Kultura

Serial, który ma obejrzeć miliard ludzi

Chrześcijanie finansują sobie własny film o Jezusie, nie oglądając się na interesy wielkiego biznesu, polityczną czy laicką poprawność.

Najpierw była bezprecedensowa zrzutka fanów, która okazała się największym sukcesem w historii przemysłu filmowego, później realizacja scen Kazania na Górze, w której uczestniczyło 2 tysiące darczyńców wpłacających „co łaska” za to, aby wystąpić w serialu jako statyści. Sukcesu dopełniła wersja kinowa rozbijająca bank w amerykańskim Box Office. Twórcom projektu medialnego „The Chosen” („Wybrany” lub „Wybrani”), serialu o życiu Jezusa, wszystko idzie nie mniej udanie niż głównemu bohaterowi cudowne rozmnożenie chleba i ryb. Chrześcijańską produkcję obejrzało już blisko 400 milionów widzów.

Cała historia pomysłu reżysera Dallasa Jenkinsa także zaczyna się od wydarzeń znad Jeziora Galilejskiego opisanych we wszystkich czterech ewangeliach. „Pamiętaj, Twoim zadaniem NIE JEST nakarmić 5000 ludzi. Ty masz tylko przynieść chleb i ryby” – napisał mu ktoś na internetowym komunikatorze. Wkrótce po tym powstała etiuda „The Shepherd” („Pasterz”) wyświetlona na Facebooku, a nakręcona na farmie przyjaciela niskobudżetowa produkcja o narodzinach Jezusa.

Jenkins, głęboko wierzący protestant (jest chrześcijaninem ewangelikalnym) z północno-zachodniego wybrzeża USA, nazwał filmik pilotem serii i wezwał do zbiórki. Efekt przerósł jego najśmielsze oczekiwania: 10 milionów dolarów pozwoliło na finansowanie pierwszych odcinków serialu „The Chosen” – nowocześnie zrealizowanej produkcji o życiu Jezusa. W sumie ma być ich ponad 40, a pierwszych osiem można właśnie oglądać w TVP1 oraz na platformie VOD.TVP.PL.

Serial jest rozpowszechniany także bezpłatnie na stronie internetowej producenta i w aplikacji mobilnej (w wersji oryginalnej emitowane są tam już odcinki 3. sezonu), która od miesięcy konsekwentnie utrzymuje się w globalnym rankingu 50 najczęściej ściąganych na świecie. Zresztą sam youtubowy kanał projektu, na którym reżyser zdradza postępy prac, pokazuje szczegóły z planów, a czasem na żywo łączy się z fanami, ma blisko 1,9 mln subskrypcji.

Twórcy posługują się hasłem

„#BingeJesus”

nawiązującym do znanego zjawiska w świecie serialowych widzów: oglądania odcinków bez ograniczeń ramówki telewizyjnej, jeden po drugim, albo wszystkie w czasie jednego weekendu.

Binge watching (po polsku okreśalne jako „kompulsywne oglądanie seriali”) to jedno z nowych nawyków widzów platform streamingowych. Na VOD TVP, Netfliksie czy HBO Max filmy możemy oglądać kiedy chcemy, gdzie chcemy oraz jak chcemy, a są tam także i premiery kinowe.

Upowszechnił się również format mini-series wypierający tradycyjną formułę filmu trwającego 100, czy 130 minut. To 8-, 10-odcinkowe mniej niż godzinne produkcje, realizowane według standardów kinowych filmów fabularnych, znacznie wyższej jakości od telewizyjnych tasiemców.

Tylko że ze światem platform streamingowych przyszło inne zagrożenie. Ich monopol na przekaz.

To menedżerowie kilku największych firm świata nowych telewizyjnych mediów trzymają rękę na tym, co pokazuje się na ich platformach. Przez to mamy nową kulturową macdonaldyzację świata, dostosowanie produkcji filmowych (niezależnie od tego, gdzie są realizowane) do jednolitego amerykańskiego wzoru, także jeśli chodzi o świat wartości. Promowana jest więc wizja świata wedle sztancy lewicowo– liberalnych elit: w każdym serialu musi być przedstawiciel mniejszości seksualnych lub osoba niebinarna, a w produkcjach historycznych Afroamerykanie odgrywający bohaterów choćby z białej wiktoriańskiej Anglii.

Z drugiej strony mamy krytykę lub wyśmiewanie wartości tradycyjnych, przede wszystkim chrześcijaństwa. Tak działo się w serialach „Pierwsze kuszenie Chrystusa” czy kreskówce „Paradise PD". Ciekawe, że twórcy raczej nie decydują się na podobne kroki w stosunku do dogmatów islamu czy buddyzmu… Ten trend odczuł już Mel Gibson, którego pomysł na „Pasję” 20 lat temu odrzuciło siedem największych studiów Hollywood.
Jednocześnie od kilku dekad w Stanach Zjednoczonych silny jest nurt tzw. christian movies, specyficznych produkcji realizowanych przez wiernych z kościołów protestanckich, do których w USA należy ponad 100 milionów ludzi. Filmy te dziś stanowią ważny segment amerykańskiego kina. Posiadają wierne grono widzów, fundusze, własne studia filmowe, festiwale i nagrody takie jak Movieguide Awards, nazwane chrześcijańskimi Oscarami. Jednak nie wychodzą poza wyznaniową niszę w Ameryce, nie przebijają się do hollywoodzkiego mainstreamu, głównie przez charakter przekazu, ale też tematykę poruszającą np. prawo do życia.

Dlatego serial

„The Chosen” jest przewrotem,

gdyż stworzony przez Amerykanów równie chętnie jest oglądany przez katolików w Europie. – Sądzę, że to sukces „Pasji” Mela Gibsona, filmu katolickiego, zmobilizował środowiska protestanckie do realizacji większej produkcji bazującej na Ewangelii – mówi Tygodnikowi TVP krytyk filmowy Łukasz Adamski, podkreślając, że „The Chosen” trzeba docenić nie tylko za poziom realizacji, ale przede wszystkim za stworzenie własnej społeczności i nowatorski w branży sposób finansowania produkcji. – Serial jest w pełni niezależny od wielkich studiów, co troszkę przypomina mi sytuację ze Stanów w latach lat 70. XX wieku, gdy Afroamerykanie także stworzyli swój własny gatunek „Blaxploitation” w pełni samofinansowany, bez oglądania się na zdominowany przez białych establishment. Dziś mamy sytuację podobną: chrześcijanie finansują sobie własny film o Jezusie, nie oglądając się na interesy wielkiego biznesu, polityczną czy laicką poprawność.

„The Chosen” zebrał już 40 milionów dolarów dotacji od widzów i jest dostępny w ponad 74 wersjach językowych (w tym z dubbingiem w 12 językach). Reżyser zadeklarował ostatnio, że chce, aby jego serial został obejrzany przez co najmniej miliard widzów i aby był dostępny w każdym języku świata.

Skąd wziął się fenomen serialu, który opowiada historię znaną nam dobrze już z pierwszych katechez? Co wyróżnia „The Chosen”? Wszak Ewangelie przenoszono na filmowy ekran od samych początków istnienia kina. Ponad 120 lat temu we francuskim studiu Pathe powstał niemy „La Vie et la passion de Jesus Christ”, początek serii mniej lub bardziej udanych adaptacji życia i dziejów Chrystusa, z których najbardziej docenione przez krytyków były z pewnością „Jezus z Nazaretu” – miniserial biblijny z 1977 roku w reżyserii Franca Zeffirellego oraz wcześniejsza „Ewangelia wg św. Mateusza" Pier Paola Passoliniego. Ten reżyser skandalista, komunista i homoseksualista, tak chciał wszystkich zaskoczyć, że stworzył obraz który… zachwycił krytyków z „L'Osservatore Romano". ODWIEDŹ I POLUB NAS Później były oczywiście kontrowersyjne „Ostatnie kuszenie Chrystusa” Martina Scorsese, a także rockopera Andrew Lloyda Webbera „Jesus Christ Super Star”. Z czasów nam bliższych warte odnotowania są oczywiście najprostsza, najlepiej przyswajalna „Opowieść o Zbawicielu” Phillipe Saville’a (2003) będąca dokładnym odwzorowaniem Ewangelii Św. Jana, później wspomniana już nowatorska, ale szokująca realizmem cierpienia Chrystusa „Pasja” Mela Gibsona czy „Maria Magdalena” Gartha Davisa z ciekawą mroczną kreacją Joaquina Phoeniksa jako Jezusa.

W „The Chosen” nie ma mroku ani cierpienia (jak na razie). Ukończone dotychczas odcinki kończą się wygnaniem Jezusa z rodzinnego Nazaretu. Jest za to ludzkie przedstawienie postaci bohaterów, które czynią z produkcji po prostu dobry serial mogący zainteresować zwyczajnych widzów, także tych dalekich od chrześcijaństwa. Siłą produkcji Jenkinsa jest odwaga w kreacji pobocznych wątków, związanych z codziennym życiem późniejszych apostołów, choć twórcy w napisach zastrzegają, że wydarzenia i wypowiadane kwestie są w pełni zgodne z uznanymi przez Kościół czterema Ewangeliami.

„Autorzy Ewangelii nie pisali scenariuszy.

Oni pisali Ewangelie” – podkreślają.

Warto podkreślić, że Jezus nie jest w tym serialu głównym bohaterem, a po prostu jedną z kilku pierwszoplanowych postaci.

Żydzi przekraczają magiczną granicę. Mistyka i chaos na scenie

Czujemy, ze powinniśmy się martwić, współczuć, ale nie do końca wiemy, czym martwić i komu współczuć.

zobacz więcej
Podobnie jak Szymon zwany Piotrem, uroczy dorobkiewicz i spekulant wchodzący w konszachty z rzymskim okupantem, Mateusz ewidentny zdrajca swojej religii i narodu wysługujący się Rzymianom jako poborca podatków, czy Nikodem – faryzeusz zafascynowany Mesjaszem, ale nie mogący zdobyć się na porzucenie wygodnego życia i uznanej pozycji społecznej. Apostołowie dołączający do kręgu Jezusa w kolejnych sezonach nie są anonimowym zbiorem dwunastu brodatych mężczyzn o semickim wyglądzie, ale ludźmi z krwi i kości, mającymi swoje oczekiwania, interesy i słabości.

Wyobraźnia twórców często wykracza poza przekaz Ewangelii. Dzieje się tak w przypadku Tomasza, który trafia na wesele w Kanie Galilejskiej jako operatywny dostawca usług cateringowych i już wtedy (nie dowierzając) na własne oczy widzi cud przemiany wody w wino. Sama scena wesela, jednego z najważniejszych momentów zawartych w ewangelijnym przekazie, daje nam obraz uroczystości, w jakiej moglibyśmy brać udział także i dziś. To właśnie w relacjach społecznych Jenkins pokazuje Jezusa jako… człowieka. Przybysz z Galilei to ujmujący facet pełen humoru, potrafiący tańczyć, bawić się, żartować czy nawet dogryzać swoim uczniom.

Ważnym wątkiem serialu jest… polityka i realia bądź co bądź okupacji, pod jaką znajdowali się mieszkańcy Judei w czasach Jezusa. Pomimo oczekiwań swoich uczniów Nauczyciel odrzuca pomysł powołania konspiracyjnego związku zbrojnego, oddając cesarzowi to, co cesarskie, a Bogu to, co boskie.

Ciekawie przedstawiona jest też rola kobiet, zwłaszcza interpretacja losów Marii Magdaleny, „Apostołki Apostołów”, zrehabilitowanej dopiero w 1969 roku, gdy papież Paweł VI ogłosił, że nie była kobietą lekkich obyczajów. W serialu poznajemy ją już w dzieciństwie, jest kobietą mającą problemy psychiczne i alkoholowe, której Jezus pomaga jako jednej z pierwszych.

Czy narracja serialu nie wprowadza czasem wątków, które dzielą protestantów i katolików? O „The Chosen” można mówić jako produkcji ekumenicznej, a nawet międzyreligijnej, bo protestanccy twórcy zaangażowali jako konsultantów m.in. rabina Jasona Sobela i rzymskokatolickiego księdza Davida Guffey’a, Zaś odtwarzający postać Jezusa mało znany wcześniej aktor Jonathan Roumie jest praktykującym katolikiem, kawalerem watykańskiego Orderu św. Grzegorza Wielkiego.

Zresztą obsada serialu jest przekonująca. Niebieskookich blondynów brak, większość aktorów ma bliskowschodnie korzenie i aparycję, nawet jeżeli są Amerykanami. To też element, który odróżnia „The Chosen” od tzw. filmów „sandałowych”, jak o amerykańskim kinie chrześcijańskim mówią nawet życzliwi krytycy.

Sama produkcja, jak na Nowy Testament przystało, była realizowana w Kafarnaum, ale tym teksańskim – Capernaum Village, specjalnym plenerowym studiu zbudowanym dla twórców filmów o starożytności. Oszczędność w gospodarowaniu społecznościowym budżetem sprawiła, że twórcy starali się maksymalnie ograniczyć koszty. Dlatego nie ruszyli się poza Stany Zjednoczone, realizując zdjęcia

nie w Izraelu, ale także w Utah,

wykorzystując zbudowaną wcześniej replikę Jerozolimy stworzoną przez… mormonów. Scenografię zbudowali oni na potrzeby swoich własnych filmów. – „The Chosen” pokazuje, że przy dzisiejszych środkach technicznych mając dobry pomysł i sztab zdolnych ludzi, można zrobić przyzwoitą produkcję – dodaje Łukasz Adamski.

Zmarły w roku 2016 ksiądz Jan Kaczkowski wielokrotnie używał sformułowania „katolipa”, określając w ten sposób przaśne, archaiczne sposoby, jakimi Kościół próbuje ewangelizować młode pokolenie coraz częściej porzucające religię. W przypadku „The Chosen” mamy do czynienia z czymś zgoła innym - z nowym, potężnym arsenałem ewangelizacji, ale także niemałym ekumenicznym fenomenem społecznym. Poza tym ogromny prztyczek w nos mainstreamowych platform, które od lat nie dopuszczają chrześcijańskich treści do swojej oferty.

– Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


TVP1 pokazuje „The Chosen” od 27 grudnia 2022, kolejne odcinki są także dostępne na platformie VOD TVP.
■ 1, „Wezwałem cię po imieniu” – 27.12, g. 8:35
■ 2, „Szabat” – 28.12, g. 8:35
■ 3, „Jezus kocha dzieci” – 29.12, g. 8:35
■ 4, „Zbuduję na skale” – 30.12, g. 8:35
■ 5, „Prezent ślubny” – 2.01, g. 8:35
■ 6, „Nieopisane współczucie” – 3.01, g. 8:35
■ 7, „Zaproszenia” – 4.01, g. 8:35
■ 8, „Ja Nim jestem” – 5.01, g. 8:35
The Chosen - trailer
Zdjęcie główne: "The Chosen" (2017), reż. Dallas Jenkins. Fot. REPRODUKCJA TVP
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.