Trzymam się tego korytarza, jedynego w swoim rodzaju rozwiązania architektonicznego. Ale skoro po latach sięgnąłem po „Chamowo”, zbiór zapisków Mirona Białoszewskiego z wielkiego falowca na ulicy Lizbońskiej 2, tuż obok Trasy Łazienkowskiej, to odkryłem, że jest tam wszystko: portret epoki średniego Gierka, z jej triumfalizmem, blichtrem i dynamiką. Wschodnie fascynacje poety („Do windy wsiadło dziecko tych drugich sąsiadów (….) I matka. Młoda. Myślę sobie: – Och jaka niemówiąca, delikatna, wąskie oczy, ciemna, bizantyjska, Madonna”) i delikatności niczym z „Lokatora” Romana Polańskiego (kapitalna scena z wysypywaniem tynku przez okno). I nawiązania do innych tekstów mocno osadzonych w polszczyźnie: zdanie „Cała Saska Kępa pachniała odurzająco. Gęściocha. Na biało. Od jaśminów i białych bzów. I na zielono” zostało przecież zapisane w trzy lata po tamtym, nuconym przez całą Polskę: „To był maj, pachniała Saska Kępa, szalonym, zielonym bzem…”.
Również – groteska życia codziennego w PRL (pistolet „do wstrzeliwania gwoździ w zbrojony beton ścian”, który czasem zawodzi i przestrzeliwuje ściankę niczym pocisk burzący). Również – historie awansu społecznego,
melting pot realnego socjalizmu. Ale przede wszystkim – Warszawa, której jest świadkiem. Tak, jakby oddawał jej dług, zaciągnięty antyheroicznym „Pamiętnikiem z Powstania Warszawskiego”.
To szczególne zapisy, inne niż solidnych autorów, realistów, jakich pod dostatkiem w wydanej niedawno przez Marcina Gugulskiego osobistej antologii „Moje ulubione książki o Warszawie”. Miron to nie Prus ze swoimi dykteryjkami, Julian Niemcewicz, Marek Nowakowski czy Tyrmand: u niego w miejsce tego pojawiają się impresje, błyski: „Mam z okna nie dwa, a trzy błyski Wisły – pisze w „Chamowie”. – Widać na bliższym Czerniakowie drożdżowy klasztor Nazaretanek (…) Latarnie na Wale Miedzeszyńskim”.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Nie wiedziałem, tak naprawdę, że można Białoszewskiego czytać w kluczu „kronikarz Stolicy”, przekonała mnie dopiero wydany przez Lampę i Iskrę Bożą, szaloną oficynę Pawła Dunina-Wąsowicza tom prac „Tętno pod tynkiem. Warszawa Mirona Białoszewskiego”. To Topo-Grafie, świetna mini-seria o tekstach literackich jako źródłach do badania przestrzeni i miejsc. Co tytuł, to lepszy: „»Sto metrów asfaltu«: Warszawa Marka Hłaski«; „»Ułamek błękitu i chmur«: Warszawa Tadeusza Konwickiego”; „»Ceglane ciało, gorący oddech«: Warszawa Leopolda Tyrmanda”, wszystkie doskonałe; ale „Tętno pod tynkiem” najlepsze.