To tylko napędziło apetyt Berlusconiego. Miliony, które zarobił, postanowił zainwestować w media. Churchill mówił, że historia będzie dla niego łaskawa, bo sam ją napisze. Berlusconi nie chciał czekać, tylko napisał dla siebie teraźniejszość i przyszłość. Na przełomie lat 70. i 80. we Włoszech monopolistą była wciąż telewizja publiczna. Nie było czegoś takiego jak prywatne kanały ogólnokrajowe. Silvio ominął przepisy, wykupując drobne stacje lokalne i puszczając w nich te same materiały w tym samym czasie. Następnie przeprowadził przez parlament ustawy znoszące monopol, wchodząc w układ z bliskim sobie socjalistą Bettino Craxim.
Win win – Berlusconi ma swoje media, a Craxi i inni sojusznicy miliardera mogą liczyć na przychylność nowych stacji. Telewizja Silvia nie była przy tym zwykłą konkurencją. Mediolańczyk sprowadził do Włoch ogrom popkultury zza Oceanu, wykupując prawa do amerykańskich seriali, filmów, teleturniejów, programów rozrywkowych. Grzecznej, skromnej i surowej w swej estetyce chadeckiej telewizji publicznej, w której nie było nawet zbyt wielu reklam, Berlusconi przeciwstawił kpinę, konsumpcję, zabawę, indywidualizm – i wygrał.
Kolejny krok to wykupienie klubu AC Milan – ukochanej drużyny, której kibicował od dzieciństwa, a która znajdowała się w kryzysie. Tu też musiało być inaczej i widowiskowo – Berlusconi dosłownie przyleciał z nieba jako zbawca, uroczyście lądując na stadionie helikopterem ku radości zgromadzonych kibiców. Klub odzyskał wielkość, wkrótce wygrywając ligę, a potem także europejski Puchar Mistrzów Krajowych – ówczesną Ligę Mistrzów.
Gdy wraz z
Tangentopoli [czyli „łapówkogród” – red.] okazało się, że politycy wszystkich partii współrządzących Włochami od II wojny światowej są zamieszani w korupcję, głównymi beneficjentami nowego rozdania mieli być – pod zmienioną nazwą – komuniści. Na dwa miesiące przed przyspieszonymi wyborami Berlusconi ogłosił jednak, że „wchodzi na boisko”. Swoją partię nazwał Forza Italia, czyli Naprzód Włochy – najpopularniejszy i najprostszy okrzyk podczas meczów reprezentacji. Piłkarski entourage był marketingowo doskonale pomyślany – miliarder miał uratować Włochy przed czerwonymi, tak jak dopiero co uratował Milan. Dzięki niemu na rzeczywistość przełożyły się okrzyki „Forza Milan”, a teraz tak samo miało być z „Forza Italia”. W chwili „wejścia” mediolański klub był w trakcie zdobywania trzeciego mistrzostwa z rzędu.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Być może największe polityczne dzieło Berlusconiego to właśnie uchronienie Włoch przed zdominowaniem przez komunistów, którzy mogli zostać nową monopartią, rządzącą dekady, jak wcześniej chadecja. To on stworzył też koalicję centroprawicy – początkowo wybitnie eklektyczną, złożoną ze stworzonej ad hoc partii miliardera, trzymanych do tej pory na marginesie postfaszystów z MSI oraz Ligi Północnej. Nacjonaliści i regionaliści delikatnie mówiąc nie byli dla siebie naturalnymi partnerami i trzeba było wielu lat, żeby sojusz się ustabilizował – dziś współpraca Meloni i Salviniego wydaje się już czymś najnaturalniejszym w świecie.
Berlusconi zapisze się w historii także jako premier, który dwukrotnie mając mandat pochodzący z demokratycznych wyborów był obalany w tajemniczych okolicznościach i zastępowany przez rząd techniczny. Dwa razy – w 1995 r. i w 2011 r. – decydującą rolę odegrał tu prezydent, będący strażnikiem systemu wiszącym jak miecz Damoklesa nad każdym gabinetem. Za drugim razem ogromną rolę odegrali też przywódcy Niemiec Angela Merkel i Francji Nicolas Sarkozy oraz tzw. trójka – Komisja Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Europejski Bank Centralny.
Oczywiście nie należy też Berlusconiego idealizować – gdyby nie jego błędy, afery i skandale, prowadzące do utraty poparcia społecznego, spisek nie mógłby się udać. Faktem jest jednak, że przez kolejne jedenaście lat ani przez chwilę Włochy nie miały premiera będącego po prostu szefem partii, który stojąc na jej czele wygrał wybory. Wszyscy między Berlusconim a Meloni wyłaniali się wskutek zakulisowych rozgrywek i układów.
Podczas pogrzebu Berlusconiego na Piazza Duomo przed monumentalną, niezwykle bogato zdobioną, budowaną siedem wieków katedrą zgromadzili się wielką grupą ultrasi Milanu, machający flagami klubowymi i głośno skandujący po wielokroć – „jest tylko jeden
presidente”. Można to słowo tłumaczyć różnorako - prezydent, prezes, szef, przywódca. Organizator wyobraźni zbiorowej. Chyba żaden pojedynczy Europejczyk nie miał takiego wpływu na kształtowanie umysłów w swoim kraju.