Rozmowy

Sprawić, aby Emigranci wrócili do domu

Obecna wiedza studentów nie jest tematem do rozmowy w kulturalnym towarzystwie, ponieważ pojawiłyby się bardzo brzydkie wyrazy… – mówi Józef Maria Ruszar, literaturoznawca, dyrektor Instytutu Literatury, redaktor naczelny „Kwartalnika Kulturalnego «Nowy Napis. Liryka. Epika. Dramat»”.

W niedzielę 12 marca 2023 o godzinie 18.35 TVP Historia pokaże pierwszy odcinek programu Marcina Wolskiego „Biblioteka człowieka myślącego”.

TYGODNIK TVP: Czym właściwie jest kanon literacki?

JÓZEF MARIA RUSZAR:
Nie ma jednej odpowiedzi, dlatego, że jest on pewną umową społeczną, która na ogół zostaje zawarta przez badaczy, ludzi mających wypływ na edukację. Na przykład lektury szkolne niewątpliwie należą do pewnego kanonu, który jest usankcjonowany prawnie. Konstytucja powiada, że „Rzeczpospolita Polska stwarza warunki upowszechniania i równego dostępu do dóbr kultury, będącej źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju”. Za opiekę nad dziedzictwem narodowym, a więc również literaturą, odpowiadają ministrowie kultury i edukacji.

Ale to wcale nie znaczy, że to jest jedyny kanon, który przez wszystkich jest akceptowany. Dzisiaj, czyli w dobie wojen kulturowych, jego granice stanowią przedmiot sporu. Różne środowiska, gremia uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, co do kanonu powinno należeć.

Zwróćmy uwagę, że nie tylko krytycy, urzędnicy, politycy, ale również sami czytelnicy, jak i artyści, literaci mają pewne poczucie kanonu. Jeżeli Tadeusz Różewicz napisał swoją pierwszą książkę – jeszcze przed oficjalnym debiutem, nazywając ją „Echa leśne” – to przynajmniej kompetentni czytelnicy wiedzą, że odwoływał się do Stefana Żeromskiego. Istnieje więc pewna tradycja, do której odwołują się literaci i czytelnicy. Z tego wynika już nieformalna przynależność do kanonu.

Kilka lat temu, podczas debaty prezydenckiej na temat polskiego kanonu literackiego w XXI w., prof. Krzysztof Dybciak zdefiniował kanon jako „obowiązek wobec naszego człowieczeństwa”.

Używając określenia „kanon” miał de facto na myśli tradycję. Oba pojęcia zresztą na siebie nachodzą.

Na ile kanon literacki ma wpływ na kształtowanie pewnego systemu wartości, ładu moralnego?

Na pewno oddziałuje na tożsamość. Z ładem moralnym akurat bym uważał, bo literatura nie zawsze jest moralna. Oczywiście jesteśmy w dużym stopniu zależni od języka. Natomiast język potoczny nie jest tym samym, co język kultury, literacki.

Jak zmieniał się kanon literatury polskiej?

Pierwsze wielkie tąpnięcie nastąpiło w XIX w., czyli w okresie zaborów, kiedy doszło do rozszczepienia literatury na emigracyjną i krajową. To, że w ubiegłym roku obchodziliśmy 200. rocznicę romantyzmu polskiego, jest tego najlepszym dowodem. Tomiki Słowackiego, Mickiewicza i inne dzieła emigracyjne były przemycane do Kongresówki, a zarazem przez władze tropione.

Pod tym względem sytuacja w XIX i XX w. była nieco podobna.

Zwłaszcza w XX w. wydarzenia historyczne miały gigantyczny wpływ na kanon literatury polskiej. Większy niż spory krytyków literackich. Jej kanon jest bardziej zależny od historii, polityki, wojen, niż ma to miejsce w przypadku innych literatur, np. francuskiej, angielskiej czy amerykańskiej.

II wojna światowa spowodowała podział na dwie literatury polskie – krajową i emigracyjną. Okupacja hitlerowska, sowiecka, ludobójstwo, relokacja ludności i zmiana granic po 1945 r. – to wszystko miało ogromny wpływ na literaturę. Do tego znaleźliśmy się w „gorszej” części Europy. Zależność od sowieckiego imperium, rewolucja stalinowska, morderstwa miały wręcz biologiczny wpływ na naszą literaturę. ODWIEDŹ I POLUB NAS W PRL o tym, co znalazło się w kanonie, decydowała cenzura, ale również bunty przeciwko komunizmowi. Tamten okres poza tym, że był krwawy, charakteryzował się niespotykanym zaprzeczeniem wolności zarówno osobistej (także literatów), jak i państwowej. W takich warunkach literatura rozwija się z wielkim trudem.

Kiedy pan dostrzegł podział na literaturę krajową i emigracyjną?

Na początku lat 70., gdy byłem studentem polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dowiedziałem się wówczas od kolegi (przecież nie od wykładowcy), że nie tak dawno zmarł Kazimierz Wierzyński. Byłem zdumiony, bo z całego programu nauczania szkolnego, ale też uniwersyteckiego, wiedziałem, że Wierzyński do 1939 roku był ważnym poetą Skamandra.

Trzeba było postawić sobie prywatne pytanie: „Co się z nim stało?”, a następnie znaleźć prywatną odpowiedź. Ja akurat dowiedziałem się od kolegi, że Wierzyński przez całe lata 40., 50. i 60., nie tylko dalej żył – dotychczas wyobrażałem sobie, że umarł w 1939 roku – ale również publikował, wciąż pozostając wielkim poetą.

Peerelowski system edukacji likwidował, unieważniał istnienie poetów emigracyjnych. Niewielu studentów cokolwiek wiedziało na temat tego, że Jan Lechoń nie umarł w 1939 r., że istniał ktoś taki, jak Józef Łobodowski.

A dziś studenci wiedzą?

Obecna wiedza studentów nie jest tematem do rozmowy w kulturalnym towarzystwie, ponieważ pojawiłyby się bardzo brzydkie wyrazy…

Może w sposób pozytywny wpłynie na nią program Instytutu Literatury pt. „Kanon polski”?

Jedną z ważnych gałęzi tego programu jest przywracanie literatury emigracyjnej szerszemu gronu społeczeństwa. Kiedy mówię kolegom profesorom, wykładowcom uniwersyteckim, że Andrzej Bobkowski, Józef Łobodowski, czy nawet Gustaw Herling-Grudziński nie są postaciami znanymi, to oni się oburzają. Zwłaszcza ci, którzy od wielu lat na uniwersytetach zajmują się tymi twórcami.

Może mają rację?

Wiedza o tych autorach nie jest powszechna nawet na szczeblu elit – stanowi ziarnko piasku na plaży. Owszem, mają ją wąskie grupy studentów oraz ich wykładowcy; wiem oczywiście, że prof. Włodzimierz Bolecki wydał wszystkie dzieła Herlinga-Grudzińskiego. Tyle że dzisiaj tych twórców zna zaledwie garstka specjalistów.
Prozaik i eseista Bronisław Wildstein w grudniu 2015 podczas promocji jego ksiażki "Cienie moich czasów" Fot. PAP/Andrzej Rybczński
Dlatego w Instytucie Literatury wydaliśmy większość dzieł – w tym wszystkie najważniejsze – Józefa Wittlina, łącznie z jego największą, wspaniałą powieścią „Sól ziemi” i czterema tomami esejów. Ponadto wydaliśmy monografie na jego temat, a obecnie przygotowujemy się do wydania jego wierszy.

Czy nie są to jednak działania skierowane również do wąskiego grona?

Nie chcemy, aby tak było. Dzieła drukujemy w nakładzie 8 tys. egzemplarzy, z czego 7 tys. wysyłamy do bibliotek szkół średnich oraz uczelni wyższych, aby każdy, kto chce – a w każdym liceum znajdzie się przynajmniej jeden polonista, któremu się chce więcej, albo grupka uczniów poważniej zainteresowanych literaturą – miał dostęp do twórczości Wittlina, jednego z największych pisarzy polskich w XX w.

Podobne plany mamy wobec Andrzeja Bobkowskiego, zwłaszcza jego „Szkiców piórkiem”. Wydaliśmy już monografię na jego temat – z fragmentami twórczości, która przecież jest czymś podstawowym, co każdy inteligentny Polak powinien przeczytać, by móc poznać i zrozumieć swoją tradycję.

Nasze wydania są edukacyjne. Dzisiaj nie jest możliwe wydanie książki bez przypisów, wstępu czy objaśnień, dotyczących kontekstu kulturowego i historycznego. Dlatego że wiedza o kontekście historycznym jest nikła. W związku z tym nasze książki są obudowane różnego rodzaju wyjaśnieniami.

Próbujemy dokonać sztuki, która jest prawie niemożliwa… Sprawić, by Emigranci naprawdę wrócili do domu. Aby współczesny czytelnik miał do nich realny dostęp.

Z tego, co pan mówi, wynika, że do dziś literatura krajowa i emigracyjna podążają innymi drogami. Ale wspomniał pan wcześniej o Józefie Łobodowskim.

To przykład wręcz drastyczny. Autor kompletnie zapomniany. Tymczasem Łobodowski był jednym z najważniejszych literatów II RP, a potem największym prozaikiem języka polskiego w drugiej połowie XX w.

Był antykomunistą, choć w latach 20. trochę komunizował. Ale kiedy na Ukrainie zaczął się Wielki Głód, przedarł się do naszych wschodnich sąsiadów, stając się jednym ze świadków ludobójstwa – spowodowanego przez Stalina i bolszewików. Gdy wrócił do Polski opisał to, co widział. Został za to wyklęty przez całą lewicę komunistyczną, przede wszystkim piórem Wandy Wasilewskiej. Stąd też w PRL nie było mowy o tym, żeby ktoś o Łobodowskim wspomniał.

Po wybuchu II wojny spędził resztę życia w Hiszpanii, do której przedarł się nielegalnie (okupując to po drodze aresztowaniem i pobytem w więzieniu wojskowym w tym kraju). Dalej pisał, a był świetnym poetą, a poza tym wybitnym prozaikiem. Autorem m.in. tzw. „Trylogii ukraińskiej”, której akcja dzieje się nad Morzem Azowskim, na terenach dzisiejszej Ukrainy, w czasie rewolucji bolszewickiej.

Zdaje się, że pierwsza część trylogii została wydana przez Instytutu Literatury na Ukrainie.

Pierwszy tom („Komysze”) już się ukazał, drugi („W stanicy”) ukaże się w tym roku, a trzeci („Droga powrotna”) planujemy wydać za rok na Ukrainie. To jest świetna powieść. Napisana przez poetę, wrażliwego człowieka. Jak się czyta ten tekst, to wszystko się wie – jak coś wyglądało, nawet jak pachniało. To jest po prostu mistrzowskie oddanie pejzażu, wyglądu, a przed wszystkim tego, co się tam działo – strasznej rzezi, znęcania się nad ludźmi, gwałtów, rozbojów, itd.

„Trylogia ukraińska” powinna być przynajmniej we fragmentach znana współczesnej młodzieży. Całość ukaże się również w języku ukraińskim. Powieść, a zwłaszcza jej drugi tom jest trochę wzorowana na „Panu Tadeuszu”. Opowiada o obyczajach w stanicy kozackiej. Przecież Ukraińcy w swojej kulturze czegoś takiego nie mają! Można powiedzieć, że to dla nich Łobodowski napisał tę trylogię. Zresztą był wielkim zwolennikiem polsko-ukraińskiego pojednania. I to zawsze, bo przecież pisał już po Wołyniu i po różnego rodzaju nieporozumieniach między naszymi narodami.

Jeszcze przed 24 lutego 2022 r. zaczęliśmy wydawać na Ukrainie książki – zarówno poezję czy prozę, jak i opracowania. Staramy się popularyzować u naszych wschodnich sąsiadów literaturę polską, przede wszystkim klasykę XX w. – Herberta, Miłosza, Szymborską czy Różewicza.

Ponadto wydajemy na Ukrainie książki historyczno-literackie oraz krytyczno-literackie. To już są publikacje akademickie, oczywiście w mniejszych nakładach, np. 400 egzemplarzy. Biorąc pod uwagę charakter publikacji jest to jednak duży nakład.

Czy na pewno Ukraińcy zainteresują się literaturą polską?

Już to robią. Zainteresowanie jest ogromne, także w środowisku akademickim. Jest to związane z pełnoskalową agresją Rosji na Ukrainę i pomocą Polski, naszą postawą, a tym samym ze zmianą postrzegania Polaków przez Ukraińców. Mamy obecnie bardzo duże możliwości, żeby zainteresować Ukraińców naszą literaturą.

Wróćmy do literatury emigracyjnej.

Kiedy mówimy o emigracyjnej poezji czy prozie, to należy podkreślić, że ona jest po prostu wspaniała. Przepraszam bardzo, ale z takimi prozaikami jak Bobkowski, Łobodowski czy Herling-Grudziński, to naprawdę niewielu autorów – wywodzących się z prozy krajowej, peerelowskiej – może się z nimi równać.

Gustaw Herling-Grudziński jest jednak obecny w kanonie lektur szkolnych za sprawą „Innego świata”.

Jest obecna również jego „Wieża”. Trzeba jednak powiedzieć, że dostęp do twórczości Herlinga-Grudzińskiego został całkowicie skomercjalizowany, w związku z czym jego obecność w polskiej świadomości jest gorsza, niż w przypadku wielu innych twórców. Jest za słabo promowany, a na dodatek trudno dostać jego książki, poza lekturą szkolną, oczywiście.

Pandemia znacząco zwiększyła chaos i podatność na kłamstwo

Szef kanadyjskiego sztabu generalnego stwierdził, że Chiny i Rosja prowadzą akcje dezinformacyjne przeciw jego krajowi.

zobacz więcej
Jeżeli mówimy nawet o Czesławie Miłoszu, który przecież ostatnie lata spędził w Polsce, a państwo wydało miliony na jego promocję, to uważam, że jak na tak wielkiego poetę on ciągle nie jest wystarczająco obecny w polskiej świadomości.

Można z pana słów wywnioskować, że autorzy emigracyjni są gatunkiem zagrożonym wymarciem. Tymczasem dopiero mieliśmy rok Józefa Mackiewicza. W grudniu była premiera poświęconego temu twórcy filmu IPN „Czarny sufit”, który można obejrzeć na YouTube. Wydawane są jego książki.

To prawda, aczkolwiek wciąż mówimy o kroplówce. Tylko jedno wydawnictwo [„Kontra” – red.] należące do spadkobierczyni [Niny Karsov] ma prawa do wydawania książek Mackiewicza. Instytutu Literatury wydał monografię, ale bez tekstów, antologii, ponieważ nie mieliśmy zezwolenia.

Niemniej staramy się, by kanon literatury polskiej był wydawany za granicą, zwłaszcza w krajach sąsiedzkich. Dlatego dofinansowujemy wydania Mackiewicza, np. w Rumunii, gdzie zostało już wydanych 5-6 jego powieści, czy na Litwie (3 powieści). Obecnie czynimy starania, żeby ukazały się one w Czechach.

Zwróciłbym jednak uwagę na inną kwestię. Otóż w polskiej literaturze tzw. krajowej, a nawet w naszej literaturze najnowszej, obserwujemy poważne zachwiania równowagi.

To znaczy?

Po pierwsze, ostra walka kulturowa powoduje wykluczenie. Na przykład przedstawiciele prawicy, tacy jak Jan Polkowski, który jest jednym z najwybitniejszych polskich poetów, czy Wojciech Wencel, a w prozie Bronisław Wildstein są wykluczani, głównie przez przemilczanie.

Przecież u władzy jest teraz prawica. Sam pan mówił, że ministrowie kultury i edukacji czuwają nad kanonem.

Ale wpływ na dzisiejszą świadomość literacką mają środowiska lewicowe lub liberalno-lewicowe. Wystarczy popatrzeć na lektury obowiązkowe na wydziałach polonistyki. Oczywiście trudno, żeby Polkowskiego czy Wencla zupełnie wygumkowano, jednakże w porównaniu z całą zgrają grafomanów, oni giną, są pomijani. Mają swoich czytelników. Tyle że to są zwykli czytelnicy. Natomiast na katedrach uniwersyteckich czy w dominującym nurcie krytyki literackiej po prostu nie ma dla nich miejsca. To dotyczy również starszych, nieżyjących już autorów, choćby Janusza Krasińskiego, więźnia stalinowskiego, jednego z najwybitniejszych dramaturgów w PRL. On także jest zapomniany.

Dodajmy, że współcześnie, bardziej nawet niż w PRL, eliminowana jest twórczość religijna. Choć dziś zwalcza się ją inaczej. W PRL była to walka państwowa, która była nieskuteczna – ograniczona ze względu na silną pozycję pisarzy katolickich, jak Hanna Malewska czy Antoni Gołubiew. Trudno było ich kompletnie zignorować. Z kolei dzisiaj ta walka nie jest ustawowa, tylko ideologiczna. Do tego stopnia, że jeżeli ktoś w ogóle podejmuje tematy metafizyczne, to jest albo ośmieszany, albo ignorowany.

Mamy jednak do czynienia z wieloma czynnikami, które powodują, że twórczość danego autora wchodzi do kanonu, albo nie.

Jakie są inne przyczyny?

Na przykład wczesna śmierć. Okazuje się, że w historii polskiej literatury XX w. – również po 1989 roku – jest cała gama świetnych poetów, którzy zmarli młodo. Trzeba wspomnieć o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim, Tadeuszu Gajcym i innych poetach warszawskich, którzy zginęli w czasie okupacji i w powstaniu.
Poeta Wojciech Wencel w 2005 roku. Fot. PAP/Szymon Pulcyn
Często mówi się o poetach zbuntowanych, takich jak Rafał Wojaczek czy Andrzej Bursa. Jednym z nich był również [zmarły w roku 2012 w wieku 24 lat – red.] Tomasz Pułka. Wydaliśmy tom tekstów krytyczno-literackich jemu poświęconych „Psem i kością. Recepcja poezji Tomasza Pułki do roku 2021”. Lewicowe środowiska wprawdzie hołubią Pułkę, ale ciągle nie jest on znany szerszej publiczności. Warto by było, żeby to się zmieniło.

– rozmawiał Łukasz Lubański

W niedzielę 12 marca 2023 o godzinie 18.35 na antenie TVP Historia odbędzie się premierowa emisja pierwszego odcinka z cyklu „Biblioteka człowieka myślącego”. To program pisarza i publicysty Marcina Wolskiego poświęcony dziełom z kanonu literatury światowej.


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Józef Maria Ruszar jest dyrektorem Instytutu Literatury; literaturoznawcą i filozofem związanym z Akademią Ignatianum w Krakowie. Od lat 70.XX wieku działacz antykomunistycznej opozycji, współpracownik KOR, uczestnik akademickich protestów w Krakowie po zamordowaniu Stanisława Pyjasa, współzałożyciel Studenckiego Komitetu Solidarności, następnie związany z podziemnymi pismami „Robotnik” i „Spotkania”.

Po sierpniu 1980 pełnomocnik ds. szkolenia związkowego przy Komisji Zakładowej „Solidarności” w Zakładach Mechanicznych „Ursus” oraz członek redakcji Tygodnika „Solidarność”. W czasie stanu wojennego internowany w Białołęce, Załężu i Uhercach. Po zwolnieniu członek redakcji katolickiego miesięcznika „Więź”. Następnie na emigracji, był dziennikarzem Radia Wolna Europa w Monachium i w Nowym Jorku.

Po powrocie do kraju w 1993 roku pracował m.in. w dzienniku „Rzeczpospolita”. Był także dyrektorem Warszawskiego Festiwalu Poezji im. Zbigniewa Herberta, koordynatorem Roku Josepha Conrada-Korzeniowskiego oraz dyrektorem Departamentu Komunikacji Społecznej Narodowego Banku Polskiego i dyrektorem Departamentu Edukacji i Wydawnictw NBP. Redaktor naczelny „Kwartalnika Kulturalnego »Nowy napis. Liryka. Epika. Dramat«”.

Jest autorem książek: „Stróż brata swego. Zasada odpowiedzialności w liryce Z. Herberta”; „Słońce republiki. Cywilizacja rzymska w twórczości Z. Herberta”; „Wytarty profil rzymskich monet. Ekonomia jako temat literacki”; „Mane, tekel, fares. Obrazy Boga w twórczości Tadeusza Różewicza”; „Zapasy ze światem. Esej o życiu pisarzy w czasach pierwszych sekretarzy”; „Na ziemi i w niebie. Szkice o ziemskiej i niebieskiej ojczyźnie Jana Polkowskiego”; wydał album „Apostoł w podróży służbowej. Prywatna historia sztuki Zbigniewa Herberta”.

Odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007), Srebrnym medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" (2018) czy Krzyżem Wolności i Solidarności (2019).
Zdjęcie główne: Dr hab. Józef Maria Ruszar (z lewej) i poeta Jan Polkowski podczas inauguracji XV Warsztatów Herbertowskich we wrześniu 2018 na Zamku Królewskim w Warszawie. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.