W Jerozolimie święte miejsca trzech wielkich religii monoteistycznych znajdują się jedno obok drugiego, a nawet jedno na drugim. Bazylika Zmartwychwstania kryje pod jednym dachem Kalwarię, czyli wzgórze Czaszki, na którym ukrzyżowano Jezusa i będący historycznie w nieodległych kamieniołomach Grób Pański. Wszystko jest blisko, bo rzeczywiście było blisko – nawet wzgórze Moria, gdzie Abraham miał złożyć ofiarę ze swego syna Izaaka jest niedaleko. Stała tam później świątynia jerozolimska (jedyna świątynia judaizmu stojąca niegdyś w Jerozolimie - przyp. red.), a dziś wznosi się meczet Al-Aksa i Kopuła na Skale, tej samej skale, z której Mahomet miał ulecieć na koniu do nieba.
Franciszkanie w Ziemi Świętej prowadzą parafie i szkoły, choć liczbę miejscowych chrześcijan trudno porównywać z liczbą turystów czy nawet pielgrzymów. Chrześcijanami w Jerozolimie i w Betlejem są najczęściej palestyńscy Arabowie, ale ich liczba stale spada. Emigrują w poszukiwaniu lepszego życia do Ameryki i Europy. Drugą przyczyną wykruszania się społeczności chrześcijańskiej są mieszane małżeństwa. Bo jest nie do pomyślenia, by rodzina muzułmańska pozwoliła zachować synowej czy – co rzadsze – zięciowi wiarę, w której wyrośli.
O. Jerzy Kraj OFM stara się jednak nie dopuszczać do siebie myśli, że Ziemia Święta mogłaby kiedyś stać się jedynie licznie odwiedzanym muzeum. – Jestem przekonany, że mała trzódka zostanie – mówi.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Cała nadzieja w imigracji, tej do Izraela. – Istnieją wspólnoty migrantów, którzy pracują w Ziemi Świętej, np. z Filipin, z Indii. Przybywają tu w poszukiwaniu pracy i przynoszą swoją wiarę. Liczba chrześcijan w Ziemi Świętej może się zmniejszyła, ale zwiększyła się obecność chrześcijan z różnych stron świata – podkreśla o. Jerzy.
Harmider i modlitwa
Co roku do Jerozolimy przybywa średnio 4,5 miliona gości, choć tylko 800 może 900 tysięcy z nich to pielgrzymi. – I pielgrzymów, i turystów jest w Izraelu bardzo dużo. Każdy znajdzie dla siebie miejsce. Ale wyjeżdżając z Izraela, wyjeżdżając z Palestyny, wyjeżdżając z Ziemi Świętej, człowiek jest odmieniony. Wracając do domu, inaczej patrzy na życie, na świat, na drugiego człowieka i na religie. Czy to chrześcijańską, czy muzułmańską, czy na judaizm – przekonuje o. Zacheusz. A wie, co mówi, bo w ciągu swej dwudziestopięcioletniej pracy w Jerozolimie wysłuchał wrażeń i przemyśleń wielu ludzi.
Choć zaskakuje to, że w Bazylice Zmartwychwstania trudno się skupić. Ręce turystów, a także pielgrzymów częściej operują smartfonami niż czynią znak krzyża. Jest tłoczno, nawet głośno. Ojcowie franciszkanie wprowadzając do świątyni grupy z Polski, uprzedzają, żeby się nie gorszyć harmiderem panującym w takim miejscu. – Trzeba przygotować człowieka zanim wejdzie czy w Betlejem do Bazyliki Narodzenia, czy do Bożego Grobu, że to nie jest miejsce kontemplacyjne, ale że to jest TO miejsce, które trzeba nawiedzić, dotknąć. Pan Bóg może tu zadziałać. I bywa, że człowiek naprawdę wychodzi stąd bardzo przejęty. Bóg w całym tym harmiderze, w ciągu jednej chwili potrafi człowieka tak bardzo dotknąć – mówi o. dr Jakub Waszkowiak OFM.