Łoźnica odrzekł, że oczywiście to wszystko też się wydarzyło, ale jego produkcja jest o czymś innym. I jako kluczowy jej fragment wskazał słowa wypowiedziane przez Arthura Harrisa, w okresie drugiej wojny światowej dowódcę dywizjonów bombowych lotnictwa brytyjskiego, późniejszego marszałka Królewskich Sił Powietrznych. Ów oficer w jednym ze swoich wystąpień powiedział, że przed Brytyjczykami nikt nie przeprowadzał takich bombardowań, jakie postanowili oni przeprowadzić, że zrobią to pierwsi, i sprawdzą, czy przyniesie to efekt. To będzie eksperyment – podsumował Harris.
Według Łoźnicy, w wypowiedzi brytyjskiego oficera najważniejszym słowem jest właśnie „eksperyment”. Reżyser stwierdził również, że w swoim filmie chciał pokazać, jak cywile stają się zakładnikami polityków. Ta jego deklaracja przywodzi na myśl biopolitykę. Tym mianem został określony nurt rozmaitych koncepcji, w których społeczeństwo przedstawiane jest jako żywy zasób władzy, a więc coś, co nabrało znaczenia w epoce wojen totalnych.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Biorąc pod uwagę całą twórczość Łoźnicy, można dojść do wniosku, że w jego przekonaniu rolą artysty nie jest działalność moralizatorska, lecz politycznie i światopoglądowo niezaangażowane odsłanianie rzeczywistości. W roku 2014 reżyser w jednym z wywiadów nawiązując do słów rosyjskiego pisarza Warłama Szałamowa, oświadczył, że po Holokauście i GUŁagu, po traumach, z którymi kultura europejska nadal się nie uporała, żaden artysta nie ma prawa mówić ludziom, jak mają żyć, i pouczać ich, co jest dobre, a co złe. W uzasadnieniu tej opinii Łoźnica obarczył artystów odpowiedzialnością za potworności XX wieku.
Tyle że w przypadku tego twórcy takie podejście oznacza dolanie paliwa do rewizjonizmu historycznego. Z „Historii naturalnej unicestwienia” może przecież płynąć wniosek, że w okresie drugiej wojny światowej Niemcy doznali takich samych, a może i gorszych, krzywd niż inne narody.
A może to ze strony Łoźnicy tylko prowokacja albo przekorne chadzanie pod prąd? Hipotezy się mnożą.
Swoją drogą znamienne jest to, że filmy bądź co bądź znakomitego reżysera są kłopotliwe i dla Rosjan, i dla Ukraińców. Natomiast nie kojarzę żadnego jego dzieła, które stanowiłoby problem dla Niemców. Może dzieje się tak dlatego, że reżyser patrzy na świat stamtąd, gdzie mieszka – czyli właśnie z perspektywy niemieckiej.
– Filip Memches
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy