Historia

150 udanych ucieczek z Auschwitz

Witolda Pileckiego w obozie nie opuszczał dobry humor: „Jeżeli mnie stąd nie zabierzesz – to stracę resztkę sił na walce z wszami. W obecnym stanie zbliżam się w przyspieszonym tempie do komina krematoryjnego” – pisał do obozowego lekarza, doktora Władysława Deringa.

Groziła mu dekonspiracja, przeniesienie do innego obozu w Niemczech albo nawrót tyfusu, a to mogło się skończyć dobiciem zastrzykiem fenolu przez sanitariusza SS. Na dodatek był zniechęcony brakiem reakcji Polskiego Państwa Podziemnego na informacje, co dzieje się za drutami, które rok wcześniej przekazał do Warszawy. Witold Pilecki korzystając z rozluźnienia nadzoru Auschwitz w czasie świąt wielkanocnych, wydostał się z obozu wraz z dwoma kolegami, w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku. „Wychodząc, miałem kilka zębów mniej niż w momencie mojego tu przyjścia oraz złamany mostek. Zapłaciłem bardzo tanio za taki okres czasu w tym »sanatorium«” – wspominał potem jeden z największych bohaterów II wojny światowej.

A to nie była ani pierwsza, ani jedyna ucieczka z obozu. W całej historii tego miejsca udokumentowano około 150 udanych ucieczek, choć osób, które podjęły taką próbę, mogło być aż 900.

Więzień numer 4859

Wczesną jesienią roku 1940 w Auschwitz, obozie koncentracyjnym przeznaczonym wtedy jeszcze tylko dla Polaków, Niemcy przetrzymywali już kilka tysięcy więźniów. Najczęściej byli to ludzie uznani za niebezpiecznych z powodów politycznych oraz ci, którzy usiłując przedostać się do Armii Polskiej we Francji, zostali schwytani przez węgierskich i słowackich pograniczników.

Pilecki, podporucznik rezerwy kawalerii, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej i wojny obronnej roku 1939, był członkiem jednej z pierwszych organizacji konspiracyjnych – Tajnej Armii Polskiej zrzeszającej przedwojennych oficerów.

Pierwszy alarmował świat o Holokauście. Na tropach Pileckiego

Witold Pilecki dopiero teraz doczekał się tak wnikliwej biografii – angielskiego autora. Prezentujemy fragment książki Jacka Fairweathera „Ochotnik”.

zobacz więcej
Powszechnie uważa się, że był „ochotnikiem do Auschwitz”. I faktycznie, z formalnego punktu widzenia tak było – sam się zgłosił do misji polegającej na przedostaniu się do obozu i zorganizowaniu tam siatki konspiracyjnej, a finalnie opracowania raportu ze zbrodniczych działań Niemców. Taki też tytuł nosi książka Jacka Fairweathera „Ochotnik”. Tyle że prawdopodobnie to ktoś inny wpadł na pomysł wysłania go w samobójczą w gruncie rzeczy misję. Szef TAP mjr. Jan Włodarkiewicz zarekomendował go gen. Stefanowi Roweckiemu, twierdząc, że to jedyny oficer, który może przedostać się do Auschwitz. Pilecki zakładał, iż typowanie go do zadania mogło być elementem rozgrywki personalnej wewnątrz organizacji, ale oczywiście przez myśl nie przeszła mu odmowa.

Ponieważ Niemcy zaczynali w tamtym czasie regularne łapanki w Warszawie, dał się ująć w czasie jeden z nich i 22 września 1940 roku stał się więźniem Auschwitz o numerze 4859.

Trafił do miejsca, w którym Schutzhaftlagerführer, czyli funkcjonariusz zarządzający, Karl Fritzsch witał przybywających słowami: „Przybyliście tutaj nie do sanatorium, tylko do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia jak przez komin”.

Dymiło już pierwsze krematorium, które powstało zanim jeszcze zapadła decyzja o wysyłaniu tam Żydów (tę podjęto dwa lata później, w styczniu 1942 na konferencji najwyższych urzędników III Rzeszy w Berlinie). Piec do spalania zwłok powstał w sierpniu 1940, a dostarczyła go i zainstalowała niemiecka firma Topf und Söhne z Erfurtu. Świat nie wiedział, co szykują Niemcy, a jako pierwszy miał o tym informować polski oficer.

W Auschwitz więźniowie codziennie ocierali się o śmierć, która najczęściej przychodziła wskutek chorób oraz braku opieki medycznej. Mogli zginąć zastrzeleni – bez ostrzeżenia – przez SS-manów, którzy przez 24 godziny na dobę pilnowali ich z wież wartowniczych. Mogli też zostać wybrani do eksterminacji w selekcji prowadzonej przez strażników. Do obozowego SS rekrutowano Niemców i Austriaków oraz przedstawicieli mniejszości niemieckiej z przedwojennej Polski czy Czechosłowacji wywodzących się najczęściej z najbardziej prymitywnych grup społecznych.

Pilecki przebywał w Auschwitz przez 947 dni. Samo przetrwanie w tych nieludzkich warunkach już było wyczynem, a marzenie o wydostaniu się z obozu wydawało się zwyczajną mrzonką. Jego talent organizacyjny, hart ducha i umiejętności społeczne to materiał na inną opowieść. Tu wystarczy przypomnieć, że stworzył on w obozie bezprecedensową siatkę konspiracyjną, budując Związek Organizacji Wojskowej oparty na systemie tzw. piątek. Była to struktura praktycznie niemożliwa do rozbicia przez obozowe gestapo. Organizacja pomagała więźniom i chroniła ich, w miarę możliwości eliminując najbardziej brutalnych kapo czy konfidentów (zarażano ich tyfusem, skazując na eksterminację czy pozorowano donosy więźniów).
Witold Pilecki więźniem Auschwitz został 22 września 1940 roku. Dostał numer 4859. Fot. http://base.auschwitz.org/wiezien.php?lang=pl&ok=osoba&id_osoba=178609
Witolda Pileckiego nie opuszczał dobry humor: „Jeżeli mnie stąd nie zabierzesz – to stracę resztkę sił na walce z wszami. W obecnym stanie zbliżam się w przyspieszonym tempie do komina krematoryjnego” – pisał do obozowego lekarza, doktora Władysława Deringa.

Dwustu za jednego

Pierwszy niemiecki obóz powstał w polskim mieście Oświęcim latem 1940 roku. Od razu pojawili się śmiałkowie, którzy chcieli stamtąd uciec.

Obozy koncentracyjne kojarzą nam się zazwyczaj z miejscem otoczonym drutem kolczastym, przez który płynie prąd wysokiego napięcia. Tymczasem to nie wszystko. – Pod drutami wkopano płyty betonowe, żeby więźniowie nie zrobili podkopu. Ponadto od strony szosy biegnącej koło obozu macierzystego w Oświęcimiu, wybudowano dodatkowo trzymetrowy płot z płyt betonowych – podkreśla w rozmowie z Tygodnikiem TVP dr Adam Cyra z Muzeum Auschwitz, autor książki „Rotmistrz Pilecki”.

Obóz obejmował także gospodarstwa pomocnicze i obiekty poza barakami i to one właśnie tworzyły więźniom dogodniejsze warunki do ucieczek.

– Pierwszym więźniem, który uciekł z obozu, był Tadeusz Wiejowski – opowiada Adam Cyra. – Pomogli mu pracujący przy budowie polscy robotnicy. Ich potem zresztą też uwięziono w obozie, a wojnę przeżył tylko jeden z nich. Po zniknięciu zbiega Niemcy zarządzili 20-godzinny apel, który trwał od 18.00 do 14.00 dnia następnego. W jego trakcie z wycieńczenia zmarł schorowany polski Żyd Dawid Wongczewski. Jest to pierwsza udokumentowana ofiara śmiertelna Auschwitz, miejsca, w którym przez całą wojnę zamordowano ponad milion ludzi. Sam Wiejowski rok później wpadł w ręce gestapo i został rozstrzelany.

Śmierć pojedynczego więźnia zabitego poza obozem to jedno, ale gorsze były konsekwencje, które ponosili inni – rodziny zbiegów i współwięźniowie, którzy zostali za drutami. Odpowiedzialność zbiorowa była najważniejszym elementem nazistowskiej logiki utrzymywania porządku.

Jedna z najbardziej znanych, a zarazem symbolicznych historii z Auschwitz to śmierć polskiego franciszkanina ojca Maksymiliana Kolbe w sierpniu 1941 roku. Po ucieczce więźnia Niemcy na śmierć głodową skazali dziesięciu innych z tego samego bloku. Był wśród nich przedwojenny podoficer Franciszek Gajowniczek, za którego franciszkanin oddał życie.

W lagrze Krystyna nr 32.293

„Nie lubię opowiadać o swoich przeżyciach, ale nie chcę milczeć” – zapisała w zeszycie w szeroką linię.

zobacz więcej
Gdy w czasie ucieczki ginął strażnik, więźniowie ponosili dużo gorsze konsekwencje. – W czerwcu 1942 roku trzech zbiegów zabiło SS-manna. Represje były okrutne – opowiada dr Cyra. – Rozstrzelano przypadkowych, pracujących opodal robotników, później 200 więźniów obozu i 10 dodatkowych zakładników wybranych z grona mieszkańców miasta Oświęcim. Następnie do obozu przywieziono członków rodzin zbiegów i na oczach wszystkich ich powieszono.

Podobny los spotkał rodziny autorów najbardziej spektakularnej ucieczki w dziejach Auschwitz. Latem 1942 roku czterech więźniów: znający biegle język niemiecki 23-letni Kazimierz Piechowski, Ukrainiec Eugeniusz Bendera, ksiądz Józef Lempart oraz 21-letni warszawianin, harcerz Stanisław Jaster jak gdyby nigdy nic wyjechali steyrem przez bramę obozu.

Wprawdzie nie zabili żadnego SS-manna, ale wydostali się z obozu w mundurach niemieckich funkcjonariuszy, a na dodatek ukradli samochód komendanta. Byli w mundurach SS-manów, bo wcześniej jako fikcyjne komando robocze dostali się do magazynu ze sprzętem i ubraniami. Co ważne, Jaster był współpracownikiem Pileckiego z ZOW i miał przekazać do Warszawy informacje od „Witolda”. Niestety, jego rodzina drogo zapłaciła za tę brawurę. Gestapo szybko pojawiło się u rodziców Jastera w Warszawie. Obydwoje zostali wysłani do Oświęcimia, gdzie zmarli. Jaster wstąpił później do oddziału „Osa”-„Kosa 30” KG AK w Warszawie i zginał w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Ucieczki więźniów z Auschwitz nie byłyby możliwe, gdyby nie pomoc mieszkańców Oświęcimia i wsparcia struktur Polskiego Państwa Podziemnego na ziemi oświęcimskiej, choć ta pomoc często kończyła się tragicznie. Chyba najbardziej drastycznym przykładem jest sprawa prowokacji urządzonej przez obozowe gestapo. Podstawiony więzień Mieczysław Mutka zbiegł z Auschwitz w mundurze SS. Został przyjęty przez żołnierzy Armii Krajowej. Dzięki temu Niemcy dotarli do lokalnych dowódców AK i aresztowali ich. Pojmani zostali rozstrzelani pod Ścianą Straceń. W innym wypadku ujęty więzień wydał po torturach rolnika, który mu pomógł. To uznany dziś za bohatera Wawrzyniec Kulig z Poręby Wielkiej. Niemcy obydwu rozstrzelali również pod Ścianą Straceń.

Serafińskich dwóch

Te okoliczności znacznie komplikowały możliwości Pileckiego. Bo o tym, by przedostać się do Warszawy i zabiegać o akcję zbrojną Armii Krajowej na Auschwitz, zaczął myśleć w roku 1942. W tym czasie obóz koncentracyjny stał się obozem masowej zagłady, do którego przybywały transporty więźniów z całej Europy.

Pilecki zakładał, że możliwe będzie wzniecenie powstania więźniów w obozie i wyzwolenie go przy wsparciu oddziałów Armii Krajowej. Ówczesny komendant główny AK gen. Stefan Rowecki „Grot” i ścisłe kierownictwo Komendy Głównej nie brało tego pomysłu pod uwagę na żadnym etapie. Po pierwsze uzbrojenie kilkutysięcznej załogi SS strzegącej obozu wielokrotnie przewyższało możliwości podziemia, a dodatkowo na pobliskim Górnym Śląsku znajdowały się duże garnizony SS i Wehrmachtu. Nawet jeżeli udałoby się oswobodzić kilkadziesiąt tysięcy ludzi, to nie wiadomo, gdzie mieliby się oni ukrywać i jak przetrwać.

W roku 1943 Pilecki pozorując chorobę, cudem uniknął transportu do Mauthausen, dokąd wysłano aż siedem tysięcy więźniów. Sporo ryzykował, bo równie dobrze Niemcy mogliby go zakwalifikować do eksterminacji.

W tym czasie miała miejsce kolejna ucieczka z obozu. Zbiegło czterech więźniów, którzy na dodatek wykradli z Arbeitseinsatz [biuro pracy] dokumenty dotyczące rozstrzelań i śmierci osadzonych. Szybko wpadli w ręce Niemców, a jeden z nich Bolesław Kuczbara, który dobrze znał Pileckiego, pojechał na przesłuchania na Pawiaku. Pilecki dowiedział się o tym, gdy z Warszawy przybył nowy transport więźniów. „Witold” nie miał zaufania do Kuczbary, toteż zakładał, że prędzej czy później Niemcy dotrą i do niego.

To przyspieszyło decyzję o ucieczce. Innym argumentem był fakt, że cała siatka konspiracyjna budowana od 1940 roku – po egzekucjach współpracowników i wysyłaniu innych do obozów w Niemczech – rozrzedziła się. Gdy Pilecki oznajmił swoją decyzję wyższemu stopniem kapitanowi Stanisławowi Machowskiemu, ten zapytał go: „Czy można tak kiedy się chce przyjeżdżać i wyjeżdżać z Oświęcimia?”. „Można” – odpowiedział Pilecki.
Trasa ucieczki Witolda Pileckiego z Auschwitz na mapie GG z roku 1943 (źródło mapy polona). Infografika Anna Tybel-Chmielewska/TVP
Dogodną okazją do ucieczki miały być święta wielkanocne, bo to oznaczało zmniejszoną obsadę obozowego SS i podlane alkoholem rozprężenie nadzorców. Za miejsce ucieczki wybrano oddaloną o 2 kilometry od obozu piekarnię. Pilecki zawczasu zorganizował sobie do niej przydział, fabrykując podpis na decyzji Hauptsturmführera Franza Hösslera.

W nocy dzięki podrobionemu kluczowi Pilecki wraz ze współwięźniami Edwardem Ciesielskim i Janem Redzejem wydostali się przez żelazne drzwi na wolność. Dotarli nad Sołę, kierując się do jej ujścia do Wisły i dalej na wschód w kierunku granicy z Generalną Gubernią. O mały włos Pilecki zginąłby 1 maja w Puszczy Niepołomickiej, gdy został postrzelony przez niemiecki patrol.

A kiedy dotarł do oddziału AK w Bochni, stała się rzecz niesłychana....spotkał Tomasza Serafińskiego. Pilecki tymczasem od początku konspiracji posługiwał się nazwiskiem Tomasz Serafiński, gdyż takie dokumenty po innym oficerze, otrzymał w Warszawie. I napotkany był właśnie tym oficerem. Miało to zresztą swoje konsekwencje.

Prawdziwy Serafiński został później aresztowany i był ciężko przesłuchiwany w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie. Niemcy sądzili, że to on jest zbiegiem z Auschwitz. Wypuścili go, kiedy stwierdzili pomyłkę. Na jego ręce brak było tatuażu z numerem.

W tym czasie Pilecki, po nieudanych próbach przekonania komendy AK w Krakowie do ataku na obóz, postanowił zabiegać o to w Warszawie. Tam też zaczął pisać raport dla Komendy Głównej AK.

Komuniści dokończyli dzieło

Jedna z pierwszych wersji raportu została zakopana na warszawskich Bielanach. W czasach PRL relacja rotmistrza zatytułowana „Raport W”, którą Pilecki przekazał jesienią 1943 roku, była przechowywana w zbiorach Centralnego Archiwum PZPR.

Później – w 1945 roku we Włoszech – został napisany drugi raport, który był obszerniejszy, ale tak jak i pierwszy sprawiał nie lada problem historykom. Pilecki, aby dodatkowo ukryć wszystkich uczestników obozowej konspiracji, użył kodu liczbowego. Klucz do niego nigdzie nie został zapisany i został rozgryziony dopiero w toku powojennych badań szefa Wydziału Bezpieczeństwa AK, także więźnia KL Auschwitz Józefa Garlińskiego. Z kolei wcześniejszy raport z roku 1943 rozszyfrował dr Cyra, używając materiałów skonfiskowanych przez UB Pileckiemu w czasie aresztowania w roku 1947.

Dlaczego akurat ja przeżyłem Auschwitz? – zastanawiał się Witold Pilecki

Proszę sobie wyobrazić, że siedzi pani w pokoju pełnym ludzi i nagle pada pytanie: „Kto chce jechać do obozu koncentracyjnego?”. I pani podnosi rękę - mówi brytyjski autor.

zobacz więcej
Późniejsze losy rotmistrza Pileckiego są zasadniczo znane. Choć warto dodać, że w czasie Powstania Warszawskiego chyba po raz pierwszy złamał samowolnie rozkaz dowództwa, gdy jako ważny oficer Kedywu, odpowiedzialny za formowanie organizacji „NIE”, przystąpił do walki na ulicach miasta. Po powstaniu znalazł się w obozie jenieckim w Murnau, a później, po wyzwoleniu przez Amerykanów wstąpił do II Korpusu gen. Andersa.

Tam otrzymał kolejną i, jak się okazało, ostatnią misję. Miał przeprowadzić wywiad na temat sytuacji w Polsce opanowanej przez komunistów. W 1947 wpadł w ręce UB i po niezwykle brutalnym śledztwie, w którego trakcie wyłamano mu obojczyki i pozrywano paznokcie, skazano go na śmierć.

Ciekawym aspektem tej historii jest bierność Józefa Cyrankiewicza, również byłego uczestnika konspiracji w Auschwitz (trafił do obozu w 1942 roku), a po wojnie premiera komunistycznego rządu. Sprawę tłumaczy dr Cyra. Jego zdaniem Cyrankiewicz należał do innej organizacji, założonej przez członków PPS, na dodatek kojarzył tylko nazwisko „Serafiński”. Po wojnie, kiedy chciał się skontaktować z Tomaszem Serafińskim z Auschwitz, trafił w Krakowie na tego prawdziwego. Nie mógł więc wiedzieć, przekonuje Cyra, że bohaterskim założycielem organizacji jest oskarżony o zdradę Witold Pilecki.

Jakkolwiek było, ułaskawienie rotmistrza nie przyszło. Został zabity strzałem w tył głowy w więzieniu na Mokotowie 25 maja 1948 r. Ciała rodzinie nie wydano i do dziś nie wiadomo, gdzie zostało pogrzebane.

Prof. Władysław Bartoszewski, przywieziony do Auschwitz w 1940 roku w tym samym transporcie co Pilecki, powiedział trzydzieści lat temu: „Wojenne losy Pileckiego nasuwają refleksję, że o wiele za mało wie się w Polsce (a nic prawie w świecie) o tym rozdziale historii KL Auschwitz, który zaczął się w czerwcu 1940 roku i trwał ponad dwadzieścia miesięcy, kiedy nie było jeszcze transportów, kiedy terenów Birkenau nie uczyniono miejscem masowej zagłady Żydów – mężczyzn, kobiet i dzieci z wielu krajów Europy”.

– Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: Brama byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz w Oświęcimiu. Fot. PAP/Łukasz Gągulski
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.