Pracując dla Kościoła, Giordano musiał być po trosze teologiem. Tworząc na zamówienie świeckich, mógł się popisać znajomością tragedii Eurypidesa, „Metamorfoz” Owidiusza czy „Jerozolimy wyzwolonej” Tassa. Tematy są, oczywiście, dramatyczne. Zirytowana Minerwa zamienia Arachne w pająka, załamany Tankred chrzci umierającą Kloryndę, podstępny centaur Nessos porywa Dejanirę, Perseusz dzierżący uciętą głową Meduzy sieje popłoch wśród nieprzyjaciół.
Daje też o sobie znać włoska zmysłowość. Neapolitańczyk odrobił lekcję, zadaną przez Tycjana, wyczarowując spod pędzla rozleniwione nagie piękności. Oto porzucona Ariadna, Galatea lekceważąca umizgi Polifema, Diana nawiedzająca śpiącego Endymiona. Podziwiając te płótna, klient sam mógł poczuć się jak satyr, podglądający hożą Wenus.
Na podbój Hiszpanii
Giordano chciał uchodzić za erudytę, miał też ambicje intelektualne. W wyższych kręgach Neapolu modny był neostoicyzm, więc kontynuował rozpoczęty przez Riberę cykl wizerunków starożytnych filozofów o nader pospolitych fizjonomiach. W 1682, a więc rok przed wiktorią wiedeńską króla Jana III Sobieskiego nasz bohater też triumfował. „Przejście przez Morze Czerwone” tak bardzo spodobało się w Wenecji, że zamawiający dołożyli sto skudów do siedmiuset uzgodnionych.
Syty sławy, pieniędzy i zaszczytów w ojczyźnie, spłodziwszy z piękną żoną co najmniej dziesiątkę dzieci, Giordano postanowił przyjąć zaproszenie z Madrytu. Iberyjska monarchia pod berłem upośledzonego umysłowo Karola II definitywnie przestała być mocarstwem, ale dla artystów wciąż miała urok ziemi obiecanej. Mianowany szlachcicem i szefem nadwornych malarzy, spędził jako Lucas Jordán w Hiszpanii dziesięć lat, opływając we wszelkie dostatki. Czarował chlebodawców, zamiast pędzlem nakładając farbę palcami.
Wojna o sukcesję, która wybuchła po śmierci króla-półgłówka, ogarnęła pół Europy. Wśród armat – jak wiadomo – milczą muzy, więc Giordano wrócił do domu. Freski z Madrytu i Escorialu uchodzą za jego szczytowe osiągnięcie. Są jednak nie do ruszenia, zwiedzającym wystawę muszą wystarczyć slajdy, wyświetlane na ścianach i suficie przy dźwiękach muzyki Alessandra Scarlattiego, Neapolitańczyka z wyboru.
31 grudnia 1704 roku najpopularniejszy malarz Seicenta sporządził testament. Trzy dni później już nie żył. Zwłoki przed pochowaniem wystawiono w kościele świętej Brigidy i „nie było osoby, która nie spieszyłaby się, aby go zobaczyć, myśląc o jego pięknych obrazach oraz o honorze, jaki przyniósł ojczyźnie”.