Niedawno Francuzi odkryli z przerażeniem, że dzieci raczkujące w sporcie zażywają narkotyki oraz typowe środki dopingujące, aby osiągać lepsze rezultaty. Z wykonanych badań wynika, że małolaty uważają takie używki za rzecz całkowicie naturalną.
W anonimowej ankiecie francuskiej Akademii Medycznej około 15 procent pytanych przyznało się do regularnego brania dopingu. Badano grupy wiekowe między 9 a 15 lat. Źródłem zaopatrzenia są apteczki domowe, rodzice, trenerzy klubowi, lekarze albo koledzy.
Nie potrzeba wielkiej wyobraźni, by przewidzieć jak to może przebiegać za 5 czy 10 lat, kiedy młodzi sportowcy staną się dorosłymi. Nie ma co liczyć na terapie odwykowe. Z nałogowym dopingiem jest trochę tak jak z wychodzeniem z narkotyków. Lecz tylko trochę podobnie.
Jedna z różnic polega na tym, że na ćpaniu człowiek traci pieniądze, a na dopingu zarabia. Oba sektory funkcjonują w obwodach zamkniętych: producent, dystrybutor, dealer, klientel. Obie branże działają w ukryciu, prowadzone przez zaufanych i dobrze opłacanych ludzi.
Handlarze narkotyków działający w ukryciu, nie muszą się przejmować zdrowiem narkomanów. Protektorzy dopingu, którzy także działają niejawnie, muszą zachować pozory. Deklarować stanowcze weto, udawać zatroskanie, krótko mówiąc – rżnąc głąba.
Nałogu dopingu nie da się wyleczyć skutecznie, gdyż całe to leczenie jest objawowe. Przypadki wykryte to pikuś przy liczbie nieujawnionych. Tak naprawdę świat sportu nie ma problemu z dopingiem. Ma problem z konfabulacją. Nieustannym wymyślaniem nowych krętactw. Rożne kraje stosują różne opcje.
Prosto i po żołniersku radzą sobie z tym Chińczycy. Za przeciek o dopingu w Chinach pakują sygnalistę do więzienia. Na letnich igrzyska w Pekinie zdobyli 100 medali. Z bratnią pomocą byłych trenerów z NRD, których ochoczo zatrudnili.
Fachowcy z Niemiec podrzucili im też parę sprawdzonych metod, które sprawiają, że sportowiec staje się czysty. Rzecz jasna po solidnym praniu i płukaniu. Bez obowiązkowej wizyty w pralni żaden Chińczyk nie ma prawa stawać na sportowej arenie. Tak robiono przez lata w NRD i we wszystkich KDL-ach, także w PRL.
Pani doktor Xue Yinxian opowiedziała o tym w telewizji ARD. Była lekarką chińskich sportowców, miała wtedy 79 lat, więc niewiele do stracenia. Według jej szacunków doping w Chinach obejmował 10 000 zawodników. I nie tylko obejmował, był patriotyczną powinnością według zasady „kto nie bierze dopingu, ten szkodzi ojczyźnie”.
Aby nie było bałaganu ani przekłamań informacyjnych, każdy zawodnik był powiadamiany przez kontrolera Chińskiej Agencji Antydopingowej, że może jechać na imprezę, gdyż jest czyściutki i świeżo wyprany. A komunikat był tajnym hasłem: „Babcia jest już w domu”.
Gęsty dym koksu powszechnego
Lista krajów zainfekowanych tym wirusem pokrywa się bez naciągania z liczbą członków MKOl. Raczej nikogo na niej nie brakuje. Obszarów skażonych jest znacznie więcej niż wymienionych wyżej. W Afryce oprócz Kenii jest jeszcze Etiopia, Erytreja, Ghana, Togo, Maroko, Algieria i można by tak długo.
Nie tak dawno cały biznes lekkoatletyczny opierał się jednym człowieku – niemal przez dekadę. Człowiek nazywał się Usain Bolt i nigdy nie wpadł na dopingu. Choćby dlatego, że był podporą dyscypliny. Za to jego koledzy ze sztafety oraz kilka jamajskich sprinterek mieli poważne kłopoty.
Na doping w Europie najbardziej najeżeni są Niemcy tyle, że ich demokracja również łyknęła sporą gromadkę szkoleniowców z NRD. Polska też nie stała z boku za komuny a i teraz zdarza się to i owo. Rosja – wiadomo, ale nikt nie jest bez winy.
Doping jest zjawiskiem powszechnym tak, jak powszechnie uprawiany jest sport. Nad maratonami amatorów unosi się gęsty dym z koksu powszechnego. Nikt biegaczy nie bada, bo kontrole kosztują a organizatorzy oszczędzają pieniądze.
Czy ten trend kiedyś się zmieni? Bezwzględnie tak, lecz na pewno na gorsze. Żeby wygrać z dopingiem trzeba by zamknąć stadiony i wyrzucić klucze do Rowu Mariańskiego. Przez ostatnie lata doping genetyczny był niewykrywalny. Doping technologiczny szybko mutuje.
Do akcji wkraczają nowe pokolenia trenowane i wychowane w „kulturze” dopingu. Czy można liczyć, że coś się poprawi? Bezwzględnie tak, a konkretnie – skuteczność środków farmakologicznych, technologicznych gadżetów oraz metody maskowania dopingu.
Jak w tym stanie rzeczy powinien reagować zapalony kibic sportu? Tak jak każdy kierowca na szosie: z ograniczonym zaufaniem. I do wysokich funkcjonariuszy i do samych zawodników.
Nie ubolewać nad chorowitymi, którzy koniecznie muszą brać leki. Nie dowierzać złotoustym, którzy tym bardziej kochają czysty sport, im lepiej zostali wypłukani. To rzecz jasna niczego nie zmieni. Ale tak będzie zdrowiej dla naszej psychiki.
– Marek Jóźwik
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy