Bo też, na wypadek, gdybyśmy zapomnieli o tym wspomnieć: Maffeo kolekcjonował nie tylko godności, podróże i frazy w obcych językach – jako student Collegium Romanum zaczyna gromadzić bibliotekę (w przeddzień konklawe liczyła około 40 tysięcy tomów, potem obowiązki kazały mu nieco ograniczyć czytelniczy zapał) i pisać wiersze. I chociaż nie zasługiwały może one na to, by tytułować nowego papieża słowami „Plutarchus redivivus”, doczekały się wielu reprintów, w tym tego najbardziej znanego, z 1631 roku, w którym autor okazuje się być kopią króla Dawida, stratega i harfisty.
Pochlebcy znajdą się zawsze (co ciekawe, do ich grona należy znany nam raczej z radykalizmu Campanella, określający Urbana VIII mianem „chrześcijańskiego Apollina”). Mniejsza jednak o nich: sekretem dworu Barberinich wydaje się raczej śmiałość i trafność wyborów, jakie podejmowali, zapraszając do budowania chwały papiestwa największych: nie tylko Berniniego, najsilniej związanego z papieżem, ale tuziny znakomitości europejskich: od Caravaggia po Nicolasa Poussina, od Andrei Sacchiego po Claude'a Lorraina. Astronomowie, chemicy i historycy stają u stóp papieskiego tronu, a wśród nich zasługujący na osobną opowieść Athanasius Kirchner, „człowiek baroku”, jak da Vinci był „człowiekiem renesansu”. Badacz Chin, hieroglifów, zastawek sercowych, smoków, salamandr, tektoniki, prądów oceanicznych, piramid, związków siarki, teorii lotu, chrząszczy, snów, hydrologii i równań różniczkowych przybył przecież do Rzymu z intratnej posady wykładowcy w Avinionie właśnie na zaproszenie Urbana VIII.
Prawy profil, lewy profil
Kogo zresztą papież nie zapraszał z Francji, jakich znakomitości nie naśladował, jakich nie poszukiwał technik! Za pośrednictwem bratanka, kardynała Francesca uzyskał u Ludwika XIII zgodę na założenie w Rzymie tkalni kobierców i gobelinów, co należało dotąd do francuskich tajemnic stanu. W zamian pozwolił łaskawie Berniniemu na wyrzeźbienie podobizny kardynała Richelieu (wszechwładny Francuz oczarowany, jak wszyscy, tym, co Bernini potrafił osiągnąć w marmurze, ubiegał się o tę przysługę przez kilka lat).
Zawdzięczamy temu nie tylko biust Richelieu z francuską bródką, ale i prawdzie
curiosum z dziedziny sztuk pięknych, również zademonstrowane na wystawie: powstały w warsztacie Philippe’a de Champaigne „portret policyjny” Richelieu: prawy profil,
en face, lewy profil.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Stały za tym bardzo konkretne racje: nie było mowy ani o opuszczeniu Francji przez kardynała, ani o wypuszczeniu z Rzymu Berniniego, który miał na głowie, bagatela, budowę Pałacu Barberinich, Kolegium Propagandy Wiary, kilku fontann, finalizowanie bazyliki św. Piotra na Watykanie i jeszcze wieczną wojnę podjazdową z Borrominim. Ale wynik jest frapujący: wszechmocny Richelieu wygląda jak na kolorowym portrecie policyjnym, brakuje tylko podziałki oznaczającej wzrost..
Wszystko w dziele domu Barberinich sprzęga się ze wszystkim, niemal jak w dziełach Athanasiusa Kirchnera, gdzie potoki lawy, wiry strumieni i muszla ślimaka odsyłają do tej samej prawdy o Stworzeniu. Herbowe złote pszczoły pysznią się na gobelinach, tkanych pod nadzorem Jakoba van der Vliete (zitalianizował się jako Giacomo della Riviera), na szafirowej tarczy, tuż pod sentencją „Hic Domus” („Tu jest [prawdziwy] Dom”) i koroną książęcą, przysługującą rodowi od chwili nabycia dóbr Palestrina. Ale te same pszczoły (które wedle legendy wyroiły się również nad Watykanem w dniach konklawe), krążą wokół głowy alegorycznej Italii na płótnie Valentina de Boulogne, polatują na szkicach Lorraina, widać, że brzęczały uporczywie w uszach współtowarzyszy młodego Maffeo z ówczesnego odpowiednika IFiS PAN, czyli Accademii dei Lincei, Akademii Rysiów, powołanej przez Watykan, a nazwanej tak dla wyjątkowej ostrości wzroku kotowatego łowcy. Uczeni podarowali świeżo obranemu następcy św. Piotra traktat, zatytułowany „Apiarium”, czyli rzecz o pszczołach, oraz kunsztownie malowany panel o wdzięcznym tytule „Melissographia”.
Ale przede wszystkim – mnożyły się, wbrew naturze, czyli zgodnie z upodobaniami baroku, w marmurze, w gipsie i trawertynie: senne, brzuchate, gigantyczne. Satyryk i pamflecista (nie brakowało ich w czasach Urbana VIII) Gregorio Leti naliczył ich, jak twierdził, ponad 10 tysięcy – ale na pewno zajrzał pod podszewkę papieskiego płaszcza na posągu Berniniego stojącego dziś w Muzeach Kapitolińskich, czy przyłożył lusterko do palmowych liści, wplatanych przez Borrominiego pod strop kościoła św. Iwo? I tuzin tysięcy nie byłoby za mało.
Czemu służył ten rój – kościołów, akweduktów, płócien, fontann, beatyfikacji, przedstawień, wykopalisk, oper, wiktorii wojennych i bitych w uboższych dzielnicach Rzymu studzien? Czy chodziło o dumę Maffeo, który z kupieckiego domu we Florencji trafił na Tron Świata? Czy o pychę rodu, który wszedł między zadzierających nosa Chigich i Farnese? Czy o zademonstrowanie potęgi Kościoła, świętego, apostolskiego i nawracającego świat? Czy o pokorną pochwałę urody Stworzenia, która jest dziełem i odbiciem chwały Pana?
Na szczęście mówimy o czasach baroku, który głosił pochwałę zjednoczonych przeciwieństw, a nie dzielił włos na czworo.
-Wojciech Stanisławski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Wystawa „L’immagine sovrana. Urbano VIII e i Barberini” („Obraz władcy. Urban VIII i ród Barberinich”) jest czynna do 30 lipca 2023 roku w pałacu Barberinich (Palazzo Barberini) w Rzymie.