Kojarzy się nam zwykle, niezbyt jasno, z zesłanym do Rosji Mickiewiczem. „Sonety krymskie” wydane w 1826 roku w Moskwie nakładem autora, przyjęte zostały przez oficjalnych warszawskich krytyków źle. „Chudopachołek z Nowogródka”, „belfer z Kowna” traktowany był przez klasycyzujących profesorów zimno. I oto „szybował teraz z Moskwy nowym egzotycznym pociskiem”. Oburzenie wśród akademików i znawców poezji było szczere i głębokie. „Co znaczą te tatarskie, tureckie, pogańskie naleciałości? Po jakiemu to jest w ogóle pisane?”
Wydłubywano „każdy z tych wyrazów tatarskich, którymi mistrz chciał oddać koloryt Krymu. Nawet pojednawczy, pomniejszej klasy poetka, generał Morawski, skarżył się, że jeśli dojdzie do wojny z Turcją – o czym huczało – przynajmniej będzie z niej ta korzyść, że «może bym tym sposobem doszedł do zrozumienia Sonetów Mickiewicza». A zacny generał nie był jeszcze z tych najgorszych…” (Ksawery Pruszyński).
Krym zapierał Mickiewiczowi dech od pierwszej chwili swoją niezwykłą urodą. Zesłaniec przemierzający półwysep wzdłuż i wszerz – wraz z cokolwiek osobliwym odeskim towarzystwem – nie wahał się nazwać go jedną z najpiękniejszych krain świata. Zwłaszcza tę część między górami a morzem. „Niebo jest tak piękne i klimat tak łagodny, jak we Włoszech, ale zieloność jeszcze piękniejsza”, notował wędrując pomiędzy winnicami i wąską kładką nad huczącymi strumieniami wśród skał, spoglądając na oszronione szczyty, rozpoznając z daleka grobowce ostatnich chanów „przekreślonego historią państwa”.
Ale Krym i Mickiewicz to nie tylko „Sonety krymskie”, a w nim romantyczny opis Bakczysaraju, Bajdarów, Czufut-Kale, Ałuszty, czy widoku ze szczytu Czatyr-Dahu. I nie tylko wątek Grigorija Potiomkina – któremu Rosja Krym zawdzięcza – w późniejszych prelekcjach paryskich poety.
Czy ktokolwiek pamięta, że Adam Mickiewicz napisał ostatni swój wiersz właśnie wtedy, gdy wybuchła wojna krymska, w 1853 roku? Znacznie wcześniej złamał pióro, postanowił zamilknąć. Ale gdy flota francusko-angielska zmierzając ku wybrzeżom Rosji zdobyła rosyjską twierdzę Bonasund na Wyspach Alandzkich (na terytorium należącym obecnie do Finlandii), napisał po łacinie odę ku czci Napoleona III. Cesarz wobec Polaków deklarował sympatię, życzliwie przyjmował u siebie Mickiewicza. Znane było jego powiedzenie: „Polska to taki kraj, dla którego każdy chciałby coś zrobić i nikt nie robi nic” (w czym zawarł także autokrytykę).
Nawet Szwecja rozważała przyłączenie się do sprzymierzonych. Mickiewicz w swoim ostatnim wierszu Rosję nazywa „ryczącą poczwarą” i wieszczy, że rychłe nadejście chwili, gdy połączone siły Polaków, Szwedów i Finów zdobędą ją od północy. Czy nie przepowiedział tu naszego przyszłego sojuszu z tymi krajami w NATO? W nieco amatorskim przekładzie Wiktora hr. Baworowskiego ten zupełnie dziś zapomniany, mocno podniosły w tonie wiersz brzmiał następująco:
Jak pierzchliwego Kakusa w pieczary
Gnał mężny Alcyd i miotał kamienie,
I w paszcz ryczącej poczwary
Tłoczył wybuchłe dymy i płomienie
Tak, o Cezarze! Pod Twoimi skrzydły
W kraje Boota, Gal zwycięzca bieży,
Kędy rozbójnik obrzydły
Kryje się, tylą mordów i łupieży
Napiętnowany; i oto narody
Widząc krwi wroga zemszczone podboje,
Fin, Szwed i Polak w zawody
Przybywa, każdy odwetować swoje.
O, czują oni, że wskrzeszone ramię
Stryja Twojego, Romulowej siły,
Zuchwalcze zamachy łamie
I nieszczęśliwym dni lepsze wróciły.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
We wrześniu 1854 roku sprzymierzeni byli już na Krymie. Sześćdziesiąt tysięcy żołnierzy francuskich i angielskich przybyło na czterystu statkach. Krym został błyskawicznie zajęty, walki o Sewastopol, który Rosjanie zdołali zamienić w silną twierdzę (bronił jej m.in. Romuald Traugutt w mundurze oficera saperów), trwały jednak ponad rok.
Tę wojnę porównuje się nieraz z dzisiejszą wojną na Ukrainie, bo dysproporcje między uzbrojeniem i wyszkoleniem sprzymierzonych, a Rosjan były ogromne. Po wojnie car Aleksander II zniósł poddaństwo chłopów upewniony aż nazbyt boleśnie, że wojsko składające się z niepiśmiennych wieśniaków nie jest w stanie stawić czoła nowoczesnej armii wyposażonej w znakomitą broń, sprawne i szybkie okręty, a nawet telegraf.
Ów sojusz antyrosyjski był zupełnie niezwykły: oprócz Francji i Anglii była w nim Turcja i maleńkie Królestwo Sardynii. Zadaniem wojsk sprzymierzonych było powstrzymanie ekspansjonistycznej polityki Rosji, która starała się wchłonąć terytoria należące do Imperium Osmańskiego i ustanowić kontrolę nad Bosforem.
W jednej izbie w klasztorze lazarystów…
Sprawa polska stanęła w centrum wojny krymskiej. Gra była o wielka stawkę. Środowiska emigracyjne miały nadzieję, że po zdobyciu Krymu i wybrzeży czarnomorskich, Francuzi i Anglicy ruszą wraz z Turkami na północ, zostanie odwojowana ziemia dzisiejszej Ukrainy; nasza niepodległość będzie w zasięgu ręki. Tatarzy krymscy wspierali sprzymierzonych nader gorliwie, nie szczędząc ofiar, logistyczne i wywiadowczo.
W Turcji przygotowywano tymczasem za zgodą sułtana polskie oddziały. Mickiewicz z garstką przyjaciół przybył z Paryża do Stambułu zamierzając nieść im pomoc.
"We trzech z Lêvy`ym i Służalskim zamieszkali w jednej izbie w klasztorze lazarystów, śpiąc na materacach rozciągniętych na ziemi i okrywając się płaszczem. Kufer służył za kanapę, sławetne siodło, zawleczone aż z Paryża, zastępowało – w bliżej nieokreślony sposób – stolik nocny. I zaraz stało się tłoczno od znajomków. Nad Bosfor pościągało moc rodaków z Paryża, uciekających od emigracyjnego rozkładu. «Mickiewicz!» «Mickiewicz!» – powtarzali sobie, cieszyli się, biegli. (...) Delegat Kozaków niekrasowców zbiegłych z Rosji pod opiekę turecką, sędziwy esauł Ganczarow witał go chlebem i solą, kłaniał się w pas, prosił do siebie na żołnierski, kozacki obiad..." (Ksawery Pruszyński, „Opowieść o Mickiewiczu”).
Michał Czajkowski (Sadyk Pasza) tworzył nad Bosforem oddziały tzw. kozaków osmańskich, a generał Władysław Zamoyski – reprezentant sprawy polskiej z ramienia Hotelu Lambert – dowodził II Pułkiem Kozaków Sułtańskich (na żołdzie brytyjskim). Czajkowski także był w Turcji wysłannikiem księcia Czartoryskiego; miał działać na rzecz zwalczania wpływów rosyjskich. Niestety, obaj polscy dowódcy rywalizowali ze sobą. Zamoyski nie był w stanie wybaczyć Czajkowskiemu jego konwersji na islam, uważał go za błazna i intryganta (przyszłe jego dzieje potwierdziły w pełni tę opinię).