Nic straconego: codziennie o 16.00 przez jej wnętrze maszeruje franciszkańska procesja opowiadająca o Męce Pańskiej. O tym zwyczaju wspomina w dzienniku pątniczka Egeria, która w Jerozolimie była u schyłku IV wieku. W 1431 roku pielgrzym Marian ze Sieny uściśla, iż franciszkanie celebrują procesję niezależnie od innych wspólnot w bazylice. Poszczególne stacje stanowiły rozważania nad epizodami Męki Pańskiej. Każda składała się z antyfony, wersetu i modlitwy, czasem hymnów. Wersja procesji została zatwierdzona przez Kustosza Ziemi Świętej Tomasza Obicini w Ordo Processionalis z 1623 roku i pozostała w użyciu do 1925 roku, gdy wprowadzono zmiany w hymnach, aby dostosować je do Antyfonarza Rzymskiego.
Sto lat temu określono liczbę stacji – 14. Nie odpowiadają zwyczajowym, i związane są z miejscami w bazylice: ołtarz Najświętszego Sakramentu, Kolumna Ubiczowania, Więzienie Chrystusa, ołtarz podzielenia szat, grota odnalezienia Krzyża Świętego, kaplica Świętej Heleny, kaplica Ukoronowania i Zniewag, miejsce Ukrzyżowania na Kalwarii, miejsce, gdzie Chrystus skonał na Krzyżu, ołtarz Matki Bolesnej, Kamień Namaszczenia, Chwalebny Grób Naszego Pana Jezusa Chrystusa, miejsce ukazania się Jezusa Marii Magdalenie i kaplica ukazania się Jezusa Zmartwychwstałego swojej Matce. Modlitwy podkreślają, że wszystko stało się w tym miejscu, przy tej kolumnie, na tej górze, w tej grocie.
Procesja franciszkanów po bazylice mknie w równie ekspresowym tempie, jak po Via Dolorosa – najwyraźniej zakon chodzenie ma we krwi. Ojciec Włodzimierz od trzech lat mieszkający w Jerozolimie – akurat spowiada przy zakrystii, ale możemy porozmawiać tutaj, bo w konfesjonale jest najciszej – żartuje, że w procesji trzeba wręcz biec, do tego po drodze są schody i dziury w posadce bazyliki, więc ludziom gasną świece w pędzie i odpalają od sąsiadów. Franciszkanie mają swoje sposoby. Ojciec Włodzimierz nauczył się różnych technik, chociaż przyznaje, że przez dwa miesiące posługi nie wiedział, o co chodzi w procesji. Teksty po łacinie napisano w poetyckim języku i trzeba się wczytać. Dopiero po czasie zaczął się prawdziwie modlić.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Dzisiaj za 20 franciszkańskimi mnichami idzie drugie tyle wiernych, którzy wcześniej w zakrystii odebrali świece i modlitewniki, bo nie każdy zna łacinę. Wspaniałe uczucie, wszyscy ustępują nam drogi. Rozkrzyczana bazylika nieco cichnie i należy do nas. Tylko trasa jest okrojona, trwa wieczny remont i zaczynamy od stacji czwartej przy ołtarzu podzielenia szat. Książeczka z modlitwami jest po polsku, ale trudno się skupić na nadążaniu za rytuałem franciszkanów. Na stronach widać plamy wosku od kapiących świec moich poprzedników, po procesji oddaję swój egzemplarz. Świeczka zostaje na zawsze.
Siatka ulic
Imprimatur nie oznacza prawdy objawionej, ale może rację miała mistyczka Katarzyna Emmerich, która dostąpiła widzenia Męki Pańskiej. Z jej słów można wywnioskować wiele o lokalizacji drogi krzyżowej. „Jezusa wprowadzono w uliczkę zaledwie na parę kroków szeroką, biegnącą zaułkami, a pełną śmieci i nieczystości. Nowe tu udręczenia czekały Jezusa. Siepacze musieli teraz iść blisko Niego i oczywiście nie omijali sposobności, by Mu dokuczyć. Z okien i otworów w murach sypały się szyderstwa i docinki, służba i niewolnicy, zajęci po domach, obrzucali Go błotem i odpadkami kuchennymi, a jacyś niegodziwcy wylali Mu na głowę śmierdzące pomyje. Nawet dzieci, podburzone, zbierały do podołków sukienek kamienie i wybiegając na środek drogi, sypały je Jezusowi pod nogi, wyzywając przy tym i bluźniąc”. Może to znaczy, że chodzi raczej o ubogą wschodnią część miasta, niż bogatą zachodnią, jerozolimski West End?
„Tak wśród powiększonej męczarni szedł Jezus chwiejnie ulicą, szerszą już w tym miejscu i wznoszącą się lekko do góry. Uliczka ta przy końcu znowu skręcała w lewo, rozszerzała się i wznosiła nieco do góry. (…) Posuwając się dalej tą ulicą, dotarł pochód do sklepionej bramy umieszczonej w starych, wewnętrznych murach miejskich. Przed bramą rozciąga się wolniejszy plac, w którym zbiegają się trzy ulice. (…) Pochód posuwał się teraz długą ulicą, skręcającą nieco na lewo, przeciętą wielu bocznymi uliczkami. (…)
Droga wiodła teraz trochę spadzisto, ku bramie, dość jeszcze odległej. Sama brama jest solidnie zbudowana i jest dosyć długa; najpierw przechodzi się pod jednym łukowatym sklepieniem, następnie przez mostek i pod drugim sklepieniem wychodzi się poza obręb murów. Brama zwrócona jest frontem w kierunku południowo-zachodnim. Na lewo od bramy ciągnie się mur na przestrzeni kilku minut marszu na południe, skręca ku zachodowi, a potem znowu biegnie na południe i okrąża górę Syjon. Na prawo od bramy prowadzi mur w kierunku północnym aż do bramy narożnej, a stąd zwraca na wschód wzdłuż północnej strony miasta. (…) Patrząc od bramy, którą wyprowadzono Jezusa, na lewo na południowy zachód, można zobaczyć bramę betlejemską; dwie te bramy są z bram jerozolimskich najbliższej siebie położone. Przed bramą na środku gościńca, w miejscu, gdzie skręca droga na górę Kalwarii, stał wbity słup z przymocowaną na nim tablicą, na której wielkimi, białymi, jakby naklejonymi literami wypisany był wyrok śmierci na Zbawiciela” (…)
„Po chwili odpoczynku pochód ruszył dalej uciążliwą, dziką drogą między murami miejskimi i Kalwarią w kierunku północnym. Siepacze, nie zważając na nic, gnali Jezusa pod górę, ciągnęli za powrozy, bili i popychali. W jednym miejscu drożyna zawraca, obierając znowu kierunek południowy. Tu upadł Jezus po raz szósty pod ciężarem krzyża, lecz siepacze z większym niż dotychczas okrucieństwem zmusili Go biciem do powstania i pędzili bez wytchnienia aż na górę, na miejsce stracenia, gdzie Jezus bez tchu prawie upadł wraz z krzyżem na ziemię po raz siódmy”. A potem wiadomo już Wszystko.
– Jakub Kowalski z Jerozolimy
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy