Kultura

Wniebowstąpienie wieloryba. Dziwaczny Bóg Aronofsky’ego

Film, za który Brendan Fraser dostał Oscara, wzbudza kontrowersje. Jednak nie takie jak powinien. Obrazowi zarzuca się „body shaming”, czyli złamanie jednego z dogmatów politycznej poprawności. Choć reżyser nakręcił dzieło wyrażające jego specyficzne religijne spojrzenie na świat.

– Czy wierzysz w Boga? – zapytał reżysera Derrana Aronofsky’ego jego znacznie starszy zawodowy kolega William Friedkin. Miało to miejsce podczas rozmowy na podcaście Gildi Amerykańskich Reżyserów „Director’s Cut” w 2017 roku. Reżyser legendarnego „Egzorcysty” rozmawiał z Aronofskym przy okazji premiery jego filmowego traktatu „Mother!”.

Choć „Egzorcysta” z 1973 roku jest z ducha filmem katolickim, czego nie ukrywał przecież wyznający katolicyzm autor książki i scenariusza William Peter Blatty (sam wyreżyserował kontrowersyjną trzecią część z 1990 roku), to Friedkin cały czas określa się jako ateista, ale kierujący się naukami Jezusa.

Czy Aranofsky również jest ateistą? Na pewno w innym stopniu niż Friedkin. Filmy Aronofsky’ego są przepełnione religijnym synkretyzmem.

Derran Aronofsky niejednokrotnie mówił, że nie jest człowiekiem religijnym, choć wychowano go w tradycji judaistycznej. W rozmowie z Friedkinem podkreślił, że Pismo Święte należy do wszystkich i nie widzi problemu w reinterpretowaniu jego historii i odczytywaniu ich na nowo.

„Wieloryb”, za którego Oscara zdobył w tym roku Brendan Fraser, jest kontynuacją poszukiwań, jakie od czasu „Pi” (1998) towarzyszą wychowanemu na Brooklynie filmowcowi. „Źródło” (2006), „Noe: Wybrany przez Boga” (2014), „Mother!” (2017) i wspomniany „Wieloryb” (2022) to filmy mocno i jednoznacznie odwołujące się do Biblii i judeochrześcijańskiego mistycyzmu, pomieszanego z ekologicznym, a nawet neopogańskim spojrzeniem na Matkę Ziemię. Aronofskiego interesuje coś jeszcze. Zderzenie nauki z duchowością oraz konflikt ciała z duszą.

„Wieloryb” łączy wszystko, co reżyser eksploatował wcześniej w swoich głośnych obrazach doprowadzania ciała do ostateczności i autodestrukcji. O tym był „Zapaśnik” (2008) z wybitnym w głównej roli Mickeyem Rourke’m oraz „Czarny łabędź” (2010) z nagrodzoną Oscarem Natalie Portman. Oba opowiadały o autodestrukcji ciała w imię doprowadzania go do perfekcji. Oba opowiadały o też o ofierze.

„Wieloryba” można potraktować jako kontynuacje tych dzieł. To znamienne, że kontrowersje wokół najnowszego filmu dotyczą oskarżania go o „body shaming” [poddanie kogoś poniżeniu i krytyce ze względu na jego cechy cielesne – red.] To oczywiście czyste kuriozum, które mogło się pojawić tylko w przestrzeni publicznej zdegenerowanej przez kulturę wiktymizacji, gdzie nie wolno już krytykować otyłych, mimo że akceptowanie ich choroby jest destrukcyjne dla społeczeństwa oraz dla ich samych.

Niestety żyjemy w czasach tak infantylnych, że ataki na film Aronofsky’ego z tych idiotycznych pozycji zupełnie nie dziwią. Szokuje natomiast to, że tak niewiele pojawiło się religijnych analiz „Wieloryba”. A to te wątki są najmocniejszą, ale też najbardziej drażliwą (głównie dla chrześcijan) częścią filmu. No, ale w świecie celebracji i składania pokłonu materii muszą pozostają słabo dostrzegane.

Łaska, przebaczenie, odkupienie

Brendan Fraser wciela się w tym filmie w Charliego, nauczyciela, który prowadzi zajęcia ze studentami przy wyłączonej kamerce internetowej. Wstydzi się swojej monstrualnej wagi i żyje zamknięty w mieszkaniu. Jedyną osobą, która go odwiedza, jest pielęgniarka i przyjaciółka Liz (Hong Chau). Przynosi mu kolejne porcje śmieciowego jedzenia, ale też usilnie namawia go na leczenie. Liz wie, że Charliemu zostało już niewiele czasu i niebawem jego otłuszczone organy odmówią posłuszeństwa.

Tymczasem w życiu obżerającego się Charliego pojawia się nieoczekiwanie porzucona przez niego w dzieciństwie – dziś zbuntowana i gniewna – córka Ellie (Sadie Sink). Ma pretensje o to, że ojciec lata wcześniej rozstał się z rodziną i związał się z mężczyzną, swoim uczniem.

Gdy jego partner popełnił samobójstwo, Charlie zatopił się w depresji, która zamieniła się w kompulsywne obżarstwo. – Nie chcę odkupienia – mówi misjonarzowi (Ty Simpkins), który (nieproszony intruz, to motyw znany z innego religijnego filmu Aronofsky’ego, o czym później) przychodzi do jego mieszkania głosić Dobrą Nowinę.

Tyle, że cała droga Charliego prowadzi właśnie do odkupienia. Odkupienia poprzez złożenie ofiary.

Scenariusz „Wieloryba” powstał na podstawie sztuki teatralnej Samuela D. Huntera z 2012 roku. Hunter był wychowany w Kościele Episkopalnym, gdzie od wczesnych lat zderzał się jego homoseksualizm z wiarą rodziców. Ostatecznie wiarę porzucił, ale w „Wielorybie” chciał wyeksponować jej najważniejsze aspekty: łaskę, przebaczenie i odkupienie.
Brendan Fraser w filmie "Wieloryb". Fot. materiały prasowe / Monolith Films
Charlie świadomie składa ofiarę z siebie. Odmawia poddania się leczeniu, zaś wszystkie swoje pieniądze chce oddać córce. Cytuje przy tym esej (u nas to by się nazwało wypracowaniem) o „Moby Dicku” Hermana Melville’a, napisany przez jego córkę w podstawówce. Wie, że cielsko wieloryba musi zostać unicestwione, ale to ten tekst paradoksalnie ratuje mu kilka razy życie.

Ellie napisała swój esej w czasie, gdy ich rodzina miała swój idylliczny czas, zanim Charlie porzucił bliskich. To był ich raj, Eden, który jest ważnym elementem całego kina Aronofskiy’ego.

Na marginesie warto dodać, że w cytowanej na początku tego tekstu rozmowie z Aronofsky’m, reżyser „Egzorcysty” przywołuje historie Jonasza i wieloryba, w kontekście własnego spojrzenia na biblijną mitologię.

Drogę do śmierci Charliego, „kuszonego” przez misjonarza namawiającego go do podążenia chrześcijańską drogą, obserwujemy na przestrzeni niecałego tygodnia. Historia zaczyna się w poniedziałek, gdy Charlie słyszy wyrok. W czwartek pojawia się przerażający obraz jego Ostatniej Wieczerzy. Finał ma miejsce w piątek, gdy następuje męczeńska śmierć i natychmiastowe, dosłowne, wniebowstąpienie „wieloryba” – po oczyszczeniu sumienia.

To najbardziej wykpiwany przez krytyków filmowych fragment filmu Aronofsky’ego, który jednak wpisuje się w całą dziwaczną teologię reżysera, który na swój pokręcony widelec wziął wcześniej historię samego Noego.

Ludzie i zwierzęta

Można „Wieloryba” łączyć z „Zapaśnikiem”, którego bohater również szukał odkupienia. Jego niegdyś perfekcyjnie wyrzeźbione ciało stało się jego krzyżem. Golgotą był ring, a zbawieniem wybaczenie córki. Ciało okaleczała też dążąca do perfekcji bohaterka „Czarnego łabędzia”.

Charlie zaś dokonuje spowiedzi przed byłą żoną i córką, ale jednocześnie nie zawraca z autodestrukcyjnej ścieżki, jaką poszedł wcześniej jego partner. W sztuce Huntera była to anoreksja. Aronofsky woli skupić się na samym związku obu mężczyzn i przeciwstawić go moralnemu fundamentalizmowi uosabianemu przez młodego misjonarza. Wniebowstąpienie Charliego nie następuje więc na skutek odrzucenia jego skłonności seksualnej, która przecież wciąż dla większości chrześcijan jest grzechem.

To znamienne, że również M. Night Shyalamalan („Szósty zmysł”, „Znaki”) w swoim najnowszym apokaliptycznym horrorze „Pukając do drzwi” pokazuje, że zbawienie świata przychodzi przez ofiarę (niemal jak u Andrieja Tarkowskiego) homoseksualnej rodziny, której miłość jest krystalicznie czysta. Wniebowstąpienie gejów? Kto by pomyślał, że tak odległe od Aronofsky’ego kino Shyamalana połączy taka modernistyczna myśl.

Czy to zaskakujące w twórczości Aronofsky’ego? Nie, bo przecież nawet jego wersja historii Noego jest zanurzona w dzisiejsze spojrzenie ekologiczne. W „Noe. Wybrany przez Boga” ludzkość jest potępiona, bo nie żyje w rajskiej symbiozie z naturą i zwierzętami. Grający Noego Russel Crowe już na wstępie tłumaczy synom, że zjadanie zwierząt jest złe. Główny czarny charakter, będący potomkiem Kaina (Ray Winston) wygłasza tyradę, że zwierzęta mają podlegać ludziom, po czym zabija zwierzę z Arki i spożywa je na oczach kolaborującego z nim Chama.

Na wschód od Edenu. Ale jakiego?

Eden i wypędzenie ludzi na Wschód jest czymś, co od lat fascynuje Aronofsky’ego. W „Źródle” (2006) lekarz (ale też na innych płaszczyznach czasowych konkwistador i astronauta) grany przez Hugh Jackmana szuka nieśmiertelności w biblijnym Drzewie Życia. Racjonalista i naukowiec próbuje wyleczyć z raka swoją ukochaną żonę (Rachel Weisz) i to dzięki jej głębokiej duchowości wraca do Edenu.

Odkupienie następuje tutaj również przez miłość, ale też oderwanie duszy od ciała. Wniebowstąpienie polega na fizycznym złączeniu się z Drzewem Życia, co potem jest główną myślą „Noego”. Bóg mieszka w przyrodzie i tylko nasza symbioza z nią daje nam wieczność.

Wielki hollywoodzki teolog przyrody Terence Malick przybija tutaj piątkę Aronofskiemu, choć akurat on w ostatnim swoim filmie „Ukryte życie” ostatecznie porzucił religijny synkretyzm na rzecz katolicyzmu. Aronofsky jest zaś tym synkretyzmem przepełniony. A może to nawet gnostycyzm?

Ukaranie ciała atletycznego zapaśnika, otyłego nauczyciela i baletnicy grającej białego i czarnego łabędzia jest po to, by uwolnić czystego ducha. Matematyk z jego debiutanckiego „Pi” widział możliwość boskiego pierwiastka w doskonałości i nieskończoności liczb. On również musiał swoje zmasakrowane migrenami ciało okaleczyć.

Serial, który ma obejrzeć miliard ludzi

Niebieskookich blondynów w nim nie ma.

zobacz więcej
Czyż nie to samo robili narkomani z „Requiem dla snu”? Oni szukali nirwany z heroinie, tabletkach i seksie. Powrót do Edenu najmocniej wybrzmiewa w „Mother!”. Javier Bardem i Jennifer Lawrence wcielają się w małżeństwo, które własnymi rękoma odbudowuje rodzinny dom. Ich spokój naruszają przybysze – lekarz (Ed Harris) i jego żona (Michele Pfeiffer). Szybko odnajdujemy tropy wskazujące, o czym jest ten film. Bardem jest jak Bóg Ojciec. Starotestamentowy, zawistny i pragnący poklasku od ludu Boga, którego najjaśniejszą stroną jest Ona. Czyli kto?

Przybysze to Adam i Ewa, na których oczach jeden syn zabija drugiego. Film „Mother!” jest zaś napakowany motywami wyrwanymi z Księgi Rodzaju i Apokalipsy św. Jana. Mamy również ofiarę Chrystusową, którą ponosi syn głównej pary.

Tyle, że nie jest to ofiara świadoma, bo następuje w wieku niemowlęcym. Ich syn jest oddany fanatycznej masie w imię zaspokojenia egotyzmu Boga Ojca. Lawrence mogłaby by być więc uznana za postać maryjną albo Ducha Świętego.

Tyle, że ona chce odciąć się od przybyszów i służyć zachciankom swojego kapryśnego męża. Jest więc raczej pogańską boginią symbolizującą Ziemię, którą brukają głupi ludzie. Stworzeni przez kogo? Złośliwego demiurga? A więc znów gnoza, czy może jakiś rodzaj deizmu?

Midrasz Aronofsky’ego

„Mother!” najlepiej pokazuje, że brak spójnej wizji w eklektyzmie religijnym Aronofsky’ego. Nigdy nie brakuje jednak w nim pierwiastka ekologicznego. Dom i ogród Jego i Jej są deptane przez ludzi, którzy wchodzą do domu nieproszeni i niszczą jego harmonię. Wracamy więc do wymowy „Noego” i „Źródła”. Boska jedność jest możliwa tylko dzięki symbiozie z przyrodą. Ci, którzy ją niszczą ostatecznie zostaną zmieceni z powierzchni Ziemi przez nowy potop. Przetrwają tylko sprawiedliwi, jak ekolog Noe i jego rodzina. Albo Charlie – Moby Dick, który zostaje wzięty do nieba po uwolnieniu ducha ze zbrukanego ciała. ODWIEDŹ I POLUB NAS Cóż, Aronofsky wyrósł z judaizmu, więc midrasz (rozumiany w tym przypadku jako osobiste interpretowanie Tory) jest mu bliski. Gdy Willliam Friedkin powiedział, że dosłowne traktowanie teorii Wielkiego Wybuchu jest mu równie dalekie, jak dosłowne odczytywanie Księgi Rodzaju, Aronofsky odparł, że tylko nauka odpowiada na niektóre pytania. – Jestem naukowcem, ale chętnie posłucham, w jakiego Boga ty wierzysz – odparł. A czy my uwierzymy we wniebowstąpienie wieloryba?

– Łukasz Adamski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.