Cywilizacja

Żyją coraz dłużej... jak na złość

Owszem, nie ma już w zwyczaju zwracać się do obcej starszej osoby per „babciu” czy „dziadku” – co było na porządku dziennym jeszcze 20, 30 lat temu, zwłaszcza w małych miejscowościach. Z drugiej strony, w tej nadmiernej poufałości tliła się jeszcze odrobina ciepła, sympatii i szacunku. Teraz mówi się o nich z syczącą nienawiścią. Geriatria. Staruchy. Grzyby borowe. Dziadersi.

Najpierw definicje. Silwersi to przedstawiciele „baby boomers”, czyli roczników powojennych, tych urodzonych do połowy lat 60. XX wieku. Wprawdzie posiwiali, lecz wciąż zmotywowani i aktywni zawodowo, bo… przekonali się, co w Polsce znaczy portfel emeryta, nawet uzupełniony przez wprowadzane w latach 90. fundusze emerytalne: bidę z nędzą. Więc silwersi nie obcyndalają się, ścigają z młodszymi pokoleniami, a ich atutem są wiedza, zawodowe doświadczenie i – paradoksalnie – większa odporność na stresy. Żyją na jakim takim poziomie dzięki temu, że do emerytury dorabiają na umowach, kontraktach, pracach zleconych. Szczęśliwcy, podwójnie zarabiają! Brzmi fajnie, prawda?

Tylko… pracodawcy nie palą się do ich zatrudniania. Silwersi co i rusz walą białowłosymi głowami w szklany sufit. Więc gdyby znów podwyższyć wiek emerytalny, sytuacja finansowa oraz społeczna osób 60+ byłaby tylko gorsza. To są właśnie argumenty, które zmobilizowały masy Francuzów do wyjścia na ulicę i skonsolidowania się bez względu na polityczne poglądy. Ich prezydent Emmanuel Macron postanowił bowiem podnieść wiek emerytalny z 62 na 64 lata.

Z dziadersami jest inaczej. Tu nie metryka decyduje o zaliczeniu do dziaderskiego grona, lecz stan ducha, wygląd, pesymistyczne podejście do świata. Tak przynajmniej uważa mój znajomy psycholog. Trochę mu nie wierzę. W tym określeniu czai się pogarda dla starszych i nie słyszałam, żeby dwudziesto-, trzydziestolatek rzucił dziadersem w twarz komuś ze swego pokolenia. Za to najbardziej choćby aktywna i zadbana osoba, ale z zaawansowaną peselozą jest obrzucana tym upokarzającym mianem.

Czyli – jakiegokolwiek słowa użyć – to nie jest świat dla starych ludzi. A oni, te cholerne matuzalemy, żyją jak na złość coraz dłużej. Ale co to za życie?

Demokracja na pokaz

„Z czym ci się kojarzy demokracja? Z wolnością wyboru. Wpłać na taki a taki numer konta” – taką reklamę usłyszałam w radiu. Młodziaki i średniacy, ci wykształceni z wielkich miast, deklarujący demokratyczne poglądy i akceptację dla każdej formy istnienia (w Hiszpanii właśnie prawnie zabroniono zwalczania myszy i szczurów, nawet jeśli ewidentnie przynoszą szkody), jedynie starym ludziom nie przyznają prawa do samodzielnych wyborów.

Co, te dziady mają czelność jeszcze chcieć pracować? Konkurować z młodszymi? Nieważne, co potrafią – ich miejsce jest w domu, w kapciach, przy wnukach! Spotkałam się z tego typu hejtem z racji metryki. I słyszę podobne pełne nienawiści wypowiedzi o wszystkich, którzy pozostają aktywni zawodowo. „Przyspawali się”, zabierają miejsce młodszym.
Francuzi wciąż protestują przeciwko planom podwyższenia wieku emerytalnego. Na ulice Paryża demonstranci wyszli także 16 lutego. Fot. Firas Abdullah / Anadolu Agency/Abaca Press / Forum
W efekcie, dodatkowa praca po przejściu na emeryturę podejmowana przez przedstawicieli baby boomers (urodzeni 1946–1964) jawi się milenialsom (urodzeni 1980–1996) oraz ich poprzednikom, określanym jako pokolenie X (urodzeni 1965–1979) jako kaprys, wręcz wynaturzenie.

Prawda tymczasem jest inna. Dorabianie na emeryturze przez dzieci wyżu demograficznego stało się ponurą koniecznością. Zazwyczaj portfel seniora jest za cienki, żeby stać ich było na „spełnianie się”. Korzystać z wolnego czasu mogą tylko ci, którzy przez całe życie zachowali etatową ciągłość i mieli pobory wyższe niż salowa czy nauczyciel w podstawówce.

Jednak najmocniej uderzono po kieszeni ludzi wolnych zawodów. Tych, którzy w PRL-u nie pracowali na etatach, tylko żyli od zlecenia do kolejnego. Jeśli nawet zdołali coś włożyć „na książeczkę oszczędnościową PKO”, zapasów skutecznie pozbawiła ich denominacja roku 1994. Wtedy każdy, kto miał jakiekolwiek oszczędności, z dnia na dzień został ich pozbawiony. Kolejny odpływ gotówki zafundowali prywatni ubezpieczyciele, różne „trzecie filary”, którymi mamiono obywateli RP pod koniec lat 90. Nie znam nikogo, kto by na tych „zabezpieczeniach” nie stracił.

Zapewniam – praca tak długo, póki starcza sił, nie jest fanaberią.

Pozory równouprawnienia

„Gdy zrozumiałam, że czasem można odpuścić i świat się nie zawali, od razu poczułam się lepiej” – tak oceniła swoje słabnące z wiekiem siły Danuta Szaflarska. To jedna z nielicznych białowłosych dam, którym udało się godnie żyć do końca. Jeden z wyjątków, którymi zaciemnia się mniej promienną rzeczywistość. Tę, o której mówi się, że daje równe prawa wszystkim.

Pokaż mi swój PESEL, a powiem Ci kim jesteś! Sprawdź, do jakiego należysz pokolenia

O czym marzyłeś, kto był Twoim idolem, jakiemu sportowcowi kibicowałeś, na jakim filmie byłeś 10 razy? Kamienie milowe kolejnych generacji Polaków.

zobacz więcej
Teoretycznie, w zdrowych demokracjach i wyedukowanych społeczeństwach nie toleruje się różnych form wykluczenia społecznego: rasizmu, seksizmu, homofobii, ksenofobii, antysemityzmu, klasizmu (niższej rangi urodzenia), atrakcjonizmu (dyskryminacji ze względu na wygląd zewnętrzny), ageizmu… Oraz innych sposobów marginalizowania kogoś ze względu na jakąś niepożądaną w danym środowisku cechę. Najczęściej osoba marginalizowana nie jest w stanie w żaden sposób zmienić/poprawić tego, co ją negatywnie określa. Jednocześnie, wszelkie przejawy udowodnionej dyskryminacji uchodzą za wizerunkowo naganne, a nawet mogą być karane sądownie. Toteż tworzone są pozory równouprawnienia. Ale, jak wiadomo, równość na sztandarach nie sprawdza się w praktyce.

Więc wszyscy odczuwający choćby najmniejszy bytowy dyskomfort są w prawie publicznie się temu przeciwstawiać, niekiedy w tak agresywny sposób, że stanowią zagrożenie dla innych. Ludzie o nie-białej barwie skóry każdą niekorzystną dla nich uwagę przypisują rasizmowi; kochający inaczej domagają się uznania swej odmienności za normę; słabi intelektualnie żądają zrównania życiowych szans z tymi o najwyższym IQ. Systematycznie powtarzane akcje przeciwko wykluczeniu dają coraz częściej spektakularne efekty.

Jedna grupa społeczna w milczeniu i pokorze zbiera cięgi: 60+. Tym, którym pozostało niewiele życia, nie powinni się już niczego po tej resztce spodziewać. Ci młodsi dają im to odczuć na każdym kroku. Owszem, nie ma już w zwyczaju zwracać się do obcej starszej osoby per „babciu” czy „dziadku” – co było na porządku dziennym jeszcze 20, 30 lat temu, zwłaszcza w małych miejscowościach. Z drugiej strony, w tej nadmiernej poufałości tliła się jeszcze odrobina ciepła, sympatii i szacunku.

Teraz mówi się o nich z syczącą nienawiścią. Geriatria. Staruchy. Grzyby borowe. Dziadersi. W dodatku to, co jeszcze wybacza się niektórym wybitnym mężczyznom w wieku senioralnym, zupełnie nie sprawdza się w odniesieniu do ich równolatek. No, chyba że staruszka jest przy kasie i ma czym opłacić przychylność oraz uwagę młodszych.

Kariera na emeryturze

Elegancko to się nazywa ageizmem. Mniej ładnie – pogardą dla ludzi w zaawansowanym wieku. Ich świadomym lub podświadomym wykluczaniem. A kobiety ze złymi peselami powinny w ogóle zniknąć z pola widzenia i słyszenia ludzi nowego wspaniałego świata.

Oczywiście, przyznać się do marginalizowania seniorów tak wprost byłoby politycznie niepoprawne. Toteż dla zmyły daje się przykłady „równych praw” dla emerytów, zwłaszcza w zawodach artystycznych, gdzie nie obowiązuje limit metrykalny, o ile trwa twórczy zapał i potencjał.
Rok 2013. Danuta Szaflarska na premierze dokumentalnego filmu Doroty Kedzierzawskiej „Inny świat”. Fot. Jacek Lagowski / Forum
Przecież Danuta Szaflarska pojawiała się na scenie w wieku… wiekowym. A przyczyna zainteresowania filmowców i reżyserów osobą tak sędziwą była z punktu widzenia silwersów dość przewrotna: w filmie „Pora umierać” (2007) aktorka zagrała staruszkę (czyli siebie) walczącą o prawo do godnego życia i samostanowienia. Co jeszcze bardziej zaskakujące – Dorota Kędzierzawska „wykorzystując” (nie dla siebie) wzrost zainteresowania wiekową aktorką, nakręciła o niej dokument „Inny świat” ((2012), w którym 97-letnia Szaflarska opowiada o swoim życiu.

Kilka lat temu nieoczekiwaną sławę zyskała Helena Norowicz (rocznik 1934), mniej pamiętana jako aktorka, za to wszystkim znana jako najstarsza polska modelka. Obok niej pojawia się DJ Vika, czyli Wirginia Szmyt, najstarsza didżejka w Polsce, tylko o cztery lat młodsza od Norowicz.

Ciekawe, czy do tego ekskluzywnego grona dokooptowana zostanie 89-letnia Joanna Rawik, która w lutym tego roku zaczęła prowadzić radiowe programy poświęcone muzyce francuskiej. Już słyszałam uwagi, że gdy zasiada przed mikrofonem, w studio powinien obecny być lekarz. Ale tak czy siak Joanna Rawik to wyjątek potwierdzający regułę: w ostatnim czasie Polskie Radio systematycznie kasuje współpracę ze starszymi osobami, choćby na antenie brzmieli doskonale i mieli do powiedzenia coś więcej niż anonsowanie kolejnych muzycznych utworów.

Owszem, są dziedziny, w których nikogo nie rozlicza się z pesela – literatura, muzyka poważna, sztuki wizualne. Paradoksalnie, jeśli komuś z tych branż udaje się utrzymać zainteresowanie odbiorców do późnych lat, to ma z górki. I sporo na koncie. Takim szczęściarzom dorabia się tytuły profesora (nawet jeśli nigdy nie nauczali) albo mianuje mistrzem czy maestrem.

„Nikt nie jęczał i nie płakał”. O bosonogiej dziewczynce, która została gwiazdą

Znała gwarę góralską. W powstaniu była łączniczką, nosząc córkę w plecaku.

zobacz więcej
Niedawno współprowadziłam spotkanie z Józefem Wilkoniem, lat 93. Jest w świetnej intelektualnie formie i mimo powodzenia nie rozpiera go balon ego: żachnął się na permanentne tytułowanie go „mistrzem”. Dla porównania przywołał kilku geniuszy – Tycjana, Rembrandta, Goyę. Właśnie – im też dane było doczekać sześćdziesiątki z plusem. A gdyby tak pogrzebać w dziejach kultury, lista twórczych matuzalemów byłaby całkiem pokaźna. Ale to zupełnie inna historia.

Teoretycznie „Starsi Panowie Dwaj” mają wzięcie wśród kolejnych generacji inteligentów. Znam młodych, którzy bawią się piosenkami z tego kabaretu i takich, którzy usiłują na nowo wykrzesać treści z tamtych tekstów. A przecież nikt nie rozumie najgenialniejszego posunięcia Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego: przejścia do kategorii nieszkodliwych staruszków, kiedy byli w swych latach średnich. Zestarzeli się przedwcześnie na własne życzenie i zyskali na tym sławę. Ponadczasową.

Za stary, żeby żyć

Wracając do tematu: ageizm nasila się w czasach niekorzystnych dla jakiegoś rejonu czy kraju. Wszelkie plagi, jak ostatnia pandemia koronowirusa, wzmaga antystarcze nastroje. Nie trąbiono o tym w mediach, ale nieoficjalnie wiadomo, że w pierwszej kolejności lekarze pomagali tym, którzy wiekowo i zdrowotnie rokowali wyleczenie.

Podobnie w czasie wzbierającej inflacji – seniorzy wypychani są na emerytury. Bo gdy na rynku pracy robi się ciasno, nie liczą się kompetencje, ale metryka. To między innymi dlatego obywatele Francji uparcie strajkują przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego, świadomi, że dla starszych zabraknie ofert zarobkowania.

Nic to nowego pod słońcem. Jeśli tonie statek, a na pokładzie są przedstawiciele różnych generacji, na łodzie ratunkowe zabiera się najpierw młodych i rozwojowych; jeśli w rodzinie bieda piszczy tak, że trzeba reglamentować żywność, w pierwszej kolejności karmi się tych, którzy rokują, że zarobią na innych. I jeśli za ciasny budżet domowy obciążają osoby nierentowne, bywa, że w poczuciu obowiązku usuwają się same. W sposób ostateczny.

Wiele mówi się ostatnio o narastającej epidemii samobójstw wśród nastolatków i osób młodych. Przemilcza się natomiast samounicestwienia seniorów z powodu… biedy, samotności, wykluczenia. O dramatach seniorów mało kto odważa się opowiadać: to źle się sprzedaje. Są wprawdzie wyjątki – Michael Haneke, Paolo Sorrentino, Samuel Beckett… Niedawno powtórkowo obejrzałam telewizyjną rejestrację spektaklu Tankreda Dorsta „Ja, Feuerbach” w interpretacji Piotra Fronczewskiego (z 2016 roku). To też o starości. I o upokorzeniu, którego zaznają dawno zdetronizowani idole.

Kiedyś w latach koniunktury i wyższej społecznej kultury tradycja nakazywała oszczędzania starzyków. Jak to wyśpiewywał jeden taki ze Śląska, że może sobie siedzieć i grzać kości przy piecu, hodować gołąbki i pykać fajeczkę – bo się za młodu naharował. Tak jest nadal w krajach, gdzie nowoczesność nie zdewastowała związków międzypokoleniowych.

Pewnie większość z nas miała okazje obserwować leciwych starców w Grecji, Hiszpani, Turcji czy na południu Włoch lub Francji, spędzających czas na rozmowach przy kawie i lampce czegoś mocniejszego. Nie wyglądają na speszonych bezczynnym trybem życia, prawda? I cieszą się szacunkiem, jakby byli równie produktywni jak za młodych lat.
Gry i zabawy emerytów z Neapolu. Fot.Ton Koene / Zuma Press / Forum
Tak, ważny jest klimat – w sensie dosłownym. Słońce i temperatura pozwalają godzinami wysiadywać w kafejkach czy na patio. Jednak nie mniej istotny jest klimat społeczny. Podejście do tych 60+.

W bogatych, demokratycznych krajach na zasobnych geriatrach zarabiają całe rzesze wysoko wyspecjalizowanych profesjonalistów, utrzymujących ich w zdrowiu lub przy życiu, umilających je (życie) i wypełniających czas, nadmiary czasu.

Wykluczeni postępem czy podstępem?

A gdyby tak… Starsi Panowie pojawili się teraz, w epoce cyfrowego wzmożenia? Czy ich filozofia życiowa, dowcip, elegancja i starannie kultywowana „staromodność” znalazłyby wdzięcznych odbiorców? Myślę, że bardziej aktualny byłby raczej Jacques Tati i jego filmowe alter ego, pan Hulot, którego przygody z oswajaniem nowoczesności bawiły widzów przez prawie dwie dekady, do 1971 roku.

Otóż coraz więcej ludzi na podobieństwo pana Hulot nie potrafi obsługiwać nieustannie „ulepszanych” tzw. gadżetów. Tyle że bohater Jacques'a Tati mógł cieszyć się życiem na równi z dzieciakami, i w ogóle osobami w każdym wieku, z którymi umiał rozmawiać, dostrzegać ich pozytywy, reagować na emocjonalne potrzeby. Dziś brak umiejętności obsługiwania elektronicznych sprzętów staje się utrudnieniem, nawet barierą w korzystaniu z ofert świata.

Teraz żeby komunikować się z innym, podróżować, robić zakupy, nawet zjeść pizzę, trzeba mieć smartfon wyposażony w skaner kodów QR i kreskowych. Inaczej mówiąc – ludzki byt determinują apki (aplikacje). Żeby z nich korzystać, trzeba wyposażyć się w urządzenie z systemem Android lub iOS. I nieustannie kontrolować informacje ukazujące się na ekranie, czyli koncentrować uwagę nie na otoczeniu i innych ludziach, lecz na smartfonie.

To codzienny widok, niezależnie od miejsc, w jakim się przebywa: zombie chodzący po ulicach, nie dostrzegający nikogo ani niczego, ze wzrokiem wbitym w ekranik, kurczowo trzymany w rękach. Skąd znamy takie sceny? Z… filmu Spike’a Jonze’a „Ona”. Obraz nakręcony zaledwie dekadę temu (2013) bardzo szybko okazał się proroczy – a miał być fantastycznonaukową wizją świata w bliżej nieokreślonym czasie.

I oto właśnie żyjemy w dobie uzależnienia od „Niej” (oryginalny tytuł filmu brzmiał „Her”, a ta „ona” przemawiała głosem Scarlett Johansson). Od cyfry. Nie byłoby w tym nic negatywnego, gdyby nie to, że wraz z opanowywaniem przez „nią” coraz to większej przestrzeni ludzkiego istnienia, pojawiło się kolejne wykluczenie.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS    
Pewnie wszyscy wiedzą, że nabycie biletu na jakikolwiek środek publicznego transportu odbywa się wirtualnie. Ale żeby składać zamówienie w knajpce za pomocą kodu QR? To przeszło moją wyobraźnię.

Zdarzyło się kilka dni temu w Rzymie, na obleganym przez turystów Zatybrzu: słońce (choć luty) i stoliki wystawione na zewnątrz; na blatach papierowe serwetki z wydrukowanym menu oraz aplikacją lokalu. Kelner wyjaśnił, że konsumpcja możliwa po zeskanowaniu tegoż i wybraniu potrawy. Dla wielu młodych spacerowiczów to nie był problem. My nie mamy skanerów w komórkach, więc trzeba było zmienić miejsce postoju.

A co z tradycyjną rozmową z kelnerem czy właścicielem knajpki? Co z nawiązywanymi w ten sposób znajomościami, międzyludzkim kontaktem?

Na szczęście, tego typu „ulepszenie” na razie należy do rzadkości i wprowadzane jest tam, gdzie klienci niestabilni, napływowi i nie lokalni. Jednak już w Warszawie są lokale, gdzie MUSISZ za pomocą kodu wybrać pozycję z menu i podejść do lady, gdzie danie zostanie wydane. Ba, możesz to zrobić z domu, z metra, z ulicy. A co, jeśli nietrafny wybór? Pizza okaże się starym, odgrzanym kapciem? Zażalenie do telefonu!

A swoją drogą – brak telefonu z internetem i skanerem wyklucza bez względu na wiek i poziom umiejętności. Zgubisz, ukradną ci go, rozwali się, utopisz w klopie lub zwyczajnie się wyładuje – nie istniejesz. Więc pilnuj tego skarbu, bo ważniejszy jest niż ty sam. Nowe, cudowne gadżety są nową formą uzależnienia od… ich posiadania.

To tylko jeden przykład – przyznam, dla mnie szokujący – kiedy informacje na ekranie zastępują bezpośrednią rozmowę. A przecież komunikujemy się nie tylko słowami, także całym ciałem, sposobem mówienia, timbrem głosu… Ale to wtórna sprawa. Ważniejsze – poczucie wykluczenia.

Geriatria na ogół nie ma najnowszych smartfonów. Dziadersów nie stać na coraz droższe i bardziej skomplikowane gadżety. Stresuje ich opanowywanie nowych technologii. Nie potrafią obsługiwać cyfry. Co gorsza – mają także gorszy wzrok. Z myślą o seniorach wprowadzono specjalne komórki z dużymi literami i ograniczonym zestawem funkcji.

Więc posiadacze takiego sprzętu, choćby nawet dysponowali środkami płatniczymi (ale nie blikiem!), nie pojadą autobusem, nie polecą samolotem, nie odprawią się przed lotem, nie zrobią internetowych zakupów, nie skorzystają z barku…

Z każdym rokiem coraz więcej czynności znajdzie się poza ich zasięgiem. Świat im się skurczy do minimum.

– Monika Małkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Rok 2016. Helena Norowicz, aktorka i modelka z tancerką, aktorką Edytą Herbuś. Fot. PAP/Strefa Gwiazd/Stach Leszczyński
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.