Ciało. Artykuł jednorazowego użytku?
piątek,
31 marca 2023
Bóg stał się człowiekiem, wszedł między nas, cierpiał i umarł na krzyżu, a potem powstał z martwych w tym samym ciele… ciele, które nosiło ślady gwoździ i włóczni. Wcześniej jednak Jego ciało zostało pogrzebane. Dziś nie grzebiemy już ciał. Nie otaczamy ich troską i szacunkiem jak nasi przodkowie. Coraz więcej osób decyduje się je spalić..
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Esprit prezentujemy fragment książki „Śmierć jest nadzieją. Chrześcijański sens śmierci i zmartwychwstania ciała” w przekładzie Magdy Sobolewskiej.
Zdaniem chrześcijan grzebanie zwłok było aktem pokoju. Oznaczało złożenie ciała w miejscu spoczynku do czasu, gdy będzie mogło znowu połączyć się z duszą. Kremacja natomiast była aktem przemocy: szybkim, gwałtownymi całkowitym zniszczeniem ciała, w którym zamieszkiwało Ciało Chrystusa. (….)
W roku 785 Karol Wielki (…) zaczął wprowadzać prawa zakazujące rozmaitych praktyk pogańskich, między innymi kremacji. Prawo, które było pierwszym w swoim rodzaju, uznawało palenie zwłok za przestępstwo karane śmiercią: „Jeśli ktokolwiek odprawia pogańskie rytuały i pozwala, aby ciało zmarłego zostało strawione ogniem i zmienia jego kości w popiół – głosiło nowe prawo – ma zapłacić życiem”. Prawo to jednak nie przetrwało dłużej niż dynastia Karolingów. Po rozpadzie cesarstwa pod koniec IX wieku żaden inny kraj ani władza w Europie nie zakazywały kremacji. Nie musiały. Nikt nie chciał być spalony po śmierci. A skoro nikt nawet nie myślał o kremacji, nie było potrzeby uchwalać praw, które by jej zakazywały. Problem po prostu nie istniał.
Sytuacja ta utrzymała się kolejne tysiąc lat. Zmiany zaczęły się dokonywać dopiero w XIX wieku. Nagle kremacja stała się przedmiotem dyskusji wielu ludzi: francuskich radykałów, włoskich masonów, niemieckich socjalistów, rosyjskich bolszewików, angielskich lekarzy i amerykańskich architektów.
W kolejnym stuleciu ludzie już nie tylko mówili o kremacji, ale zaczynali ją praktykować. Zmiana dokonała się najpierw w Wielkiej Brytanii, a potem w całej Europie. W 1905 roku w Anglii 99,9 procent ciał zmarłych chowano w grobach. Pod koniec lat sześćdziesiątych była to już mniej niż połowa. Dziś jest to mniej niż jedna czwarta; w 2017 roku 77 procent Brytyjczyków opowiadało się za kremacją.
W Stanach Zjednoczonych nowa moda nie rozpowszechniła się tak prędko. Jeszcze w latach sześćdziesiątych poddawano kremacji mniej niż cztery procent Amerykanów. W 2018 roku odsetek ten wzrósł jednak do 53 procent. Prognozy mówią, że w 2035 roku będzie to aż 80 procent populacji.
Co takiego się stało? W jaki sposób coś, co było nie do pomyślenia przez niemal dwa tysiąclecia, stało się normą w tak zadziwiająco krótkim czasie? Odpowiedź nie jest prosta. Miały w tym swój udział modernizm, nauka i higiena. Pewną rolę odegrała też ekonomia i kultura. Ale tym, co na początku skłoniło ludzi do mówienia o kremacji, nie była żadna z tych dziedzin. Popchnęła ich do tego nienawiść do Kościoła i jego nauczania na temat śmierci i zmartwychwstania.
Stosy rewolucji
W wierze, podobnie jak w życiu, nasi wrogowie nierzadko rozumieją nas lepiej niż my sami siebie. Tak było w dużej mierze z pierwszymi zwolennikami kremacji – francuskimi rewolucjonistami, masonami, socjalistami, materialistami i ateistami. Niewzruszenie przeciwstawiali się oni Kościołowi katolickiemu i jego nauczaniu. Uważali, że chrześcijańska wiara w zmartwychwstanie ciała i zbawienie w Jezusie Chrystusie to zabobon i szczyt głupoty. Wiedzieli także, że skuteczniej się jej przeciwstawią, jeśli wystąpią przeciw poszanowaniu ciała. Zmiana praktyk pogrzebowych narodów chrześcijańskich ich zdaniem mogła przynieść lepsze owoce niż angażowanie się w skomplikowane spory na temat chrześcijańskich doktryn.
Ludzie ci wiedzieli, że przykład znaczy więcej niż wykład i że kultura wpływa na ludzkie przekonania i sposób myślenia o wiele bardziej niż wygłaszane z ambon kazania. Dlatego od końca XVIII wieku wrogowie Kościoła starali się wskrzesić praktykę, która nie istniała w chrześcijańskim świecie od tysiąca lat, mając nadzieję, że w ten sposób podkopią fundament wiary.
„Wskrzeszenie” to zaczęło się w czasach niesławnych rządów terroru rewolucji francuskiej. W 1793 roku grupa rojalistów z Tulonu zbuntowała się i odbiła miasto z rąk władz Republiki. Republikanie, którzy nie uciekli, zostali osadzeni w więzieniu. Był wśród nich trzydziestodziewięcioletni francuski lekarz i członek Konwentu Narodowego Charles Nicolas Beauvais de Préau.
Kiedy jeszcze w tym samym roku Tulon został zajęty przez armie republikańskie pod wodzą Napoleona, de Préau wyszedł z więzienia, ale pomoc przyszła za późno. W niewoli zachorował i cztery miesiące później zmarł w Montpellier. Następnego dnia republikańskie władze Montpellier ogłosiły, że zmarły jako „męczennik wolności” zostanie poddany publicznej kremacji.
Zorganizowano wielki kondukt, przeniesiono zwłoki zmarłego ulicami i złożono na specjalnie przygotowanym stosie w centrum miasta. Ogień palił się cały dzień i jeszcze długo w noc. Rano zebrano prochy „męczennika” i złożono je w Świątyni Rozumu – dawnym kościele katolickim, który zmieniono w miejsce „kultu rozumu”, gdzie odbywały się jawnie antykatolickie, ateistyczne ceremonie. Kremacja de Préau była niczym innym jak świadomą prowokacją ze strony republikanów. Stanowiła publiczne potwierdzenie ich pogardy dla Kościoła i wszystkich jego „przesądów” na temat śmierci.
Zmarły staje się dziś elementem żonglerki motywami, która nie ma nic wspólnego z tradycyjnie pojmowaną żałobą.
zobacz więcej
Rok później ateistyczni republikanie wzmocnili swoją władzę i zalegalizowali kremację, stwierdzając w dekrecie, że skoro „większość ludzkości w czasach starożytnych paliła swoich zmarłych” i skoro „praktyka ta została zakazana lub w każdym razie przestała być stosowana wyłącznie pod wpływem religii”, palenie zwłok będzie znów dostępnym wyborem dla ludzi, którzy zrzucili kajdany religijnych przesądów.
Jak zauważa świecki historyk Thomas Laqueur w swoim wszechstronnym dziele na temat ludzkiej śmierci i pochówku: W tym wszystkim nie chodziło o punkt widzenia na temat konsekwencji kremacji i pochówku: higiena, która odegrała tak znaczącą rolę w późniejszych dyskusjach i we współczesnych argumentach przemawiających za zamykaniem cmentarzy, nie odgrywała niemal żadnej roli; nie interesowano się kwestiami technicznymi. Kremacja miała być ciosem wymierzonym w tysiącletnią wspólnotę zmarłych pogrzebanych w poświęconej ziemi i miała zaproponować historycznie uzasadnioną alternatywę.
Masoni i reszta
Kiedy francuscy rewolucjoniści uznali, że kremacja jest skuteczną formą protestu przeciwko Kościołowi, inni poszli w ich ślady. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX wieku włoscy masoni byli prekursorami dążeń do zalegalizowania kremacji w ich kraju. Owszem, istnieją katolicy, którzy za wszystko obwiniają masońskie spiski. Ale nawet świeccy historycy zgadzają się, że w tym przypadku udział masonów był niezaprzeczalny.
Laqueur wyjaśnia: Loże masońskie Włoch, zwłaszcza Mediolanu i Turynu, zapewniły struktury instytucyjne potrzebne do popierania kremacji, a także opracowania nowych rytuałów i budowania specjalnie zaprojektowanych krematoriów. Jacob Salvatore Morelli, jeden z pierwszych publicystów popierających kremację, był wolnomyślicielem, feministą, adwokatem złagodzenia praw rozwodowych i masonem. Minister spraw wewnętrznych, który wydał pozwolenie na pierwszą legalną kremację we Włoszech 22 stycznia 1876 roku, był masonem, podobnie jak Alberto Keller, niemiecki biznesmen wyznania luterańskiego, który został wówczas skremowany.
Nie przypadkiem Ludovico Brunetti, konstruktor pierwszego nowoczesnego krematorium, który zaprezentował swoje wynalazki na wiedeńskiej wystawie światowej w 1873 roku, również należał do masonerii.
Ale nie tylko masoni byli orędownikami kremacji. Równie gorącymi jej zwolennikami byli niemieccy socjaliści i rosyjscy bolszewicy. Oni także, rzecz jasna, nie sprzyjali Kościołowi.
Laqueur pisze dalej: W roku 1920, kiedy mogłoby się wydawać, że istnieje wiele ważniejszych spraw, komuniści i socjaldemokraci w Niemczech dyskutowali nad tym, czy członkowie towarzystw kremacyjnych powinni mieć obowiązek wypisania swoich dzieci z lekcji religii w szkołach publicznych. Tak, przekonywali komuniści, bo stawką jest rewolucja kulturowa; nie można zadowalać się półśrodkami (…).
Orędownicy postępu
Niemieckich i rosyjskich zwolenników kremacji motywowały nie tylko antyreligijne przekonania. Pogardzie dla Kościoła w obu tych krajach towarzyszył podziw dla postępu i technologii. „Obok samochodu, traktora, elektryfikacji – droga dla kremacji!”, głosił jeden z bolszewickich plakatów.
W Anglii i Stanach Zjednoczonych obok ateistów i materialistów podzielających socjalistyczną i bolszewicką pogardę dla tradycji religijnej lekarze i eksperci do spraw higieny prowadzili kampanię na rzecz kremacji pod hasłami zdrowia publicznego. Niektórzy obawiali się zanieczyszczenia wód gruntowych przez rozkładające się ciała. Inni przestrzegali przed uwalnianymi przez nie trującymi gazami, które mogłyby szkodzić zdrowiu społeczeństwa. W ich przekonaniu ciała były niczym więcej jak „resztkami”, śmieciami, odpadami biologicznymi, które „stwarzały palący problem dla inżynierii sanitarnej w czasach wojny i chroniczny codzienny problem dla analogicznych służb w ramach społeczeństwa obywatelskiego”.
Wraz ze wzrostem populacji, argumentowali, państwa muszą znaleźć bardziej wydajne sposoby utylizowania tych odpadów niż pochówek. Pierwszym krokiem w tym kierunku było skonstruowane w 1873 roku krematorium Brunettiego.
Wprawdzie udaje ci się odsunąć śmierć, ale czy uda ci się ją usunąć?
zobacz więcej
Sir Henry Thompson, jeden z lekarzy królowej Wiktorii, widział wynalazek Brunettiego na wystawie wiedeńskiej. Wrócił do kraju i od razu założył Brytyjskie Towarzystwo Kremacji. Składało się ono z uczonych, lekarzy i innych znakomitych osobistości, jak na przykład pisarz Anthony Trollope. Sponsorowano badania mające na celu udoskonalenie urządzenia Brunettiego. Prowadzono także kampanie na rzecz upowszechnienia kremacji dowodząc, że może ona „uchronić żywych przed zepsuciem”.
W XX wieku do popularności krematoriów przyczyniły się argumenty natury ekologicznej. Zwolennicy kremacji dowodzili, że po prostu nie ma już miejsca na grzebanie zmarłych. Kremacja, jak utrzymywali, stała się koniecznością w świecie, którego populacja rośnie wykładniczo, a miasta stają się coraz bardziej przeludnione.
Nie pomagały też rosnące koszty pogrzebu. W Stanach Zjednoczonych pochówek drożał coraz bardziej, dlatego też kremacja stała się ekonomicznym i praktycznym rozwiązaniem dla rodzin, które nie chciały wydawać na pogrzeb odpięciu do dziesięciu tysięcy dolarów (średni koszt w 2016 r.) i kolejnych tysięcy na miejsce na cmentarzu i płytę nagrobną. Kremacja kosztuje obecnie w USA od ośmiuset do trzech tysięcy dolarów, co – jeśli liczą się tylko kwestie finansowe – stanowi ogromną różnicę.
W XXI wieku do tej mieszanki argumentów doszła jeszcze globalizacja. Mimo że niektóre religie – zwłaszcza islam, ale także ortodoksyjny judaizm – zabraniają kremacji, inne – takie jak hinduizm i buddyzm – od zawsze praktykowały palenie zwłok. Im więcej przedstawicieli rozmaitych kultur i religii żyło obok siebie, tym bardziej przyzwyczajano się do kremacji w krajach Zachodu.
Ja i tylko ja
Ostatecznie to nie masoneria, nauka czy globalizacja przechyliła szalę na stronę zwolenników kremacji. Dokonał tego modernizm i postmodernizm, dwa powiązane ze sobą sposoby postrzegania świata, osoby i ludzkiego ciała, które zdominowały Zachód w XIX i XX wieku.
Przez długie stulecia, kiedy grzebano ciała zmarłych, większość ludzi patrzyła na świat z sakramentalnego punktu widzenia. Uważali oni, że cały świat, jako stworzony i umiłowany przez Boga, ma nam coś do powiedzenia o swoim Stwórcy. Wiedzieli, że to, co Bóg stworzył, objawia część prawdy o tym, kim On jest. Mieli świadomość, że to samo dotyczyło i dotyczy także osoby ludzkiej. Mężczyźni i kobiety zostali stworzeni na obraz Boży, a ponadto Jezus Chrystus, Syn Boży, sam stał się człowiekiem. Przyjął ludzkie ciało i ludzką naturę, aby po swojej śmierci i zmartwychwstaniu udzielić ludziom swojej Boskiej natury poprzez Eucharystię. Właśnie to czyni ciało ochrzczonego wiernego nie tylko obrazem, ale także świątynią Boga. (…)
Kiedy moderniści usunęli Boga z centrum, świat materialny, niegdyś przesycony Boskim sensem, stał się – w oczach ludzi – kolejną sferą, którą mogli sobie podporządkować. Materia przestała być świadectwem działania Stwórcy; stała się tylko materią – czymś, czym człowiek może manipulować i czego może używać do woli.
Ciało również przestało być dla ludzi obrazem Boga, świątynią Ducha Świętego, której przeznaczeniem jest zmartwychwstanie w dniu ostatecznym. Ono także stało się materią: cenną za życia, dopóki spełniało swoje zadania – młode, silne, zdrowe i piękne, zaś uciążliwą, bezużyteczną i małoważną, gdy zaczynało się starzeć, słabnąć i chorować.
Im powszechniej ten sposób myślenia przenikał ze świata nauki do głównego nurtu myśli zachodniej, tym łatwiejsza do zaakceptowania stawała się praktyka kremacji. Jeśli tak postrzegamy ciało, to oczywiście można je spalić. Jaki sens miałoby zachować je od ognia? Jakie znaczenie ma ciało, które już do niczego nie służy? Jest tylko materią – i to materią szybko ulegającą rozkładowi.
Po modernizmie przyszedł czas na postmodernizm, który wbrew nazwie wcale nie stanowił zaprzeczenia modernizmu. Potwierdzał on raczej najważniejszą tezę modernizmu, że centrum wszystkiego jest człowiek. Jedyna rzeczywista różnica polegała na tym, że postmodernizm postawił w centrum nie człowieka jako takiego, ale pojedynczą jednostkę, dowodząc, że uczucia, przekonania i doświadczenia jednostki są ważniejsze niż wszystko, nawet racjonalne myślenie. Odrzucenie uniwersaliów na rzecz jednostkowości oraz postmodernistyczne twierdzenie, że wszystko jest pozbawione znaczenia – że nie ma prawdy, dobra ani powszechnie obowiązującej moralności – tylko dolały oliwy do ognia.
Koniec końców, jeśli Bóg zupełnie zniknął z horyzontu, a „moje uczucia”, „moje pragnienia” i „moja wola” stały się jedynymi wyznacznikami tego, co prawdziwe lub słuszne, to czemu nie miałbym kazać spalić swojego ciała po śmierci i rozsypać go nad ogrodem, jeziorem albo miastem, które znaczyły w moim życiu najwięcej? Perspektywa bycia pochowanym w poświęconej ziemi, mająca znaczenie dla społeczności, rodziny i wspólnoty wierzących, stała się o wiele mniej atrakcyjna niż perspektywa rozsypania prochów wzdłuż ulubionej trasy spacerów, mająca znaczenie wyłącznie dla mnie. (…)
Przykład czy wykład?