Rozmowy

Gladiatorzy, czyli jak zwyczaj z pogrzebu stał się krwawą rozrywką

Gladiator typu Andabata był ubrany w kolczugę i hełm, w którym nic nie widział, gdyż nie miał nawet otworów na oczy. Wychodził na arenę na ślepo, słuchając odgłosów z areny i sugestii z trybun. To była atrakcja dla publiczności, która we wrzawie podpowiadała walczącemu na arenie – opowiada dr Garrett Ryan, popularyzator antyku, którego wykłady ogląda nawet po kilkaset tysięcy ludzi.

TYGODNIK TVP: Czy można powiedzieć, że koniec imperium Rzymian nastąpił, gdy zaczęli oni nosić spodnie?

GARRETT RYAN:
I to jest bardzo ciekawe, bo faktycznie przejmowanie atrybutów barbarzyńców oznaczało kres Rzymu. Co do spodni jako symbolu: przez tysiąc lat istnienia Rzymu szanujący się obywatel ich nie nosił. To był ubiór barbarzyńców, albo tych z północy, albo Persów, Partów i ludów przemieszczających się konno. Spodnie są znacznie bardziej wygodne do jazdy konnej niż szaty, a na zimnej północy Europy – znacznie bardziej praktyczne. Legioniści stacjonujący na limesie (łac. granica imperium – przyp. red.) przekonali się jednak, że ubiór barbarzyńców jest lepszy niż tunika czy toga. Później zresztą sami żołnierze wywodzili się z ludów barbarzyńskich, więc spodnie były dla nich opcją pierwszego wyboru. Z czasem stały się częścią munduru, nazywano je „braccae”. Stąd był już krok do popularyzacji tego elementu garderoby w mieście, a to oznaczało przejęcie mody barbarzyńców. Później, gdy sami barbarzyńcy stawali się cesarzami, noszenie spodni stało się modne lub przynajmniej akceptowalne nawet w samym Rzymie. Wcześniej jednak był to element ubioru prawnie delegalizowany, w czasach potęgi imperium wydawano przeciw spodniom dekrety. Później stały się symbolem końca cesarstwa i nowego rzymskiego stroju.

Wcześniej sztuka antyku często przedstawiała ludzi nago. Dlaczego właśnie tak wyglądają greckie posągi?

Prawda, że to zabawne? Dziwne, że nigdy się nad tym nie zastanawiamy. A przecież Grecy mieli po prostu uwielbienie dla sportu i sportowego ciała. Nawet gdy sztuka stawała się coraz bardziej wysublimowana, nadal najważniejsze było kreowanie zapaśników, biegaczy, sportowców z pięknymi proporcjami, idealnej budowy mężczyzn. Rzymianie to przejęli i nawet podstarzałych cesarzy przedstawiali półnagich z pięknie zbudowanym ciałem.

Troszkę myli nas kolor tych rzeźb. Przecież one wcale nie były tworzone w białym marmurze…

Otóż to. Greckie posągi, które utożsamiamy z tym tworzywem, w istocie rzadko były w takich kolorach. Próbowano używać pigmentacji zbliżonej do koloru skóry, czasem malowano je w pstrokate barwy czy złocenia. Niestety, dzisiejsze statuy nagryzł ząb czasu lub ręka dawnych kustoszy. Mamy tym samym bardziej „sanitarną” wizję greckiej sztuki.

Greckie marmury, afrykańskie brązy, indyjski diament. Wywiezione do muzeów Zachodu

Zwracanie zabytków, które trafiły do Europy w czasach kolonialnych, jest trudniejsze niż usuwanie nazwisk fundatorów kolekcji, którzy zbili majątek na pracy niewolników.

zobacz więcej
Zamienił pan karierę historyka starożytności na przedstawiciela nurtu „pop-history”, czy wręcz youtubera. Co lepsze?

Wszystko ma swoje dobre i złe strony. Fajne jest to, że jako twórca materiałów w serwisie YouTube i osoba działająca w mediach społecznościowych, mogę zajmować się wieloma tematami, których nie mógłbym zgłębiać jako badacz. Gdy jesteś naukowcem, skupiasz się na wąskim zakresie, badasz to dokładnie, piszesz rozprawę naukową lub wydajesz książkę. Ja już to zrobiłem, ale po pewnym czasie ta droga staje się męcząca i ograniczająca. Tymczasem obecnie mogę zajmować się wszystkim, nie tylko wąską dziedziną. Moja najnowsza książka „Nagie posągi” to 36 esejów z bardzo różnych kategorii historii starożytnej, których nie mógłbym zintegrować w klasycznej historycznej książce. To wyzwala też bardziej kreatywne podejście. Inna sprawa to audytorium, które stało się ogromne. Jako wykładowca mówiłem do kilkudziesięciu słuchaczy, teraz co kilka dni ogląda mnie ponad sto, czasem kilkaset tysięcy ludzi. To daje dużą satysfakcję, samo wyobrażenie sobie sali wykładowej o takiej wielkości, gdzie każdy z obecnych jest zainteresowany historią starożytną.

Mam czasem wrażenie, że wszystko o tej historii zostało już napisane i przewałkowane wiele razy. Już od renesansu zgłębiane są starożytne teksty, więc co tu jeszcze mamy do odkrycia?

Faktycznie, może się tak wydawać. Historycy starożytności odnoszą się do tekstów, które czytamy od setek lat, począwszy od Herodota, Tacyta i innych kronikarzy Rzymu. Ich dzieła przedostały się do szerokiego obiegu już ponad pięćset lat temu, były już wtedy masowo powielane i interpretowane. Tylko, że gdy przychodzi badać nam życie codzienne czasów rzymskich, cały czas możemy trafiać na coś nowego. Po okresie renesansowej fascynacji antykiem przyszedł przełom XIX i XX wieku i odkrycie niezliczonych egipskich papirusów. To one rzuciły nowe światło na starożytność, w tym szczegóły życia ludzi, były tam nawet protokoły rozpraw czy rejestry podatkowe. Dlatego chyba nie można uznać, iż już wiemy wszystko o zwykłych ludziach w starożytności. Dziś wciąż odkrywamy unikatowe dzieła, takie jak wiersze Safony, wielkiej greckiej poetki, która przecież tworzyła w Egipcie. Archeolodzy trafiają na nowe inskrypcje, odkrywają fragmenty lokalnych historii. Najciekawsze jednak jest to, co znajduje się w Herkulanum, czyli bibliotece zalanej lawą po erupcji Wezuwiusza. Zwęglone zwoje dziś mogą być „rozwijane” poprzez skanowanie 3D, co może dać nam dostęp do niewiarygodnej wręcz liczby starożytnych dzieł.

Co byłoby najcenniejszym odkryciem, na które możemy trafić, wsiadając do takiego „wehikułu czasu”?

Jako historyk rzymski chciałbym w końcu przeczytać nigdy nieodkryte prace swoich ulubionych autorów, takich jak Tacyt. To wybitny historyk starożytności, ale znamy tylko trzy jego dzieła, odnalezione w czasach renesansu. Nadal są tragedie i komedie, o których wiemy, że powstały, a których nie znamy, bo zaginęły już w czasach nowożytnych. Co najważniejsze, nie znamy też prawdziwych dziejów Aleksandra Wielkiego, a jedynie relacje spisywane 40 lat po jego śmierci. Co, jeżeli natrafilibyśmy na notatki jego towarzysza Ptolemeusza, który był przy Aleksandrze w czasie jego wypraw i walk z Persami? To by było fascynujące.
Fresk z Herkulanum. Fot. Ferrari et. al. Le collezioni del museo nazionale di Napoli , v.1 (Milan: De Luca, 1989) pg 170-171, photo pg 65., Domena publiczna, Wikimedia
A co z upadkiem Rzymu już w naszej erze? Cały czas krążymy wokół dorobku Edwarda Gibbona, a przecież pisał to wszystko dawno, jeszcze w XVIII wieku.

Praca Edwarda Gibbona to dla mnie nadal najlepsza książka historyczna w historii, pomimo upływu tylu lat i faktu, że pod wieloma względami może być uznana za przestarzałą. To wciąż najlepsze dzieje upadku imperium, jakie powstały w języku angielskim. Moim zdaniem Gibbon jednak przeceniał rolę chrześcijaństwa w upadku cesarstwa, twierdził że osłabiało ono imperium. Tymczasem można twierdzić, że wręcz przeciwnie! Dodało cesarzom splendoru i rangi wynikającej z nowej religii. Dopiero w trzecim tomie Gibbon wyjaśnia, że imperium rozpadło się, gdyż świat dookoła się zmienił, a ono nie potrafiło do tych zmian się dostosować. Rzym świetnie działał przez wieki, ale nie zdołał ewoluować.

Albo podtruwał się ołowiem…

To powszechna opinia, jakoby Rzymian wyniszczyła zatruta woda z akweduktów zbudowanych z ołowianych rur. Tylko, że oni wiedzieli, iż ołów jest szkodliwy! Wielki Witruwiusz, jeden z najwybitniejszych architektów w dziejach pisał, że metal ten powoduje lepszy smak wody, ale jest zły dla zdrowia. Rzymianie używali ołowiu budując swoje wodociągi, nawet naczynia czy czary do wina, ale zapominamy, iż ołowiane rury były pokryte warstwą wapnia z twardej wody Półwyspu Apenińskiego, więc do reakcji nie dochodziło. Analiza szczątków Rzymian wykazała, że poziom ołowiu w ich kościach był nieco wyższy niż u dzisiejszych Europejczyków, ale nie na poziomie szkodliwym dla zdrowia.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Nie zastanawiało pana, że to całe imperium, będące w istocie gospodarką opartą na niewolniczej pracy ludzi, nie runęło w wyniku jakiegoś masowego buntu?

To dla mnie też jest zaskakujące. Zwłaszcza, że w pewnym momencie w Rzymie proporcjonalnie najwięcej było niewolników i teoretycznie powinni przeciwstawić się systemowi. Było to w okresie republiki, w II i I wieku przed naszą erą, gdy po podboju świata hellenistycznego niewolników pojawiło się na rynku tak dużo, że nie dość iż spadła ich wartość, to jeszcze traktowano ich wręcz jak zwierzęta. To mogło tworzyć warunki do buntu, zwłaszcza że jeńcy mówili tym samym językiem, mogli się więc zorganizować. Później, w czasach cesarstwa zaczęto wprowadzać bardziej „humanitarne” przepisy związane z życiem niewolników. Nie można już było ich zabijać bez przyczyny, uregulowano sprawy związane ze sprzedażą, próbowano regulować zasady kontaktu niewolników ze społeczeństwem Rzymu. Pojawił się pomysł, aby nosili specjalne oznaczenia na ubraniach. Wtedy jednak dyskutowano, czy aby nie będzie to groźne, bowiem dzięki temu niewolnicy w Rzymie mogliby sobie uzmysłowić, jak wielu ich jest, połączyć siły i zbuntować się w obrębie miasta. Zrezygnowano więc z pomysłu. Inna sprawa, że niewolnicy w okresie cesarstwa pochodzili z tak wielu różnych prowincji, że nie potrafili do końca się porozumieć.

Zasadniczo nie buntowali się?

Już w późnej republice mieliśmy trzy tzw. wojny serwilistyczne, czyli bunty takie, jak ten Spartakusa. Były incydenty zabójstw panów przez niewolników, ale tu prawo było niezwykle surowe. Za śmierć pana z ręki niewolnika mieli zginąć wszyscy będący jego własnością. W I wieku naszej ery doszło do takiej sytuacji w willi rzymskiego nobila i senat długo debatował, gdyż okazało się, że wykonując przepis trzeba zgładzić 400 osób. Pojawiły się głosy, iż będzie to zbyt okrutne, ale w końcu stwierdzono, że niewolnikom w Wiecznym Mieście trzeba dać do zrozumienia, że kara musi być surowa. Wszystkich bez wyjątku ukrzyżowano.

Parszywa dwunastka, czyli oblicza władzy

Z „Żywotów cezarów” znamy anegdotę o kościach, które „zostały rzucone”, czy pieniądzach, które nie śmierdzą.

zobacz więcej
Dlaczego Rzymianie byli społecznością tak krwawą i okrutną? Jako pierwsi wymyślili też rozrywkę polegającą na walce ludzi na śmierć i życie. To chyba coś, co kompletnie odróżnia ich od Greków?

Grecy nie lubowali się w krwawych walkach. W swoich amfiteatrach woleli sztukę, tragedie i komedie, nie było tam miejsca na coś takiego jak walki gladiatorów, choć były popularne bezkrwawe zapasy. Nie oznacza to jednak, że sami w sobie nie lubili walki i byli łagodniejsi od Rzymian. Ich działania wojenne zdecydowanie nie przypominały pikniku, były równie okrutne. W historii starożytnej to jednak Rzymowi przypisuje się wynalazek igrzysk gladiatorów. Ale nie był to zwyczaj do końca rzymski, tylko etruski. I do tego na początku sakralny, a nie sportowy. Pierwsza wzmianka o walce na śmierć i życie niewolników to opis wystawnego pogrzebu zamożnego Rzymianina z III w. p.n.e. Z czasem ten obyczaj stał się krwawą rozrywką, igrzyskami gladiatorów, jakie znamy z czasów późniejszych. To nastąpiło w okresie republiki, już w I wieku przed Chrystusem.

Czy słynny film „Gladiator”, który ma mieć swoją kontynuację, oddaje realia antycznego świata i walczących na arenie niewolników?

Uważam „Gladiatora” za świetny obraz, gdyż niesamowicie trafnie pokazuje rzeczywistość w czasach świetności cesarstwa. Nawet pomimo tego, że ktoś taki jak Maximus – skazany na walkę na arenie rzymski dowódca – nigdy nie istniał, a panowanie Kommodusa wyglądało zupełnie inaczej niż historia przedstawiona na ekranie, to film w pełni zaspokaja naszą ciekawość związaną z tym czasem. Przypomnijmy jednak, jak były fakty. Kommodus, zły cesarz walczący na arenie, przejmuje władzę zaraz po śmierci swojego ojca Marka Aureliusza – to z historycznego punktu widzenia się zgadza. Rządził on jednak nie rok, ale aż 12 lat i zginął nie na arenie, a uduszony w łaźni przez jednego ze swoich zapaśników. W czasie swojego panowania Kommodus faktycznie kreował się na gladiatora, budował wizerunek legendarnego silnego wojownika. Zresztą zachował się jego wspaniały wizerunek, na którym jest przedstawiony w lwiej skórze Herkulesa. Później postradał rozum, próbował nazwać Rzym swoim imieniem, co nawet w tamtych czasach musiało budzić duże zdziwienie. Miał też inne pomysły, które sprawiały, że przez klasę polityczną był traktowany jako zagrożenie. Inna sprawa, że wierzył, iż jest doskonałym gladiatorem. Podobno był utalentowanym łucznikiem, który w trakcie igrzysk ze specjalnej platformy raził strzałami wypuszczone na arenę niedźwiedzie.

Podobno uważał, że jest tak dobry, że nie musi używać prawdziwej broni.

Wchodził na arenę z drewnianym mieczem służącym tylko do treningu i tak walczył z rywalami. Manifestował swoją wspaniałomyślność, okazując pokonanym miłosierdzie: zwyciężonych nie zabijał, tylko przykładał ów miecz do szyi pokazując, że daruje im życie. Nie wiemy, czy był dobrym zawodnikiem. Mógł mieć oczywiście zamiłowanie do walki, ale przecież żaden z przeciwników tak naprawdę nie będzie próbował w walce zabić rywala, który jest cesarzem.

Czy w czasach gladiatorów wielu decydowało się na tą karierę dobrowolnie?

Profesja dotyczyła niewolników, jeńców, a niezmiernie rzadko zostawali nimi ludzie wolni – ale wtedy ich status kompletnie się zmieniał. Decydując się na karierę gladiatora, musiałeś zostać własnością posiadacza szkoły gladiatorskiej. Większość gladiatorów była jeńcami wojennymi. Zresztą, ideą ich występów było odwzorowanie wojen Rzymu. Walczący używali broni takiej, jak podbijane ludy innych prowincji. Już część broni i ekwipunku pierwszych gladiatorów była odwzorowaniem broni Samnitów z II i III wieku przed Chrystusem. Walczący w rydwanach byli z kolei wzorowani na przeciwnikach Rzymu z podboju Brytanii.

W walkach sporo było fantazyjnej stylizacji.

Gladiator typu Retiarius, czyli sieciarz, walczył z typem Secutora – mocno opancerzonego zawodnika z mieczem. Retiarius miał sieć i trójząb, zatem był „rybakiem” walczącym z ciężko uzbrojonym przeciwnikiem w pancerzu, który symbolizował… rybę. Rzymianie szukali stylizacji gwarantującej większą atrakcyjność widowisku. Inny typ gladiatora, Andabata, był ubrany w kolczugę i hełm, w którym nic nie widział, gdyż nie miał nawet otworów na oczy. Wychodził na arenę na ślepo, słuchając odgłosów z areny i sugestii z trybun. To była atrakcja dla publiczności, która w całej wrzawie podpowiadała walczącemu na arenie.

A co z podniesionym w górę kciukiem?

To jest wielka tajemnica i dość frustrująca dla badaczy. Jest gest nazywany pollice verso, ale nadal nie wiemy, czy śmierć oznaczał kciuk obrócony w dół, czy w górę. Jedna z teorii mówi, że jeśli obrócisz kciuk w dół, to oznacza, że masz włożyć miecz do pochwy, czyli oszczędzić rywala. Ale ruch w dół może oznaczać, że ma być dobity, czyli stracony. Mamy o tym geście troszkę inne wyobrażenie, gdyż dla nas kciuk w górę zawsze znaczy coś pozytywnego. To jest ciekawy szczegół z antycznej historii, zresztą jeden z wielu.

– rozmawiał Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Garrett Ryan – doktor historii klasycznej z Uniwersytetu Michigan, były wykładowca akademicki. Twórca toldinstone – popularnego kanału o historii na YouTube. W Polsce ostatnio ukazała się jego książka „Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe”.
Zdjęcie główne: Jean-Léon Gérôme – Pollice verso (obraz z 1872 roku). Fot. phxart.org: Gallery, Pic, Domena publiczna, Wikimedia
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.