Historia

Na tropie mordercy i „Zakonnicy”

Czy w PRL działał seryjny morderca kolekcjonerów dzieł sztuki? Faktem jest, że stolicą latami wstrząsały tajemnicze zgony i tragiczne wypadki, jakie dotykały miłośników antyków.

To była głośna sprawa: 8 marca 1967 r. Marian T. – artysta, malarz i kolekcjoner, człowiek bywały – nie pojawił się w pracy. Zaniepokojona współpracownica powiadomiła o tym jego syna. Razem poszli do domu malarza. Zastali go leżącego na podłodze, z rozległymi ranami głowy. Natychmiast zawiadomili MO.

Okazało się, że kolekcjoner najpierw został ogłuszony strzałem ze śrutówki, a potem zamordowany uderzeniem w głowę ciężkim przedmiotem. Narzędziem zbrodni była piękna statuetka.

W trakcie rewizji milicjanci odkryli, że z mieszkania wypełnionego antykami, dziełami sztuki oraz cenną porcelaną zniknęły kalendarzyk i obraz „Zakonnica”. Dzieło mogło pochodzić z warsztatu Albrechta Dürera, jednego z najważniejszych malarzy przełomu średniowiecza i renesansu. Do dziś widnieje ono w krajowym wykazie zabytków skradzionych lub wywiezionych za granicę niezgodnie z prawem.

Niewykluczone, że z mieszkania zrabowano także inne wartościowe przedmioty, obrazy oraz walutę. Dochodzeniowcy przyjęli jednak, że motywem zbrodni była chęć zdobycia cennego dzieła sztuki. Szukali więc zarówno mordercy, jak i „Zakonnicy”.

Dokładnie prześwietlili kontakty rodzinne i zawodowe zmarłego. Była to wyjątkowo mozolna praca, ponieważ pan T. nie tylko miał dużą rodzinę, ale był też osobą towarzyską, a na dodatek od wojny zbierał cenne obiekty – najprawdopodobniej dlatego, że w tamtym czasie były one, podobnie jak złoto, bezpieczną lokatą kapitału – znał więc wielu ludzi z różnych kręgów i środowisk.

Ponieważ milicjanci podejrzewali, że obraz mógł zostać wywieziony za granicę, więc opublikowali komunikaty w zachodniej prasie. Otrzymali potem kilka listów, ale żaden zawierał informacji, że portret gdzieś się pojawił. Mimo szeroko zakrojonych działań dochodzenie nie przyniosło rezultatu. W rezultacie sprawa rozboju na Marianie T. uległa przedawnieniu, ale los zaginionego obrazu wciąż pozostaje w kręgu zainteresowań służb kryminalnych.
Zaginiony obraz, ale czy na pewno jego autorem jest Albrecht Dürer? Fot. Karta 24, PA0002 – print screen
Historia „Zakonnicy” jest arcyciekawa także dlatego, że nic nie wiadomo o jej pochodzeniu. Nie pojawia się ona w literaturze poświęconej twórczości artysty. Historycy sztuki nie zdołali ustalić, kim była kobieta przedstawiona na portrecie. Na dodatek nie tylko nie widać monogramu charakterystycznego dla dzieł Dürera, ale wątpliwości budzą także fragmenty sylwetki portretowanej, np. dłonie i finezja, z jaką zostały oddane.

Ale należy zachować ostrożność w ocenie. W Polsce trafił się już Dürer o kontrowersyjnej proweniencji – „Portret młodej wenecjanki” – należący do rodziny Wańkowiczów. To także ciekawa historia, choć z innego powodu: w latach 20. XX wieku właściciele znaleźli się w trudnych warunkach finansowych i postanowili obraz sprzedać. Polscy eksperci uznali go za falsyfikat. Ale wieść o portrecie rozeszła się po Europie. W 1923 r. kupił go za bezcen mediolański antykwariusz polskiego pochodzenia, niejaki Rajkiewicz, po czym odsprzedał w Wiedniu berlińskiemu muzeum... tyle że za olbrzymie pieniądze.

Rafael z małego pokoiku

Losy Mariana T. przypominają historię innej tragicznej śmierci – przedwojennego pułkownika Grzegorza B. z 3 lutego 1960.

Mężczyzna został znaleziony w stanie agonalnym. Leżał w pobliżu torów kolejowych na Mazowszu. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Przewieziono go do szpitala, gdzie zmarł.

Milicjanci zdołali ustalić jego tożsamość, ale już przyczyny zgonu – nie. Rozpatrywali różne hipotezy od samobójstwa (mężczyzna był samotny, zajmował pokój w domu krewnych) po morderstwo. Szybko odkryli, że zmarły był znanym w środowisku kolekcjonerem, cieszył się opinią specjalisty od numizmatów i inkunabułów o charakterze historycznym. Co więcej posiadał bardzo cenne przedmioty: katalogi poświęcone numizmatom, medalom oraz starodrukom wycenianym nawet na 2 tys. zł za sztukę.

Przemytnicze eldorado. Z PRL znikały obrazy, biżuteria, antyczne meble...

Czy to możliwe, że bezpieka nic nie wiedziała o ciągnącej się ponad 20 lat aferze?

zobacz więcej
Znajomi twierdzili, że pan B. był właścicielem obrazów Henryka Rodakowskiego i Teodora Axentowicza oraz hiszpańskich mistrzów ( m.in. Jusupa de Ribery). Na dodatek miał im pokazywać obraz „Madonna z dzieciątkiem”, który przypisywał Rafaelowi i którego wartość wyceniał na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ponoć B. obraz kupił od duchownego ze Lwowa i miał kartę z opisem pochodzenia dzieła.

Informację o domniemanym Rafaelu zdobiącym pokoik pułkownika również można uznać za sensacyjną. Dlatego ostrożnie podchodzili do niej nie tylko prokurator i śledczy z 1960 roku, lecz także współcześni eksperci.

Dzieła Rafaela Santi z reguły zdobią wielkie kolekcje takie jak np. zbiory Muzeum Czartoryskich w Krakowie. Od początku XIX w perłą tego właśnie zbioru była Wielka Trójka: „Portret młodzieńca” Rafaela, „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci oraz „Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta. W 1939 r. rodzina Czartoryskich usiłowała ukryć kolekcję przed Niemcami, ale hitlerowcy przechwycili skrzynię, w której przewożono „Wielką Trójkę” i wysłały ją do III Rzeszy.

Wskutek tarć między frakcjami Hermanna Göringa i Adolfa Hitlera dzieła zostały przekazane w czasowy depozyt Hansowi Frankowi i trafiły na Wawel. Pod koniec wojny Generalny Gubernator postanowił ewakuować je przed Sowietami do miejscowości Morawy koło Strzegomia. Zbiory trafiły tam 20 stycznia 1945 r. Dwa dni później Generalny Gubernator opuścił Dolny Śląsk wraz z 20 obrazami, w tym z „Damą z gronostajem” oraz „Krajobrazem z miłosiernym Samarytaninem”. Ze względu na nieporęczne wymiary „Portret młodzieńca” pozostał w Morawie. I w tym momencie ślad po nim się urywa.

Polska odzyskała Leonarda da Vinci oraz Rembrandta, ale obraz Rafaela od 1945 r. wciąż widnieje na czele polskich strat wojennych.
W „Lajkoniku” bywali artyści, architekci, literaci. Ściany kawiarni zdobiły rysunki autorstwa Zbigniewa Lengrena, Eryka Lipieńskiej, Jerzego Flisaka czy Anny Gosławskiej-Lipińskiej. Fot. Fot. PAP/Andrzej Chmielewski
Sęk w tym, że pułkownik B. był wytrawnym zbieraczem. Przed likwidacją prywatnego handlu na początku lat 50. kolekcjoner regularnie odwiedzał w Warszawie miejsca kojarzone ze sztuką: „Dom Książki” na ul. Świętokrzyskiej, antykwariat na skrzyżowaniu Chmielnej i Nowego Światu (prawdopodobnie „Home” należący do Stanisława Rzeźnickiego prowadzący sprzedaż komisową obiektów artystycznych) oraz – co dodaje pikanterii tej opowieści – Salon Malarstwa Eugeniusza Maja, pierwszy powojenny, poważny salon antykwaryczny lewobrzeżnej Warszawy, nota bene również dotknięty wieloma tragediami.

Wspólniczka antykwariusza, niejaka pani Fryczowa zginęła, wracając z pracy do domu – spadła z uszkodzonego Mostu Poniatowskiego i zabiła się na miejscu. W maju 1948 r. sklep niemal doszczętnie spłonął.

Z oświadczeń złożonych przez znanego antykwariusza i biegłego sądowego Tadeusza Wierzejskiego oraz prof. dr Jerzego Sienkiewicza, kustosza i kierownika Galerii Malarstwa Polskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie wynika, że antykwariat Maja oferował dzieła polskich mistrzów (m. in. Kossaków, Gierymskich, Olgi Boznańskiej), obrazy holenderskie z XVIII oraz dzieła artystów włoskich i niemieckich.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     W latach 50. pan pułkownik zaglądał do salonów Desy, sondował możliwość nawiązania kontaktów z warszawskim Muzeum Narodowym. No i przesiadywał w legendarnym „Lajkoniku” – ulubionym lokalu śmietanki towarzyskiej ówczesnej Warszawy, w którym gości obsługiwała przecudnej urody kelnerka. Bywali tam artyści, architekci, literaci: Otto Axer, Henryk Tomaszewski, Antoni Słonimski, Julian Tuwim czy Jerzy Hryniewiecki. Wpadali przedstawiciele władz, np. Lucjan Motyka czy Michał Kaczorowski, a także profesor Stanisław Lorentz. Ściany kawiarni zdobione były dowcipnymi freskami Eryka Lipińskiego oraz Jerzego Zaruby.
Regularnie pojawiał się tam też Leopold Tyrmand, który opisał „Lajkonika” w swej kultowej powieści o Warszawie „Zły”: „Kawiarenka była mała, wchodziło się do niej wprost z ulicy; nadawałaby się lepiej na sklepik kolonialny. Na bufecie stał błyszczący niklem ekspres do kawy, z sufitu zwisał ohydny żyrandol przypominający krajobraz powierzchni księżyca; małe stoliki i taborety stłoczono w ciasnej przestrzeni. […] Ciasnota, bezpośrednie wpadanie do środka z ulicy i niskie stołeczki, na których siedziało się jak w kuchni u sąsiadów, stwarzały tu niezwykle gadatliwą atmosferę, nic więc dziwnego, że Lajkonik był najpotężniejszą w Warszawie kuźnią plotek …”

Wszyscy znajomi twierdzili, że B. na sztuce się znał, czy mógłby więc tak bardzo się pomylić w sprawie Rafaela?

Zauważono jednak, że tuż przed śmiercią rozsądny zwykle i zapobiegliwy pułkownik zaczął się dziwnie zachowywać: podejrzewał, że ktoś go śledzi, bał się wtorków. Pozostawił też zaskakujący list pożegnalny, w którym tłumaczył, że jest niewinny, „a zebrane dowody są wynikiem perfidii”.

W sierpniu 1960 r. dochodzenie w sprawie jego śmierci zostało umorzone ze względu na „wyczerpanie możliwości wykrycia dalszych dowodów oraz brak dostatecznych dowodów winy”. Ale po cichu dalej szukano domniemanego Rafaela, który jednak przepadł jak kamień w wodzie.

Skarby na świńskiej farmie

Tajemnicze śmierci Mariana T. i Grzegorza B. są sensacyjnymi historiami również dlatego, że – jak się okazuje – zabójstwa motywowane chęcią zdobycia dzieła sztuki są niezwykle rzadkie. Zwykle giną dzieła, ale nie ludzie. W literaturze przedmiotu dotarłam tylko do trzech podobnych przypadków na świecie – w tym tylko jednego z Polski.

Chodzi o sprawę zamordowanego Piotra K. Z jego mieszkania zniknęła tylko jedna rzecz – obraz Eduarda Gruetzera przedstawiający siedzącego przy stole Falstaffa. Pozostały pieniądze, biżuteria, wysokiej klasy sprzęt elektroniczny. Tragedia ta została ujawniona w 1986 r. Nie podano żadnych dodatkowych szczegółów, nawet przybliżonej daty śmierci właściciela „Falstaffa”.

Za granicą ofiarami padali głównie strażnicy muzealni, a i to najczęściej pprzypadkiem. 24 lipca 1969 r. doszło do napadu na Muzeum Archeologiczne w Izmirze. Sprawcy skrępowali strażnika zadali mu wiele ciosów nożem, a następnie zatłukli łomem. Skradli 128 artefaktów wartych wówczas pięć milionów dolarów. Niektóre ze skradzionych skarbów miały trzy tysiące lat!

Za rozbojem stał międzynarodowy gang wyspecjalizowany w kradzieży antyków. Mózgiem operacji był człowiek posługujący się paszportem wystawionym na nazwisko Joseph Max Hofmeister. Szybko okazało się, że naprawdę nazywał się Maksymilian Kroneder i był monachijskim kupcem.

W sierpniu 1969 r. ujęto go po dramatycznym pościgu. W jego aucie znaleziono część ze skradzionych obiektów. Ujęto też dwóch z trzech wspólników Niemca – Turka Ihsana Ariela oraz Bułgara Sva Bojovia. Prokurator prowadzący dochodzenie opił sukces... herbatą.
Złodzieja opanowała niepohamowana żądza zdobycia obrazu Paula Gauguina i ukradł „Rozmyślającą kobietę”. Fot. httpsworcester.emuseum.comcollections
18 maja 1972 r. dwóch uzbrojonych i zamaskowanych mężczyzn wpadło do Muzeum Sztuk Pięknych w Worcester w Massachusetts. Napastnicy postrzelili strażnika i ukradli cztery obrazy wycenione w tamtym okresie na milion dolarów. Były to „Św. Bartłomiej” z warsztatu Rembrandta, „Rozmyślająca kobieta” („The Brooding Woman”) z 1891 r., jeden z najsłynniejszych obrazów wczesnego Paula Gauguina z jego okresu thaitańskiego; „Głowa kobiety” tego samego artysty oraz „Matka z dzieckiem” Pabla Picassa.

Najcenniejszym z nich było dzieło Rembrandta, największa atrakcja prowincjonalnego muzeum. Świadkowie twierdzili, że napastnicy mieli wspólników i zbiegli białym Oldsmobilem. Richard Teitz, dyrektor Muzeum twierdził, że sprawcy nie działali na oślep.

Po latach okazało się, że miał rację. Po kilkutygodniowym śledztwie FBI namierzyło rabusiów. Ustaliło, że jeden z nich zbiegł do Kanady. Agenci federalni aresztowali wszystkich sprawców i odzyskali skradzione dzieła. Napastnicy dostali kilkuletnie wyroki więzienia.

W 2011 r. mózg gangu, Florian Monday, udzielił wywiadu dziennikowi „Globe”. Wyznał, że był zapalonym kolekcjonerem i owładnęła nim obsesja posiadania dzieła Rembrandta. Wytypował prowincjonalne muzeum ze względu na słabe zabezpieczenia. Ponieważ jednak uznał, że nie opłaca się kraść tylko jednego obrazu, wybrał więc kilka innych artefaktów. Nie działał na zlecenie, nie miał umówionego kupca, nie miał międzynarodowych kontaktów. Swoje skarby ukrywał na świńskiej farmie na Rhode Island.

– Małgorzata Borkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Źródła:
   

  IPN BU 01255/253/D (paginacja na aktach: 1047-1054);
IPN BU 383_577_t2 (paginacja naniesiona ołówkiem: 353-359);
IPN BU 383_577_t1 (str 123-127; 129-132; 137-141; 143-146; 155-158; 305-310);
Stanisław Bołdok „Antykwariaty artystyczna salony i domy aukcyjne. Historia warszawskiego rynku sztuki w latach 1800-1950”;
Jan Świeczyński „Grabieżcy kultury i fałszerze sztuki”;
„Dürer z Polski i szpilka od krawata” – Mariusz Pilus, Art Sherlock, 09.10.2017;
„Portet młodzieńca – losy zaginionego obrazu” J. Robert Kudelski, http://dzielautracone.gov.pl/artykuly/100-portret-mlodzienca-losy-zaginionego-obrazu;
Neues Deutschland „Museumsräuber gestellt” 07.08.1969 r.;
Telegram&Gazette „Photos: 50 years afer Worcester Art Museum Heist” 4 05 2022 r. (https://eu.telegram.com/picture-gallery/news/2022/05/04/photos-50-years-after-worcester-art-museum-heist/9648241002/);
Telegram&Gazette „50 years later Doherty High students recall being caught in armed heist at Worcester Art Museum” 04. 05. 2022 r. ,(https://www.worcesterart.org/news/pdf/Doherty-High-students-recall-1972-armed-heist-at-Worcester-Art-Museum.pdf);
Boston.com „Crime of the art” 19.01.2011 http://archive.boston.com/lifestyle/articles/2011/06/19/botched_worcester_art_museum_heist_influenced_thieves/;

 
Zdjęcie główne: Kawiarnia Lajkonik w kamienicy przy placu Trzech Krzyży 16 w Warszawie miała w latach 60. XX wieku status kultowej. Fot. PAP/Andrzej Chmielewski
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.