Rozmowy

Rosja to kliniczny przypadek „choroby holenderskiej”

Ropa dała Putinowi fundusze na rozpętanie wojny. Choć i bez zachodnich sankcji rządził państwem upośledzonym ekonomicznie. Jak słusznie kiedyś stwierdził świętej pamięci senator John McCain, Rosja to „duża stacja benzynowa udająca kraj”, tyle że uzbrojona w broń atomową oddziedziczoną po ZSRR – mówi Andrzej Krajewski, historyk, dziennikarz, autor książki „Ropa. Krew cywilizacji”.

TYGODNIK TVP: Mówi się, że cena ropy zdecyduje o „być albo nie być” prezydenta Rosji Władimira Putina. To prawda?

ANDRZEJ KRAJEWSKI:
Tak zwany pułap cenowy będzie najważniejszym elementem sankcji. Ustanowienie górnej granicy ceny może doprowadzić do znacznego ograniczenie dochodów rosyjskiego budżetu. Jednocześnie nie zachwieje rynkową podażą, gdyż Rosjanie tak czy inaczej muszą sprzedawać ropę, nawet jeżeli będą ją kupować tylko kraje spoza Europy, w tym przede wszystkim Chiny i Indie. Nadal też jest kilka państw, dla których zwiększenie wydobycia nie stanowi problemu technicznego, jeśli pojawia się potrzeba, choćby Arabia Saudyjska.

Dlatego postawa szejków jest kluczowa w grze na wykończenie Putina?

Jest bardzo znacząca. Nie tylko ze względu na pozycję Arabii Saudyjskiej w rankingu eksporterów, ale także zasobność złóż, skalę wydobycia i tym samym wpływ na kształtowanie ceny. Poza tym, nie dość, że tamtejsze złoża należą do największych na świecie, to jeszcze są łatwo dostępne i bardzo tanie w wydobyciu. Saudowie – bo przecież Arabia to właściwie prywatna własność tego rodu – przetrwają każdy kryzys nadprodukcji, gdyby się zdarzył. Wydobycie baryłki ropy spod piasków pustyni kosztuje ich koncern, Saudi Aramco jakieś 2 dolary. Gdy sprzedadzą ją za 30 dolarów, nadal odnotowują sowity zysk. Rosja przy tej samej cenie za baryłkę staje nad krawędzią przepaści.

Rosja zgarnęła wojenną dywidendę. Putin ma na razie miękką poduszkę finansową

Scenariusze zakładające zapaść rosyjskiej gospodarki jeszcze się nie spełniły – mówi dr Łukasz Rachel, polski ekonomista z tzw. Grupy Stanfordzkiej.

zobacz więcej
Czyli Arabia Saudyjska mogłaby, podnosząc wydobycie, rzucić budżet Rosji na kolana.

Ale niekoniecznie jest tym zainteresowana. Poza tym nie jest już tak wielkim sojusznikiem USA jak to było w latach 80. XX wieku. Wówczas Amerykanie zapewniali Saudom ochronę przed Irakiem, Iranem oraz Związkiem Radzieckim. Dostarczając jednocześnie najnowocześniejszą broń. Współpraca Saudów z USA przyczyniła się do bankructwa Związku Radzieckiego. Wystarczyło, że utrzymywali wydobycie na wysokim poziomie. Niska cena ropy okazała się jedną z głównych przyczyn upadku komunistycznego imperium. Dziś Saudyjczycy są już bardziej szorstkim przyjacielem Amerykanów. Rijad zwraca się w stronę Chin. Poza tym Joe Biden podpadł im, gdy stanowczo wypowiedział się w sprawie zamordowanego Dżamala Chaszukdżiego, saudyjskiego dziennikarza, który krytykował reżim (zaginął 2 października 2018 po wejściu do saudyjskiego konsulatu generalnego w Stambule. Wszystko wskazuje na to, że został tam zamordowany. Biuro ONZ ds. Praw Człowieka uznało, że władze Arabii Saudyjskiej są odpowiedzialne za to morderstwo i określiło je jako „pozasądową egzekucję z premedytacją” – przyp. red.).

To jak naprawdę wygląda sytuacja z ropą naftową na świecie? Czy niespokojne czasy wpływają na krzywą globalnego wydobycia?

Niezależnie od wszystkiego, z każdą dekadą wydobycie nieustannie idzie w górę. W XXI wieku jedynymi momentami lekkiego spadku był okres pandemii, a wcześniej kryzysu ekonomicznego roku 2008. „Krew” naszej cywilizacji ma się dobrze i tak ma być aż do lat 30. obecnego wieku, wydobycie i konsumpcja będą się nadal zwiększać. Później ma nastąpić ustabilizowanie i spadek, choć brak pewności, czy prognozy się sprawdzą. Co ciekawe, wojna wywołana przez Rosję jedynie na krótko wywindowała cenę do pułapu z 2008 r. Natomiast zmienia kierunki dostaw. Rosja traci rynek europejski i musi sprzedawać paliwa Chinom i Indiom, oferując spore upusty cenowe, a to boli. Zachodnie sankcje wymuszą, że to będzie trwało jeszcze długo. Jednocześnie nie ma obaw, żeby rynkowi naftowemu groził deficyt surowca, mimo że z powodów sankcji odcięte są od niego w dużej mierze m.in. Iran oraz posiadająca przecież największe złoża ropy na świecie Wenezuela.

A jeszcze niedawno świat obawiał się wstrząsu związanego z wojną.

I owszem, po 24 lutego 2022 roku cena surowca skoczyła, ale raptem na kilka miesięcy, znów stabilizując się na poziomie około 80 dolarów za baryłkę. Codzienna konsumpcja światowa wynosi 100 mln baryłek…

Baryłka to 159 litrów. Policzyłem sobie, że codziennie wydobywcy ropy napełniają nią objętość odpowiadającą liczbie ponad 4500 tysiąca basenów olimpijskich. Ilość wręcz niewyobrażalna.

Zgadza się. To około 16 miliardów litrów wydobywanych na świecie każdego dnia. Ja posługuję się innym przykładem. Przemysł wydobywczy zapewnia 2 litry ropy na każdego mieszkańca planety. To tyle samo, ile każdy z nas na świecie wypija wody. Dodatkowo konsumpcja ropy przyrasta wraz z liczbą ludności świata, która niedawno przekroczyła 8 miliardów i rośnie w najlepsze.

Co zatem z prognozami o wyczerpaniu złóż?

Na razie wyczerpują się pomysły na podobnie apokaliptyczne wizje. Najpierw był opracowany w roku 1972 dokument Granice Wzrostu (tzw. raport Klubu Rzymskiego), który wieszczył koniec surowca w latach 90. XX wieku. Obecnie prognozy z każdą dekadą przesuwają się w bliżej nieokreśloną przyszłość. Wydaje się, że do roku 2100 nie ma mowy o wyczerpaniu światowych zasobów ropy. Przede wszystkim wciąż odkrywane są nowe złoża. Poza tym na początku obecnego stulecia miała miejsce rewolucja technologiczna. W Stanach Zjednoczonych wdrożono innowacyjną technikę zwaną szczelinowaniem, pozwalającą pozyskiwać gaz i ropę ze złóż łupkowych. To ponownie, po ponad pół wieku przerwy, zapewniło USA samowystarczalność paliwową, którą utracono z powodu wyczerpywania się tradycyjnych złóż w Pensylwanii, Teksasie czy na Alasce.
Siedziba główna Gazpromu, czyli kompleks biurowo-konferencyjny Centrum Łachta w Petersburgu. Na zdjęciu obok kopuła Soboru św. Izaaka. Fot. Peter Kovalev / TASS / Forum
A jaki jest związek rankingu wydobywców ropy ze światowymi konfliktami? Wydaje się, że większość z nich w ostatnich dwóch dekadach – destabilizacja Iraku, sankcje na Iran, chaos w Wenezueli, eliminacja Kaddafiego w Libii – była na rękę głównemu producentowi, czyli Ameryce?

Stany Zjednoczone poważnie zaangażowały się na Bliskim Wschodzie w tym samym czasie, gdy zaczęły wysychać ich najstarsze złoża eksploatowane już od XIX wieku. Wtedy umiejętnie przejęły niszę, którą po rozpadzie opuściło brytyjskie imperium kolonialne. Przecież Iran przez długi czas był najważniejszym przyczółkiem Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie, zaś Arabia Saudyjska bardzo bliskim sojusznikiem. Jednak interwencja zbrojna w Iraku już w XXI wieku okazała się być największym politycznym błędem George’a Busha juniora, przynosząc destabilizację całego regionu. Ameryka nie poniosła znaczących konsekwencji właśnie za sprawą rewolucji łupkowej. Dzięki niej po 2008 roku gwałtownie zaczęło rosnąć wydobycie w Stanach Zjednoczonych i w końcu stały się one na tym polu światowym liderem. W efekcie już za prezydentury Baracka Obamy USA przestało aż tak bardzo angażować się w politykę na Bliskim Wschodzie, stopniowo redukując tam swoją obecność. To dobrze obrazuje, w jaki sposób kwestia paliw kopalnych oddziałuje na meandry geopolityki.

W swojej książce tłumaczy pan pojęcie „choroby holenderskiej”. Dlaczego jej kliniczny przypadek to właśnie Rosja Putina?

Ponieważ kraj i rządzące nim elity, wywodzące się z KGB, całkowicie uzależniły się od ropy. „Choroba holenderska” to pojęcie ekonomiczne definiujące to, jak cenne surowce naturalne i łatwość ich pozyskania mogą zaburzyć rozwój gospodarczy państwa oraz zdemoralizować klasę polityczną.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     A co ma do tego Holandia?

W latach 50. XX wieku w tym kraju, nieopodal Groningen odkryto największe złoża gazu w Europie. Wydawałoby się, że zamożnego, demokratycznego państwa nic lepszego spotkać nie może. Tymczasem owo bogactwo stało się źródłem problemu, choć przecież generowało gigantyczne zyski. Jednak właśnie za ich sprawą w Holandii od końca lat 60. zaczęły maleć produkcja przemysłowa oraz inwestycje, natomiast sukcesywnie rosło bezrobocie. Państwo miało jednocześnie coraz więcej środków na programy socjalne, a to z kolei sprawiło, że część społeczeństwa stawała się bierna. Jakby tego było mało, sytuacja gospodarcza Holandii przynosiła sukcesywne umocnienie się guldena. To oznaczało, że eksport towarów za granicę stawał się coraz mniej konkurencyjny i przemysł obumiarał. W efekcie pod koniec lat 70. kraj był już w głębokiej stagnacji, a społeczeństwo biedniało. Na szczęście rząd w Hadze rozpoczął radykalne reformy gospodarcze oraz ograniczył wydobycie gazu i sam wyleczył się z choroby. W inny sposób uzależnienia od surowców uniknęła Norwegia, która stworzyła fundusz inwestycyjny przejmujący większość zysków z wydobycia ropy i gazu, a będący rezerwą strategiczna dla następnych pokoleń.

Światowy sport żyje z pieniędzy agresorów, zamordystów i satrapów. Takich jak Rosja, Chiny, Katar czy Arabia Saudyjska

Moskwa kupiła futbol za pieniądze Gazpromu.

zobacz więcej
Czy dzięki jakości klasy politycznej?

Jest ona kluczowa. W państwach autorytarnych te procesy mają dużo bardziej niebezpieczny przebieg. Surowce naturalne stają się źródłem ogromnego bogactwa. Później rośnie korupcja, ale i niezdrowe ambicje polityczne przywódców, zwłaszcza w krajach z władzą dyktatorską. Dyktatorzy lubią rzucać wyzwanie innym krajom, a poczucia bezpieczeństwa szukają we własnej broni jądrowej. Marzył o niej przecież w Libii Kaddafi, zaś w Iraku Saddam Husajn. Rosja jest klinicznym przykładem „choroby holenderskiej”. Jej pogłębianie się szło w parze z likwidowaniem resztek demokracji i umacnianiem się autorytarnej władzy Putina. Ropa dała mu fundusze na rozpętanie wojny. Choć i bez zachodnich sankcji Putin rządził państwem upośledzonym ekonomicznie. Jak słusznie kiedyś stwierdził świętej pamięci senator John McCain, Rosja to „duża stacja benzynowa udająca kraj”, tyle że uzbrojona w broń atomową oddziedziczoną po ZSRR.

A jak na ten cały energetyczny ekosystem wpływa ostatnia decyzja Parlamentu Europejskiego? Odcinamy przewód paliwowy, zakazując w przyszłości rejestrowania aut spalinowych.

Dopiero przyszłość pokaże, jak ten przepis będzie wdrażany i jak w praktyce wpłynie na wysokość konsumpcji paliw pozyskiwanych z ropy naftowej. Dziś przede wszystkim rodzi on obawy przed odebraniem zwykłym ludziom czegoś dotąd oczywistego, mianowicie swobody indywidualnego przemieszczania się na większe odległości – a to ukształtowało cały XX wiek – bez zaoferowania w zamian czegoś równoważnego.

Auta elektryczne są obecnie dwu– trzykrotnie droższe od tych z silnikiem spalinowym. Główną tego przyczyną są baterie, które wymagają trudnodostępnych pierwiastków: litu i kobaltu. Koszt baterii litowo-jonowych to więcej niż połowa ceny samochodu. Jednocześnie obecne światowe wydobycie tych pierwiastków pozwala na produkowanie ok. 10 milionów aut elektrycznych rocznie. Ta bariera wymusza intensywne poszukiwanie nowych złóż. Przy skali zapotrzebowania na świecie musi w ciągu najbliższych dwóch dekad powstać ponad 200 nowych kopalni litu. Tymczasem dewastują one środowisko naturalne równie skutecznie jak kopalnie węgla brunatnego. Jednocześnie jeśli wziąć pod uwagę to, ile dwutlenku węgla emitowane jest podczas procesu wydobycia surowców i produkcji baterii, to okazuje się, że w masowej skali użycie samochodów z napędem hybrydowym generuje mniej CO2 niż masowe użytkowanie aut elektrycznych. Zatem eliminowanie po 2035 r. z terenu Unii Europejskiej nowych aut z napędem innym niż elektryczny lub zasilanych wodorem wydaje się decyzją wątpliwą od strony merytorycznej z co najmniej kilku powodów.

Jeśli jednak tak się stanie – bo wszelkie terminy bywają przesuwalne – wówczas własny samochód może się okazać dobrem coraz bardziej luksusowym, dostępnym dla bogatszych. Kto wie, czy tych biedniejszych nie czeka wówczas odwzorowywanie „modelu kubańskiego”: czyli samochód z silnikiem zasilanym paliwem płynnym, traktowany z wielką dbałością, będzie rodzinnym klejnotem, przekazywanym z pokolenie na pokolenie (śmiech).

– rozmawiał Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Platforma wiertnicza w Arabii Saudyjskiej stanie się morskim parkiem rozrywki oraz kurortem turystycznego o nazwie The Rig. Fot. Public Investment Fund/Mega / The Mega Agency / Forum
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.