Cywilizacja

Niezniszczalny Recep Erdogan. Bunt obywateli bez następstw

Korupcja to w Turcji nic nowego, ale fakt, że specjalny fundusz na budownictwo asejsmiczne – na którym zgromadzono 4,5 mld dolarów – był pusty, Turków naprawdę poruszył. Wielu uważało, że Erdogan już się nie podniesie. Skumulowany gniew ludu wszędzie działa tak samo. Ale nie w Turcji. W Turcji gniew jest nietrwały, mija łatwo i są na to liczne dowody.

Turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan, jak okazało się po raz enty, jest niezniszczalny. Wybory prezydenckie uświadomiły to aż nadto dobitnie.

Wszystkie przedwyborcze sondaże pokazywały przecież jasno, że w pierwszej turze Erdogan, z wynikiem ok. 45 proc. głosów, zajmie drugie miejsce, za Kemalem Kilicdaroglu, wspólnym kandydatem opozycji, który miał otrzymać 49 proc. Tymczasem stało się odwrotnie. Prawie połowa wyborców – 49,51 proc. poparła Erdogana, co oznacza, że otarł się on o zwycięstwo już w pierwszej turze. I wszystko wskazuje na to, że jest też zwycięzcą drugiej tury. To niebywały sukces, zważywszy okoliczności, w jakich odbywało się głosowanie.

Kemal Kilicdaroglu uzyskał w pierwszej turze 44,9 proc. głosów i nic nie wskazuje na to, by 28 maja w drugiej turze wyborów zdołał nadrobić różnicę. Stawka jest ogromna, i to nie tylko w kategoriach bieżącej polityki. KK, jak jest w Turcji nazywany, stoi na czele Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), najstarszej z działających dziś tureckich partii, założonej przez samego Mustafę Kemala Atatürka, twórcę republiki. Za pięć miesięcy, 29 października, Republika Turcji będzie obchodzić stulecie istnienia. Byłoby bardzo gorzką ironią losu, gdyby obchodom patronował nie prezydent kultywujący dzieło Kemala Paszy, lecz ktoś, kto je zakwestionował i nawet, w niemałym stopniu, zniszczył.

Prezydent wie najlepiej

Zwycięstwo opozycji na czele z KK uważano za pewne do tego stopnia, że już od paru miesięcy światowe media pełne były rozważań, w jakim kierunku podąży Turcja w epoce posterdoganowskiej. Nie zadawano pytania, „czy” tak się stanie, ale „jak szybko” i „w jakiej formie”. Powszechnie uważano, że prezydent Erdogan doszedł do ściany i choć z wszelkich opresji zawsze wychodził zwycięsko, tym razem mu się nie uda. Nie zdoła zapanować nad splotem czynników naturalnych, sytuacji międzynarodowej i licznych błędów, jakie popełnił – mieszanką iście wybuchową. Przełożone na język konkretów oznacza to reperkusje potężnego trzęsienia ziemi na wschodzie Turcji, wojnę na Ukrainie oraz inflację, dziś na poziomie „już tylko” 60 proc., ale jeszcze pół roku temu przekraczającą 80 procent.
Żaden z kandydatów ma prezydenta Turcji nie przekroczył progu 50 procent, więc lider opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej Kemala Kilicdaroglu (na zdjęciu jego plakat) zmierzy się 28 maja 2023 r. w drugiej turze z Recepem Erdoganem, rządzącym krajem od 20 lat. Fot. PAP/EPA, Sedat Suna
Właśnie z powodu hiperinflacji i dramatycznego wzrostu kosztów utrzymania, zwłaszcza cen podstawowych artykułów żywnościowych i kosztów wynajmu mieszkań, Recep Erdogan znalazł się przed rokiem na równi pochyłej. Oliwy do ognia dolał jego upór. Prezydent postanowił, że będzie walczył z inflacją po swojemu, a nie w sposób powszechnie uważany za najbardziej skuteczny, czyli przez podnoszenie stóp procentowych. Erdogan był za obniżaniem stóp i tego domagał się od kolejnych szefów Banku Centralnego Republiki Turcji, w razie odmowy – oczywistej przecież – usuwając ich ze stanowiska. Nie służyło to stabilizacji gospodarczej, ale prezydent wiedział najlepiej.

Wielkie błędy i niedopatrzenia władz wyszły na jaw po trzęsieniu ziemi, które na początku lutego nawiedziło wschodnie prowincje. Po pierwsze, akcja ratunkowa: spóźniona, chaotyczna, nieskuteczna. Dawniej organizowanie pomocy należało do jednostek wojskowych, które działały sprawniej i w sposób skoordynowany. Rzecz w tym, że Recep Erdogan jeszcze jako premier dołożył starań, żeby armię, by tak rzec, spacyfikować i ograniczyć jej możliwości działania. Nieoczekiwanych tego skutków na własnej skórze doświadczyli mieszkańcy spustoszonych prowincji.

Po drugie, stan budynków. Nawet nowe domy rozpadały się, grzebiąc ludzi pod gruzami, choć gdyby wzniesiono je zgodnie z przepisami budowlanymi przyjętymi po poprzednim wielkim trzęsieniu z 1999 roku, powinny były wstrząsy wytrzymać. Okazało się, że przepisy sobie, a interesy sobie, i dotyczyło to zarówno przedsiębiorców oszczędzających na materiałach i konstrukcji budynków, jak i nadzoru budowlanego, przymykającego oko na niedozwolone praktyki.

Korupcja to w Turcji nic nowego, ale fakt, że specjalny fundusz na budownictwo asejsmiczne, na którym zgromadzono 4,5 mld dolarów (to także pokłosie poprzedniego trzęsienia), był pusty, Turków naprawdę poruszył. Wielu uważało, że Erdogan już się nie podniesie.

Od parku Gezi do trzęsienia ziemi

Wszystkie te okoliczności (wojnę ukraińską pomińmy, bo polityka Erdogana, lawirującego między Ukrainą i Rosją, nie budzi w Turcji specjalnego sprzeciwu) zmiotłyby ze stanowiska niejednego przywódcę. Skumulowany gniew ludu wszędzie działa tak samo. Ale nie w Turcji. W Turcji gniew jest nietrwały, mija łatwo i są na to liczne dowody, dawne i całkiem nowe.

Wydawać by się mogło, że gdzie jak gdzie, ale w prowincjach dotkniętych przez trzęsienie ani prezydent, ani jego partia nie mają czego szukać. Rozgoryczeni ludzie, którzy przez niefrasobliwość władz i powszechną korupcję stracili bliskich i dobytek, nie szczędzili władzom ostrej krytyki i zdawało się oczywiste, że poprą Kemala Kilicdaroglu i opozycyjny blok sześciu partii. Tymczasem, gdyby wybory odbywały się tylko na wschodzie, drugiej tury w ogóle by nie było, bo Erdogan wygrałby już w pierwszej. Bardzo wyraźnie: w mieście Gaziantep, gdzie wypadł najsłabiej, otrzymał 59 proc. głosów, w pozostałych miastach regionu wszędzie zyskał ponad 60 procent.

Od świeckiej republiki do kraju tysiąca meczetów

Czy Erdogana pogrąży niedawne, tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi?

zobacz więcej
To dziwi – choć właściwie nie powinno, bo zdarza się nie po raz pierwszy. Recep Erdogan, który rządzi Turcją już ponad dwadzieścia lat – od marca 2003 roku jako premier, od sierpnia 2014 roku jako prezydent – nie raz już tracił popularność i poparcie, ale zawsze przy urnie je odzyskiwał. Pierwsza taka próba z udziałem społeczeństwa (nie mówimy o bojach Erdogana z armią w pierwszym okresie jego rządów) miała miejsce wiosną 2013 roku w Stambule. Mieszkańcy miasta wyszli wówczas na ulice, by zaprotestować przeciwko zamierzonej likwidacji parku Gezi, enklawy zieleni w centrum metropolii, gdzie miano zbudować meczet. Do ostrych starć z siłami bezpieczeństwa dochodziło przez kilka dni, byli ranni i choć społeczeństwo batalię tę przegrało, park Gezi stał się symbolem oporu.

Rok później, wiosną 2014, na reputacji Erdogana mocno zaciążyła katastrofa w kopalni węgla w Somie, gdzie w wyniku pożaru zginęło 301 górników. Premier nie okazał rodzinom ani odrobiny współczucia i, jak powszechnie uważano, postępował bezdusznie. W tymże roku wybuchła też afera korupcyjna z udziałem kilku ministrów i ich rodzin. Społeczeństwo, dzięki ujawnionym zapisom podsłuchanych rozmów, dowiedziało się, że wśród podejrzanych jest sam premier, który z synem rozważa, jak ukryć 30 mln dolarów...

Winy puszczone w niepamięć

Wszystko to razem wzięte sprawiło, że po raz pierwszy pozycja Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) poważnie się zachwiała. W wyborach do parlamentu wiosną 2015 roku partia Erdogana poniosła duże straty. Nie na długo jednak, bo pół roku później, w kolejnych, przedterminowych wyborach AKP wszystko odzyskała. Turcy puścili w niepamięć winy partii i jej lidera, w imię, jak się uważa, spokoju, wygody i stabilizacji.

Czym się kierowali? Pierwszy okres rządów AKP to czas ożywienia i szybkiego wzrostu gospodarczego, a w ślad za tym poprawy poziomu życia. Wielu zwykłych obywateli, nie tylko wielki biznes powiązany z AKP, miało powody do zadowolenia i nie chciało narażać tego na szwank. Byli i tacy, dla których ważna była religia i przywrócenie jej miejsca w życiu publicznym. To wszystko Erdogan zapewniał.

Czy to oznacza, że społeczeństwo tureckie jest mało przewidywalne i niestabilne? W pewnej mierze tak i świadczą o tym również wyniki obecnych wyborów. Zmienność nastrojów politycznych jak na dłoni widać było od końca lat 80., gdy po okresie rządów wojskowych przywrócono rządy cywilne. W kolejnych wyborach zwycięskie partie zmieniały się jak w kalejdoskopie, a ta, która była pierwsza, w następnych wyborach bywała ostatnia.
Plakat kampanijny Recepa Tayyipa Erdogana dzień po wyborach prezydenckich w Turcji, Stambuł 15 maja 2023 r. Fot. PAP/EPA, Erdem Sahin
W 2002 roku po raz pierwszy wygrała AKP i od tej pory wahadło wychyliło się w drugą stronę: u władzy jest wciąż ta sama partia, a niestabilność nastrojów znajduje wyraz w buncie bez następstw. Czyż to nie obywatele właśnie latem 2016 roku uratowali rządy Erdogana, choć rok wcześniej pozbawili jego partię części mandatów, dając wyraz niezadowoleniu z jego rządów? Wojskowy zamach stanu nie powiódł się dzięki zwykłym ludziom.

Modlitwa przed wyprawą

W sobotę 13 maja, dzień przed głosowaniem Recep Erdogan udał się do Stambułu. Tam, w bizantyjskiej świątyni Hagia Sofia, która od trzech lat za jego sprawą znów jest meczetem, odmówił modlitwę. Nie była to zwyczajna modlitwa. Erdogan modlił się o pomyślność słowami, jakimi osmańscy sułtani zwracali się do Boga przed wyruszeniem na wojnę. Prezydent, z wielką przesadą zwany przez swych zwolenników „sułtanem” – choć na sułtańskim dworze mógłby być najwyżej wielkim wezyrem – głosowanie potraktował jak pole bitwy. Właściwie słusznie.

Czy sam był zaskoczony nadspodziewanie dobrym wynikiem? Jeżeli nawet, to jako wytrawny – co trzeba mu przyznać – polityk nie dał tego po sobie poznać. Sukces uznał za rzecz oczywistą, jak zwykle poświęcił parę słów demokracji i zaznaczył, że jeśli nie wygra, bo taka będzie wola narodu, oczywiście się jej podda. Trochę trudno, gdy zna się jego działania i ambicje, w to uwierzyć.

Modlitwa modlitwą, Recep Erdogan nie zaniedbuje też jednak ziemskich, bardziej wymiernych form zdobywania poparcia. Tuż przed wyborami zapowiedział znaczące, aż 45-procentowe podwyżki płac w sektorze publicznym, nowe świadczenia socjalne i bezpłatną energię, a w regionie dotkniętym trzęsieniem budowę nowych domów. Poprzeczkę ustawił wysoko, bo pierwotna liczba 200 tys. domów została podniesiona do 650 tysięcy. Tylu na pewno nie potrzeba, bo 200 tys. to także za dużo, ale rozmach zawsze robi wrażenie.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Czas przed drugą turą głosowania wypełniały gorączkowe zabiegi i szukanie poparcia. Postacią kluczową stał się trzeci kandydat do prezydentury, Sinan Ogan, który niespodziewanie zdobył ponad 5 proc. głosów i dzięki temu wszedł w rolę języczka u wagi. Ogan, ekonomista i wykładowca akademicki, określany jest jako nacjonalista (należał niegdyś do Partii Ruchu Narodowego, MHP), co w ustach zachodnich komentatorów jest bezsprzecznie krytyką. Ale, z ręką na sercu: kto z tureckich polityków nie jest nacjonalistą, niekoniecznie w złym znaczeniu tego słowa, zwłaszcza gdy chodzi o kwestię kurdyjską, Cypr czy stosunki z Grecją? To premier z republikańskiej CHP, Bülent Ecevit, wysłał przed laty wojska na Cypr, Recep Erdogan zaś wznowił walkę z separatystami kurdyjskimi i wysłał wojsko do Syrii.

W wielkim cieniu wyborów prezydenckich pozostały wybory parlamentarne, wygrane przez AKP i skupiony wokół niej blok ugrupowań. Razem zapewniły sobie 325 mandatów, większość w 600-osobowym parlamencie, co działa rzecz jasna na korzyść Erdogana. Pozostały w cieniu, bo pełnię władzy ma dziś w Turcji prezydent. Parlament niewiele może, mało się liczy i nic dziwnego, że nie budzi emocji ani zainteresowania. Prezydent Kilicdaroglu – jeśli nim zostanie – chciałby to zmienić. Kosztem swego urzędu.

– Teresa Stylińska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Zwolennicy kandydata na prezydenta Turcji Kemala Kilicdaroglu skandują hasła polityczne w siedzibie Republikańskiej Partii Ludowej w Ankarze, przed ogłoszeniem, wyników odbywających się równocześnie wyborów parlamentarnych i prezydenckich. 14 maja 2023 r. Fot. PAP/EPA, Sedat Suna
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.