Kultura

Arcypolski portret trumienny

„Lalek” trzyma oburącz własną głowę, nawiązując z jednej strony do obrazów męczenników, a z drugiej strony skrótowo ilustrując makabryczną historię zemsty, jaką pośmiertnie dokonali na nim kaci ze Służby Bezpieczeństwa.

Już w pierwszej sali, w pierwszej przestrzeni wystawienniczej, można doświadczyć idiomu malarskiego, po jaki sięga Ignacy Czwartos. Jego autoportret w koszulce kibica Korony Kielce pokazuje, jak malarz stara się, z pełną premedytacją, ignorować problem perspektywy i przestrzeni. Podłoże, na których stoją postacie jest jedynie sugestią ziemi, prędzej – podestem, pozwalającym na sugerowanie ciężaru ciał portretowanych. Bohaterowie tych obrazów poprzez swą dwuwymiarowość stają się bardziej eterycznymi dekoracjami niż żywymi organizmami. Sam malarz określa te płótna mianem „portretów paradnych”, i mają nie tylko w swej formie , ale także w intencji malarza, nawiązywać do wizerunków barokowych, przede wszystkim portretów trumiennych.

Wypowiedzi artysty pozwalają zrozumieć, jaką drogą doszedł do prezentowanych obrazów. Jest nią tradycja, pojmowana nie tylko jako treść, ale przede wszystkim jako forma. Malarz, który sam określa się mianem „nowoczesnego sarmaty”, odwołuje się do dwóch punktów odniesienia.

Zagończycy i zakonnice

Pierwszym jest polska sztuka baroku. Nie sposób ująć w kilku słowach wielości skojarzeń i odniesień, jakie budzą w czytelniku te słowa. Zagęszczona przestrzeń dzieł, puste tła, uproszczone formy postaci ludzkich odwołują nas do kultury sarmackiej XVII i XVIII stulecia. Kibice, zakonnice oraz zagończycy z niepodległościowego podziemia ukazywani na obrazach Czwartosa stają się bezpośrednimi potomkami szlachciców, mniszek czy nobliwych mieszczan, zamieszkujących Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

Malarz swe brawurowe odwołania do przedstawień świętych postaci czy trumiennych portretów realizuje nie tylko, by przekazać pewne treści i idee. To mógłby robić także innymi środkami wyrazu. Oczywiście można, a nawet należy się zastanowić, na ile jest to „barokizacja”, ile jest w niej świadomego odwołani do koncepcji i idei artystycznej XVII czy XVIII stulecia, a ile „powierzchniowego”, czysto formalnego naśladownictwa. Ale podczas oglądania tej wystawy nie ma akurat większej potrzeby odpowiedzi na to pytanie.

Widać wyraźnie, że Ignacy Czwartos doskonale odnalazł się w świecie barokowej tradycji malarskiej, że sam się zdefiniował jako sarmata, nie po to tylko, by odróżnić się od współczesnych sobie. Nawet jeżeli uznamy, że owo nawiązanie jest powierzchowne, to widać wyraźnie, że kultura dawnej Polski dla niego nie jest czymś minionym i przeszłym. Nie musi zrywać z wielką tradycją, ponieważ dzięki niej, paradoksalnie jeszcze mocniej łączy się ze współczesnością.

W malarstwie Czwartosa najważniejsza jest walka z najistotniejszymi problemami, z jakimi styka się artysta tworzący w Polsce w XXI stuleciu. Duża część odbiorców sztuki nowoczesnej pozwoliła uwięzić się w paradygmatach bądź to sztuki krytycznej, bądź to estetycznego eksperymentu. I chociaż są to obszary, w których można jeszcze bardzo wiele osiągnąć, to nie ma najmniejszej wątpliwości, że twórczość, w której malarz musi zmierzyć swoje wizje nie tylko z formą, ale i otaczającą rzeczywistością, wciąż jest aktualna.

Malarz „naszości”

Malarstwo jako sztuka odkrywania otaczającego świata – taka wizja leży u podstaw twórczości wszystkich artystów, niezależnie od formy i mediów, jakimi operują. Ignacy Czwartos miejsce swoje, i swojej twórczości, odnajduje w Polsce, czyli „tu i teraz”. Ale sama identyfikacja miejsca nie wystarcza, z pełną świadomością szuka dróg dojścia do tego punktu, z którego wyrusza w malarską drogę. I tymi przetartymi , lecz nie banalnymi, ścieżkami kroczy na tyle pewnie, że nie ma najmniejszego powodu, aby wątpić, że jest to jego droga, wybrana i skrupulatnie wytyczona.
„Nowoczesny sarmata” Ignacy Czwartos. Fot. PAP/Rafał Guz
Bowiem istotnym znakiem rozpoznawczym jego twórczości jest swojskość. Nie ma w nim „ani krztyny” światowca, co stara się zresztą podkreślać. Ale właśnie poprzez „naszość” staje się on o wiele bardziej „światowym” malarzem niż niejeden, chcący budować swoją karierę na kseromodernistycznej sztuce.

Po drugie, mimo figuratywnego malowania, nie oderwał się on nigdy od abstrakcji, co wywołuje wrażenie, że jego droga twórcza zdaje się być dwoista. A może bardziej odpowiednie byłoby słowo „zdwojona”? Równie sprawnie posługuje się sztuką zarówno abstrakcyjną, jak figuralną. Obie mają cechy wspólne, charakterystyczne dla jego sposobu malowania i pozwalające bez wahania na rozpoznanie autora. Paletę barw stosuje w sposób mocno ograniczony, bez feerii świateł i kolorów, co nadaje pracom chłodny nastrój, łączący się z intencjonalną monumentalnością.

Abstrakcyjne pejzaże kreowane z poziomych barwnych pasów, ujęte w neutralne kolorystycznie ramy, przemawiają do widza nie tylko minimalizującą przekaz oszczędnością formy, ale także odwołaniem do pewnych nie do końca nazwanych treści. Bardziej nawet intuicji niż treści. Owe abstrakcyjne przestrzenie przenoszą nas do świata idei, który to przekaz artysta wzmacnia, łącząc go z przestawieniami figuralnymi, czasami także symbolicznymi, jak np. trupią czaszką, formą przywołującą emblematykę wanitatywną.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Stylistyka malarstwa Czwartosa odwołuje się do twórczości jego mistrza – Jerzego Nowosielskiego. Nic zatem dziwnego, że tę twórczość komentuje znawczyni malarstwa Nowosielskiego, Krystyna Czerni:

…zaczynał od mrocznych, brunatnych portretów, przypominających stare, okopcone sadzą ołtarzowych świec ikony. Po latach czystej abstrakcji znów wrócił do portretów, łącząc odtąd oba nurty, nierzadko w obrębie jednego obrazu. Obrazy Czwartosa są zagadkowe. Jedne formy wyskakują przed powierzchnię płótna, inne uciekają, chowają się w głąb, choć w ich wzajemnych relacjach nie ma dynamiki. Przeciwnie - jest coś pewnego, statecznego. Operatorzy o takiej ostrości mówią z angielska „zoom" lub bardziej uczenie: transfokacja. Po pierwszych „obrazach z obrazów" Czwartos zaczął stosować tę metodę wobec całego świata. Jego abstrakcje to jakby stop-klatki, wycinek i zapowiedź czegoś, co rozciąga się poza obrazem, za zakrętem, za parapetem. Te niewielkie płótna optycznie „zagarniają otoczenie", rozciągają się jakby poza przestrzeń blejtramu, chciałoby się domalować im ciąg dalszy. Patrzymy na nie zaciekawieni, jak przez dziurkę od klucza, przez uchyloną na moment szparę w drzwiach. Opowiadają o czymś, czego nie widać, ale co za zakrętem jest na pewno.

Śladami Malewicza

Tym bardziej, że znalazł Czwartos na tej drodze tradycji wybitnych mistrzów i przewodników, jak Jerzy Nowosielski, czy Andrzej Wróblewski, Mark Rotho czy Władysław Malewicz. Chciałoby się powiedzieć, że to nic nadzwyczajnego, że co drugi żyjący polski malarz odnosi się do twórcy Rozstrzelań, bądź to do abstrakcyjnych dzieł innych wymienionych wielkich mistrzów. Czwartos równie swobodnie porusza się w świecie Wróblewskiego jak w przestrzeniach sarmackiej imaginacji czy abstrakcyjnych, pełnych emocjonalnego napięcia, kompozycjach wzorowanych chociażby na pracach Marka Rothko.

Czy w Kościele jest jeszcze miejsce dla artystów?

Gdyby Rafael, Bernini czy Bach szukali pracy, to która diecezja dałaby im zatrudnienie?

zobacz więcej
Obrazy Ryby oraz Epitafium dla Józefa Franczaka „Lalka”, ukazujące zamordowanych bohaterów niepodległościowego podziemia, odwołują się zatem nie tylko do malarstwa dawnej Polski, ale także mieszczą się w uniwersum wyobraźni Wróblewskiego. Tu jest coś więcej niż tylko nawiązanie do sposobu komponowania prac czy ekspresyjnego ułożenia ciał. Malarz odnosi się także do skomplikowanej symboliki barw stosowanej przez swego prekursora (aczkolwiek tworząc własną, czasami wręcz przewrotną) oraz sposobu podejścia do problemu transitus, czyli przejścia z doczesności na „tamtą stronę”.

Obrazy, o których wielokrotnie mówiono, że są rozciągnięte pomiędzy życiem a śmiercią, zapełniają ściany kolejnych dwóch sal, które kuratorzy urządzili na tyle udatnie, że mamy poczucie, ze jedna z powierzchni – ta z obrazami o tematyce „niemieckiej” – staje się jak gdyby osobną przestrzenią, chociaż doskonale współgra z pozostałymi obrazami, którymi oddaje hołd mistrzom: Nowosielskiemu, Wróblewskiemu, Strzemińskiemu, Malewiczowi czy Rothko, ale będącymi zarazem swoistymi manifestacjami artystycznymi.

Symbole mistrzów

Relacje pomiędzy samym malarzem i innymi artystami, ukazane w wyobrażeniach postaci stojących nad otwartymi trumnami, w których spoczywają wybitni mistrzowie, mogą skonfundować niejednego zwiedzającego. Ale nie tematyka – chociaż niewątpliwie znacząca – powinna zwrócić przede wszystkim uwagę zwiedzających. Mimo a-przestrzennych rozwiązań kompozycji i wyraźnego dążenia do uproszczeń, ma w sobie Czwartos rys pierwszorzędnego portrecisty, czyniącego z ukazywanych postaci łatwo rozpoznawalne symbole. Każdy kto wiedział zdjęcia Malewicza, Gierowskiego, Nowosielskiego, Modzelewskiego, rozpozna ich na obrazach bez żadnej wątpliwości.

Ale Czwartos idzie dalej, nie chodzi jedynie o odwzorowanie rysów twarzy, czy sylwetki. Na jego malowidłach widzimy udane próby stworzenia własnej ikonografii przedstawianych postaci. Jarosław Modzelewski dźwigający belkę (ileż to możliwych skojarzeń i interpretacji budzi ten widok), ryby bez głowy nad trumną Wróblewskiego, czy wreszcie fantastyczny wizerunek Strzemińskiego w obrazie Fijałkowski, Strzemiński, Nowosielski. Dlaczego akurat właśnie on i Nowosielski stoją nad trumną Fijałkowskiego?

Ale ważniejsze jest to, że tej wzorowanej na czarno-białej fotografii sylwetce twórcy unizmu malarz dokłada fantomową rękę i nogę w miejsce tych, utraconych w czasie Wielkiej Wojny. Doskonale współgrające siwą bielą staja się nieomal ciałami astralnymi, ich brak staje się metafizyczny. Pomnikowa potęga wizerunków Ignacego Czwartosa oparta jest z jednej strony na barokowych pierwowzorach oraz – z drugiej – na kompozycjach Nowosielskiego. Siła tych wizerunków jest doprawdy ogromna i przemawia także do ludzi stających na antypodach jego światopoglądu i nierzadko zirytowanych malowaniem kibiców i żołnierzy wyklętych czy niemieckich zbrodniarzy. Poziom malarski w jego przypadku potrafi przekroczyć granice światopoglądowe.
Chociaż niewątpliwie takie porozumienie najtrudniejsze będzie w przypadku obrazów, które odwołują się do historii Polski. Chodzi oczywiście o wizerunki Żołnierzy Niezłomnych. Stosowanie dużych liter w przypadku malarstwa Czwartosa jest konieczne. Z cała pewnością należy on do ludzi otaczających kultem postacie tych, którzy walczyli do końca. Jak sam opowiada, nauczył się tego na trybunach stadionów, gdy zobaczył, jakim szacunkiem kibice otaczają Niezłomnych.

Od „band” do Wyklętych

W tym przypadku barokowa stylistyka jest jak najbardziej na miejscu. Malarz tworzy bowiem ikonografię specyficznej legendy ojczystych dziejów, legendy budzącej spory i mającej posmak „zakazanego owocu”. Nie chodzi tylko obecne kłótnie, Ignacy Czwartos jest z pokolenia, które czytywało komiksy o „bandach”, dostawały do ręki ogromne nakłady książek wychwalających żołnierzy KBW zwalczających „bandyckie podziemie”, a bieszczadzkich westernach odpowiednikami bandytów rabujących dyliżanse byli, negatywnie przedstawiani, „Żubrydzi” i „Ognie”.

Tworząc artystyczną wizję Niezłomnych, Czwartos sięga po fotografie, ukazujące przedstawiane postacie. Czasami są to ujęcia, gdzie bohaterowie sami pozują, ale są też przykłady zdjęć ciał partyzantów zabitych podczas obław i walk. Wizerunki te stylizuje na wizerunki świętych, nadając im ową barokową „pozaczasowość”, jaką widzimy na epitafiach, obrazach świętych, czy trumiennych portretach.

„Lalek”, trzyma oburącz własną głowę, nawiązując z jednej strony do obrazów męczenników, a z drugiej strony skrótowo ilustrując makabryczną historię zemsty, jaką pośmiertnie dokonali na nim kaci ze Służby Bezpieczeństwa. Jeszcze bliższy barokowym wzorcom jest wizerunek partyzanta i kapelana stojących u stóp krzyża. To jedno z lepszych płócien Czwartosa pokazuje nam, że jest on malarzem o wspaniałych technicznych umiejętnościach, i że jego upraszczanie sylwetek oraz rezygnacja z przestrzenności jest świadomym zabiegiem. On maluje tak jak chce, a gdyby wybrał inną manierę, byłby równie wspaniałym twórcą.

Padają zarzuty, że wizerunki Niezłomnych są „malarską publicystyką”, że przeminą razem z modą na nich, jaka ma rzekomo panować w czasach obecnych. Trudno o bardziej błędną diagnozę. Kult bohaterów malowideł Czwartosa nie wziął się z takich czy innych politycznych zapatrywań. Tak naprawdę nie ważne do kogo strzelali „chłopcy z lasu”, do Sowieta czy Niemca. Ważne jest to, że w sytuacji granicznej potrafili dokonać wyboru, jaki uznali za słuszny i starali się w nim wytrwać. To jest przekaz, jaki będzie zrozumiały do każdego obdarzonego jaką taką imaginacja widza, niezależnie gdzie i kiedy będzie czwartosowe obrazy oglądał. To nie jest publicystyka, to jest kreowanie pomników.

Każdy wchodzący na wystawę ma w pamięci – dzięki jej tytułowi – anegdotę o Janie Styce i Panu Bogu. Jest ona szyderstwem z kiepskiego malarstwa opartego jedynie na fałszywej pobożności. Ignacy Czwartos nawet tę anegdotę przerobił na własną modłę. Większość wychodzących z Zachęty wie, że może i maluje on swych bohaterów na klęczkach, ale robi to przewybornie…

– Juliusz Gałkowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Wystawa „Ignacy Czwartos. Malarz klęczał, jak malował” czynna do 28 maja 2023 w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie. Kuratorzy: Janusz Janowski, Piotr Bernatowicz.

Juliusz Gałkowski jest historykiem i krytykiem sztuki, teologiem, filozofem; członkiem zespołu miesięcznika „Nowe Książki”, publicystą miesięcznika „Egzorcysta”. Współpracuje z portalami christianitas.org i historykon.pl.
Zdjęcie główne: Fragment jednego z obrazów Ignacego Czwartosa z wystawy, którą można oglądać w warszawskiej Zachęcie. Fot. Wlodzimierz Wasyluk / Forum
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.