„Nie lubię opowiadać o swoich przeżyciach, ale nie chcę milczeć” – zapisała w zeszycie w szeroką linię.
zobacz więcej
Gdy w czasie ucieczki ginął strażnik, więźniowie ponosili dużo gorsze konsekwencje. – W czerwcu 1942 roku trzech zbiegów zabiło SS-manna. Represje były okrutne – opowiada dr Cyra. – Rozstrzelano przypadkowych, pracujących opodal robotników, później 200 więźniów obozu i 10 dodatkowych zakładników wybranych z grona mieszkańców miasta Oświęcim. Następnie do obozu przywieziono członków rodzin zbiegów i na oczach wszystkich ich powieszono.
Podobny los spotkał rodziny autorów najbardziej spektakularnej ucieczki w dziejach Auschwitz. Latem 1942 roku czterech więźniów: znający biegle język niemiecki 23-letni Kazimierz Piechowski, Ukrainiec Eugeniusz Bendera, ksiądz Józef Lempart oraz 21-letni warszawianin, harcerz Stanisław Jaster jak gdyby nigdy nic wyjechali steyrem przez bramę obozu.
Wprawdzie nie zabili żadnego SS-manna, ale wydostali się z obozu w mundurach niemieckich funkcjonariuszy, a na dodatek ukradli samochód komendanta. Byli w mundurach SS-manów, bo wcześniej jako fikcyjne komando robocze dostali się do magazynu ze sprzętem i ubraniami. Co ważne, Jaster był współpracownikiem Pileckiego z ZOW i miał przekazać do Warszawy informacje od „Witolda”. Niestety, jego rodzina drogo zapłaciła za tę brawurę. Gestapo szybko pojawiło się u rodziców Jastera w Warszawie. Obydwoje zostali wysłani do Oświęcimia, gdzie zmarli. Jaster wstąpił później do oddziału „Osa”-„Kosa 30” KG AK w Warszawie i zginał w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ucieczki więźniów z Auschwitz nie byłyby możliwe, gdyby nie pomoc mieszkańców Oświęcimia i wsparcia struktur Polskiego Państwa Podziemnego na ziemi oświęcimskiej, choć ta pomoc często kończyła się tragicznie. Chyba najbardziej drastycznym przykładem jest sprawa prowokacji urządzonej przez obozowe gestapo. Podstawiony więzień Mieczysław Mutka zbiegł z Auschwitz w mundurze SS. Został przyjęty przez żołnierzy Armii Krajowej. Dzięki temu Niemcy dotarli do lokalnych dowódców AK i aresztowali ich. Pojmani zostali rozstrzelani pod Ścianą Straceń. W innym wypadku ujęty więzień wydał po torturach rolnika, który mu pomógł. To uznany dziś za bohatera Wawrzyniec Kulig z Poręby Wielkiej. Niemcy obydwu rozstrzelali również pod Ścianą Straceń.
Serafińskich dwóch
Te okoliczności znacznie komplikowały możliwości Pileckiego. Bo o tym, by przedostać się do Warszawy i zabiegać o akcję zbrojną Armii Krajowej na Auschwitz, zaczął myśleć w roku 1942. W tym czasie obóz koncentracyjny stał się obozem masowej zagłady, do którego przybywały transporty więźniów z całej Europy.
Pilecki zakładał, że możliwe będzie wzniecenie powstania więźniów w obozie i wyzwolenie go przy wsparciu oddziałów Armii Krajowej. Ówczesny komendant główny AK gen. Stefan Rowecki „Grot” i ścisłe kierownictwo Komendy Głównej nie brało tego pomysłu pod uwagę na żadnym etapie. Po pierwsze uzbrojenie kilkutysięcznej załogi SS strzegącej obozu wielokrotnie przewyższało możliwości podziemia, a dodatkowo na pobliskim Górnym Śląsku znajdowały się duże garnizony SS i Wehrmachtu. Nawet jeżeli udałoby się oswobodzić kilkadziesiąt tysięcy ludzi, to nie wiadomo, gdzie mieliby się oni ukrywać i jak przetrwać.
W roku 1943 Pilecki pozorując chorobę, cudem uniknął transportu do Mauthausen, dokąd wysłano aż siedem tysięcy więźniów. Sporo ryzykował, bo równie dobrze Niemcy mogliby go zakwalifikować do eksterminacji.
W tym czasie miała miejsce kolejna ucieczka z obozu. Zbiegło czterech więźniów, którzy na dodatek wykradli z Arbeitseinsatz [biuro pracy] dokumenty dotyczące rozstrzelań i śmierci osadzonych. Szybko wpadli w ręce Niemców, a jeden z nich Bolesław Kuczbara, który dobrze znał Pileckiego, pojechał na przesłuchania na Pawiaku. Pilecki dowiedział się o tym, gdy z Warszawy przybył nowy transport więźniów. „Witold” nie miał zaufania do Kuczbary, toteż zakładał, że prędzej czy później Niemcy dotrą i do niego.
To przyspieszyło decyzję o ucieczce. Innym argumentem był fakt, że cała siatka konspiracyjna budowana od 1940 roku – po egzekucjach współpracowników i wysyłaniu innych do obozów w Niemczech – rozrzedziła się. Gdy Pilecki oznajmił swoją decyzję wyższemu stopniem kapitanowi Stanisławowi Machowskiemu, ten zapytał go: „Czy można tak kiedy się chce przyjeżdżać i wyjeżdżać z Oświęcimia?”. „Można” – odpowiedział Pilecki.