Gdy Kopernik przybył do Krakowa studiować nauki wyzwolone, południk krakowski miał już ugruntowaną renomę w astronomii środkowoeuropejskiej. Wraz z odpisami różnych konstruowanych tu tablic astronomicznych, trafiał on do krajów macierzystych studentów krakowskiej Alma Mater. Stąd w Pradze czy Wiedniu tworzono tablice z odniesieniami do tych liczonych według południka krakowskiego.
I takie niewielkie różnice długości geograficznej, jak między Krakowem a Pragą czy Wiedniem, dało się ustalać bez mechanicznych zegarów, a nawet lunety, którą dopiero Galileusz usprawnił do obserwacji astronomicznych?
Głównie korzystano z zaćmień, zakryć i koniunkcji ciał niebieskich, czyli obserwowano, o której dokładnie godzinie słonecznej w danym miejscu zachodzą takie rzadkie, a jednak proste dość do namierzenia na niebie zjawiska. Posiadana precyzja pomiarów była wystarczająca, choć w porównaniu z dzisiejszą – nie za duża.
W słynnym „De revolutionibus” południk krakowski jest wymieniony przez Kopernika czterokrotnie, a dobitnie pisze o nim pod koniec Księgi Czwartej tego dzieła, gdzie mówi wprost, że wszystkie obliczenia astronomiczne są względem południka krakowskiego. To na tej geograficzno-astronomicznej osi Kopernik oparł swoją rewolucję heliocentryczną. Inną ciekawą tu rzeczą jest związek z historią metra, czyli powszechnie stosowaną miarą długości.
Powszechnie stosowanej, bo Napoleon Bonaparte tupnął nogą na całą Europę i kazał ją stosować.
Ano właśnie! Metr kojarzymy z działaniami Francuskiej Akademii Nauk, z pomiarami łuku południka paryskiego. To jest miara naturalna, bo jest oparta o jakieś właściwości świata, a nie czysto arbitralną decyzję władcy czy urzędnika. Metr paryski – ten, którego wzorcem jest szyna w Sevre – był zdefiniowany jako jedna dziesięciomilionowa część długości łuku południka paryskiego od bieguna północnego do równika. To zaś określono na podstawie pomiarów fragmentu tego łuku od Dunkierki aż po Barcelonę. Na marginesie – Francuzi trochę się pomylili, stąd ich metr okazał się nieco za krótki, tak, że gdy dziś mierzymy odległość od równika do bieguna północnego, to nie dostajemy dokładnie 10 tys. km, ale 10 001,966 km.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Okazuje się jednak, że metr odkryliśmy w Polsce wcześniej od Francuzów. 150 lat przed Paryską Akademią Nauk krakowski fizyk i astronom Stanisław Pudłowski, badając właśnie długość południka krakowskiego, jako pierwszy w historii nauki stworzył naturalnie definiowaną jednostkę długości. „Metr krakowski” oparty o długość wahadła sekundowego, czyli takiego, którego jedno pełne wahnięcie trwa dokładnie jedną sekundę. Niestety zmarł przed ukończeniem pisania swego dzieła, a spuściznę przejął jego przyjaciel, Tytus Liwiusz Burattini. I to on w roku 1672, oddając oczywiście prymat Pudłowskiemu, wydał w Wilnie traktat „O mierze uniwersalnej” i tam właśnie opublikował koncepcję tej jednostki długości, nazywając ją „metrem katolickim”, czyli dosłownie – miarą powszechną.
Stąd też uważam, że południk krakowski jak najbardziej zasługuje na upamiętnienie, nie gorsze niż ten w londyńskim Greenwich! I takie też będzie, a jego oficjalne odsłonięcie odbędzie się w 659. rocznicę fundacji przez króla Kazimierza Wielkiego uniwersytetu zwanego dziś Jagiellońskim, czyli 12 maja tego roku. A nie jest to jedyna taka geo- atrakcja w Krakowie.
Kiedy szukamy Krakowa na mapie, to znajdziemy go zawsze na tym wielkim świecie, bo jest na przecięciu południka 20 stopni wschód i równoleżnika 50 st. północ. W 2012 roku, gdy zacząłem swoją przygodę z geodezją, chciałem, by te abstrakcyjne współrzędne, ta siatka południków i równoleżników, stały się dla ludzi namacalne. Uznałem więc, że ten punkt powinien być jakoś oznaczony. Odszukałem, gdzie on się dokładnie znajduje w terenie (jest na południowym krańcu Krakowa) i okazało się, że jest tam jedynie wbity zwykły drewniany kołeczek. A dookoła las, krzaki, łąki – pustka. Nieopodal znalazłem stertę gruzu, wygrzebałem z niej płyty chodnikowe, ułożyłem z nich kwadrat i śrubokrętem wydrapałem na centralnej z nich znak krzyża – przecięcia tych linii południka i równoleżnika – oraz napis: 50
°N, 20
°E. Tak właśnie rozpoczęła się moja inicjatywa pod nazwą „Honorowy Południk Krakowski”. Do dziś ludzie mogą dotknąć tego abstrakcyjnego punktu z mapy czy globusa. I to jest swoista magia, w której ważny udział ma geodezja, bo to dzięki niej wiemy, gdzie w terenie ten wyjątkowy punkt wypada: co do milimetra. A podobnych obiektów wokół nas jest mnóstwo i nieustająco dążę, by były oznaczane.
– rozmawiała Magdalena Kawalec-Segond
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy