Cywilizacja

Czy Rosja i Chiny razem prowadzą bitwę o Ziemię?

Łagodna pekińska panda więcej moskiewskiemu niedźwiedziowi sprzedaje, więcej (i taniej) kupuje, ale inwestuje dość ostrożnie, czyli robi wyłącznie to, na czym wyraźnie zyskuje. Dłoń wyciągnięta do prezydenta Putina przez przewodniczącego Xi ma raczej brać niż dawać…

Zdjęcie na pierwszej stronie „Global Times” mówi wszystko. W centrum, nie dokładnie na osi, aby kompozycja nie była zbyt nużąca i oczywista, ale z pewnością i bez żadnej wątpliwości w centrum, stoi przewodniczący Xi. Jego oczy są przymrużone i nie widać źrenic, więc ich wyraz pozostaje nieodgadniony. Twarz opromienia mu uśmiech, który przy pewnej dozie dobrej woli można nazwać dobrodusznym. W dłoni zwisającej luźno na wysokości brzucha, trzyma dłoń mężczyzny, który stoi obok i zdaje się podtrzymywać rękę wyższego od siebie i potężniejszego partnera.

Tym drugim jest Władimir Putin. Jego twarz także zastygła w wyrazie uśmiechu, który rosyjski prezydent przyzwyczaił się przybierać w okolicznościach oficjalnych. Jego oczy są zwrócone w bok, wyraz twarzy nieco zdystrakcjonowany, jakby ktoś poza kadrem uczynił coś, co zwróciło jego uwagę. Xi Jingping patrzy prosto w obiektyw. Patrzy śmiało i pewnie. Obserwator mimo woli wraca do ułożenia jego ręki i nie ma wątpliwości: jest to gest pański, gest kogoś, kto świadczy ściskającemu jego dłoń uprzejmość.

„Global Times” to chiński współczesny odpowiednik komunistycznej „Prawdy”, lub – spoglądając bliżej – „Trybuny Ludu”. Przy czym nie chodzi o podobieństwo do tych tytułów ze schyłkowego czasu komunizmu w Związku Radzieckim czy w PRL. Chinom daleko do schyłku. One jako mocarstwo rozkwitają. Dlatego analogii trzeba szukać raczej przed ponad pół wiekiem, gdy gensek KPZR był uznawany za jednego z dwu najpotężniejszych ludzi świata. Czytanie między wierszami w publikowanych wówczas tekstach było obowiązkowym zajęciem wszystkich, którzy chcieli cokolwiek wiedzieć o Związku Radzieckim.

Podobnie i teraz czytanie między wierszami tekstów w „Global Times” bywa pomocne, gdy ktoś chce się dowiedzieć czegoś o tym, jakie stanowisko zajmują Chiny. Jego redaktorzy doskonale o tym wiedzą, więc żaden element nie jest tam pozostawiony przypadkowi. W dodatku jest to organ (to chyba właściwa nazwa) wydawany po angielsku, więc ukryte między wierszami treści mają dotrzeć do odbiorców na całym świecie. To tym bardziej zobowiązuje do dyscypliny.

Fotografia, którą redakcja zamieściła nad artykułem podsumowującym wizytę przewodniczącego Xi w Moskwie, pełnym skądinąd pięknych słów pod adresem gospodarzy i zapewnień o przyjaźni, współpracy i partnerstwie, była najlepszym podsumowaniem obecnego stanu stosunków między Chinami a Rosją. Trudno o coś bardziej wymownego: pewny swojej pozycji Xi stoi obok usiłującego nadrabiać miną Putina i łaskawie podaje mu miękką dłoń, którą tamten usiłuje po męsku ściskać.

To nie jest postawa równorzędna, choć – trzeba to wyraźnie zauważyć – nie jest to też postawa wasalna. Nie, Putin nie wygląda jak wasal Xi. W gruncie rzeczy Xi nic od niego nie chce. Putin może robić cokolwiek, a Xi będzie mu na to pozwalał, zaznaczając dystans. Tylko, że właśnie ten dystans to coś, czego najbardziej obawia się Putin. Ta miękka dłoń nie zniewala, ale też i nie wspiera.

Jak zauważyli obserwatorzy, we wspólnym oświadczeniu Xi i Putina nie znalazła się fraza o „partnerstwie bez granic”, która tak bardzo podniosła ciśnienie politykom i obserwatorom na całym świecie w ubiegłym roku. Użyto jej w komunikacie ze spotkania obu polityków na miesiąc przed wybuchem wojny i była ona szeroko interpretowana jako z jednej strony przyzwolenie Pekinu na podjęcie działań wojennych przez Moskwę, a z drugiej jako zapowiedź chińskiego wsparcia wojny.

Ostatni rok pokazał, że interpretatorzy nie mieli racji, a brak tej frazy w oficjalnym języku przywódców teraz jest znaczący. Chiny nadal nie wspierają Rosji w wojnie z Ukrainą i to, że Xi nie przypomniał o braku granic w partnerstwie, a Putin nie śmiał o tym przypomnieć, może oznaczać, że właśnie owemu partnerstwu stawiane są wyraźne granice. Ich dokładnego przebiegu na razie nie znamy, ale możemy je choćby z grubsza zarysować. Pomocny może się tu okazać nieoceniony „Global Times” ze swoimi subtelnymi sygnałami, na których Rosjanie zresztą także znają się nienajgorzej. ODWIEDŹ I POLUB NAS W dniu lądowania Xi Jingpinga w Moskwie chiński organ zamieścił dwa niezwykle charakterystyczne teksty. Pierwszy z nich był to artykuł rosyjskiego politologa, dyrektora programowego Klubu Wałdajskiego, Timofieja Bordaczewa. Przy całym sztafażu pięknych słów, jakie zwykle towarzyszą oficjalnym wizytom, podkreślał on równorzędność Chin i Rosji, ich równe prawa we wzajemnych stosunkach i ich status jako mocarstw.

Podkreślał także, że oba kraje nie prowadzą polityki imperialistycznej, co u każdego myślącego człowieka wywołałoby uśmiech politowania, ale wśród dyktatorów i ich akolitów jest zaklęciem zwyczajnym, sygnalizującym, że poruszają się oni w swego rodzaju meta-rzeczywistości, w której znaczenie słów ulega zawieszeniu. Na marginesie zauważmy, że cały dwunastopunktowy „plan pokojowy” Xi Jingpinga napisany jest właśnie w sposób, wyraźnie kreujący tę metarzeczywistość (lub zwyczajnie – nierzeczywistość).

Bordaczew pisał też o świecie wielobiegunowym, o potrzebie powrotu do globalizacji i rzecz jasna o wszystkie grzechy oskarżał Stany Zjednoczone. Autor – jak wspomniałem – kładł nacisk na równorzędność partnerów i na normalność ich stosunków. To było ważne: normalność! Można było odnieść wrażenie, że za wszelką cenę chciał uniknąć odniesienia do jakiejkolwiek wyjątkowości. Ot, dwa zwyczajne mocarstwa, które prowadzą zwyczajną, dobrosąsiedzką politykę, życzliwe światu, miłujące pokój i swobodną wymianę handlową. Wojna? Jaka wojna? W całym tekście nie padła ani razu nazwa kraju, który Rosja usiłuje podbić. Ukraina? Nie znam, zdawał się mówić Bordaczew.

Obok tego tekstu „Global Times” zamieścił własny artykuł redakcyjny. Tam akcenty rozłożone zostały zupełnie inaczej. Nazwa Ukraina padła kilkakrotnie, choć nie użyto słowa „wojna”, by nie ranić rosyjskich przyjaciół za bardzo. Dostatecznie raniące były słowa o tym, że wizyta przewodniczącego Xi w Moskwie jest „podróżą pokoju” mającą za cel „budowanie mostów” i ułatwianie komunikacji między krajami uwikłanymi w „kryzys ukraiński”. Tu już nie tylko między wierszami, ale nieomal wprost można było wyczytać, że Rosja została przedstawiona jako ten partner, który nie dość, że sobie nie radzi, to jeszcze trzeba po nim sprzątać.

Oczywiście oficjalnie winą za podsycanie „kryzysu” obarczone zostały Stany Zjednoczone, które dostarczają broń Ukrainie i tym samym „gaszą pożar benzyną”. Jest to jednak całkowicie zwyczajny element chińskiej propagandy, która nie zaniedbuje żadnej okazji, aby pognębić retorycznie swojego arcywroga i tego typu stwierdzenia stanowią obowiązkowy sztafaż w chińskich oficjalnych wypowiedziach. Nie należy jednak mylić sztafażu z zasadniczym przekazem, a tym było niewątpliwie poważne zniecierpliwienie wobec nieodpowiedzialnych działań rosyjskiego dyktatora.

Po raz kolejny znalazło się tam też stwierdzenie, że Chiny nie są w żaden sposób odpowiedzialne za „kryzys” na Ukrainie i nie są jego uczestnikiem. Są tylko stroną, która nie jest w stanie stać spokojnie w obliczu wszelkich niepokojów i oferuje swoje dobre usługi. Podobnie jak stało się to niedawno w odniesieniu do Arabii Saudyjskiej i Iranu, które dzięki mediacji Chin postanowiły nawiązać stosunki dyplomatyczne. Ten sukces polityczny jest zresztą szeroko przedstawiany przez chińską propagandę jako dowód na pokojowe i konstruktywne nastawienie kierownictwa tego kraju. Skoro zaś udało się na Bliskim Wschodzie, to na pewno uda się i na Ukrainie.

Większość swojego artykułu chińscy towarzysze poświęcili jednak kwestiom gospodarczym. Wysiłki pokojowe wysiłkami pokojowymi, nawet jak wojna będzie się toczyć nadal, to zawsze można powiedzieć, że to wina Bidena, natomiast prawdziwa przyjaźń realizuje się w handlu i inwestycjach. Ale i tu znalazł się element, który mógł spowodować suchość w gardle u gospodarza Kremla, zwłaszcza wobec zapowiedzi „głębokiej wymiany poglądów” na ten temat przez obu przywódców. „Global Times” wspomniał mianowicie o tym, że obie strony muszą „wspólnie zapewnić stabilność i przepustowość przemysłowych łańcuchów dostaw”.
Chińczykom udało się doprowadzić do pojednania między wrogimi państwami muzułmańskimi. Na zdjęciu szef chińskiego MSZ Wang Yi (w środku) oraz przedstawiciele Iranu Ali Szamchani (z prawej) i Arabii Saudyjskiej Musaid Al Aiban (z lewej) podczas podpisania porozumienia w Pekinie. Fot. CHINA DAILY / Reuters / Forum
Mówiąc w skrócie, Chiny na serio obawiają się, że ich handel zostanie zagrożony przez działania wojenne. Stabilizacja dróg handlowych była zresztą zasadniczą przyczyną zaangażowania się Chin w zbliżenie Saudów z Iranem. Na przeszkodzie przewozu chińskich towarów nie może stać nic. To jest pierwszy i zasadniczy cel polityki Xi Jingpinga, dodajmy – cel egzystencjalny.

Rosjanie cieszą się oczywiście ze wzrostu wymiany handlowej, ale wiele wskazuje na to, że jest to radość z zaciśniętymi zębami. De-dolaryzacja (i de-euroizacja) handlu, która postępuje dynamicznie i którą obie strony lubią przedstawiać jako cios we wspólnego wroga, Amerykę, oznacza w istocie juanizację handlu samej Rosji. Bo rozliczenia w dolarze i euro spadły z 65 do 46% (nadal jest to prawie połowa), ale skorzystała na tym wyłącznie waluta chińska, rosnąc z 4 do 23%, zaś rubel spadł w tym czasie z 29 do 27%. Więc dynamika procesu oznacza marginalizację rubla w dłuższej perspektywie i nic na horyzoncie nie wskazuje na to, aby mogło być inaczej.

Warto sobie przypomnieć, jak na początku wojny Rosjanie bardzo stanowczo wyegzekwowali przeniesienie rozliczeń z wrogą Europą na ruble, broniąc pozycji własnej waluty. Niektóre kraje, jak Polska, nie zgodziły się na to i zostały ukarane, inne zaś, jak Niemcy czy Austria, podporządkowały się dyktatowi, który ratował rosyjski budżet. W „przyjaznych” stosunkach z Chinami Rosja nie może sobie pozwolić na żadne żądania i dyktaty (wszak są przyjaciółmi) i stopniowo osłabia własną pozycję wpadając w bezwzględne objęcia alianta. Pewnym ratunkiem może być pomysł Putina, aby kraje BRICS stworzyły własną walutę rezerwową, ale Władimir Władimirowicz jest chyba jedynym, który chciałby jego realizacji.

Rosjanie delikatnie (bo przecież nie można być niedelikatnym, gdy się siada do stołu z przyjaciółmi) dają też do zrozumienia, że chcieliby więcej inwestycji chińskich w swoim kraju. Ekonomista z Klubu Wałdajskiego, Jarosław Lissowolik (nb. w przeszłości główny ekonomista rosyjskich operacji Deutsche Banku), komentując wizytę Xi, napisał ze skrywaną dezaprobata, że w ostatnich latach chińskie inwestycje bezpośrednie w Rosji rosły jedynie o około 3% rocznie i jest to wzrost znacząco mniejszy, niż wzrost handlu.

Widać więc, jak łagodna chińska panda traktuje swojego najlepszego przyjaciela: więcej sprzedaje, więcej (i taniej) kupuje, ale inwestuje dość ostrożnie, czyli robi wyłącznie to, na czym wyraźnie zyskuje. Dłoń wyciągnięta przez przewodniczącego Xi ma raczej brać niż dawać…

Asymetrię w nastawieniu obu stron widać nie tylko na fotografii Xi i Putina, od której zacząłem. W wielu komentarzach można wyczytać dyskretne sygnały pokazujące, że to Rosji bardziej zależy na wzajemnych stosunkach i to Rosja jest gotowa więcej w nie zainwestować. Interesujące, że o ile Chińczycy powtarzają do znudzenia i przy każdej okazji, że wojna z Ukrainą nie jest ich wojną i nie są w nią w żaden sposób zaangażowani, o tyle po stronie rosyjskiej widać znacznie większą chęć stanięcia u boku sojusznika (nieformalnego, ale jednak).

Szef rosyjskiego oficjalnego think tanku RIAC, Andrei Kortunow, zapytany w wywiadzie przez Global Times o to, co zrobiłaby Rosja, gdyby doszło do konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi o Tajwan odpowiedział, że w takiej sytuacji Moskwa stanie po stronie Pekinu. Choć zaraz rytualnie dodał, że ma nadzieję, iż do tego nie dojdzie.

Rosja jako chińskie zaplecze wobec planowanej inwazji na Tajwan? Trochę to przypomina ofiarowywanie przez pana Zagłobę Niderlandów królowi szwedzkiemu, ale faktem jest, że taka deklaracja – choćby złożona przez kogoś, kto nie jest politycznie sprawczy – wydaje się ewenementem.

Ze strony rosyjskiej nadany został jeszcze jeden sygnał o charakterze wojennym, który może być potencjalnie niepokojący i może oznaczać, że Rosja będzie się chciała w stosunkach z Chinami odwołać do jedynego swojego zasobu, który czyni z niej prawdziwe mocarstwo. Chodzi o broń nuklearną.

Walkę tygrysów najlepiej obserwować ze wzgórza. Chiny wobec wojny Rosji z Ukrainą

Czy powstanie sojusz Moskwy z Pekinem, który będzie miał na celu unicestwienie Zachodu?

zobacz więcej
Były wieloletni dyrektor moskiewskiego oddziału Fundacji Carnegie, Dmitri Trenin, który wyraźnie afiliację przy amerykańskiej fundacji traktował instrumentalnie i teraz wyraża poglądy, które są jak najbardziej akceptowalne dla Kremla, komentując wizytę przewodniczącego Xi podkreślił, że zasadniczym celem obu mocarstw (znowu ten język!) jest zniszczenie światowej hegemonii Stanów Zjednoczonych i uniemożliwienie im poprzez „czyny nie słowa eskalowania wojny zastępczej na Ukrainie i prowokowania Chin na tle Tajwanu”. Dalej Trenin napisał zdanie, które warto zacytować w całości: „Jednym ze specyficznych obszarów pogłębionego dialogu jest polityka nuklearna i związana z nuklearną proliferacją w obecnych warunkach konfrontacji wielkich mocarstw i faktycznego konfliktu”.

Przekładając polityczną nowomowę Trenina na język bardziej zrozumiały może to oznaczać, że Rosja znalazła się w tak trudnej sytuacji wobec swojego chińskiego przyjaciela, że będzie zmuszona dzielić się z nim nuklearnymi technologiami. Tu Rosja nadal jest wielokrotnie silniejsza od Chin, które posiadają około 400 głowic i wdrożyły program jądrowy mający na celu nieomal trzykrotne powiększenie tej liczby do roku 2030. Współpraca na tym polu mogłaby być dla Chin naprawdę atrakcyjna. I taką współpracę Putin mógłby sprzedać naprawdę drogo. Czy się na to zdecyduje?

Inna interpretacją słów Trenina jest ewentualność, że były one zwrócone na zewnątrz i miały na celu zastraszenie Ukrainy i Zachodu wizją ścisłej współpracy nuklearnej Chin i Rosji. Pozostaje mieć nadzieję, że chodzi znowu o straszenie i „potrząsanie głowicą”, co niejednokrotnie w przeszłości czynili putinowcy, bez skutku.

W czasie bankietu wydanego na cześć Xi na Kremlu chiński gość miał powiedzieć swojemu gospodarzowi, że „świat doznaje obecnie zmian niewidzianych od stulecia”, zaś „my jesteśmy tymi, którzy wspólnie te zmiany przeprowadzają”. Putin miał na to odpowiedzieć, że się zgadza. Czyżby obaj wierzyli w to, że mogą wspólnie wygrać „bitwę o Ziemię”? Miejmy jednak nadzieję, że nie doceniają dzielności starego amerykańskiego pancernika...

– Robert Bogdański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Prezydenci Xi Jinping i Władimir Putin podczas spotkania w Moskwie 21 marca 2023. Fot. EPA/XINHUA / Xie Huanchi CHINA OUT / PAP/EPA
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.