Coraz więcej jest u nas Hindusów, którzy znajdują zatrudnienie w światowej branży IT i są zatrudniani są przez naszych pracodawców. Mocno zliberalizowaliśmy nasz rynek – u nas firmę można założyć w jeden dzień i natychmiast rozpocząć działalność na całym świecie.
Polaków z pewnością interesują wasze relacje z Rosją. I ja doskonale wiem, że w tak drażliwym temacie głowy państw odpowiadają tak, żeby nic nie powiedzieć. A ja chciałbym wiedzieć, jakie są realne stosunki na linii Erywań-Moskwa.
(cisza). Chce pan szczerą odpowiedź?
Po to tu przyleciałem.
Są bardzo skomplikowane i obecnie niezwykle trudne. W ubiegłym roku zostaliśmy z pełną premedytacją i bezpardonowo zaatakowani przez Azerbejdżan. Skala okrucieństwa najeźdźcy była porażająca. Mnóstwo Ormian straciło życie. I mimo że mamy podpisane aż trzy porozumienia z Federacją Rosyjską, które jasno określają, że rosyjskie siły zbrojne muszą interweniować w razie ataku na Armenię, to Rosja nie zrobiła nic, by dotrzymać swoich obietnic.
Udostępniliśmy na naszym terytorium specjalne miejsce, gdzie zbudowaliśmy rosyjskie bazy wojskowe. W tych koszarach stacjonują rosyjscy żołnierze, którzy widzieli okrutną śmierć naszych obywateli, a nie podjęli interwencji. Taka sytuacja tworzy prawdziwy problem. Bo po co podpisujemy traktaty sojusznicze, skoro one później nie są realizowane? Prowadzimy rozmowy na najwyższym szczeblu, bo oczekujemy konkretnych wyjaśnień. Co to miało oznaczać? Jak mamy się do tego ustosunkować? Czy jest to wypowiedzenie traktatów?
Chcę zagwarantować bezpieczeństwo swoim obywatelom. Jak mam to robić, jeśli ustalenia międzynarodowe nie są realizowane? Ja rozumiem, że sytuacja globalna Rosji jest dzisiaj bardziej skomplikowana, niż w czasie podpisywania z nami gwarancji bezpieczeństwa. I rozumiem, że po wybuchu wojny na Ukrainie pozycja Azerbejdżanu na Zachodzie [wspieranego przez Turcję, przeciw Rosji – red.] zmieniła się na korzyść tego kraju. Ale to nie oznacza, że zobowiązania Rosji względem naszego narodu nie powinny być wypełnianie.
To oczywiste, dlaczego Moskwa nie przyszła wam z pomocą. Bo sama jej szuka, prowadząc od roku wojnę na Ukrainie. Ale czy w obecnej sytuacji Armenia nadal chce strategicznego sojuszu militarnego z Rosją?
Tak! Chcemy kontynuować naszą współpracę z Rosją i bardzo nam na niej zależy. Chcemy, żeby Rosja broniła nas przed Turcją i Azerbejdżanem. Chociaż oczywiście większe zagrożenie widzimy ze strony Baku niż Ankary. Wsparcie ze strony Moskwy jest jednym z powodów, dla których zdecydowaliśmy się w 1991 r. na niezwykle silne stosunki gospodarcze, militarne i polityczne z Rosją. Tylko – jak mówił mój nieżyjący już niestety przyjaciel – nie można uprawiać polityki międzynarodowej na podstawie wyimaginowanych ideałów, zamiast realnych działań.
Jak pan chce współpracować z Europą, skoro to Rosja jest dla Armenii najważniejszym sojusznikiem?
Wiem, że podejście do Rosji w krajach Europy Środkowo-Wschodniej jest inne niż u nas. Tylko my mamy takie, a nie inne położenie geograficzne. Próbuję znaleźć złoty środek do współpracy między Unią Europejską i jednocześnie Rosją. Myślę, że państwa UE, włączając w to Polskę, chcą mieć z nami dobre relacje na każdej płaszczyźnie.
Ale Moskwa nie ukrywa niechęci do Polski i obawiamy się, że zechce zniszczyć nasz kraj, tak jak teraz niszczy Ukrainę. A tam Rosja zabija cywili, niszczy całe miasta, wywozi ukraińskie dzieci w głąb swego kraju. W jaki sposób chcecie współpracować z Unią Europejską i USA mając Putina za kluczowego partnera?
Armenia nie ma żadnego związku z tym konfliktem! Z Kijowem mamy bardzo silne i przyjazne stosunki dyplomatyczne. Nigdy nie opowiedzieliśmy się za żadną ze stron. Mało tego – jako kraj miłujący pokój – zdecydowanie nawołujemy do zakończenia sporu militarnego.
Jest jeszcze jedna, bardzo istotna z naszego punktu widzenia kwestia. Fakt, że na Ukrainie mieszka niemal pół miliona Ormian.
Azerbejdżan twierdzi, że jesteście ukrytym sojusznikiem Rosji. Pośredniczycie w dostawach broni i dronów m.in. z Iranu.
Azerbejdżan mówi o nas wiele nieprawdziwych rzeczy. Słyszałem już fake-newsy o tym, że nasi żołnierze, nasi obywatele są rekrutowani do armii rosyjskiej i wysyłani na Ukrainę. Słyszałem też, że rosyjskie wojska bronią ormiańskich granic przed azerskim najeźdźcą. I akurat w tym przypadku bym sobie tego życzył.
Azerowie chcą nas zdyskredytować na arenie międzynarodowej. Chcą nas wciągnąć w konflikt rosyjsko-ukraiński. My doskonale rozumiemy, jaką politykę przeciwko nam prowadzą. Ale nasze stanowisko jest jasne: nie stanęliśmy po żadnej ze stron na linii Kijów-Moskwa. A ja jako prezydent robię wszystko, by pomóc zakończyć ten spór jak najszybciej.
Po II wojnie światowej Polska straciła ważne dla nie historycznie i kulturowo miasta – Wilno, Lwów, całe Kresy Wschodnie. Niemcy stracili Szczecin, Wrocław. Austro-Węgry były największym mocarstwem Europy, a dziś kraje tworzące to imperiom są malutkimi państwami. Ale nikt w Europie – poza Rosją – nie myśli o zmianie granic. Zaś wy – Armenia i Azerbejdżan – przez tyle lat nie możecie porozumieć się w sprawie Górskiego Karabachu.
Jeżeli pyta pan mnie, czy Górski Karabach należy do Armenii czy Azerbejdżanu to ja mogę jednoznacznie odpowiedzieć do kogo! I rzeczywiście ma pan też rację, że od kilkudziesięciu lat w praktyce nie jest to uregulowane tak, byśmy mogli żyć w pokoju i bez problemów dla ludności cywilnej.
Doskonale rozumiem pańskie porównanie naszej sytuacji z Europą. Tylko jak ten problem rozwiązać w naszym przypadku? Poprzez tożsamość mieszkańców tego regionu? Argumenty historyczne? Czy wedle zasad opartych na prawach międzynarodowych? A może jeszcze innych kryteriów? Każdy może je interpretować na swoją korzyść. Co mam powiedzieć o Karabachu? Że oficjalnie jest zajęty przez Azerbejdżan?
Problem polega na tym, że mieszka tam i żyje od dawien dawna kilkaset tysięcy Ormian. I oni powinni mieć prawo żyć tam, gdzie chcą i jak chcą. A przede wszystkim powinni być tam bezpieczni. Tymczasem Azerbejdżan nie jest w stanie im tego zapewnić i jest tak od dobrych czterech miesięcy. Dlatego zwróciliśmy się do niezależnych międzynarodowych organizacji, by rozwiązały ten problem.
Ale prezydent Azerbejdżanu mówi dokładnie to samo, tylko oskarża was….
Nie, jego stanowisko jest inne. On uważa naszych rodaków za etnicznych obywateli Azerbejdżanu. Pozbawia praw mniejszość narodową, która tego nie akceptuje i chce być Ormianami. Azerowie mówią, że jeśli ktoś się nie zgadza z takim podejściem, to ma wyjechać z „ich” terytorium.
Gdyby przedstawili jakiś sensowny pomysł przesiedlenia naszych obywateli, to moglibyśmy się nad tym zastanowić. Ale zachowanie władz Azerbejdżanu – a one sprawiają, że zwykli, biedni ludzie nie są w stanie tam normalnie żyć – powoduje że musimy wszyscy dziś zabiegać o los każdego mieszkańca Karabachu.
Proszę sobie wyobrazić, że ich rząd doprowadził do sytuacji, gdy od 4 miesięcy tamtejsi autochtoni muszą żyć bez prądu, bez gazu, racjonowana jest żywność. Co ci ludzie muszą czuć? Poza tym, jak mogliby tak po prostu opuścić swoje rodzinne strony? Swoją ziemię, którą uprawiają od pokoleń?
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Oni się na to nie godzą, my również. I wielu naszych partnerów też się z tym nie zgadza. Proponowałem, byśmy usiedli do stołu i porozmawiali o tym, ale Azerbejdżan nie chce. Jego zdaniem sprawa jest rozwiązana – za pomocą wojny z ubiegłego roku.
Więc jakie jest realne rozwiązanie tego problemu, wojny między Armenią a Azerbejdżanem?
Podstawowe jest pytanie, czy Azerbejdżan naprawdę chce pokoju. Czy raczej planuje najazd zbrojny na Armenię. Ich politycy mówią wprost, że uważają nasze miasta za azerskie. Chcą je przyłączyć do Azerbejdżanu. Co mamy zrobić w takiej sytuacji? Pokazać mapy sprzed tysiąca lat, dowodzące, że tu jest Armenia?