Kultura

Zostałem profesorem amerykańskim. Nie polskim

Ze strony części środowiska teatrologów odczuwałem jakiegoś typu nieufność. Bo ja byłem w tym gronie jedynym praktykiem, ja „robiłem” teatr – nie tylko, jak oni, badałem go, mówiłem, pisałem o nim. „Robiłem” teatr, potem zacząłem „robić” scenariusze i dramaty.

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa VOLUMEN prezentujemy fragment autobiografii wybitnego reżysera teatralnego i teatrologa „Piramida. Wspomnienia nie tylko teatralne” wydanej przy współpracy Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego.

Tradycja równoczesnego uprawiania twórczości artystycznej oraz badania uprawianej dziedziny sztuki przez jedną i tę samą osobę jest dawna, a mnie szczególnie bliska. Ogniwem początkowym lub pośrednim bywało i bywa zajmowanie się krytyką zarówno przez artystów jak i uczonych. Długa jest lista malarzy snujących refleksje o sztukach pięknych, a także muzyków, którzy byli zarazem muzykologami. Wielu literatów było równocześnie literaturoznawcami.

W Polsce, w XX wieku, byli nimi najpierw Jan Kasprowicz i Edward Porębowicz, w ostatnich zaś czasach Czesław Miłosz i Stanisław Barańczak; wszyscy czterej wybitni pisarze, a zarazem profesorowie uniwersytetów. A młodzieńcze – i nie tylko młodzieńcze – utwory literackie wyszły spod piór uczonych – Juliusza Kleinera, Romana Ingardena i Tadeusza Kotarbińskiego.

Podobnie było w dziedzinie teatrologii. Wielu późniejszych praktyków przeszło przez fazę nauki historii teatru, uprawiania krytyki i eseistyki teatralnej: Teofil Trzciński, Arnold Szyfman, Wilam Horzyca, Leon Schiller. Ten ostatni przyczynił się następnie walnie, jako inicjator i organizator, do rozwoju teatrologii. Badania historyczne, refleksję o teatrze, pedagogikę teatralna i twórczość reżyserską łączył latami Bohdan Korzeniewski.

Podobnych artystów-myślicieli wydały teatry innych krajów: od Nikołaja Jewreinowa, awangardowego reżysera, a zarazem autora studiów o teatrze średniowiecznym i bardzo kompetentnej historii teatru rosyjskiego, poprzez Gastona Baty, najwybitniejszego inscenizatora francuskiego lat trzydziestych oraz autora książek z dziedziny historii i estetyki teatru, aż do Richarda Schechnera, twórcę zaangażowanego w Drugą Reformę Teatru, w której uczestniczył zarówno pismami, jak i przedstawieniami.

Należy się tu zatrzymać przez chwilę nad samym terminem „teatrologia”, powszechnie dziś używanym w języku polskim. Oparty o grekę, znaczy tyle co „nauka o teatrze”; oznacza badania sztuki teatru w aspektach historycznym, teoretycznym, socjologicznym, aksjologicznym, antropologicznym, psychologicznym, politycznym itp. Terminu o podobnym znaczeniu używają Francuzi: „théâtrologie”. W języku niemieckim przyjęto używać „Theaterwissenschaft” (wiedza o teatrze). W języku angielskim nie ma jednego terminu, który by był ekwiwalentem wyżej podanych. Anglicy i Amerykanie mówią o „theatre history” (historii teatru) lub „theatre theory” (teorii teatru); wyróżniają również antropologię teatru, socjologię teatru oraz inne pola i aspekty badania teatru.
Teatr Telewizji, rok 1974. „Maria Stuart” Juliusza Słowackiego w reżyserii Kazimierza Brauna, w roli tytułowej Grażyna Barszczewska. Fot Zygmunt Januszewski/TVP
Początkowo teatrologia była tożsama z historią teatru – współczesnego i dawnego, była więc historią widowisk jako takich. Stopniowo pojawiły się: estetyka teatru, semiologia teatru, antropologia teatru i inne dziedziny teatrologii – przed chwilą wymienione. Lub inaczej mówiąc: sztuka teatru była ujmowana w jej różnych aspektach. Metody i narzędzia badań brano z tych różnych dziedzin nauki, które zresztą też przecież się rozwijały. W ciągu lat ujawniał się więc charakter samej teatrologii jako nauki interdyscyplinarnej. Stopniowo poszerzały się jej zainteresowania, granice i obowiązki. Teatrologowie uświadamiali sobie, że uprawiana przez nich dyscyplina może stawać się wiedzą w pełni weryfikowalną – tak jak inne dziedziny wiedzy.

Już od końca lat 1950. należałem do wspólnoty ludzi teatru. Swymi kolejnymi książkami, a także uczestnictwem w konferencjach naukowych i publikowaniem artykułów wchodziłem w środowisko teatrologów. Szanowałem tych ludzi, wielu podziwiałem. Uczyłem się z ich książek. Jednak niektórzy robili na mnie wrażenie nie bardzo rozumiejących sztukę teatru. Ze strony części środowiska teatrologów, już wtedy, a potem stale, odczuwałem jakiegoś typu nieufność. Bo ja byłem w tym gronie jedynym praktykiem, ja „robiłem” teatr – nie tylko, jak oni, badałem go, mówiłem, pisałem o nim. „Robiłem” teatr, potem zacząłem „robić” scenariusze i dramaty. (Notabene, właśnie „robieniem” dramatu nazwał swoje dramatopisarstwo Norwid we wstępie do Pierścienia Wielkiej-Damy).

Oni byli niejako „pełnoetatowymi” badaczami, historykami, teoretykami teatru, to zajmowało cały ich czas i wypełniało cały ich horyzont, a ja, jak wiedzieli, uprawiałem teatrologię jako dodatek do reżyserowania, prowadzenia teatrów, uczenia teatru. Choć wśród teatrologów, lub historyków literatury zajmujących się również teatrem, byli wielcy uczeni, którzy chyba jakoś mnie cenili i podobało im się, że reżyser jest także historykiem i teoretykiem teatru i dramatu.

Zawsze z największą wdzięcznością wspominam profesora Kazimierza Wykę, który był jednym z recenzentów mego doktoratu na Uniwersytecie Poznańskim; profesor Stefanię Skwarczyńską, która patronowała mojej habilitacji na Uniwersytecie Wrocławskim (1975); profesor Irenę Sławińską, która z kolei wzięła na siebie zadanie doprowadzenia do pozytywnego finału mojej profesury (1992), przyznanej mi w 1984 roku przez Uniwersytet Wrocławski, a następnie zablokowanej przez komunistyczne władze.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Od razu opowiem o tej sprawie, bo należy do teatrologicznego wątku moich wspomnień. Pracowałem w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego od jesieni 1974 roku. W roku 1975 uzyskałem habilitację i Uniwersytet uczynił mnie docentem (wedle ówczesnej nomenklatury szkolnictwa wyższego). Po dziesięciu latach wykładów, prowadzenia seminariów magisterskich, uczestniczenia w zebraniach Rady Wydziału Historyczno-Filozoficznego (do którego należało kulturoznawstwo), po ukazaniu się moich kolejnych książek teatrologicznych, po uzyskaniu odpowiednich opinii na temat mego dorobku naukowego, Rada Wydziału powzięła w czerwcu 1984 roku uchwałę o mianowaniu mnie profesorem nadzwyczajnym (wg ówczesnych zasad) i przesłała tę uchwałę do Senatu Uniwersytetu. Jednak wkrótce potem (5 lipca 1984 r.) zostałem zwolniony ze stanowiska dyrektora i kierownika artystycznego Teatru Współczesnego. Na kulturoznawstwie miałem wtedy pół etatu. Szef instytutu, mój zwierzchnik i opiekun, przyjazny mi ogromnie, profesor Stanisław Pietraszko natychmiast zaproponował mi pełny etat. Przyjąłem to z wdzięcznością.

Zanim na ekranie pojawił się sport, obecny był teatr. „Apollo z Bellac” dawniej i dziś

Czyli sztuka o tęsknotach całego pokolenia i komplementach, które przemieniają mężczyzn do szukania w sobie piękna.

zobacz więcej
Ale – taka była wtedy „pragmatyka służbowa”, profesurę opiniował Komitet Wojewódzki PZPR i jego opinia pozytywna była warunkiem otrzymania tego stopnia, a na pełnoetatowe zatrudnienie na jakimkolwiek uniwersytecie w kraju musiał wyrazić zgodę minister szkolnictwa wyższego. We wrześniu 1984 roku Senat Uniwersytetu Wrocławskiego powziął uchwałę o nadaniu mi stopnia profesora nadzwyczajnego. Jednak niedługo po tym rektor Uniwersytetu, profesor Jan Mozrzymas, poinformował mnie, że, po pierwsze, KW PZPR wydało negatywną opinię na temat mojej profesury, co praktycznie kończyło sprawę, a minister nie zgodził się na zatrudnienie mnie na pełnym etacie. Pan Rektor był tym wyraźnie zasmucony i ubolewał nad takimi decyzjami władz. Moje pół etatu na Uniwersytecie mogło trwać do końca roku akademickiego 1984–1985 – a potem? Zamknięcie przede mną drogi uniwersyteckiej stało się jednym z głównych powodów mego wyjazdu z kraju w 1985 roku.

Po kilku latach pracy w USA tam zostałem mianowany profesorem wiosną 1989 roku. Poddano mnie podobnej jak w kraju procedurze – na temat mego dorobku zbierano recenzje; tradycyjnie potrzeba w Ameryce czterech recenzji – w moim przypadku, ponieważ byłem cudzoziemcem, recenzji zamówiono osiem. Cztery od uczonych amerykańskich i cztery od uczonych z różnych krajów. Odbyły się odpowiednie głosowania. Zostałem profesorem amerykańskim. Nie polskim. Myślałem, że to już tak będzie.

Jednak w jakiś czas po zmianach w kraju, które nastąpiły latem i jesienią tegoż 1989 roku, otrzymałem telefon od ówczesnego ministra nauki, profesora Andrzeja Stelmachowskiego, człowieka wielkich zasług i ogromnej szlachetności, że „znalazł on w dolnej szufladzie szafy w swoim gabinecie akta sprawy mojej profesury” – dokładnie tak powiedział.

Wrocławski KW PZPR musiał jednak przesłać moje akta do ministra nauki, z tą swoją „negatywną” opinią, a komunistyczny minister po prostu włożył je na dno swojej szafy. Minister Stelmachowski zapytał mnie uprzejmie, czy życzę sobie, aby on zajął się tą sprawą. Podziękowałem mu gorąco i poprosiłem, aby zbadał moją sprawę.

Stanęła ona wkrótce na posiedzeniu Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej (nie jestem pewien, czy właściwie podaję tę nazwę i czy takie ciało działa również obecnie). Tam, jak mnie poinformowano, w imieniu Uniwersytetu Wrocławskiego poparł moją sprawę Pan Rektor Wojciech Wrzesiński, a merytoryczną ocenę mego dorobku, przygotowała profesor Irena Sławińska, która napisała „super-recenzję” i wygłosiła na mój temat referat.

Otrzymałem tytuł profesora w Polsce w 1992 roku. Według nowych przepisów tytuł ten nazywa się po prostu „profesor” (niekiedy, objaśniając go, mówi się „profesor belwederski”). W ten sposób stanąłem na najwyższym tarasie teatrologicznej ściany mojej piramidy.

– Kazimierz Braun

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Tytuł od redakcji
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa VOLUMEN przy współpracy Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego
O książce

Kazimierz Braun, rocznik 1936, z rodziny bogatej w mocne tradycje katolickie i patriotyczne oraz talenty intelektualne jest nie tylko reżyserem i teatrologiem, ale też wybitnym pedagogiem teatru i pisarzem.

„W 1953 r. nie zostałem przyjęty na studia jako syn »wroga ludu«– mój ojciec, Juliusz, siedział wtedy w stalinowskim więzieniu” – pisze w książce – „i poszedłem pracować na budowie jako »pomocnik murarza«. Gdy ojciec został wypuszczony z więzienia »na urlop« (z ciężką gruźlicą), na studia zostałem przyjęty w 1954 r.”.

Już w czasie studiów grał w teatrze, prowadził studencki teatr i pisał o teatrze, zadebiutował tez tekstem teatralnym w paryskiej „Kulturze”. Prowadził rozległe badania nad teatrem i równie szeroko zakrojone prace reżyserskie zarówno w Polsce – Warszawie, Gdańsku, Lublinie czy we Wrocławiu, jak i w Kanadzie, USA i innych krajach. Wystawiał „Dziady” i Norwida, Szekspira i Różewicza. W książce opowiada o swojej miłości do teatru i swoich dokonaniach. Umieścił je na czterech ścianach piramidy: teatr, pedagogika, teatrologia, literatura: „opowiem o moim wspinaniu się na każdą z czterech jej ścian. Bo, tak, to była jedna budowla, jedno życie”.

W tym samym czasie co autobiografia ukazała się też inna praca Kazimierza Brauna, fundamentalna „Druga Reforma Teatru”, także nakładem Wydawnictwa VOLUMEN i Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego.

– BSK
SDP 2023
Zdjęcie główne: Rok 1966, Teatr Telewizji. Na planie spektaklu „Za kulisami” w reżyserii Kazimierza Brauna. Fot. ZYGMUNT JANUSZEWSKI/TVP/EAST NEWS
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.