Kierunek bywał też odwrotny. Eamon de Valera, jeden z twórców niepodległej Irlandii i jej późniejszy prezydent, Irlandczyk po matce, urodził się w Nowym Jorku, był zatem obywatelem amerykańskim – i to ocaliło mu życie. Gdy bowiem po powstaniu wielkanocnym w Dublinie w 1916 roku Anglicy dokonali egzekucji jego przywódców, de Valerę jako obywatela USA oszczędzono. Faktem jest, że właśnie konflikt irlandzko-brytyjski bardzo skutecznie podtrzymywał więzy diaspory irlandzkiej z ojczyzną przodków.
Diaspora szkocka nie ma takiego punktu zaczepienia. Najbardziej prominentnym jej przedstawicielem był w dodatku nie polityk z najwyższej półki – choć ich także nie brakowało – lecz wielki przemysłowiec i równie wielki filantrop, o nieocenionych zasługach zwłaszcza na polu kultury. To Andrew Carnegie, fundator uczelni i bibliotek, fundacji i organizacji charytatywnych, przede wszystkim zaś Carnegie Hall, sali koncertowej – a właściwie całego wielkiego kompleksu muzycznego – w Nowym Jorku. Carnegie, co nie jest powszechnie znane, sfinansował też budowę Pałacu Pokoju, siedziby Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.
Szkoci mają się więc czym chlubić, tym bardziej, że ich wielki rodak apelował do bogaczy swych czasów, by w poczuciu odpowiedzialności dzielili się ze społeczeństwem. Sam swój przeogromny majątek zgromadził jako właściciel stalowni w Pittsburgu, czyli, jak to określano, magnat stalowy. W Ameryce spędził całe prawie życie. Wyruszył ze Szkocji z rodzicami jako 12-letni chłopiec, w 1847 roku, a swemu rodzinnemu miastu Dunfermline ufundował po latach między innymi park i bibliotekę.
W świecie amerykańskich polityków, filmowców, muzyków, aktorów trudno znaleźć kogoś, kto nie przedstawiałby się jako potomek imigrantów szkockich czy irlandzkich. Korzenie, jeśli uwzględnić upływ czasu i mieszane małżeństwa, bywają słabe i odległe, ale są, i podkreślają je z satysfakcją nie tylko sami zainteresowani, ale i obie społeczności. Odnotujmy zatem, że w gronie Irlandczyków są Walt Disney, Henry Ford, Gene Kelly, Alfred Hitchcock, Ben Affleck, George Clooney, Elvis Presley i Kurt Cobain. Wśród Szkotów – Alexander Graham Bell, Rupert Murdoch, Edgar Allan Poe, Mark Twain, Ron Howard, Julia Roberts, Marilyn Monroe, Harry Belafonte i Tommy Hilfiger. Wielu – na przykład astronauta Neil Armstrong – wywodzi się z obu społeczności.
Szkoci i Irlandczycy zgodnie podkreślają swą obecność wśród sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości i wśród prezydentów. Szkoci twierdzą, że aż 35 z 46 prezydentów miało szkockich przodków – w tym George Washington, Thomas Jefferson, William McKinley i Franklin Delano Roosevelt. Irlandczycy przyznają się do 23, wśród których są Ulysses Grant, Harry Truman i Richard Nixon. Wspólni dla obu społeczności są między innymi Woodrow Wilson, Ronald Reagan i Barack Obama.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że choć Irlandczycy są może bardziej widoczni w sferze publicznej, to szkockie dziedzictwo jest lepiej znane i bardziej inspirujące. Składają się na to w równej mierze historia, literatura – od szekspirowskiego „Makbeta” po historyczne powieści Waltera Scotta – i widoki Szkocji. Chmurne krajobrazy, rozrzucone na morzu wyspy, doliny wcinające się między zielone wzgórza, waleczni wojownicy w kiltach, klany i ich barwne kraciaste tartany, które są jak rodowe herby, wojny klanów, okrucieństwa Anglików, ambitna lady Makbet i nieszczęsna Maria Stuart – to wszystko pobudza wyobraźnię, nie bez udziału Hollywoodu, by przypomnieć „Braveheart” i „Rob Roya”. Barwny szkocki fresk zapada w pamięć mocniej niż niedawne zmagania Irlandczyków, z tym samym zresztą wrogiem.
– Teresa Stylińska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy