„Gdy pracowałem z młodym prawnikiem, który ukończył najstarszy polski uniwersytet i studia prawnicze w USA, poprosiłem go o przygotowanie projektu umowy w języku angielskim. Była ona efektem spotkania z klientem i przeprowadzenia dokładnej prezentacji zamiarów stron. Rano na biurku zastałem dwudziestostronicowy projekt, napisany doskonałą, angielską »legalizą«, w którym było wszystko: przesłanki (tzw. recitles), oświadczenia stron, gwarancje, doręczenia, zapisy na arbitraż, etc., etc. Nie było tylko jasne kto, komu, co, jak i za ile. No, ale wynik ciężkiej pracy kompilowania różnych dokumentów był imponujący.
Z kolei podczas transakcji obejmującej dość skomplikowane rozliczenia pomiędzy kilkoma jej stronami, stronę płacącą reprezentował wybitny »luminarz polskich nauk prawnych«. Dla uproszczenia rozliczeń pomiędzy stronami zaproponowałem użycie instytucji przekazu świadczenia. Pan profesor nie wiedział, o czym mówię. Przyznał, że nie rozumie tej instytucji i chciał opisać – na kilku stronach drobnym drukiem – to, co miało się wydarzyć. Na szczęście jednym z jego klientów był absolwent prawa, w dodatku seminarzysta śp. prof. Zbigniewa Radwańskiego. Ów zrozumiał, co miałem na myśli i odstawił na bok swojego prawnika” – zakończył opowieść mec. Mikosz.
Zdarza się również, jak objaśnił mój rozmówca, że źródłem nieporozumień może być nieznajomości prawa polskiego z jednoczesnym stosowaniem obyczajów i formuł prawnych krajów, z których pochodzą kancelarie operujące w Polsce, chociażby niemieckie. Tu typowym przykładem są tzw. „klauzule salwatoryjne”. Dawny niemiecki kodeks cywilny zawierał normę, która nakazywała uznać całą umowę za nieważną, gdy choć jedno z jej postanowień było nieważne. Polskie prawo nakazywało zawsze działanie „in favorem contractu” – na korzyść umowy. Niemieckie kancelarie działające w Polsce wrzucały jednak te „klauzule salwatoryjne” – bo taki jest niemiecki standard.
Powrót do Cycerona
Przykłady można mnożyć, podobnie jak niepojęte zdania wstawione wewnątrz innych zdań i niezrozumiałe dla ogółu prawnicze pojęcia w jednym dokumencie dotyczącym prostej sprawy. Co usprawiedliwione specyfiką materii tylko do pewnego stopnia. Już pół wieku temu prezydent USA Richard Nixon zadeklarował, że przepisy federalne powinny być pisane „w języku laika”. Jak jednak wynika z eksperymentów przeprowadzanych od kilku lat na MIT, intencje były chwalebne, a wyszło jak zwykle.
To może też być pokłosie dramatu edukacyjnego, w którym znajduje się dzisiejszy Zachód. Może więc należałoby wrócić do nauczania mów Cycerona jako pewnego niedościgłego wzoru wypowiadania się tak, by słuchacz szanował poziom intelektualny retora, ale jednak go rozumiał, a nie uważał za magika. To także być może odprysk coraz głębszego w elitach światowych (będących w dużej mierze „elitami porewolucyjnymi”) przekonania o zakończeniu procesu własnej legitymizacji. W konsekwencji zaś jak najgłębszej przyspieszonej separacji od społecznych dołów. Język dworu, tak jak za czasów Króla Słońce, musi być całkiem inny niż język paryskiej ulicy. Co nie zawsze oznacza realne przebywanie owych elit w Wersalu, ale własne ograniczenia w zakresie dobrych manier przekracza się najtrudniej.
Konsekwencją nie do uniknięcia jest więc rosnący zanik szacunku ulicy do państwa i prawa. Już dziś adwokat i sędzia cieszą się według badania za rok 2022 przeprowadzonego w Polsce przez SW Research tylko 50 proc. poważaniem społecznym. To jest tylko dwa procent więcej od „pracownika sprzątającego” i mniej nie tylko od strażaka (81 proc., lider od lat), ale nawet od znacznie gorzej zarabiających nauczyciela (57 proc.) czy pielęgniarki (70 proc.).
Cóż dodać, poza wnioskami kognitywistów z MIT: „[…] prawnicy, którzy piszą w zawiły sposób, robią to dla wygody i z poszanowania tradycji, co jest sprzeczne z ich wyraźną własną preferencją językową. Uproszczenie zaś dokumentów prawnych byłoby nie tylko wykonalne, ale i korzystne tak dla prawników, jak i osób niebędących prawnikami”.
– Magdalena Kawalec-Segond
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Źródła:
https://www.pnas.org/doi/10.1073/pnas.2302672120