Początkowo teatrologia była tożsama z historią teatru – współczesnego i dawnego, była więc historią widowisk jako takich. Stopniowo pojawiły się: estetyka teatru, semiologia teatru, antropologia teatru i inne dziedziny teatrologii – przed chwilą wymienione. Lub inaczej mówiąc: sztuka teatru była ujmowana w jej różnych aspektach. Metody i narzędzia badań brano z tych różnych dziedzin nauki, które zresztą też przecież się rozwijały. W ciągu lat ujawniał się więc charakter samej teatrologii jako nauki interdyscyplinarnej. Stopniowo poszerzały się jej zainteresowania, granice i obowiązki. Teatrologowie uświadamiali sobie, że uprawiana przez nich dyscyplina może stawać się wiedzą w pełni weryfikowalną – tak jak inne dziedziny wiedzy.
Już od końca lat 1950. należałem do wspólnoty ludzi teatru. Swymi kolejnymi książkami, a także uczestnictwem w konferencjach naukowych i publikowaniem artykułów wchodziłem w środowisko teatrologów. Szanowałem tych ludzi, wielu podziwiałem. Uczyłem się z ich książek. Jednak niektórzy robili na mnie wrażenie nie bardzo rozumiejących sztukę teatru. Ze strony części środowiska teatrologów, już wtedy, a potem stale, odczuwałem jakiegoś typu nieufność. Bo ja byłem w tym gronie jedynym praktykiem, ja „robiłem” teatr – nie tylko, jak oni, badałem go, mówiłem, pisałem o nim. „Robiłem” teatr, potem zacząłem „robić” scenariusze i dramaty. (Notabene, właśnie „robieniem” dramatu nazwał swoje dramatopisarstwo Norwid we wstępie do Pierścienia Wielkiej-Damy).
Oni byli niejako „pełnoetatowymi” badaczami, historykami, teoretykami teatru, to zajmowało cały ich czas i wypełniało cały ich horyzont, a ja, jak wiedzieli, uprawiałem teatrologię jako dodatek do reżyserowania, prowadzenia teatrów, uczenia teatru. Choć wśród teatrologów, lub historyków literatury zajmujących się również teatrem, byli wielcy uczeni, którzy chyba jakoś mnie cenili i podobało im się, że reżyser jest także historykiem i teoretykiem teatru i dramatu.
Zawsze z największą wdzięcznością wspominam profesora Kazimierza Wykę, który był jednym z recenzentów mego doktoratu na Uniwersytecie Poznańskim; profesor Stefanię Skwarczyńską, która patronowała mojej habilitacji na Uniwersytecie Wrocławskim (1975); profesor Irenę Sławińską, która z kolei wzięła na siebie zadanie doprowadzenia do pozytywnego finału mojej profesury (1992), przyznanej mi w 1984 roku przez Uniwersytet Wrocławski, a następnie zablokowanej przez komunistyczne władze.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Od razu opowiem o tej sprawie, bo należy do teatrologicznego wątku moich wspomnień. Pracowałem w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego od jesieni 1974 roku. W roku 1975 uzyskałem habilitację i Uniwersytet uczynił mnie docentem (wedle ówczesnej nomenklatury szkolnictwa wyższego). Po dziesięciu latach wykładów, prowadzenia seminariów magisterskich, uczestniczenia w zebraniach Rady Wydziału Historyczno-Filozoficznego (do którego należało kulturoznawstwo), po ukazaniu się moich kolejnych książek teatrologicznych, po uzyskaniu odpowiednich opinii na temat mego dorobku naukowego, Rada Wydziału powzięła w czerwcu 1984 roku uchwałę o mianowaniu mnie profesorem nadzwyczajnym (wg ówczesnych zasad) i przesłała tę uchwałę do Senatu Uniwersytetu. Jednak wkrótce potem (5 lipca 1984 r.) zostałem zwolniony ze stanowiska dyrektora i kierownika artystycznego Teatru Współczesnego. Na kulturoznawstwie miałem wtedy pół etatu. Szef instytutu, mój zwierzchnik i opiekun, przyjazny mi ogromnie, profesor Stanisław Pietraszko natychmiast zaproponował mi pełny etat. Przyjąłem to z wdzięcznością.