Substackowi warto się bliżej przyjrzeć, gdyż twórcy tej platformy widzą swoja role jako – co napisali w lutym tego roku w tekście-manifeście – „nowy ekonomiczny motor dla kultury”. O czym myślą ludzie stojący za serwisem, który po pięciu latach ma już 20 milionów subskrybentów i dwa miliony płatnych subskrypcji (a jego topowi autorzy zarabiają po kilkaset tysięcy dolarów rocznie)? „Ludzie mają więcej władzy niż algorytmy czy szaleni władcy, a główną walutą jest zaufanie” – piszą o koncepcie, który opiera się na eliminacji pośrednika pomiędzy twórcami, a odbiorcami, czyli obecnie funkcjonujących koncernów medialnych. Substack ma być bowiem miejscem, gdzie „konsumentami są piszący i czytelnicy, a nie firmy próbujące im coś sprzedać”. W tym modelu nie potrzebna jest też moderacja dyskusji, gdyż treści czyta tylko ten, kto za nie płaci bezpośrednio twórcy.
Twórcom Substacka marzy się niemal nieograniczona agora wolnego słowa, która ma być odtrutką na coraz mocniejsze tendencje cenzorskie czy unieważniające („cancelling”). Co ciekawe, do czegoś podobnego wydaje się zmierzać Elon Musk, który wykupił za 44 mld dolarów platformę Twitter. Jedną z pierwszych rzeczy, jest wprowadzana właśnie weryfikacja kont.
Do tej pory, znane i poważane w świecie nazwiska i firmy mogły bezpłatną uzyskać weryfikację (niebieski znaczek – blue check). Teraz weryfikacja następuje przez wykupienie subskrypcji (7 dolarów miesięcznie dla osób fizycznych, od tysiąca dla instytucji), co wiąże się z dodatkowymi przywilejami. Już teraz wywołało oburzenie, głownie lewicujących komentatorów, z których wielu – zwanych zabawnie „niebieskimi czekistami” (zabawna gra słów od blue check) – w imię obrony demokracji i przed „dezinformacją”, opowiada się za ograniczeniami w dostępie do platformy dla wrogów demokracji. Musk, jak na ekscentrycznego geniusza-miliardera przystało, przeprowadza swe zmiany wprowadzając masę chaosu i zamętu, tak że niektórzy przewidują nawet upadek całego projektu.
Co ciekawe, Twitter i Substack zaczynają walczyć o podobnego klienta. Po tym jak ta ostatnia platforma wprowadziła możliwość publikowania krótkich wiadomości – a więc wprowadziła serwis podobny do Twittera – Musk tymczasowo zakazał linkowania „konkurencji”.
Atrakcyjny Donald, nudny Joe
O wiele gorzej wygląda przyszłość całodobowych kablowych stacji telewizyjnych, które nie mogą odnaleźć się w świecie „po Trumpie”. Gdy Donald Trump prowadził kampanię wyborczą i urzędował w Białym Domu, ich życie wydawało się proste. Wystarczyło rzucić hasło: „Donald Trump jest największym zagrożeniem demokracji” (albo „Trump broni Ameryki i Amerykanów” w wersji Fox News) i zaprosić do studia kilku komentatorów, a wszystkim rosły słupki oglądalności. Nie było dnia, aby czerwony pasek „Breaking News” nie zwiastował kolejnej apokalipsy, którą spowodować miał Trump, a komentowały ją na granicy histerii albo już nawet poza nią dziesiątki reporterów i publicystów.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
To wszystko skończyło się z nadejściem nudnego Bidena, choć gdy nadarza się okazja – jak ostatnie zarzuty prokuratorskie dla byłego prezydenta – histeryczne „Trump Show” wraca na antenę wraz z obrazkami tratujących się reporterów z mikrofonami goniącymi za choćby kilku sekundami komentarza…
Gdy zabrakło „Trump show” okazuje się, że telewizyjne gwiazdorzy, czytający – często napisane cudzą ręką – teksty z teleprompterów mają naprawdę niewiele do powiedzenia.
Choć bywały wyjątki. CNN w pierwszym miesiącu wojny na Ukrainie był przykładem pierwszorzędnego dziennikarstwa, nareszcie wykorzystując wielki potencjał, jakim są jej rozsiani po całym świecie korespondenci. Jednak mniej więcej po miesiącu wszystko wróciło do normy i zgrane jak stara płyta materiały „Trump wielkim zagrożeniem jest” wróciły na antenę.
Na horyzoncie oczywiście rysują się wyzwania związane z gwałtownym rozprzestrzenianiem się tzw. generatywnej sztucznej inteligencji, reprezentowanych choćby przez najbardziej znany ChatGPT. Zdaniem krytyków, te szybko uczące się maszyny mogą w szybkim tempie zniszczyć zawód dziennikarza oraz żyjące ze sprzedawania wiadomości media, gdyż człowiek nie jest w stanie mierzyć z tempem produkowanych przez nie materiałów.
Na razie jednak wciąż jest problem z jakością… Gdy po ponad dobie zapytałem ChatGPT, co o swoim zwolnieniu myśli Tucker Carlson, maszyna odpisała mi: „Nie mam żadnych informacji o tym, aby Tucker Carlson został zwolniony z pracy. Z tego co się orientuję, Carlson jest politycznym komentatorem I gospodarzem popularnego show Tucker Carlson Tonight”.
Słabo, bo nawet początkujący dziennikarz czy researcher mógłby w ciągu kilku sekund dowiedzieć się, że to nieprawda, używając wyszukiwarki Google czy innej Wikipedii…
– Paweł Burdzy z Nowego Jorku
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy