Putin musi sprzedawać paliwa Chinom i Indiom, oferując spore upusty cenowe. A to boli – mówi Andrzej Krajewski, autor książki „Ropa. Krew cywilizacji”..
zobacz więcej
Dążenie globalnych gigantów gospodarczych ku dekarbonizacji przedstawiane jest też często jako sposób na zerwanie z groźnymi zależnościami importowymi w sferze surowców energetycznych i paliw. To prawda – zresztą ta teza zasadza się zarówno na wspomnieniu roku 1973, jak i na świeżych doświadczeniach rosyjskiej agresji militarnej i energetycznej z roku 2022. Istnieje jednak ryzyko, że na drodze do neutralności klimatycznej ludzkość wpadnie w kolejne wilcze doły niebezpiecznych związków handlowych. Jak się bowiem okazuje, każda epoka i rewolucja przemysłowa ma swój gospodarczy narkotyk.
Świat starający się odejść od spalania paliw kopalnych, to świat, który coraz głębiej się elektryfikuje. Zasilanie elektryczne jest uważane za remedium na emisje, bo energię elektryczną można pozyskać na szeroką skalę ze źródeł odnawialnych czy jądrowych, które gazów cieplarnianych nie produkują. Dlatego też współczesne polityki klimatyczne zakładają szeroką i głęboką elektryfikację. Ludzie mają podróżować elektrycznymi pojazdami, ogrzewać się elektrycznymi źródłami ciepła i korzystać z wyrobów wytworzonych głównie dzięki energii elektrycznej.
Składzik na prąd elektryczny
Żeby jednak było to możliwe, potrzebne są magazyny tejże energii. Dotychczas korzystano głównie z naturalnych form magazynowania, tzn. z energii uwięzionej w postaci bryłki węgla, baryłki ropy lub metra sześciennego gazu. Dekarbonizacja połączona z elektryfikacją wymusza stworzenie sztucznych magazynów – przede wszystkim baterii, potocznie, choć nieprecyzyjnie nieraz nazywanych „akumulatorami”. I tu zaczynają się schody.
Światowy przemysł bateryjny, niezbędny do udanej transformacji klimatycznej, uzależniony jest od dostaw trzech kluczowych surowców. Chodzi o nikiel, lit i kobalt. Nikiel pozwala zwiększyć tzw. gęstość energii w baterii, a więc umożliwia produkcję jednostek o większej pojemności. Lit jest potrzebny do generowania napięcia. Z kolei kobalt chroni katody przed przegrzaniem i wydłuża żywotność baterii.
Świetnie! Tyle, że pozyskanie każdego z tych surowców tworzy też zupełnie nowe trudności i zależności.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Z powyższej trójki najmniej problemów rodzi (jak na razie) rynek niklu. Wydobywa się go głównie w Indonezji, przez co jego produkcja ma dość wysoki ślad węglowy – indonezyjska energetyka opiera się głównie na węglu (60% miksu wytwórczego) i gazie (20% miksu). Rozmaite grupy aktywistów środowiskowych podnoszą też zarzuty, że odpady powstałe przy wydobyciu niklu często lądują w wodach oceanów Indyjskiego i Spokojnego. Jednakże zarówno energetykę Indonezji, jak i standardy tamtejszego przemysłu wydobywczego można względnie sprawnie i szybko poprawić. Nie da się natomiast sprawie i szybko rozwiązać problemów dotyczących pozostałych dwóch kluczowych surowców bateryjnych.
Nacjonalizacja litu?
W przypadku litu problemy dotyczą nie tyle teraźniejszości, co nieodległej przyszłości. Obecnie za blisko połowę produkcji tego surowca odpowiada Australia, ale największe jego udokumentowane złoża znajdują się w Chile, czyli w państwie będącym drugim największym producentem litu. Tymczasem ten południowoamerykański kraj przechodzi obecnie głębokie polityczne zawirowania, rzutujące na stabilność wewnętrzną i zaufanie międzynarodowe.