Rysopis, jaki sama podaje, potwierdza to, co widzimy na zdjęciu paszportowym: włosy siwe, oczy ciemne. Wypełnia rubrykę: zawód – artystka malarka. Kolejne linijki danych… Rubryka numer 16: obecne miejsce pracy (w pełnym brzmieniu), adres zakładu pracy i zajmowane stanowisko, względnie inne źródło utrzymania. Malinowska wpisuje: „pozostaję na utrzymaniu siostry razem ze mną zamieszkałej”. To samo deklaruje Stefania: „Elżbieta Józefa Malinowska lat 62. Pozostaje na moim utrzymaniu”.
George Dormont oświadczył, że jest zatrudniony jako inżynier dźwiękowiec w studiu filmowym Metro Goldwyn Mayer i zamierza utrzymywać szwagierkę: „Jest ona artystka malarką”.
Władze szybko, bo już w trzy miesiące, wyrażają zgodę na wyjazd, ale potem procedura się przedłuża. Stefania ponagla. Pisze, że nie mają z czego żyć, bo zrezygnowała z pracy, a ich mieszkanie zdane do kwaterunku, „zostało przydzielone reemigrantom ze Związku Radzieckiego, którzy z utęsknieniem oczekują chwili zwolnienia lokalu, żyjąc obecnie w bardzo ciężkich warunkach mieszkaniowych”.
Przepadają wykupione przez George’a bilety lotnicze. W końcu obie panie wsiadają na statek i ruszają w kierunku Nowego Świata. Dokumenty przewozowe stwierdzają, że na pokładzie są tylko trzy Polki: one i
Izabela „Czajka” Stachowicz, z domu Schwarz. Słynna skandalistka, bywalczyni przedwojennych rautów i bali gałganiarzy na ASP, opisywana przez Witkacego, uwielbiana przez panów, mniej przez panie. Przed Władysławem Stachowiczem miała dwóch mężów: pierwszym był przedwojenny wolnomularz, sympatyk PPS i socjolog Aleksander Hertz, a drugim – warszawski architekt Jerzy Gelbard. Wojna zastała ją w Polsce. Trafiła do getta warszawskiego, z którego udało jej się wydostać pod przybranym nazwiskiem Stefania Czajka. O swoich przeżyciach pisała w książce „Ocalił mnie kowal” (1956), gettu poświęciła tom poezji, opatrzony przedmową Władysława Broniewskiego. Pytanie, czy dwie z trzech Polek na statku nie spotkały się nigdy wcześniej? Izabella Czajka Stachowicz studiowała malarstwo w Paryżu, brylowała w sferach artystycznych przedwrześniowej Warszawy. Elżbieta Hirszberżanka była członkinią środowiska artystycznego stolicy w tym samym czasie, także studiowała w Paryżu. Drogi tych kobiet mogły się przeciąć.
Pewne jest, że Dormontowa i Malinowska przez Kanadę docierają do Stanów Zjednoczonych. Dzięki temu możemy się dowiedzieć, że Elżbieta ma 154 cm wzrostu, oczy piwne i siwe włosy. Skrupulatność władz imigracyjnych nieco zatrważa.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ignacy, Stefania, Elżbieta mieszkali razem we troje w Kalifornii. Zmieniali adresy (śledzą je amerykańskie spisy wyborcze), telefony. George zmieniał prace, potem przeszedł na emeryturę, Stefania była housewife, a Elżbieta na jej utrzymaniu. Potem zaś wspólnie spoczęli na cmentarzu w San Diego. Najpierw zmarł Ignacy Dormont (18 czerwca 1984 roku), potem Elżbieta w 1991. Stefania przeżyła ją o pięć lat. W amerykańskich danych o osobach zmarłych znajdują się informacje, że Stefania urodziła się 1 sierpnia 1901 roku. Nazwiskiem panieńskim jej matki miało być: Malinowska. Nazwisko ojca: Staszewski. Zmarła 12 sierpnia 1996 roku. I to jest jedyna pewna data.
Można więc uzupełnić życiorys Elżbiety Hirszberżanki. Urodziła się 1 lutego 1898 – zmarła 5 grudnia 1991 roku. Pochowana pod nazwiskiem Elżbieta Malinowska w San Diego.
– Żyła prawie sto lat. Do końca pod okupacyjnym nazwiskiem. Po aryjskiej stronie – komentuje dr Renata Piątkowska.
I do końca artystka malarka. Na jej nagrobku widnieje napis: „artist painter”, ale czy poznamy kiedyś jej powojenne prace? I czy w ogóle istnieją?
– Beata Modrzejewska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy