Rozmowy

Bestsellery wydajemy z duszą na ramieniu. Po jednym było sześć procesów

Olga Tokarczuk ma rację. Pisarze są artystami i mają prawo być egotyczni. Praca z nimi jest ciężka. Ale trzeba czasami napić się z nimi wódki i zapewnić ich, że są genialni – mówi Michał Jeżewski, prezes Wydawnictw Fronda i Zona Zero. W rozmowie z Błażejem Torańskim opowiada o polskim rynku książki i czytelnictwie.

Najpopularniejszymi pisarzami w Polsce w zeszłym roku byli, w tej kolejności: Remigiusz Mróz, Henryk Sienkiewicz, J.K. Rowling, Adam Mickiewicz, Nicholas Sporks. Podała Biblioteka Narodowa w swym dorocznym raporcie „Stan czytelnictwa w Polsce w 2022”. Od wielu lat choć jedną książkę w roku czyta mniej niż 40 proc. Polaków.

TYGODNIK TVP: Francuska pisarka Valérie Perrin, prywatnie żona Claude'a Leloucha, swoje powieści sprzedaje w milionach egzemplarzy. Powiada tak: „Jestem jedną z niewielu pisarek we Francji, które żyją z pisania. To ogromny przywilej”. Czy w Polsce pisanie książek jest również przywilejem?

MICHAŁ JEŻEWSKI:
Wyłącznie z pisania książek żyje w Polsce 30, maksymalnie 50 osób. I żyją dobrze. Zarabiają miliony. To są twórcy kryminałów, powieści. Oczywiście Olga Tokarczuk, Remigiusz Mróz czy Katarzyna Bonda. W porównaniu z innymi krajami, jak Francja czy nawet Czechy, to niewiele. Większość polskich autorów książek gdzieś pracuje, mają stałe dochody, a książki piszą dla pasji.

Taki jest model polskiego pisarza?

Siedzę w branży wydawniczej od 25 lat i takie jest moje rozeznanie. Tantiemy są na poziomie 15, w przypadku najbardziej poczytnych – 20 procent z tego, co wpływa do wydawnictwa. Łatwo obliczyć, że od sprzedanej książki pisarz dostaje mniej więcej 5 zł. Aby zarobić 50 tysięcy złotych, musi sprzedać co najmniej 10 tys. egzemplarzy. Wśród moich autorów wyłącznie z pisania żyje paru, pozostali są gdzieś zaczepieni, na przykład w dziennikarstwie.

Łatwo ich wskazać: Sławomir Koper, Wincenty Łaszewski czy po części Jacek Bartosiak.

Zgadza się. Sławomir Koper sprzedał już w swoim życiu ponad milion egzemplarzy, ale napisał mniej więcej 80 książek. To bardzo płodny pisarz. Mam wielu dobrych, zdolnych autorów, ale boli mnie serce, kiedy przychodzi do rozliczenia. Często wiem, że z wypłaconych pieniędzy, wynikających z kontraktu, on nie przeżyje. We Francji są to znacznie większe pieniądze. Ale generalnie zależy to od czytelnictwa, od liczby sprzedanych egzemplarzy. W Czechach, gdzie mieszka zaledwie 10,5 miliona ludzi, nakłady książek są znacznie wyższe niż w naszym 36–milionowym kraju. A na przykład w Niemczech czytelnictwo jest cztery razy większe niż w Polsce.
Biblioteka Narodowa, raport „Stan czytelnictwa książek w Polsce w 2022”
66 proc. Polaków nie przeczytało ani jednej książki w ciągu ostatniego roku, jak wynika z opublikowanego kilka dni temu raportu Biblioteki Narodowej. Ta statystyka nie zmienia się od lat. Ale na pozycję finansową pisarza patrzy się przez pryzmat czołówki. Szacuje się, że w 2022 roku pięcioro pisarek i pisarzy zarobiło ponad milion złotych, a ośmioro kolejnych – ponad 500 tysięcy zł. Jak powielić sukces Remigiusza Mroza? Albo Bianki Lipińskiej?

Ba, każdy wydawca w Polsce się nad tym głowi. Z Lipińską jest prosto. Literatura pornograficzna, zwłaszcza dobrze wypromowana, z założenia zapewne sprzedaje się dobrze. Mroza nie czytałem, ale opieram się na opiniach ludzi, do których mam zaufanie. Twierdzą, że jest to słaba literatura. Ale, muszę zastrzec, że na beletrystyce się nie znam. Wydaję ją marginalnie i tylko historyczną. Dlatego nie mam pojęcia, na czym polega fenomen Mroza.

Może łatwiej panu ocenić prozę innego adwokata, Maxa Czornyja, który także bije rekordy sprzedaży książek o hitlerowskich zbrodniarzach. Ale nie jest to literatura faktu, podobnie jak „Tatuażysta z Auschwitz”. Czornyj opisuje zbrodnie z perspektywy nazisty, a Muzeum Auschwitz ocenia to jako skandaliczne kłamstwa.

Poruszył pan dwa ciekawe wątki. Literatury, która opisuje historię w formie beletrystycznej. Mamy tu w polskiej literaturze wielkie tradycje: od Henryka Sienkiewicza, Józefa Ignacego Kraszewskiego przez Antoniego Gołubiewa czy Jana Dobraczyńskiego po Elżbietę Cherezińską, która cudownie opowiada o nieznanych dziejach Polski. Tłumaczę to tak, że czytelnik dostaje dwa w jednym: rzetelną wiedzę i porywająca fabułę. Wiedzę historyczną, jeśli pisarz jest rzetelny, opiera się na wiarygodnych źródłach i nie konfabuluje. Równocześnie czytelnik dostaje kawał dobrego czytadła, które wciąga. Moja żona uwielbia Cherezińską i wielokrotnie sprawdza ją w sieci, wyguglowuje czy rzeczywiście tak było i okazuje się, że pisarka nie zmyśla faktów.

Ale na czym polega fenomen literatury obozowej?

Nie wiem. On pojawił się wraz z „Tatuażystą z Auschwitz”, który w Polsce sprzedał się w trzystu tysiącach egzemplarzy.

Mikołaj Grynberg tłumaczył to w Polityce” tak: „Znika pokolenie świadków. Ci, którzy piszą, mogą pisać, co chcą. Można teraz umieścić akcję w miejscu, w którym wcześniej nie można było. Wszystko można wymyślić”.

Historia „Tatuażysty” jest fascynująca, ale książka jest literacko bardzo słaba. A na czym polega fenomen literatury obozowej? Był moment, że na rynku równocześnie sprzedawało się ze 30 książek z „Auschwitz” w tytułach. Sam wydałem kilka, szły jak świeże bułki. To fascynujące zjawisko, ale wynika z mody. Od czasu do czasu na rynku książki pojawiają się trendy wokół różnych tematów. Na przykład: egzorcystów. Po jakimś czasie zainteresowanie zanika i wybucha wokół innego pojęcia.

Dziwne powieści polskie

O tym, co się działo w literaturze w 2022 roku, pisze Wojciech Stanisławski.

zobacz więcej
Da się przewidzieć modę literacką?

I tak, i nie. Bo weźmy na przykład kryzys w Kościele katolickim. Wychodzi książka „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie” albo „Bielmo. Co wiedział Jan Paweł II”. Wydawcy odnoszą sukces na tematyce nagłośnionej przez filmy braci Sekielskich. Ale, co ciekawe, zarówno moje wydawnictwo chrześcijańskie, jak i inne do nas podobne, próbowały opisać głębiej kryzys w Kościele i ponosimy klęskę za klęską.

Bo najwięcej książek kupują ludzie nie mający większych oczekiwań intelektualnych. Wystarczą im proste przekazy.

Owszem, jak w książce holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka „Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział”.

Ponadto analityczne książki Frondy ocierają się o literaturę naukową, która nie ma większej widowni. W ogóle, jeśli kartkując w księgarni książkę ludzie widzą wiele przypisów, to te przypisy ich zniechęcają do kupna i lektury.

To prawda. Zresztą branżę wydawniczą kocham za to, że jest loterią. Co miesiąc wydaję średnio cztery tytuły. Jestem w stanie oszacować, że jeden z nich sprzeda się w nakładzie cztery tysiące, a drugi maksymalnie półtora. W większości przypadków jest to przewidywalne i każdy wydawca mniej więcej wie, jakie jest zapotrzebowanie rynku na jego książkę. Cudowność tej branży polega na tym, że zdarzają się niespodzianki i w górę, i w dół.

Z pewnością pana złotym strzałem były „Resortowe dzieci” Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza.

O tak, działo się wtedy coś nieprawdopodobnego. Zassało niesłychanie. Pierwszy tom sprzedał się w nakładzie ponad 200 tysięcy egzemplarzy. A wcześniej autorom odrzuciły ten projekt cztery wydawnictwa. Ja także wydawałem to z duszą na ramieniu. Nie bez kozery, bo po tych bestsellerach miałem sześć procesów.

Jakie jeszcze przykłady zaskoczeń pan wymieni?

Była afera podsłuchowa w restauracji Sowa & Przyjaciele. Przyszedł do mnie Piotrek Nisztor z informacją, że ma materiał na książkę „Jak rozpętałem aferę taśmową”. Wydałem ją w szczycie afery, kiedy wszystkie media na okrągło o tym mówiły. W książce było wiele materiałów jeszcze nieujawnionych. I co? Kompletna klapa! Na szczęście rzuciłem na rynek tylko 10 tysięcy. W tym samym dniu miała premierę książka na ten sam temat, „Afera podsłuchowa. Taśmy Wprost” Sylwestra Latkowskiego i Michała Majewskiego, wydana przez Zysk i S-ka. Oni rzucili na rynek kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy, wykupili stojaki reklamowe w Empikach, wyłożyli na promocję ogromne pieniądze i także ponieśli klęskę. To było przedziwne, bo czytelnik polski dostał w tym samym czasie dwie książki omawiające gorącą aferę. Tymczasem ludzie chętnie czytali o tym w sieci, odsłuchiwali filmy, ale nie chcieli kupować książek. Dlaczego? Nie wiem.
Z raportu „Stan czytelnictwa książek w Polsce w 2022”. Rys. Anna Tybel-Chmielewska, Tygodnik TVP
Teraz drugi przykład – w stronę sukcesu. Dwanaście lat temu przyszedł do mnie Tomek Terlikowski z wywiadem-rzeką, jaki przeprowadził z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim. Bardzo sceptycznie podchodziłem do tego pomysłu, bo ks. Tadeusz był już opisany w paru książkach. Wywiad Tomka nic nowego nie wnosił, poza dwoma wątkami. Pierwszy dotyczył mafii lawendowej w Watykanie. Drugi był o pewnej polskiej kurii, gdzie od kierowcy po biskupa przewijał się homoseksualizm. Ostatecznie książka „Chodzi mi tylko o prawdę”, której potencjał sprzedażowy szacowałem na półtora tysiąca, sprzedała się w 35 tys. egzemplarzy. Temat podchwyciły media liberalne. Ks. Tadeusz był w programie telewizyjnym „Tomasz Lis na żywo”, trafił na okładkę „Newsweeka” i stał się gwiazdą, mówiącą o patologiach seksualnych wśród kleru.

I jeszcze jeden przykład. Kilkanaście lat temu Sejm ustanowił 1 marca Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Chcąc nie chcąc to święto musiały zauważyć także media liberalne, głównego nurtu. Było już wtedy na rynku wiele książek o niezłomnych, niemal wyłącznie o facetach. Wpadłem na pomysł, że w tych lasach musiały być z nimi także dziewczyny, które gotowały im strawę, sypiały z nimi, opatrywały rany. „Weź się za opisanie dziewczyn niezłomnych” – zleciłem temat Szymonowi Nowakowi. Kiedy wyszła książka „Dziewczyny wyklęte”, zaproponowałem publikację ekskluzywnych rozdziałów największym polskim portalom. 1 marca miałem niemal na wszystkich „jedynkach” prezentację swojej książki i – w rezultacie – fantastyczną sprzedaż, w granicach 25 tysięcy egzemplarzy. Stało się tak pomimo, że temat wyklętych od wielu lat był już wyeksploatowany, zgrany. Moja książka o dziewczynach była pierwszą. Potem poszedłem za sukcesem i wydałem „Dziewczyny wyklęte 2”, ale sprzedaż była już mniejsza.

Jaka zatem jest recepta na bestseller?

Pewnie trzeba być prekursorem, awangardą w temacie, jak mój autor Jacek Bartosiak. Jego „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju” była fenomenem. W samej przedsprzedaży poszło 8 tys. egzemplarzy, a cena tej książki wynosiła 90 zł. Szał. Inne jego tytuły także się dobrze sprzedają.

Książka, aby się dobrze sprzedawała, musi zaspokajać jakąś potrzebę czytelnika. I nawet nie chodzi o to, aby była wybitnie prekursorska. Wielu wydawców, łącznie ze mną, sporo zarobiło na literaturze obozowej, korzystając z popularności „Tatuażysty z Auschwitz”. Nawet epigonowi z dużego tortu przypadają spore kawałki. Większość wydawców tak postępuje, łącznie ze mną. Śledzimy, czy nie pojawiły się nowe, prekursorskie tematy. Na przykład w literaturze religijnej szacowne krakowskie Wydawnictwo Esprit odkryło księdza Dolindo Ruotolo. Wynaleźli, że we Włoszech był taki fantastyczny ksiądz. Wysłali pisarkę, aby poszła jego śladami i książkę „Jezu, Ty się tym zajmij” sprzedali w powyżej 200 tysięcy sztuk. Inne wydawnictwa katolickie zaczęły także korzystać z tego tematu, spopularyzowanego ksiądza Dolindo, co przynosiło im – za jego inne tytuły lub książki o nim – niezłe pieniądze. Nie jest zatem konieczne bycie w awangardzie.

Język jest wieloznaczny i nieposłuszny. Oryginały będzie się poprawiało

Czy sztuczna inteligencja zacznie za nas tłumaczyć i pisać literaturę piękną?

zobacz więcej
A co jest konieczne do osiągnięcia sukcesu wydawniczego ze strony autora? Talent, ciężka praca, konsekwencja? A może wystarczy tylko marketing?

Bywa, że wystarczy marketing, jak w przypadku „żadnych” książek pani Blanki Lipińskiej z serii 365 dni. Podobnie ze słabymi literacko książkami Remigiusza Mroza. Może takie mamy czasy?

Blanka Lipińska, autorka powieści erotycznych, nie kryje, że jest grafomanką. Ale może rację ma amerykański pisarz Philip K. Dick, który powiadał, że „chłam wypiera niechłam. Brzmi to podobnie jak prawo Greshama o pieniądzu”.

Nie demonizowałbym, bo zawsze na polskim rynku była jakaś Helena Mniszkówna, bijąca rekordy popularności, i wartościowa literatura Olgi Tokarczuk, która była popularna już przed Noblem. Gdyby ktoś był tak mądry, że znał odpowiedzi na te pytania, wydawałby tylko bestsellery. Nie ma takiego wydawnictwa w Polsce. Każdy poszukuje, siedzi i drapie się w głowę, zastanawia, co się sprzeda, a co nie. Na szczęście nasza branża jest bardzo nieprzewidywalna.

Zejdźmy zatem na ziemię. Za przyzwoity wynik w Polsce uznaje się sprzedaż na poziomie 3 tys. egzemplarzy, za co pisarz zarobi co najwyżej 15 tys. zł. Trudno za to przeżyć pół roku, a tyle mniej więcej średnio powstaje książka.

I najczęściej wydawnictwa płacą tantiemy autorom co pół roku. Najlepszym płaci się co miesiąc lub co kwartał.

Podziela pan pogląd, że o autora bestsellerów, co w Polsce oznacza sprzedaż powyżej 10 tys. egz., wydawnictwa zaczynają rywalizować, a powyżej 50 tys. egzemplarzy pisarz staje się literacką gwiazdą?

To jest taki sam mechanizm, jak w każdej innej branży. Jeśli ktoś jest dobry, to duże korporacje wydawnicze zaczynają o niego zabiegać. Różne są metody ściągania do siebie, a żeby było zabawniej, najczęściej nie są to kwestie finansowe. W dużym wydawnictwie autor może mieć nadzieję, że lepiej się nim zaopiekują. Są tam duże działy marketingowe, promocyjne. To jest także kwestia prestiżu. Autor publikowany przez Wydawnictwo Literackie może się poczuć dobrze, wiedząc, że jest wydawany obok Czesława Miłosza czy Olgi Tokarczuk. Może pomyśleć: „Dołączyłem do nobliwych pisarzy”.

Ale prestiżem nie da się spłacić kolejnej raty kredytu. Czy pan podkupuje autorów?

Próbuję. Czasem mi się udaje wziąć kogoś na wyłączność. Rozglądam się po rynku i staram się wiązać ich ze sobą na stałe. Wtedy bardzo o nich dbam: rozliczam się częściej niż z innymi autorami, płacę powyżej średnich stawek, dopieszczam wydanie książki, staram się, żeby była dobrze wypromowana. Przejścia pisarzy między wydawnictwami na całym świecie są normalne.
Michał Jeżewski podczas prezentacji książki „Alfabet Salonu” Krzysztofa Feusetta w Centrum Prasowym PAP w Warszawie w 2014 r. Fot. PAP/Marcin Obara
A jak to czynią inni?

Tą metodą nie są wyższe stawki, bo wyznacza je rynek: od 15 do 20 procent, jak mówiłem. Wydawca wie, ile może przekazać autorowi z tego, co mu spłynie za książki. Musi mieć pieniądze na druk, na promocję i na swój zarobek. Autor nie może mu zjeść połowy kwoty. Ale można pisarza potraktować ze szczególną troską. Kiedy Wydawnictwo Marginesy przejmowało przed laty Wojciecha Chmielarza, miał już na koncie kilka książek, ale nikt o nim nie słyszał. Marginesy zrobiły wokół niego marketingowy dym, wypromowały go i teraz sprzedają jego tytuły w bardzo poważnych nakładach. Sprawne wydawnictwa tak zachęcają autorów: przyjdź do nas, jednostkowo nie zapłacimy ci więcej, ale per saldo sprzedasz i zarobisz u nas znacznie więcej.

Wydawca jest sojusznikiem pisarza czy jego wrogiem?

Zdecydowanie sojusznikiem. Może to zabrzmi w starym stylu, ale dla pisarza, jako artysty, ogromnie ważna jest relacja z wydawcą. Nie wymienię nazwisk, ale chciałem przyjąć dwóch bardzo znanych pisarzy, oferując im znacznie lepsze warunki finansowe. Stwierdzili, że są bardzo radzi i chętnie przeszliby do mnie, ale są związani emocjonalnie ze swoimi dotychczasowymi, wieloletnimi wydawcami, są z nimi zaprzyjaźnieni i moralność nie pozwala im na zmianę. Ujęli mnie taką postawą.

Skąd w takim razie bierze się powszechnie znany żal pisarzy, którzy czują się przez wydawców wykorzystywani? Olga Tokarczuk twierdzi wprost: „Między wydawcą i autorem pojawia się dziś często fundamentalna sprzeczność interesów. Wydawca chce na książce przede wszystkim zarobić. Tymczasem dla wielu pisarzy, pieniądze nie są celem samym w sobie”.

To prawda. Dla autora książka jest dzieckiem zrodzonym w bólach. Często wykuwającym się latami. I wedle pisarza jest to najlepsza, najpiękniejsza na świecie rzecz. Nie nadążam, bo mam kilkudziesięciu autorów, ale z tymi najbardziej egotycznymi, ale i przeze mnie cenionymi, piszącymi dobre książki, utrzymuję regularne kontakty. Spotykam się z nimi, rozmawiamy telefonicznie, na targach, chwalę. Dbam o nich, bo to jest niezwykle ważne. Olga Tokarczuk ma rację. Pisarze są artystami i mają prawo być egotyczni. Praca z nimi jest ciężka. Ale trzeba czasami napić się z nimi wódki i zapewnić ich, że są genialni.

Olga Tokarczuk idzie dalej: „Jako osobnik dość egotyczny, pisarz oczekuje o wiele bardziej tego, że jego książka będzie czytana, że będzie miał dzięki niej jakiś rodzaj porozumienia z czytelnikiem, że wzrośnie jego prestiż i sława. Chce potraktowania swojej powieści czy tomiku wierszy jako przekazu".

Zgoda. Nie może być tak, że autor jest trybikiem w maszynie. Wydawnictwo nie jest fabryką gwoździ. Na wszystkich spotkaniach z wydawcami, kiedy już wszyscy wyżalą się na wyskoie ceny papieru czy druku, mówię tak: pamiętajcie, że pracujecie w najpiękniejszej branży na świecie, bo pracuje się w niej z artystami, mądrymi ludźmi. Jest to dziedzina kreatywna i rynkowo nieprzewidywalna. I w przypadku sukcesu, który zdarza się rzadko, przynosi ona wysokie zyski. Mogę snuć takie opowieści i robić porównania, bo pracowałem w 19 branżach.

– rozmawiał Błażej Torański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, 14 października 2021 w EXPO Kraków. To cykliczna impreza, promująca czytelnictwo od 1997 r. Fot. PAP/Art Service
Raport Biblioteki Narodowej „Stan czytelnictwa w Polsce w 2022” został sporządzony na podstawie odpowiedzi 1996 osób. Badanie przeprowadzono jesienią 2022 roku.

Przeczytanie co najmniej jednej książki (papierowej lub cyfrowej) w ciągu minionych 12 miesięcy zadeklarowało 34% osób powyżej 15. roku życia. Jak zaznaczają autorzy raportu, to taki sam wynik jak rok wcześniej. Podobne czytelnictwo utrzymuje się zresztą od 2015 r. Jedynie w pierwszym roku pandemii – 2020 – wzrosło ono do 42%, zapewne dlatego, że była to jedna z niewielu łatwo dostępnych rozrywek, zajęć czy atrakcji w czasie lockdownu.

Jest jednak jedna grupa, która sięga po książki coraz chętniej: 72% badanych nastolatków w wieku 15-18 lat (60% w 2021 r.). 18% było intensywnymi czytelnikami, czyli deklarowało czytanie nie jednej, a 7 i więcej książek. Oznacza to duży wzrost z 5% w 2021 roku.

Książki w postaci papierowej lub cyfrowej czytają przede wszystkim osoby najlepiej wykształcone i uczące się (58% absolwentów szkół wyższych, 14% osób z wykształceniem zasadniczym zawodowym). Tak jak w poprzednich latach, kobiety czytają książki częściej niż mężczyźni, a różnica ta jest wciąż bardzo wyraźna (odpowiednio 42% i 26%).

W 2022 roku wśród najpoczytniejszych w Polsce książek dominowała beletrystyka, literatura kryminalna i obyczajowo-romansowa. Nie pojawiła się żadna powieść, która – zyskując masową publiczność – mogłaby otrzymać miano wydarzenia czytelniczego. Należy zwrócić uwagę na duży wzrost literatury kryminalnej i sensacyjnej: z 24% w 2020 roku do 32% w 2022. A także spadek fantastyki i fantasy: z 11% w 2020 do 7% w 2022 roku. Autorzy lektur szkolnych, w tym Henryk Sienkiewicz (drugi), zajmują relatywnie wysokie pozycje w rankingu – w czołowej 10. prócz pierwszego polskiego noblisty z literatury (1905 r. za całokształt twórczości) są Adam Mickiewicz (czwarty) i autor „Kamieni na szaniec” Aleksander Kamiński (dziewiąty).
***
Stan czytelnictwa w Polsce – to badanie naukowe BN realizowane jest w ramach Planu Ewaluacji i Monitoringu Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa 2.0 na lata 2021–2025. Dofinansowano je ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach realizacji Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa 2.0 na lata 2021–2025.
Źródło: BN ODWIEDŹ I POLUB NAS
SDP2023
Zdjęcie główne: Jesienne Targi Książki w Ogrodach Zamku Królewskiego w Warszawie, 15 września 2022. Fot. PAP/Leszek Szymański
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.