Cywilizacja

Czy nadchodzi wojna atomowa? Raport amerykańskiego think tanku

Co się stanie, gdy Chiny uderzą na Tajwan, gdy Iran pozyska broń nuklearną i zaatakuje Izrael, gdy Rosja osiągnie na Ukrainie sukces dzięki użyciu taktycznej broni jądrowej?

Kiedy na początku raportu zatytułowanego „Alternatywne scenariusze nuklearnej przyszłości” i sfinansowanego z amerykańskich funduszy rządowych znajduje się notatka o tym, że poglądy w nim wyrażone należą wyłącznie do autorów i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko Departamentu Obrony i rządu Stanów Zjednoczonych, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że znajdą się tam opinie, których urzędnicy nie chcą wypowiadać oficjalnie.

Taki raport właśnie się ukazał i zapewne nie przypadkiem został opublikowany w dniu 8. Maja 2023, czyli w obchodzoną przez Zachód rocznicę zakończenia II wojny światowej. Sygnowała go trójka analityków z ekipy tworzącej powstały 20 lat temu Projekt Dotyczący Kwestii Nuklearnych (PONI), a stworzony przez renomowany i zbliżony do amerykańskiej administracji think tank CSIS (Center for Strategic and International Studies). Intelektualnego paliwa dostarczyła mu grupa ekspertów, pochodzących nie tylko ze Stanów Zjednoczonych, którzy ze zrozumiałych względów zostali przedstawieni tylko jako „eksperci”.

Czy NATO przetrwa?

Zadanie, jakie sobie postawili autorzy raportu było ambitne: ustalić, co w ciągu zaczynającej się dekady będzie najważniejsze dla rywalizacji nuklearnej. Ponieważ trzeba było przyjąć jakieś założenia, więc ustalono, że za 10 lat w Rosji nadal będzie rządził Putin, a w Chinach Xi, natomiast Iran nadal nie wyprodukuje broni jądrowej i na świecie nie pojawi się żaden nowy kraj posiadający broń jądrową.

Wydaje się, że przynajmniej to ostatnie założenie nie jest trafne, bo wśród obserwatorów coraz bardziej powszechna staje się opinia, że ajatollahowie wyprodukują bombę już za kilka miesięcy. Jak zareagują na to ich sąsiedzi, a zwłaszcza Arabia Saudyjska? Czy nie będzie chciała dysponować tym samym, czym dysponuje ich regionalny konkurent? Oto pytanie!

Wątpliwe jest także, czy Władimir Władimirowicz przetrwa aż tak długo na Kremlu, choć z drugiej strony z punktu widzenia rywalizacji nuklearnej nazwisko szefa szajki rządzącej Rosją jest raczej drugorzędne. W odróżnieniu od niego przewodniczący Xi wydaje się natomiast trwałą postacią w międzynarodowym krajobrazie. Aby było trudniej przyjęto też, że przywódcy obu autorytarnych mocarstw będą się znajdować pod silną wewnętrzną presją, aby osiągnąć założone cele, jakimi w każdym przypadku będzie „wielkość” kraju, cokolwiek by to znaczyło.

Innym założeniem, które wydaje nam się oczywiste, ale jego zobaczenie w druku wzbudza dreszcz nieprzyjemnej emocji w czytelniku mieszkającym we wschodniej części Europy jest to, że „Pakt Północnoatlantycki nadal będzie istniał”. Będą też istniały sojusze Ameryki z krajami południowo-wschodniej Azji.

Założeń jest więc sporo i są one dyskusyjne, ale amerykańscy analitycy nie zamierzali bawić się w przewidywanie przyszłości, tylko chcieli ustalić co ich rząd powinien zrobić, aby ryzyko konfliktu z udziałem broni nuklearnej było jak najmniejsze. Dlatego przyjęli założenia dość konserwatywne i raczej niekorzystne. Chyba słusznie.

Ile kto ma głowic?

Podstawową obserwacją kształtującą widzenie procesów w nadchodzącej dekadzie jest to, że Chiny dołączają do grona wielkich mocarstw nuklearnych. I to zarówno pod względem liczby głowic, jak i rozmaitości i zdolności środków przenoszenia. Cóż bowiem komu po posiadaniu największych nawet ładunków nuklearnych, jeżeli nie jest w stanie ich odpowiednio szybko i sprawnie dostarczyć na miejsce, a wcześniej ustalić jaki cel należy zaatakować.

Prawdziwe mocarstwo nuklearne musi posiadać cały system: od rozpoznania zagrożeń, poprzez ubezpieczoną transmisję rozkazów, aby decyzja została w nie zniekształcony sposób przekazana do realizujących ją żołnierzy, aż po rakietę, która zniszczy założony cel. Chiny to wszystko mają, a jedynym co je odróżnia od Stanów Zjednoczonych i Rosji jest wielkość arsenału.

Ile dokładnie głowic mają obecnie Chiny? Na tak postawione pytanie nikt nie jest w stanie udzielić odpowiedzi, oczywiście poza sztabowcami Chińskiej Armii Ludowej, którzy jednak nie zwykli dzielić się takimi informacjami z osobami postronnymi. Prawdę powiedziawszy sztabowcy prawie żadnej armii na świecie nie ujawniają zbyt dokładnie takich informacji.

Niedawno na stronie internetowej think tanku, który firmuje omawiany raport, czyli CSIS, ukazało się sygnowane przez byłego szefa jego działu strategii, Anthony H. Cordesmana opracowanie gromadzące aktualne informacje o arsenałach wszystkich krajów oficjalnie i nieoficjalnie posiadających broń jądrową. Było ono oparte na danych z wielu źródeł i dane te różniły się od siebie czasami dość znacznie.

Co do Chin, to panuje przekonanie, że nie mają one więcej niż 410 głowic, nie mniej zaś niż 350. Co zwraca uwagę, to mocne przyspieszenie prac nad budową nowych: w ciągu pierwszych dwu lat pandemii, czyli 2020-21, miały ich wyprodukować aż 118. Amerykański Departament Obrony przewiduje, że pracując w tym tempie Chińczycy przekroczą liczbę 1500 głowic do roku 2035. Znajdą się wówczas na podobnym poziomie, co Stany Zjednoczone i Rosja, które posiadają ich co prawda znacząco więcej, ale rozmieściły bojowo po około 1670.

W rozpoczynającej się dekadzie będziemy więc mieli do czynienia z trzema wielkimi obozami władającymi bronią nuklearną. Będą to państwa demokratyczne, czyli Stany Zjednoczone, Francja i Wielka Brytania, posiadające odpowiednio 1670, 290 i 225 głowic, Rosja mająca 1674 głowice i Chiny, które będą intensywnie zwiększały ich liczbę, aby osiągnąć parytet pod koniec tego okresu, co nie znaczy, że już wcześniej nie będą groźnym konkurentem.

Nie trzeba bowiem dodawać, że przewaga obozu demokratycznego nad każdym z niedemokratycznych adwersarzy ma charakter czysto teoretyczny, podobnie zresztą, jak przewaga obozu niedemokratycznego jako całości nad Zachodem. Warto natomiast przytoczyć obserwację Cordesmanna, że dla USA „jakikolwiek konflikt jedynie z Rosją lub Chinami sprawiłby, że mocarstwo pozostające poza konfliktem byłoby faktycznym zwycięzcą globalnej nuklearnej wymiany ciosów”. Otrzeźwiająca uwaga.

Nuklearna przyszłość

Co zatem będzie kształtowało „nuklearną przyszłość”? Panel ekspertów zgromadzonych przez analityków CSIS zidentyfikował 11 trendów, które podzielił na trzy główne grupy. Pierwsza związana jest z szeroko pojętymi zdolnościami oddziaływania: od wzrostu liczby i rozmaitości typów broni, nie tylko zresztą nuklearnej, przez rozwój ich precyzji aż po zwiększony wpływ powszechnie dostępnych źródeł informacji, w tym mediów społecznościowych, które mogą posłużyć do rozpowszechniania dezinformacji. Rywalizacja nuklearna nie będzie więc czymś oderwanym, sprowadzającym się jedynie do liczenia kiloton i zasięgu rakiet. Równie ważne będą dla niej ewentualne niepokoje społeczne wywołane wrzucanymi do sieci fałszywkami.
Test północnokoreańskiego pocisku średnego zasięgu Pukguksong-2 21 maja 2017 pokazywany w południowokoreańskiej telewizji. Fot. PAP/ EPA/JEON HEON-KYUN
Druga grupa trendów zgromadzona jest pod ogólnym hasłem wiarygodności i dotyczy w gruncie rzeczy odporności współpracy sojuszniczej na rozmaite czynniki zewnętrzne i wewnętrzne. Chodzi o współpracę polityczną i wojskową, między innymi w dziedzinie sprzedaży klasycznej broni i amunicji, ale także w kwestii rozmieszczania strategicznych zasobów amerykańskich, czyli właśnie broni jądrowej w taki sposób, aby uczynić zadość oczekiwaniom sojuszników. Będzie się to działo w warunkach silnego stresu organizacyjnego i towarzyszyć temu może – aby użyć sformułowania z raportu – „wzmożona retoryka”.

Wreszcie kwestie określone jako związane z komunikacją, jednak mające inny charakter niż wspomniana wcześniej dezinformacja. Warto zacytować dokładnie: „Mylące i niejasne powiadamianie spowodowane bezustanną wieloraką komunikacją tak ze strony sojuszników, jak i przeciwników poprzez rozmaite kanały prywatne i publiczne. Zwiększone groźby i szantaże nuklearne, także w czasie kryzysów”.

Kwestia poczciwości

Na marginesie warto zauważyć, że jest to dziedzina, w której istnieje bardzo silna pokusa zastosowania mechanizmów sztucznej inteligencji, co może prowadzić do podejmowania decyzji opartych na działaniu algorytmów, czyli być może trafnych, ale niepochodzących od ludzi i niepoddających się kontroli związanej z egzekwowaniem odpowiedzialności.

Ludzie rozumują z pewnością wolniej niż algorytmy, ale posiadają zdolność zastanowienia się nad skutkami swoich czynów, czasami irracjonalną, ale w ostatecznym rachunku cenną. Stanisław Lem w jednym ze swoich opowiadań pisał o „poczciwości”, która zwyciężyła precyzję intelektualną automatów.

Obawa przed opieraniem wojskowych decyzji na sugestiach sztucznej inteligencji znalazła ostatnio wyraz w książce naukowej, której autor opisał m.in. hipotetyczną sytuację amerykańsko-chińskiego konfliktu nuklearnego spowodowanego tym, że obie strony powierzyły decyzje algorytmom, ale także działaniem kierowanych przez SI botów produkujących i rozpowszechniających fałszywe informacje, także typu deepfake. Kto wie, być może jej autor, James Johnson z uniwersytetu w Aberdeen, był członkiem panelu ekspertów, który pomógł stworzyć raport CSIS, bo niepokojąco przypomina to sytuację wykreowaną na użytek raportu, który mam przed oczami.

Amerykańscy wojskowi nie mają na razie planów wdrożenia sztucznej inteligencji do działań bojowych. Na początku tego roku wicedyrektor słynnej agencji DARPA, zajmującej się użyciem militarnym innowacji, najbardziej znanej chyba z tego, że przyczyniła się do powstania Internetu, Matt Turek powiedział, że są w Agencji pod wielkim wrażeniem możliwości SI, ale „nadal nie wykazuje ona tego poziomu pewności działania, aby móc jej powierzyć decyzje mające wpływ na życie i śmierć ludzi”.

Nie wiadomo tylko, czy do tego samego wniosku doszli wojskowi w Chinach i Rosji, nie wspominając o Korei Północnej, Indiach, czy Izraelu. Ponieważ jednak wśród realnie kształtujących się zagrożeń autorzy raportu CSIS nie wymienili użycia sztucznej inteligencji do podejmowania decyzji nuklearnych, więc być może udało się już opracować sposoby działania, które wykorzystają jej potęgę i zdolność do błyskawicznej oceny sytuacji, a zabezpieczą przez pochopnością tej oceny. Ale nie jest mi łatwo sobie to wyobrazić.

Sankcje i potępienie

Nie będę omawiał szczegółowo scenariuszy rozwoju sytuacji, jakie amerykańscy eksperci przedstawili na podstawie analizy trendów wskazanych przez ekspertów. W każdym z nich ważne jest to, że nie technologia nuklearna będzie decydować, tylko ludzie. I to niekoniecznie ludzie rządzący krajami posiadającymi broń jądrową, jak to sobie zwykliśmy wyobrażać. Także ci, którzy będą przez tę broń zagrożeni i będą chcieli ją dla swoich krajów uzyskać. ODWIEDŹ I POLUB NAS Bo w XXI wieku nie jest to wcale aż tak trudne. Technologie są znane, a państw z tej czy z innej strony barykady, które za pieniądze lub za wpływy byłyby skłonne ją dostarczyć, jest wiele. Jedyną poważną barierą jest międzynarodowe potępienie i ewentualne sankcje upośledzające możliwości technologiczne.

Jednak sankcje poważnie się zdewaluowały i ich znaczenie jest coraz mniejsze. Nie są postrzegane jako słuszna reakcja społeczności międzynarodowej na zachowanie państwa-złoczyńcy, tylko jako narzędzie walki politycznej. Nawet tak wydawałoby się, oczywista kwestia jak nałożenie sankcji na Rosję jako agresora w wojnie z Ukrainą, jest uznawane przez szereg krajów jako polityczna inicjatywa Zachodu, a przez takie kolosy gospodarcze jak Chiny, czy Indie po prostu ignorowane. Więc kraj chcący pozyskać bombę mógłby – w zależności od konfiguracji politycznej – liczyć na wsparcie gospodarcze wielu państw.

Natomiast międzynarodowe potępienie, które uzyskać jest łatwiej, jak tego dowodzi znowu przykład potępienia Rosji w ONZ, będzie można złagodzić, gdy broń nuklearna zacznie się rozpowszechniać i kraje zagrożone przez swoich sąsiadów sięgną po argument, że muszą ją posiadać do obrony przed bezpośrednim zagrożeniem. Takiego argumentu będzie mogła użyć na przykład Arabia Saudyjska, gdy Iran ostatecznie ogłosi, że uzyskał broń nuklearną.

Takiego argumentu de facto użyła ostatnio Korea Południowa, zagrożona przez reżim z północy. W kraju zaczęto poważnie dyskutować nad pozyskaniem tej broni, a badanie opinii publicznej wykazało, że 70% Koreańczyków chciałoby, aby ich kraj ją posiadał. Stany Zjednoczone musiały udzielić Seulowi poważnych i poszerzonych gwarancji, co zostało ogłoszone pod koniec kwietnia 2023 w czasie wizyty prezydenta Yoon Suk Yeola w Białym Domu.

Korea zobowiązała się w zamian do rezygnacji z ewentualnego zamiaru wyprodukowania broni nuklearnej, ale można przypuszczać, że sprawa ta jeszcze wróci, gdyż Korea Północna staje się zagrożeniem nie tylko regionalnym, ale i globalnym. Posiadanie przez nią rakiet międzykontynentalnych sprawia, że Waszyngton udzielając gwarancji Koreańczykom z południa musi liczyć się z atakiem na swoje terytorium, a w takim przypadku o wiele trudniej będzie Amerykanom wytłumaczyć sens bronienia kraju w Południowo-Wschodniej Azji, gdy odwet może dosięgnąć Los Angeles.

Europa i Azja muszą się zrozumieć

Wnioski panelu tworzącego raport CSIS wskazują, że podstawowym czynnikiem sprzyjającym pokojowemu i kontrolowanemu rozwojowi sytuacji w nadchodzącej dekadzie będzie dobra współpraca sojusznicza. Co to znaczy dobra? Taka, w której z jednej strony amerykański hegemon wyzbędzie się swoich skłonności do traktowania sojuszników z góry (o czym całkowicie szczerze raport wspomina), z drugiej zaś sojusznicy z Europy i Azji uznają, że nie są dla siebie konkurencją i będą współpracować. Chodzi o uniknięcie sytuacji, w której europejscy (i natowscy) sojusznicy Stanów Zjednoczonych będą patrzyli z niepokojem na przenoszenie strategicznej uwagi Waszyngtonu na konkurencję z Chinami i domagali się obrony przed Rosją.

Z drugiej zaś strony sojusznicy azjatyccy (i Australia), związani z Ameryką o wiele luźniejszymi sojuszami niż NATO mogą czuć się zaniepokojeni przejawami jej zaangażowania w obronie Europy i chcieć samodzielnie pozyskiwać broń odstraszającą. Wówczas traktat o nieproliferacji stałby się martwym dokumentem i niedaleko byłoby do świata, w którym broń nuklearna jest rozpowszechniona podobnie jak broń konwencjonalna. Wzrosłoby także niepomiernie prawdopodobieństwo jej użycia i można by powiedzieć, że byłoby ono tylko kwestią czasu.

Wśród znaków wskazujących na rozwój sytuacji w tym właśnie kierunku raport wymienia rosnące zbrojenia, także nienuklearne, zwiększone oczekiwania na przystąpienie do udziału w programie „nuclear sharing”, spory między sojusznikami i „ogólny brak koordynacji dotyczącej strategicznych priorytetów”, czy zwiększone zapotrzebowanie sojuszników na konsultacje i gwarancje sojusznicze.

Czy Putin użyje broni jądrowej?

W 2013 roku Rosjanie poinformowali, że będą ćwiczyć atak nuklearny na Warszawę.

zobacz więcej
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że z wieloma z tych czynników już mamy do czynienia. Zwiększone zbrojenia są faktem, oczekiwania na przystąpienie do „nuclear sharing” są formułowane na przykład w Polsce, ale nie tylko, Korea Południowa uzyskała dodatkowe gwarancje nuklearne stawiając nie wprost kwestię rozwoju własnego programu nuklearnego, na porządku dziennym stoi sprawa Ukrainy, która będzie oczekiwać gwarancji wobec agresji rosyjskiej, być może z użyciem broni jądrowej, zaś co do „strategicznych priorytetów”, to pozycje sojuszników europejskich są od siebie bardzo odległe.

Przy czym potrzeba porozumienia między sojusznikami dotyczy zarówno współpracy zagrożonej przez Chiny Azji i zagrożonej przez Rosję Europy, ale także samej świadomości, że takie porozumienie jest potrzebne. Czy możemy z ręką na sercu powiedzieć, że my jako obywatele Europy czujemy wspólnotę z obywatelami krajów Azji w dziedzinie bezpieczeństwa? Czy o tym myślimy?

W Europie natomiast, choć wojna na Ukrainie przytłumiła chwilowo spór o sposób zapewnienia bezpieczeństwa kontynentowi, widać już że zaczyna on się odradzać. W tym kontekście polskie zbliżenie militarne z Koreą Południową wydaje się korzystne, natomiast francuskie i niemieckie pomysły na to, aby budować wobec Chin i Ameryki „strategiczną autonomię”, lub być czynnikiem równoważącym, powinny budzić najwyższy niepokój.

„Dzikie” scenariusze

Mimo wszystko to, co rysuje się na horyzoncie obecnie nie jest dziejową koniecznością i ten proces może zostać odwrócony. Pozostałe scenariusze z raportu CSIS są o wiele bardziej optymistyczne i przede wszystkim zakładają możliwość przywrócenia traktatów o kontroli zbrojeń nuklearnych, co obecnie wydaje się niemożliwe, bo Rosja się z nich wycofała, a Chiny nie chcą o tym w ogóle rozmawiać.

Inaczej jednak może się zdarzyć, gdy oba kraje będą widziały po drugiej stronie zdeterminowanych i zjednoczonych aliantów kładących na jednej szali zdecydowaną przewagę militarną, na drugiej zaś propozycję współpracy i wzajemnej kontroli. Do tego bowiem sprowadzają się scenariusze pozostałe.

Istnieją oczywiście czynniki w najwyższym stopniu nieprzewidywalne, które autorzy raportu określili jako „dzikie karty”. Nie wiadomo, co się stanie, gdy Chiny jednak uderzą na Tajwan, gdy Iran na pewno pozyska broń jądrową i zademonstruje to dokonując próbnej eksplozji, a być może atakując Izrael, gdy Rosją osiągnie na Ukrainie sukces dzięki użyciu taktycznej broni jądrowej, gdy Korea Północna także zechce jej użyć, co się stanie wreszcie gdy wybuchnie nowa pandemia, lub dojdzie do globalnej depresji gospodarczej. Wśród „dzikich” czynników znajduje się też możliwość insurekcji w Stanach Zjednoczonych, dawniej rzecz całkowicie nie do pomyślenia.

Możliwe, że będziemy mieli wówczas do czynienia z efektem domina, gdy zaistnienie jednego z czynników sprowokuje pojawienie się innych. Gdy na przykład atak na Tajwan zachęci reżim Kima do ataku na Koreę Południową, Rosję do użycia taktycznej broni na Ukrainie, a Iran do uderzenia na Izrael. Możliwe jednak także, że zagranie „dziką kartą” na nowo ukaże światu okropności wojny, spowoduje otrzeźwienie i doprowadzi do jakiegoś rodzaju porozumienia.

Niedawno generał Mark Milley, szef Kolegium Połączonych Sztabów, najwyższy dowódca wojskowy Stanów Zjednoczonych, udzielił wywiadu pismu „Foreign Affairs”, w którym przypomniał zdawałoby się prostą i oczywistą rzecz. Fakt, że wśród ludzi decydujących teraz o wojnie i pokoju nie ma tych, którzy pamiętaliby wielką i powszechną wojnę. Owszem, są ci którzy zlecali lub przeprowadzali operacje wojskowe, jak sam Milley zresztą, natomiast nie ma tych, którzy widzieli na własne oczy wielkie i powszechne zniszczenie i cierpienie.

Amerykański generał opowiedział o tym, jak kilka lat temu w czasie obchodów D-Day w Normandii miał okazję rozmawiać z jednym z ostatnich żyjących uczestników tych walk. Był to stary człowiek, były spadochroniarz, poruszający się już tylko na wózku. Milley zadał mu pytanie brzmiące dość standardowo w amerykańskiej kulturze politycznej: „Sierżancie, co chcielibyście powiedzieć dziś najwyższemu dowódcy amerykańskiej armii o II wojnie światowej, jaką naukę chcielibyście mi przekazać?” Oczekiwał też jakiejś standardowej odpowiedzi, czegoś o taktyce, o tym jak przetrwać na polu walki, czy jak strzelać. W odpowiedzi jednak stary człowiek podniósł na niego załzawione oczy i powiedział: „Generale, niech pan nie dopuści, aby to się jeszcze raz kiedykolwiek wydarzyło. Nigdy więcej...”

Ten stary spadochroniarz z 82. Dywizji Powietrznodesantowej dotknął innego świata niż właściwy współczesnym decydentom świat izolowanych gabinetów, pokojów sytuacyjnych i raportów generowanych przez sztuczna inteligencję. Świat ludzi, którym się wydaje, że panują nad sytuacją. Czy na pewno?

– Robert Bogdański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Parada w Moskwie z okazji dnia zwycięstwa 9 maja 2023. RS-24 Jars, rosyjski międzykontynentalny pocisk balistyczny zdolny przenosić od 3 do 6 niezależnych głowic atomowych o mocy 150-300 kiloton każda. Fot. Gavriil Grigorov/Kremlin Pool / Zuma Press / Forum
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.