Historia

Zbrodnia komunistyczna zaplanowana przez oficera II RP

Uświadamiał przełożonym, że Polska ma dwóch wrogów i z jednym należy zawrzeć sojusz. Tuż przed wojną typował ZSRR, nawet postulował przygotowanie baz dla Armii Czerwonej w kraju. Potem w oflagu oferował Niemcom przychylność Polaków w zamian za zaprzestanie represji. A po wojnie – mimo że był w Katyniu – zaproponował władzom partyjnym wysiedlenia, które pozwolą „rozwiązać ostatecznie problem ukraiński w Polsce”.

26 kwietnia 1947 roku, 76 lat temu, rozpoczęto Akcję „Wisła” w Bieszczadach i innych terenach przygranicznych z ZSRR, a konkretnie z radziecką Ukrainą. W ramach Akcji, której najbardziej intensywne działania miały miejsce do końca lipca 1947 roku, wysiedlono około 140 tysięcy ludzi narodowości ukraińskiej, łemkowskiej i z małżeństw mieszanych.

Wysiedlonych przeniesiono na Ziemie Odzyskane, dbając o odległość 50 kilometrów od granic państwa i 30 km od większych miast. Przesiedleni nie mogli stanowić więcej niż 10% ludności w danej okolicy. Starano się przydzielać im gospodarstwa w rozproszeniu, aby nie dopuścić do powstawania enklaw. Sąsiadować mogły ze sobą rodziny z różnych okolic, które się wcześniej nie znały.

Ukraiński „element inteligencki” rozlokowywano w oddaleniu od innych przesiedlonych. Rodziny najbardziej podejrzane o sprzyjanie UPA kierowano do obozu koncentracyjnego w Jaworznie, a sądy specjalne wydały 160 wyroków śmierci na tych, którzy nielegalnie wracali na swoje.

Władza ludowa niszczy „element niepewny”

Polska po II wojnie światowej miała w swoich granicach ludność ukraińską liczącą około 700 tysięcy osób. Do 1946 roku zakończyły się duże przesiedlenia do Ukraińskiej SSR, skoordynowane z „repatriacjami” ludności polskiej z Sowieckiej Ukrainy. Przesiedlenia do ZSRR nie zakończyły działalności OUN i UPA na południowo-wschodnich terenach RP (nazwa PRL obowiązywała dopiero od 1952 roku). Banderowcy nadal atakowali posterunki MO, infrastrukturę i siedziby władz lokalnych. OUN chciała z Zakierzońskiej (nazwa od linii Curzona) Krainy wykroić niepodległą Ukrainę, którą można będzie poszerzyć o tereny na wschód od Bugu w wypadku konfliktu ZSRR z Zachodem. Od końca wojny do Akcji „Wisła” zginęło w Bieszczadach, Beskidach i na Lubelszczyźnie 2500 żołnierzy ludowego Wojska Polskiego, 600 milicjantów i 600 cywilów.
Upowcy schwytani przez żołnierzy Wojska Polskiego w czasie akcji „Wisła” (1947). Fot. http://ua.racurs.ua, Domena publiczna, Wikimedia
Władze RP po pomyślnym przeprowadzeniu, czyli sfałszowaniu referendum i wyborów do Sejmu oraz sukcesach w walce z polskim podziemiem niepodległościowym, zdecydowały się położyć kres zagrażającej jedności terytorialnej państwa partyzantce ukraińskiej. Stosując odpowiedzialność zbiorową, postanowiono pójść drogą na skróty: nie uganiać się za poszczególnymi oddziałami banderowskimi, tylko jedną operacją pozbawić je zaplecza, jakim była ludność ukraińska mieszkająca po polskiej stronie granicy, szczególnie na terenach południowo-wschodnich. Niezbyt precyzyjne listy „elementu niepewnego” przygotowane już w styczniu 1947 spowodowały, że wysiedleniu podlegali niekiedy także weterani Armii Czerwonej, członkowie PPR, a nawet etniczni Polacy.

Pomimo, że bezpośrednia walka z banderowcami nie była głównym celem Akcji „Wisła”, w jej wyniku UPA straciła 70% swego stanu osobowego, reszta uległa samorozwiązaniu. Na opustoszałe tereny – gdzie wysiedlono kilkaset wsi, a sporo z nich doszczętnie spalono czy zaorano – powrócił spokój i władza ludowa.

Do końca PRL stosunek oficjalnej historiografii do Akcji „Wisła” był pozytywny, ale nie pisano o tym za wiele. W mediach temat nie istniał. Po 1989 roku Akcję potępił Senat i Prezydent RP. Historycy uznają ją za zbrodnię komunistyczną. Podkreśla się, że choć państwo musiało coś zrobić z bandami UPA, to należało uderzać w UPA a nie w często niewinną ludność cywilną. Z podziemiem niepodległościowym komuniści sobie przecież poradzili bez wysiedlania i palenia wsi. Jednak źródła zbliżone do ukraińskich nacjonalistów przyznają, że gdyby nie Akcja „Wisła”, to walki w Bieszczadach i Beskidach toczyłyby się jeszcze dziesięć lat.

Legionista przychylny Armii Czerwonej i Niemcom

Akcję „Wisła” zaplanował i nią dowodził generał Stefan Mossor i – co może być niespodzianką w przypadku zbrodni komunistycznej – oficer II Rzeczpospolitej z legionową przeszłością.

Stefan Mossor, jak wielu z jego pokolenia, zaczynał karierę w wojsku austro-węgierskim. Później został dowódcą szwadronu w drugim pułku Legionów. Był pod Rarańczą, Rokitną i Kostiuchnówką. W wojnie polsko-ukraińskiej i polsko-bolszewickiej. W II RP oficer kawalerii, absolwent Szkoły Kawalerii w Grudziądzu, Wyższej Szkoły Wojennej i francuskiej École Supérieure de Guerre. Jako oficer dyplomowany w randze podpułkownika, dowodził pułkiem i był pierwszym oficerem sztabu generała Tadeusza Kutrzeby w Głównym Inspektoracie Sił Zbrojnych.

W elitarnej szkole francuskiej pisano w opinii o nim: „Najlepszy oficer ze wszystkich oficerów cudzoziemców”. A w polskiej Wyższej Szkole Wojennej: „Oficer wybitny pod każdym względem. Łączy w sobie zalety intelektualne i wojskowe w takim stopniu, w jakim nie spotyka się często na roczniku”. Łyżkę dziegciu dokładają wspomnienia jego kolegi z École Supérieure, późniejszego generała Stanisława Kopańskiego: „Mossor był bardzo despotyczny (z tendencją nawet do pewnej bezwzględności) i raczej trudny we współżyciu”.

Polska u boku Hitlera rusza na Sowietów. Co by było, gdyby…

Namiestnikiem Adolfa Hitlera w Polsce zostaje Władysław Studnicki, zwolennik sojuszu z Niemcami. Powołuje dwie dywizje Waffen-SS, aby na nich oprzeć obronę kraju...

zobacz więcej
W Głównym Inspektoracie Sił Zbrojnych Stefan Mossor przygotowywał plany na wypadek przyszłej wojny. Pisał, że w walce z Niemcami Polska wytrzyma sześć do ośmiu tygodni, nawet z pomocą z Zachodu. Nie wierzył zresztą w pomoc Francji ze „względów wewnątrzpolitycznych”. Uświadamiał przełożonym, że Polska ma dwóch wrogów i w tej sytuacji z jednym z nich należy zawrzeć sojusz. Tuż przed wojną typował ZSRR, nawet postulował przygotowanie baz dla Armii Czerwonej w kraju. Tego było za wiele. Za defetyzm odwołano go z GISZ i przeniesiono do linii. Na dowódcę pułku w Kresowej Brygadzie Kawalerii.

W kampanii wrześniowej dostał się do niewoli jedenastego dnia walk. Nie dowodził najlepiej, mówiono, że nie dbał o ubezpieczenie i zwiad. Jego pułk uległ całkowitemu rozbiciu. Bronić można podpułkownika, że także nie najlepiej dowodzący generał Juliusz Rómmel postawił mu niewykonalne zadania.

Wojnę Stefan Mossor przetrwał w obozach: stalagu Görlitz, oflagach Prenzlau, Neubrandenburg, Frauenberg i Gross-Born. W 1940 roku po zwycięstwie III Rzeszy nad Francją i powtórnie w 1941 po zaatakowaniu ZSRR, Mossor wręczył pilnującemu jeńców niemieckiemu oficerowi dyżurnemu memoriały. Nie zachowała się ich treść, z tego, co mówił Mossor po wojnie wiadomo, że oferował Niemcom przychylność Polaków w zamian za zaprzestanie represji. O tę przychylność miał zadbać, jak należy rozumieć, on sam. Cóż, pisano w opiniach o Stefanie Mossorze, że jest ambitnym oficerem.

Nic nie wiadomo, żeby ta kolaboracyjna w gruncie rzeczy propozycja miała jakieś skutki, nawet jakąś odpowiedź. Chyba, że za rodzaj odpowiedzi uznać włączenie podpułkownika Mossora do grupy jeńców wojennych wizytujących Katyń w 1943 roku. Stefan Mossor był w Katyniu i widział rozkopane groby kolegów. Zawieziony po wizycie katyńskiej do Berlina, miał odmówić wobec przesłuchujących go oficerów Wehrmachtu określenia kto – jego zdaniem – jest winny masakry. Bez określania sprawców opowiedział o Katyniu kolegom w obozie, po powrocie z Berlina. Konspiracyjnymi kanałami przesłał raport do Naczelnego Wodza w Londynie o wizycie w Katyniu, w którym wspomniał także o swoich memoriałach dla Niemców.

Być może Niemcy składali Stefanowi Mossorowi propozycje współpracy, bo jakiś czas po jego wizycie w Katyniu przeniesiono go do obozu Frauenberg o lżejszym rygorze. Mossor protestował nie wychodząc na apele i po sześciu tygodniach przeniesiono go z powrotem do Neubrandenburga.

W ostatnim obozie, Gross-Born, Mossor związał się z oficerami o sympatiach komunistycznych i wraz z nimi odmówił ewakuacji przed nadchodzącą Armią Czerwoną. Doczekał się wyzwolenia przez II Armię ludowego Wojska Polskiego.

Z wigorem zwalczał „reakcyjne bandy”

Już w lutym 1945 roku zgłosił się do ludowego Wojska Polskiego, w czerwcu awansował na stopień pułkownika, we wrześniu został generałem brygady. Był dowódcą Okręgu Wojskowego w Krakowie, zastępcą szefa Sztabu Generalnego i szefem gabinetu Ministra Obrony Narodowej, także przewodniczącym Komisji Weryfikacyjnej Wojska Polskiego. W 1947 roku wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej.
I Walny Zjazd Zreorganizowanej Ligi Morskiej w 1947 r. w domu akademickim przy placu Narutowicza. Gen. Stefan Mossor (z prawej) wraz z p.o. dowódcy Marynarki Wojennej kontradmirałem Adamem Mohuczym. Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Tacy ludzie, jak Stefan Mossor byli potrzebni komunistom, przynajmniej na początku, do legitymizacji władzy. Dzięki niemu i kilkunastu innym generałom, często świeżo awansowanym z ponad trzech tysięcy oficerów II RP, ludowe Wojsko Polskie mogło sprawiać wrażenie ogólnonarodowego.

Generał Stefan Mossor nie zawiódł zaufania. Na swoich stanowiskach koordynował „zabezpieczenie” referendum w 1946 roku i wybory do Sejmu w styczniu 1947. Zwalczał podziemie niepodległościowe, czyli „reakcyjne bandy” z optymizmem i wigorem: „Mamy miażdżącą dziesięciokrotną przewagę liczby i stukrotną przewagę sprzętu. Jeśli usuniemy braki i błędy, rozwiążemy sprawę w ciągu kilku miesięcy” – uważał w 1946. Rok później: „W tym roku ustali się ostatecznie władze Rządu Jedności Narodowej. Ze strony reakcji będą silne próby zaburzeń. Jej tubą jest PSL i szeptana propaganda. Jej orężem są bandy. Zapewnienie spokoju w ciągu lata i jesieni jest pierwszą koniecznością państwową. To zadanie spoczywa przede wszystkim na nas i wykonamy je”.

Przy ministerialnym i sztabowym biurku oceniał szczegóły: „Z całości działań ww. grupy operacyjnej odnoszę wrażenie, jak gdyby dowódcy specjalnie unikali spotkania z bandą. Szukają jej tam, gdzie nic nie wskazuje na to, żeby mogła być, pomijając rejon ten, gdzie stwierdzono ją namacalnie. […] Wykazują kompletny brak energii i jakby obawę przed wzięciem na siebie odpowiedzialności”.

A tymczasem we wzorcowej operacji dowódca powinien wziąć pod uwagę następujące czynniki: „Szybka i właściwa ocena sytuacji, śmiałe powzięcie decyzji, połączone z odwagą wzięcia na siebie odpowiedzialności, zdecydowane i konsekwentne działanie (natychmiastowy pościg) oraz współdziałanie”.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
28 marca 1947 roku w okolicach Baligrodu zginął generał Karol Świerczewski w zasadzce zastawionej przez UPA, gdy jechał na inspekcję posterunku w Cisnej. Dla komunistów postać legenda, „Walter” opromieniony sławą z wojny domowej w Hiszpanii. Przyczyna, a raczej pretekst do operacji „Wisła”, przynajmniej propagandowo, bo listy Ukraińców do wysiedlenia sporządzono już wcześniej. Generał Stefan Mossor proponował wysiedlenia w lutym, a powtórzył propozycję 27 marca na posiedzeniu Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego.

24 kwietnia 1947 roku Mossor otrzymał od ministra obrony, marszałka Michała Roli-Żymierskiego nominację na pełnomocnika rządu do spraw wysiedleń. Został dowódcą Grupy Operacyjnej „Wisła”, która liczyła ponad 20 tysięcy żołnierzy z pewnym wsparciem milicjantów, funkcjonariuszy UB i Służby Ochrony Kolei. Grupa miała do dyspozycji cztery pociągi pancerne i dziesięć samolotów. Siły UPA, które mogły stawić opór, to ok. 2400 partyzantów i kilkuset wspierających cywilów.

Przed Akcją „Wisła”, której projekt sam przygotował, generał Mossor pisał do władz partyjnych, że wysiedlenia pozwolą „rozwiązać ostatecznie problem ukraiński w Polsce”.

Komunistyczne „podziękowanie” konwejerem

Akcja poszła szybko i większości wysiedleń dokonano w ciągu trzech miesięcy. 22 lipca Stefan Mossor został awansowany na stopień generała dywizji. Ostatnie oddziały UPA zneutralizowano w 1949 roku, a ostatnie wysiedlenia miały miejsce w 1950. Losy Mossora po sukcesie i awansie zmieniły się także w 1950 roku.

Tułali się, byli napiętnowani, rzucano w nich kamieniami. Wojsko zniszczyło ich wsie. Wracają, niektórzy z dumą, wielu z traumą

Często wstydzą się swego pochodzenia. Nie mówią po łemkowsku, nie chodzą do cerkwi, nie pielęgnują tradycji, nawet zrywają więzi rodzinne, żeby być akceptowanym.

zobacz więcej
Był aresztowany i sądzony w 1951 roku w tak zwanym procesie generałów, razem ze Stanisławem Tatarem, Jerzym Kirchmajerem i kilkoma pułkownikami. Zapadły wyroki dożywocia i degradacji, w przypadku Stefana Mossora i każdego, kto coś opublikował, dodatkowo ich prace wycofano z bibliotek.

Proces generałów był pierwszą odsłoną czystek w wojsku i miał przygotować osądzenie Władysława Gomułki i Mariana Spychalskiego, wiceministra obrony, za odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne. Na razie czyszczono wojsko z wrogich elementów, czyli oficerów z przeszłością w II RP. W procesach odpryskowych sądzono ponad stu oficerów, było dużo wyroków śmierci. Oczywiście wszyscy byli oskarżeni o szpiegostwo na rzecz państw imperialistycznych.

Mossorowi i pewnie nie tylko jemu dołożono zarzut faszyzacji kraju przed wojną, ale tylko jemu faszyzację w czasie wojny – memoriały obozowe do Niemców. Mogło mieć niebagatelne znaczenie, że Stefan Mossor był w Katyniu, o czym poinformował przełożonych z dwuletnim opóźnieniem i nie mogło pomóc, że zdaniem głoszonym oficjalnie przez Mossora, zbrodni dokonali Niemcy.

Stefan Mossor przeszedł ciężkie śledztwo przy zastosowaniu konwejera – kilkunastogodzinnych, czasem całodobowych przesłuchań. Następne śledztwo już po wyroku, kiedy starano się skłonić go do zeznań przeciwko marszałkowi Michałowi Roli - Żymierskiemu i generałowi Wacławowi Komarowi. Zeznań nie uzyskano, a Mossor przypłacił drugie śledztwo zawałem serca.

Nadchodząca odwilż przyniosła Stefanowi Mossorowi roczny urlop z więzienia w 1955 roku. Do więzienia już nie wrócił. W 1956 roku został zrehabilitowany i przywrócony do służby w Biurze Studiów Sztabu Generalnego. Przywrócono mu też stopień wojskowy. Generał Stefan Mossor zmarł na serce w 1957 roku. Przedwojenny oficer – jak o nim pisano w opinii: „nadaje się do służby w linii na stanowisku dowódcy pułku oraz w sztabie na każdym stanowisku odpowiadającym stopniowi pułkownika dyplomowanego” – z analizy możliwości militarnych II RP wyciągnął jeszcze w obozie jenieckim wnioski osobiste. Postawił szczerze i konsekwentnie na jednego z wrogów Polski, za co zapłacił ciężkim więzieniem i przedwczesną śmiercią. Początkowo stawiał w obozie na innego wroga. Nietrudno sobie wyobrazić, że jego koniec po wojnie byłby jeszcze szybszy, bez awansów i kilkuletniej kariery, gdyby do współpracy z Niemcami doszło. Dla polskiego oficera wyboru Rosja – Niemcy w tamtym czasie nie było.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Warszawa, 23 lutego 1947. Akademia z okazji 29. rocznicy powstania Armii Czerwonej w Teatrze Polskim. Przemawia gen. Stefan Mossor. Fot. PAP/Stanisław Urbanowicz
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.