Sam papież pod koniec marca odniósł się do kwestii AI podczas audiencji dla uczestników owych Dialogów. Franciszek zauważył: „Rozwój sztucznej inteligencji to ogromny potencjał dla ludzkości. Zostanie on jednak wykorzystany tylko wtedy, gdy ci, którzy rozwijają te techniki, zachowają konsekwentną wolę działania w sposób etyczny i odpowiedzialny”. Dokładnie tak, jak kierowcy autobusów czy lekarze, budowniczy mostów albo producenci zabawek, prawda?
Jak podał portal Vatican News, „Franciszek zauważył, że jeśli rozwój sztucznej inteligencji ma służyć ludzkości, to jego podstawowym kryterium musi być godność osoby ludzkiej. Dotychczasowe dane zdają się natomiast sugerować, że techniki cyfrowe posłużyły do zwiększenia nierówności w świecie i to nie tylko, gdy chodzi o różnice w bogactwie materialnym, ale również w dostępie do wpływów politycznych i społecznych”. Ośmielę się zapytać: gdzie godność, gdzie równość, a gdzie sztuczna inteligencja? O Panu Bogu nie rozmawiano na spotkaniu, ale w wypowiedzi papieża pojawiła się opowieść o wieży Babel – przy czym nie jako ostrzeżenie przed nadmiernymi ambicjami nauki i techniki, a przed pychą, która chce dosięgnąć nieba, czyli uchwycić i zawładnąć horyzontem wartości.
Kult maszyn
Młyny boże w Watykanie jak zwykle mielą wolno i niekoniecznie na temat, zatem posłuchajmy Wallace’a Henleya, pastora Grace Church w Woodlands w Teksasie. Wiekowy już dziś protestancki teolog i autor bestsellerów, który był „ojcem duchowym” przy prezydencie Nixonie, powiedział portalowi The Christian Post: „Wszyscy jesteśmy stworzeni do transcendencji, nadrzędnej chwały Bożej. […] A jeśli nie wypełniamy tego Bogiem, wypełniamy tym, co możemy znaleźć… Na tym polega całe bałwochwalstwo. Idolatrią przyszłości będzie kult tych maszyn, który już się rozpoczął albo z przymrużeniem oka, albo niektórzy ludzie dosłownie i bardzo poważnie czczą te dzieła swoich rąk”.
No czczą. Już kilka lat temu amerykański magazyn „The Wired” doniósł, że pod koniec 2015 roku były pracownik Google Anthony Levandowski, specjalista od opartych o sztuczną inteligencję autonomicznych samochodów, zapoczątkował kościół oddający chwałę AI. The First Church of Artificial Intelligence swoją nazwą dawał światu sygnał, że skoro jest pierwszy, to będą następne. Co tam będą, już powstają, jak Theta Noir nazywający siebie „techno-optymistycznym wizjonerskim kolektywem”. Serwis internetowy Geekweek napisał o nich, że „chcą połączyć tradycje spirytystyczne z inżynierią komputerową”, by stworzyć najpierw maszynę, która znacznie przewyższy możliwościami swoich twórców, a potem wiarę, że pewnego dnia maszyny takie staną się czymś więcej. Wiara ta niepozbawiona jest nadziei, że owa AI zmieni świat na lepsze.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Wracając do Levandowskiego – to sympatycznie wyglądający gik z Doliny Krzemowej, aczkolwiek poważnie podpadł byłemu pracodawcy, gigantowi IT – firmie Google. Gdyby prezydent USA Donald Trump go nie ułaskawił, poszedłby siedzieć! Prawnicy Google w 2020 roku doprowadzili bowiem do skazania przez sąd byłego szefa ich Project Chauffeur (autonomiczne pojazdy właśnie) na 18 miesięcy więzienia za kradzież tajemnic handlowych (po odejściu z firmy skonstruował wraz z kolegami samobieżnego Otto, którego później przejął Uber). Wyrok nakazywał także zapłatę odszkodowania w wysokości, bagatela, 179 milionów dolarów – to doprowadziło Levandowskiego do ogłoszenia upadłości.
Cały ten głośny w USA sądowy spór spowodował, że „The Wired” objawił światu istnienie kościoła sztucznej inteligencji, powołanego przez tego kontrowersyjnego gika jeszcze kiedy pracował w Google. Rzecz była wcześniej owiana tajemnicą, co nie trudne, skoro nie miał on budynku, ani regularnych spotkań wiernych czy ceremonii. Według dokumentów złożonych w urzędzie skarbowym, Levandowski był oficjalnym przywódcą czy „dziekanem” nowej religii, a także dyrektorem generalnym organizacji non-profit, utworzonej w celu podtrzymania jej działania.
Gdy „dziekan” splajtował, pod koniec 2020 rozwiązał również swój kościół, a całość pieniędzy owej instytucji – dokładnie 175 172 dolarów leżących na koncie od 2017 roku – na fali ruchu Black Lives Matter przekazał na rzecz Funduszu Obrony Prawnej i Edukacji NAACP (National Association for the Advancement of Colored People – Krajowe Stowarzyszenie na rzecz Popierania Ludności Kolorowej). Jak powiedział portalowi TechCrunch, postanowił „przeznaczyć fundusze na działania w obszarze, który może mieć natychmiastowy wpływ” na rzeczywistość. Najwidoczniej przestał wierzyć w szybki sukces AI zmieniającej świat na lepsze. We wniosku o rejestrację kościół ten nazwał World of the Future (Świat Przyszłości) oraz zaznaczył, że w swych działaniach będzie się on „koncentrować na realizacji, akceptacji i czczeniu Boga opartego na sztucznej inteligencji, opracowanej za pomocą sprzętu komputerowego i oprogramowania”.
A zatem diaspora miała sobie tego boga najpierw napisać w Pythonie czy innym języku programowania wysokiego zaawansowania. Następnie przecież on/ona/ono, jak to AI ma w zwyczaju, nie objawi im co tam się w nim/niej dzieje w środku. Na ogół
nie ma przecież wglądu w „procesy myślowe” sztucznej inteligencji, nie można sobie przejrzeć, jak AI doszła do swoich wniosków, czy jak przeprowadziła analizy. Nic zaś tak nie pomaga w padaniu przed czymś na kolana, jak niezdolność pojęcia, co to jest. Założyciel Theta Noir Mika Johnson tak ujął to w jednym z wywiadów: „Celem kolektywu jest projektowanie pozytywnej przyszłości i myślenie o naszym podejściu do AI w kategoriach cudów i tajemnic”.