolwiek wiążących opinii. Wygląda to zupełnie tak, jakby cała populacja świadomie wybrała powrót do stanu dziecięcego, w którym generalnie mało się rozumie z otaczającego świata”.

Obraz ten potwierdzają Ukraińcy, którym przyszło kontaktować się z krewnymi w Rosji. Ciotki, kuzyni, nawet rodzeństwo czy rodzice odmawiają przyjęcia do wiadomości tego, co słyszą przez telefon, a już zupełnie nie wierzą, że armia rosyjska morduje cywilów i bombarduje spokojne miasta. Nic dziwnego, że większość takich transgranicznych kontaktów rodzinnych została z czasem zredukowana do absolutnego minimum – „bezpiecznych”, ale jałowych pogaduszek o dzieciach czy pogodzie – a część Ukraińców w ogóle je zarzuciła.

Szanse na to, że rosyjska opinia publiczna odwróci się od Putina, są więc raczej niewielkie. Równie mgliste wydają się widoki na jakiś pałacowy przewrót. Owszem, w pierwszych tygodniach wojny jednego z generałów zdymisjonowano, a szefa wywiadu umieszczono w areszcie domowym, ale bynajmniej nie z powodu podejrzeń o brak lojalności, lecz za niewłaściwe odczytanie stanu gotowości wojskowej Ukrainy. W całym rządzie tylko jeden człowiek odważył się odejść, by okazać swój sprzeciw – Anatolij Czubajs, doradca Putina do spraw klimatu i zrównoważonego rozwoju, a w przeszłości ekonomiczny guru Jelcyna.

Otwarty sprzeciw wyraził też przedsiębiorca i bankier Oleg Tinkow, zresztą natychmiast zmuszony do sprzedaży swego banku innemu oligarsze, lojalnemu wobec Putina, po cenie dalekiej od rynkowej. Mimo kolejnych konfiskat superjachtów i luksusowych willi nad Morzem Śródziemnym olbrzymia większość rosyjskich elit zdaje się albo popierać wojnę, albo z rezygnacją ją akceptować. Być może zresztą ich opinia ma mniejsze znaczenie, niż nam się wydaje. Jak to ujął ze smutkiem pewien profesor politologii: „Mamy teraz tylko dwie warstwy społeczne: cara i poddanych cara”.

Język i rytuały

Wiele umysłów zaprząta aktualnie na poły teologiczna debata, czy Rosję można już zacząć uważać za państwo faszystowskie. Ukraińcy, których wiedza o tym kraju jest teraz bodaj najpełniejsza, z pewnością są właśnie takiego zdania. Zresztą już od lat nazywają Putina „Putlerem”, a teraz ukuli nowe określenie na rosyjskich żołnierzy – poza „orkami” i „świńskimi psami” nazywają ich „raszystami”.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego
Wszystko zależy od tego, jak chcemy zdefiniować faszyzm, ale reżim w Moskwie z pewnością spełnia większość warunków. Jak to ujmuje historyk Timothy Snyder: „Otacza on kultem jednego przywódcę, to jest Władimira Putina. Wyznaje też kult poległych, skupiony wokół drugiej wojny światowej. I cechuje go pewien mit: mit niegdysiejszego złotego wieku imperialnej wielkości, którą należy wskrzesić poprzez wojnę i oczyszczającą przemoc”.

Do tego można dodać język i rytuały: ciągłe przestrogi przed zdrajcami i piątą kolumną, porównywanie krytyków do insektów, szkolne dzieci denuncjujące swoich nauczycieli, wyreżyserowane wiece i masówki, skandowanie „Za armię! Za Putina! Za Rosję!”.

Na pewnym popularnym filmiku dzieci przebrane w mundury policyjne wyśpiewują o ponownym przyłączeniu Alaski do ojczyzny, a refren kończy się słowami: „Na ziemi niech będzie pokój. Lecz jeśli głównodowodzący wezwie nas na ostateczny bój, to, wujku Wowo, jesteśmy z tobą!” – przy czym ten wers dodatkowo podkreślają zaciśnięte pięści. Piosenki tej uczy się w przedszkolach w całym kraju. Symbol „Z” jest zaś łudząco podobny do połówki swastyki albo do błyskawicy noszonej przez żołnierzy SS. A „nieznani sprawcy”malują go na drzwiach mieszkań dysydentów.

Wystarczy jedna torpeda

Za granicą często nie docenia się też roli przepełnionej nienawiścią i balansującej na skraju szaleństwa rosyjskiej telewizji państwowej. Emitowane przez nią programy „informacyjne”, już wcześniej zjadliwie antyzachodnie, teraz rutynowo mieszają fakty z fantazjami zaczerpniętymi od skrajnej prawicy albo nawet z gier komputerowych.

Podczas flagowego programu publicystycznego, poświęconego aktualnym wydarzeniom i nadawanego przez bite dwie godziny sześć razy w tygodniu – a wszystko w śmiertelnie poważnym, by nie rzec: napuszonym, tonie – przedstawiciele świata akademickiego i parlamentarzyści zawzięcie dyskutują o tym, że „operacja specjalna” na Ukrainie to zaledwie przygrywka do „demilitaryzacji” całego NATO.

O krajach bałtyckich nie mówi się inaczej, jak o „efemerydach”, które należało „zdusić” albo „rozjechać” jeszcze w 1991 roku. Teraz zaś Rosja powinna „oswoić” Litwinów poprzez wykrojenie sobie korytarza lądowego do Kaliningradu.

Królowie kremlowskiej propagandy. Arcymistrzowie kłamstwa i hejtu

Dostają miliony za łgarstwa, szyderstwa i dezinformację.

zobacz więcej
Z kolei Berlin jest przecież w zasięgu rosyjskich bombowców i czas już „dać mu lekcję historii”. Co do holenderskich naftoportów, to „nietrudno w nie trafić, (…) nie potrzeba do tego nawet pocisku Kalibr, wystarczy jedna torpeda”. A uderzenie nuklearne u wybrzeży Wielkiej Brytanii pozwoliłoby zalać ten kraj „radioaktywnym tsunami”. „Wszyscy ci, którzy wymachują nam przed oczami artykułem piątym [NATO], mogą go sobie wsadzić sami wiecie gdzie”. Jednym słowem, stoimy wszyscy w obliczu trzeciej wojny światowej. Gospodarz tego wątpliwego show, weteran propagandy Władimir Sołowjow, z ekspansywnością godną natarczywego klienta baru bezustannie podsyca gorące nastroje w studiu. Żaden z jego gości nie zgłasza sprzeciwu ani nawet nie wyraża szczególnego zdziwienia.

Zwolennicy „pokoju”

Jak długo jeszcze Ukraina będzie walczyć? Oficjalnie powtarzana mantra brzmi, że decyzja należy do niej, ale brutalna rzeczywistość jest taka, że decyzję tę podyktuje Zachód, ponieważ to on dostarcza broń.

Zełenski prezentuje publicznie twarde stanowisko, że Ukraina musi odzyskać wszystkie swoje terytoria, w tym Donieck, Ługańsk i Krym. Według sondażu przeprowadzonego pod koniec maja zgadza się z nim sześćdziesiąt jeden procent Ukraińców (choć na wschodzie kraju odsetek ten spada już do czterdziestu pięciu procent). Tyle że nic takiego nie nastąpi, chyba że dojdzie do jakiejś dramatycznej zmiany reżimu w samej Rosji. A ponieważ z opanowanych przez nią terytoriów już w 2014 roku wyjechało wielu proukraińskich aktywistów i znaczna część wykształconej klasy średniej, to nie jest nawet jasne, czy większość obecnej ludności tych obszarów w ogóle by sobie tego życzyła.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Z perspektywy Zachodu zasadnicza debata toczy się między zwolennikami „pokoju” i „sprawiedliwości”. Ci pierwsi uważają, że rząd Ukrainy powinno się skłonić do podjęcia rozmów tak szybko, jak to tylko możliwe, ci drudzy zaś są zdania, że jeśli Putinowi pozwoli się teraz wygrać, to już wkrótce zagarnie on kolejne połacie Ukrainy, a niewykluczone, że sięgnie też po inne kraje.

W uszach Ukraińców argumentacja opcji „pokojowej” brzmi, jak to ujęła pewna działaczka na rzecz praw gejów, „niezwykle boleśnie. To tak, jakbyś była bita przez swojego partnera, a sąsiedzi przychodzili do ciebie i mówili: «Pogódź się z tym, bo my nie lubimy przemocy»”. Opcja ta dodatkowo przywołuje gorzkie wspomnienia o podpisanym w 1994 roku trójporozumieniu, na mocy którego Zachód zmusił Ukrainę do zrzeczenia się odziedziczonych po czasach sowieckich głowic nuklearnych w zamian za, jak miało się okazać, bezwartościowe gwarancje bezpieczeństwa.

Ale przede wszystkim stronnictwo „pokojowe” stanowczo nie docenia skali rosyjskiego rewanżyzmu, jako że stosowana od niedawna przez Kreml retoryka skupia się już nawet nie na „odzyskaniu” Ukrainy, ale całego dawnego bloku sowieckiego. /…/
Ukraińscy żołnierze walczący w okolicach Bachmutu w Doniecku. Fot. Yevhen Titov/Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM/PAP
Nie wiemy, jak długo jeszcze przyjdzie nam się męczyć z Putinem. Możliwe, że choruje na nowotwór. Możliwe, że odsunie go na bok jakaś dworska klika. Ale niewykluczone, że będzie rządził jeszcze długie lata. Niezależnie od tego, co się wydarzy, warto jednak pamiętać o kilku podstawowych faktach.

Po pierwsze, Rosja wcale nie jest taka potężna, na jaką stara się pozować. Jej gospodarka ma wielkość gospodarki hiszpańskiej. Połowa przychodów z rosyjskiego eksportu pochodzi ze sprzedaży ropy i gazu, bo mimo upływu ponad trzydziestu lat od upadku komunizmu kraj ten wciąż nie potrafi wytworzyć produktów, które reszta świata chciałaby od niego kupować. Owszem, populacja jest naprawdę duża, ale i tak wynosi niecałą połowę amerykańskiej i około ćwierci ludności pozostałej części Europy. Większość imponująco rozległego terytorium to słabo zaludnione tereny leśne i mokradła.

Po drugie, zrodzona jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XX wieku nadzieja, być może od początku mocno naiwna – ta mianowicie, że Rosję da się zmienić w normalny europejski kraj – właśnie ostatecznie dokonuje żywota. Państwo to poszło bowiem w zupełnie odwrotną stronę, stając się z czasem autokracją o ciągotach rewanżystowskich, z lubością stosującą przemoc i u siebie, i za granicą. A przymykanie na to oczu tylko zachęcało ją do dalszego podążania tą drogą.

Bez radykalnych zmian zarówno w obrębie klasy rządzącej, jak i w samym społeczeństwie rosyjskim wszelkie nowe próby wciśnięcia „resetu” będą daremne. Czy tego chcemy, czy nie, wróciliśmy do doktryny powstrzymywania, o czym świadczą niedwuznacznie skierowane ku niebu wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych wokół polskich lotnisk.

Trzeci, bardziej już optymistyczny fakt: Ukraina naprawdę zasługuje na pomoc Zachodu. Przy wszystkich swoich wadach jest wolnym krajem walczącym o wartości, które wszyscy podzielamy, o prawo do takiego życia, jakie wszyscy chcemy wieść. Pierwszy wers jej hymnu narodowego – „Szcze ne wmerła Ukrajiny i sława,i wola” – nie wzbudza już niepoważnych chichotów. Teraz pieśń ta śpiewana jest, jak na Majdanie, przez setki tysięcy ludzi – ukraińsko- i rosyjskojęzycznych, wyznania greckokatolickiego i prawosławnego, żydów i muzułmanów, z każdego przedziału wiekowego i klasowego, zawsze z odkrytą głową, nawet na śniegu i mrozie – i nieodmiennie wyciska z oczu łzy.

W Rosji jest 200 Putinów. Tylko czekają, aby zastąpić tego obecnego

Im dłużej ta wojna trwa, tym większe będzie zagrożenie użycia broni jądrowej.

zobacz więcej
Opuszczenie tego kraju w takim momencie byłoby katastrofą moralną i strategiczną na miarę niegdysiejszej zgody na zdławienie powstania węgierskiego albo Praskiej Wiosny – w dodatku przy znacznie słabszych wymówkach. Bo nawet zwolennicy argumentacji, że każdy powinien dbać o siebie, nie mogą nie dostrzegać, że pozwolenie Putinowi na odniesienie zwycięstwa uczyni cały świat mniej, a nie bardziej bezpiecznym.

Jeśli bowiem faktycznie zdoła ujarzmić Ukrainę, to jak dużo czasu minie, zanim Chiny zaatakują Tajwan albo Serbia Kosowo? I jak szybko doczekamy się kilku nowych potęg nuklearnych, kiedy już będzie jasne, że tylko posiadanie głowic atomowych w pełni gwarantuje bezpieczeństwo?

Tymczasem zwycięstwo Ukrainy mogłoby – a przynajmniej warto mieć taką nadzieję – doprowadzić do zmiany reżimu w Rosji na jakiś lepszy i bardziej przewidywalny rząd. Warto tu zatem przytoczyć stare polskie motto: „Za wolność naszą i waszą”.

– Anna Reid

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Brytyjka Anna Reid (urodzona w 1965 roku), historyk i reporterka, znana jest z poruszającego dzieła „Leningrad. Tragedia oblężonego miasta 1941-1944” (Wydawnictwo Literackie, 2012). Przygodę z Ukrainą z kolei zaczęła jako młoda dziennikarka, pod koniec lat 90. ubiegłego wieku – była również korespondentem w Kijowie. Pokłosie jej licznych pobytów w tym kraju znajdziemy w pierwszej części książki, którą autorka zdecydowała się powtórzyć (pierwsze polskie wydanie ukazało się w roku 2000) i rozszerzyć, zaktualizować. Bo przyszła wojna w 2014 roku i przybyło wydarzeń, zmieniła się tez Ukraina, co autorka opisuje z nieustającą ciekawością i chęcią zrozumienia trudnych spraw w tym odległym kraju. Jej angielskie spojrzenie, pozbawione takich elementów zaangażowania, jakie znamy z naszej polskiej publicystyki, jest odkrywcze i pouczające.
Zdjęcie główne: Kwatera żołnierska na cmentarzu w Charkowie. Fot. Mustafa Ciftci/Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM /PAP
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.