Historia

Kalendarz starszy od Majów

Czas siewów i wylewów, czy rozrodu zwierzyny łownej – pory roku od zawsze zajmują człowieka, bo są ważne dla przeżycia. Kalendarz to jednak nie tylko owa proza, to także magia, którą próbujemy kontrolować rzeczywistość – władać czasem. Dlatego tysiące lat temu wznoszono odpowiednio ukierunkowane konstrukcje, dziś widoczne jedynie z lotu ptaka. I tworzono własne rachuby czasu, krótsze niż nasze 365 dni w roku.

„Czas ucieka, wieczność czeka” – napisane jest na zegarze słonecznym namalowanym na ścianie kościoła parafialnego pw. Ofiarowania Najświętszej Marii Panny w Wadowicach. Z podkrakowskiego miasteczka daleko do Mezoameryki, a tam właśnie dokonano niedawno sensacyjnego odkrycia: najstarszego prekolumbijskiego kalendarza 260-dniowego. Cytowana refleksja nie była zatem obca nawet kulturom tak odległym w czasie i przestrzeni.

Każda kultura próbuje zamknąć pomiar czasu w jakiejś formie: niekiedy niewielkiej, jak słoneczny zegar, a innym razem gigantycznej, jak ów kalendarz 260-dniowy, zbudowany wzdłuż długiego wybrzeża Zatoki Meksykańskiej. Choć gigant miał też późniejszą formę „kieszonkową”, znalezioną również niedawno jako fresk na ścianie pewnej piramidy w Gwatemali.

Mierzyli czas nawet bez „szkiełka i oka”…

Świat nadksiężycowy cechuje regularność, rytmiczność, harmonia. Zaś ten nasz, sublunarny, jest miejscem chaosu i bezładu. Dlatego obserwowanie nieba i możliwe dzięki temu okiełznanie realu – mierzenie upływającego czasu, zmieniających się pór dnia i roku – zajmowały człowieka właściwie od zawsze.

Opinię publiczną poruszyły niedawno francuskie badania nad niepiktograficznymi znakami w paleolitycznych jaskiniach Europy, udekorowanych niczym katedry przez naszych praprzodków kilkanaście lub nawet 30 tys. lat temu. Naukowcy próbowali bowiem wykazać, że najstarszy kalendarz lunarny opracowany przez Homo sapiens ma jakieś… 20-30 tys. lat! Oznacza to, że obserwacje astronomiczne umożliwiające stworzenie tego kalendarza były dokonywane na rozgwieżdżonym niebie bez powiększających szkieł, bo ich nie było, i to przez ludzi, którzy jeszcze nie umieli nawet dobrze wygładzić kamienia.

– Trudno uznać to za nowość, bo już ponad 50 lat temu sugerował ten fakt Alexander Marshack, który badał kreski nacinane w owych odległych wiekach na kościanych przedmiotach – przypomniał mi w rozmowie o mezoamerykańskich kalendarzach dr hab. Stanisław Iwaniszewski z Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie i meksykańskiego, stołecznego Instituto Nacional de Antropologia e Historia.

– Za najstarsze znalezisko uchodzi fragment kości z Abri Blanchard, datowanej na ok. 31 tys. lat p.n.e., czyli pochodzącej z kultury oryniackiej. Zdaniem Marshacka przedstawia rachubę opartą na zapisie faz Księżyca. Każdy znak widniejący na powierzchni kości odpowiadałby jednemu dniowi (lub nocy), zaś ich kształt z grubsza odpowiadałby formie Księżyca (przybywającego, w pełni lub ubywającego). Marshack zidentyfikował 69 znaków, odpowiadających okresowi 2 miesięcy i 10 dni. W latach 70. XX wieku głośne też były prace Borysa Frołowa na temat zapisów arytmetycznych i kalendarzowych w okresie paleolitu – opowiadał archeolog.
Kamienna wersja 260-dniowego kalendarza Majów. Fot. Matthew G. Bisanz, CC BY-SA 3.0, Wikimedia
Po co – tak praktycznie – zaczęliśmy mierzyć czas? Dawniej archeologia upierała się – budując na oświeceniowym racjonalizmie, a później marksizmie koncepcję wielkiej rewolucji agrarnej – że kalendarze i bogowie byli potrzebni dopiero ludom rolniczym. Jest czas orki i czas zbiorów – i lepiej ich nie pomylić. Jednak odkrycie w Göbekli tepe na pograniczu turecko-syryjskim czegoś w rodzaju „centrum społeczno-kulturalnego”, czy wręcz „społeczno-religijnego” sprzed co najmniej 12 tys. lat, z pewnością , mocno nadwyrężyło tę koncepcję. Nie ma tam śladów rolnictwa, za to jest gigantyczny kompleks kamiennych konstrukcji udekorowanych tak, że współcześni archeoastronomowie widzą tam obrazy konstelacji ciał niebieskich istotnych dla ludzi, prawdopodobnie gromadzących się w tym miejscu regularnie. Choć – jak przypomina Stanisław Iwaniszewski – „to nie jest ugruntowana wiedza, gdyż wiele prac nie bierze pod uwagę efektów precesji i fałszywie przypisuje wizerunkom konstelacje o nieprawidłowej dla owych czasów pozycji na niebie”. Istotnie też nasza europejska pszenica pochodzi właśnie z tamtych okolic, choć akurat w Göbekli tepe nie odkryto dotąd śladów zaawansowanego rolnictwa. Nie da się zatem wykluczyć, że ludność gromadziła się tam na świętowanie także z powodu żniw.

Tuż obok znajduje się podobne, ale mniejsze miejsce wykopalisk archeologicznych Karahan tepe, gdzie konstrukcję kamiennych steli datuje się na 11,4 tys. lat temu. Tu na centralnej dla całej budowli, jakby wydobywającej się ze skały kamiennej twarzy udało się już zauważyć zjawisko „gry światła” podczas przesilenia zimowego. W Göbekli tepe odsłonięto dopiero mniej niż kilka procent kamiennych budowli zakopanych celowo pod ziemią, więc być może podobne niespodzianki nas dopiero czekają. Wiadomo przecież, że od paleolitu raczej standardem niż wyjątkiem było takie ustawianie megalitycznych konstrukcji, by w konkretnym czasie astronomicznym (np. przesileń, równonocy) światło wschodzącego lub zachodzącego Słońca się na nich „malowało”. Znamy takie zjawiska także ze Stonehenge, Newgrange, Carnacu, Chaco Canyon, Mnajdra, Wielkiej Piramidy w Gizie, Piramidy El Castillo w Chichén Itzá i wielu innych.

Czy trzeba nam więcej dowodów, że ludzie od zawsze obserwowali niebo, co pozwalało im tworzyć rachubę czasu? A jednak wciąż nas zaskakuje, gdy media donoszą o tego typu odkryciach archeologicznych. Uważamy bowiem naszych pradawnych przodków za małpoludy, których Ziemia była płaska, więc nie spodziewamy się, by bez stosownych urządzeń optycznych i współczesnego aparatu matematycznego byli w stanie cokolwiek wiedzieć „o obrotach sfer niebieskich”. Na marginesie: Kopernik też nie miał lunety, bo udoskonalił ją stosownie dopiero Galileusz. Zaś my dzisiaj, aby te pradawne kalendarze czy zegary w ogóle zobaczyć, potrzebujemy wręcz kosmicznej technologii do obejrzenia naszego ziemskiego świata i wsparcia sztucznej inteligencji w analizie uzyskanych obrazów. Zabawne. Ale o tej nowoczesnej metodzie badawczej, która umożliwiła odkrycie wielkiego kalendarza w Zatoce Meksykańskiej, za chwilę.

Rok, który liczył 260 dni

Najpierw dajmy się zaskoczyć trzem archeologom: Davidowi Stuartowi z University of Texas w Austin, Borisowi Beltránowi ze Skidmore College w stanie Nowy Jork oraz Williamowi Saturno, który podczas opisywanych tu wykopalisk reprezentował Uniwersytet w Bostonie. Intensywnie przeszukiwali oni fragmenty malowideł ściennych w kompleksie piramid Las Pinturas w pobliżu San Bartolo w Gwatemali, liczącym sobie jakieś 2250 lat. Piramidy wznoszono tam etapami, więc gdy w różnych miejscach z przyczyn technicznych burzyły się fragmenty starszych konstrukcji, pozostawały ukryte w środku, pod nową warstwą. Można zatem ustalić datę zbudowania widocznych elementów kompleksu, zaś starsze ściany trwają sobie bezpiecznie schowane, w formie sporych odłamków, które się wydobywa i analizuje.

Tak właśnie udało się odnaleźć fragmenty kalendarza namalowanego około 300 i 200 roku przed naszą erą na ścianie wyburzonej później przez Majów. Precyzyjnie rzecz ujmując: dwa pasujące do siebie kawałki gruzu ściennego zawierały dwie kropki namalowane nad linią nad głową jelenia. Symbol ten jest znany jako „Siedem Jeleń” i reprezentuje jeden z dni w 260-dniowym kalendarzu. W 2022 roku na łamach naukowego pisma „Science Advances” uznano to znalezisko za najstarsze znane fragmenty materialne świętego kalendarza Majów. Zanim ścianę wyburzono, malowidło się mocno zestarzało, co świadczy o tym, że owego gwatemalskiego kalendarza używano uprzednio przez wiele lat.

Archeoastronomia nie szuka starożytnego UFO

Są tzw. czarne łabędzie – w danym momencie historycznym nie powinny były zaistnieć, a zaistniały.

zobacz więcej
Kalendarz Majów to ten, według którego świat miał się skończyć 21 grudnia 2012 roku – jak straszyli popkulturowi „mędrcy”, nie naukowcy. Taki wniosek miała nasuwać tzw. Długa Rachuba – jedna z trzech części kalendarza Majów, a nasz 21 grudnia 2012 roku w rachubie Majów to był dzień 13.0.0.0.0. 4 Ahau 3 Kankin. Kalendarz wydaje się skomplikowany, bo nazwy nie przystają do naszego języka, ale trudność jest pozorna.

W podstawowej, rytualnej i wróżbiarskiej części tego kalendarza zwanej tzolkin, każdy dzień miał swoją nazwę oraz przypisaną liczbę. Była to kombinacja liczb od 1 do 13 oraz nazw 20 dni – kolejno: Imix, Ik, Akbal, Kan, Chicchan, Cimi, Manik (to jest właśnie ów jeleń odkryty w gwatemalskiej piramidzie), Lamat, Muluc, Oc, Chuen, Eb, Ben, Ix, Men, Cib, Caban, Eznab, Cauac i Ahau. Cykl rozpoczynał się od 1 Imix i kończył na 13 Ahau, po czym numeracja rozpoczynała się od początku co 260 dni.

Zrozumienie, jak to działa, jest trudne – niecierpliwi mogą pominąć ten akapit. W każdym razie dr Iwaniszewski tłumaczy: po 1 Imix następuje 2 Ik, potem 3 Akbal, 4 Kan, 5 Chicchan i tak po kolei, aż do 12 Eb i 13 Ben. Liczba 13 jest końcowa dla ciągu liczb, ale nazwy dwudziestu dni biegną dalej: po 13 Ben jest 1 Ix, 2 Men, 3 Cib, 4 Caban, 5 Eznab, 6 Cauac, 7 Ahau, a następnie znowu 8 Imix, 9 Ik, 10 Akbal, 11 Kan, 12 Chicchan, 13 Cimi. Po tej trzynastce 1 Manik i tak dalej, aż ponownie uzyskamy 13 Ahau.

Kalendarz rytualny był skorelowany (ale nie zsynchronizowany) ze świeckim kalendarzem solarnym haab i daty podawano zwykle w obu tych systemach. W ten sposób każdy dzień miał dwie nazwy i dwie liczby. Identyczna konfiguracja obu dat następowała po 18 980 dniach, czyli po naszych obecnych 52 latach solarnych. Jako analogię możemy podać nasz system zapisu kalendarzowego, składającego się z tygodnia (cyklu 7 dni) i rachuby rocznej, opierającej się na 12 miesiącach, czyli np. wspomniany 21 grudnia. Skoro tu nadal jesteśmy, to świat się wówczas nie skończył. Co wcale nie świadczy o niedoskonałości mezoamerykańskiego kalendarza, tylko o naszej podatności na spiskowe teorie oraz widzenie okrągłych czy „magicznie powtarzających się” dat w kategorii nadzwyczajnych znaków.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Stworzona w Mezoameryce rachuba czasu składa się zatem z trzech części. Pierwsza to 260-dniowy kalendarz rytualny (ten tzolkin – to jego fragment właśnie odkryto w Las Pinturas). Drugi to kalendarz zwany w okresie klasycznym Majów (250 – 900 n.e.) haab, później zaś tun – on liczy sobie dni 360. Trzecia część to wspomniana „Długa Rachuba”, która 10 lat temu podczas przesilenia zimowego przyprawiła o zawał wiele osób. Istnieją różne koncepcje na temat powstania tzolkin, bowiem cykl 260 dni wykorzystywano i do zapisania cyklu orbitalnego Wenus (przez 263 dni jest widoczna na niebie wczesnym rankiem, po czym na 50 dni znika za Słońcem i znów na 263 dni pojawia się na wieczornym niebie), i do rejestracji zaćmień, i cyklu Marsa – podobnie jak w przypadku Wenus.

Uważano dotąd, że kalendarz Majów używany był powszechnie w okresie przedhiszpańskim (czyli od III w n.e.) aż do hiszpańskiej konkwisty. Gwatemalskie odkrycie przesunęło materialne dowody, przynajmniej jeśli chodzi o tzolkin, o jakieś 500 lat wstecz, a to przecież nie koniec tej historii.

Laserowe mapy „podziemia”

Rozmawialiśmy bowiem z dr. Iwaniszewskim także o najnowszym odkryciu, sprawozdanym pod koniec stycznia 2023 także na łamach „Science Advances”. Tym razem to trzech innych archeologów: Ivan Šprajc z Centrum Badawczego Słoweńskiej Akademii Nauk i Sztuk, Takeshi Inomata z Uniwersytetu Arizony i Anthony Aveni z Uniwersytetu Colgate. Wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej znaleźli oni olbrzymie, zbudowane tysiące lat temu struktury, ulokowane tak, by przy stosownym udziale światła słonecznego w konkretnych momentach astronomicznych działać jako 260-dniowy kalendarz.
Nazwy dni w kalendarzu 260-dniowym i odpowiadające im hieroglify. Fot. printscreen tabeli z Wikipedii/Kalendarz_Majów
Znaleźli tego giganta dzięki wspomnianej, nowoczesnej technologii badawczej – „archeologii LIDARowej”. Metoda wykorzystuje dane z laserowego skanowania powierzchni Ziemi, które umożliwiają stworzenie trójwymiarowego modelu tego, co na niej jest, a czego nie widać, bo np. porośnięte jest lasem lub zapadnięte. LiDAR (angielski akronim od Light Detection and Ranging – detekcja świetlna i dalmierz) działa podobnie jak radar, tylko zamiast mikrofalami mierzy otoczenie światłem laserowym. Może to być skanowanie satelitarne (SLS), lotnicze (ALS) albo naziemne – korzystające ze skanerów mobilnych umieszczonych na pojazdach (MLS) czy statycznych urządzeń, montowanych np. na trójnogach (TSL).

Laser połączony jest z teleskopem i czułymi kamerami, bez których byłby zwyczajnym dalmierzem, jakim posługują się geodeci czy budowlańcy. To urządzenie mierzy odległości: odbicie światła laserowego i jego rozproszenie. Jeśli na skanowanej powierzchni coś się „wypucza” lub „dolinkuje”, fala świetlna zmienia kąt i czas powrotu do czujnika, czasem długość. To te dane pozwalają tworzyć bardzo dokładne, trójwymiarowe mapy powierzchni. Co dokładnie dzięki analizie tych obrazów zobaczono w Zatoce Meksykańskiej?

Chodzi o liczne (zanalizowano 415) budowle i place ceremonialne położone wzdłuż południowego wybrzeża zatoki, których powstanie datowane jest na okres od 1100 p.n.e. do 250 naszej ery. – Są usytuowane w terenie w taki sposób, że ich mury biegną w kierunku wschodnim, gdzie na horyzoncie Słońce wschodziło w dniach 11-12 lutego i 30-31 października, zaś obie daty są oddalone o 260 dni. Ponieważ mamy do czynienia z wieloma podobnymi orientacjami monumentów w późniejszych okresach i wiemy, że łączono je z 260-dniowym rytualnym kalendarzem, to natrafienie na wymienione orientacje w okresie przedklasycznym może świadczyć o starożytności tego kalendarza – objaśnia dr Iwaniszewski.

Z datowań wynika bowiem, że ten kalendarz tzolkin opracowano co najmniej 800 lat wcześniej, niż namalowano go we freskach na gipsie w jednej z najstarszych wersji gwatemalskich piramid Las Pinturas. Tu prof. Iwaniszewski podkreśla jednak, że najstarszym materialnym śladem obecności glifów cyklu 260 dni pozostają panele namalowane w jaskini Oztotitlán (stan Guerrero w południowo-zachodnim Meksyku nad Pacyfikiem) – powstały 900-500 r. p.n.e. Zidentyfikowano tam między innymi dzień, który koresponduje z azteckim dniem 6 Wiatr. Istniał zatem, zanim go zapisywano. Wygląda na to, że istniał też, zanotowany, w gigantycznych konstrukcjach zatoki, dziś dających się zauważyć jedynie jako wybrzuszenia gruntu. Oznacza to, że przynajmniej rytualną część kalendarza Majów należy nazywać kalendarzem Olmeków, bo to oni żyli w Mezoameryce 3500 lat temu i to oni owe konstrukcje zbudowali. Początki cywilizacji Majów sięgają zaledwie 2400 lat temu (400 r. p.n.e.).

Jak dopowiada prof. Iwaniszewski, takie badania mają swoje początki w znacznie wcześniejszych teoriach naukowych. I poszlaki, że 260-dniowy kalendarz jest znacznie bardziej wiekowy, były już w latach 80. XX wieku, gdy Alfred Siemens opisywał kierunek i usytuowanie pól uprawnych w stanie Tabasco (obszarze dziś analizowanym również w publikacji w „Science Advances”). Te pola orientowano tak samo, jak struktury odkryte dziś przy pomocy metody LIDAR. Dotychczas sądzono, że ukierunkowanie upraw było spowodowane naturalnymi czynnikami, teraz może się okazać, że raczej kierunkiem wcześniejszych budowli.

Co więcej, na początku już XXI wieku John Clark przeprowadził pomiary na wielu stanowiskach mezoamerykańskich, w poszukiwaniu jednostek miar stosowanych przez dawnych budowniczych. Analizując wymiary budowli w Paso de la Amada badacz stwierdził, że ich konstruktorzy stosowali wielokrotności jednostek miar wynoszących 13, 20, 52, 260, 365 – reprezentowały więc liczby, które miały sens jeśli odnoszono je do cykli 260 i 365 dni. Konstrukcje na tym stanowisku powstały między 1700 a 1300 r. p.n.e., czyli zaczęto je budować w okresie preolmeckim. Olmekowie pojawili się bowiem nad Pacyfikiem około 1350 r. p.n.e., a mierzone budowle (np. plac do gry w piłkę) były nieco wcześniejsze, bo datowane są na ok. 1400 r. p.n.e.

Także nazwy dni w cyklu 260 sugerują, że był on stosowany w Mezoameryce w drugiej połowie II tysiąclecia przed naszą erą. Już dawno wnioskowano tak na podstawie tzw. datowania lingwistycznego – to m.in. ustalanie, kiedy jakieś słowo miało szansę pojawić się w danym języku, skoro istnieje w jakiejś formie także w innych pokrewnych językach.
Głowa olmecka nr 3 z San Lorenzo Tenochtitlán (1200–900 p.n.e.). Fot. Maribel Ponce Ixba (frida27ponce) - Flickr, CC BY 2.0, Wikimedia
Zdaniem specjalisty, który lata całe spędził na badaniach archeologicznych w Mezoameryce jest jasne, że „to, co dla nas jest tylko kalendarzem – rytualnym lub o znaczeniu wróżebnym – dla mieszkańców przedhiszpańskiej Mezoameryki było filozofią życia”. – Nazewnictwo dni i ich kombinacja z liczbami jest środkiem mnemotechnicznym dla rytualnego specjalisty, który komunikuje otoczeniu wróżbę i związane z nią rekomendacje. Pojawienie się kolejnego dnia informuje wróżbitę o stanie kosmosu, liczby i nazwy dni opisują strukturę świata w danym momencie – wyjaśnia dr Iwaniszewski. – Oczywiście cykl 260 dni można użyć do rachuby czasu, ale jego charakter wróżbiarski powoduje, że poszczególne dni są postrzegane jako różniące się jakościowo. Dlatego tak istotna jest dla nas informacja o zastosowaniu tego cyklu w II tysiącleciu p.n.e. Jest to kolejny przykład na to, że w strefie tropikalnej funkcjonowały rachuby czasu krótsze od naszego cyklu rocznego – dodaje.

Jaki by ten cykl nie był, trzeba mierzyć czas. „Żeby szczęście samo do nas przyszło, trzeba trafić w czas” – choćby w tym celu, który wskazuje ta prosta logika. Czas jest bardzo trudny do pojęcia – dzieci znacznie szybciej uczą się poprawnie wskazywać, że coś jest pod, nad, z przodu czy z tyłu, niż używać określeń „wczoraj” lub „jutro”. Czas nam umyka, jesteśmy w nim zagubieni, więzi nas… Widzimy go jako coś znacznie od nas większego. Nie umiemy sobie wyobrazić jego początku, boimy się jego końca. Kalendarz to sposób okiełznania tego monstrum – możemy czas zamknąć w jakieś formie i całkowicie kontrolować, co pozwala choć przez chwilę nie bać się prawdziwego potwora.

– Magdalena Kawalec-Segond

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Źródła:
https://www.science.org/doi/10.1126/sciadv.abl9290
https://www.science.org/doi/10.1126/sciadv.abq7675
Zdjęcie główne: K'awiil Yopaat z Quiriguá, symbol dnia dwudziestego – Ahau (Ajaw). Późny okres klasyczny (653), nawiązanie do kalendarza Majów i ich boga K'awiila. Fot. José Luis Filpo Cabana - Praca własna, CC BY-SA 4.0, Wikimedia
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.